18. "Szukasz kogoś?"

Gdy próbujesz dotrzymać słowa

Gdy nadeszło rano, ledwo udało Ci się otworzyć oczy. Co więcej, przez spanie na podłodze czułaś, jak zaczynają Cię boleć plecy. Sprawdziłaś w telefonie, która była godzina. Szósta trzydzieści siedem. Powoli odwróciłaś się na drugi bok i zobaczyłaś, jak Amber również nie śpi. Zamiast tego, siedziała na łóżku i wpatrywała się w Ciebie jak wariatka. Wystraszona, także podniosłaś się do siadu.

- Ranny ptaszek się obudził - wymruczała. - I co? Jak Ci się spało w Twoim legowisku?

- Legowiska mają zwierzęta - wymamrotałaś pod nosem, po czym przetarłaś zmęczone oczy. Długo zajęło Ci zaśnięcie. - Oprócz tego, że było twardo, nie było najgorzej...

- Nie myślałaś chyba, że pozwolę Ci spać na MOIM łóżku, co? - zaśmiała się złośliwie.

- Nie żebym w ogóle podejrzewała, że cokolwiek dla mnie przygotujesz - mruknęłaś, by po chwili usłyszeć ciężkie kroki na schodach.

- Och, tata idzie! - powiedziała, a Ty zdecydowanie nie miałaś ochoty na spotkanie z tym mężczyzną. Zwłaszcza po tym, czego się o nim dowiedziałaś...

Westchnęłaś cicho. Po dłuższej chwili do pokoju wszedł mężczyzna w białej koszuli i czarnym garniturze. Aktualnie był w trakcie wiązania błękitnego krawatu. Bardzo podobnego do tego, który Nataniel nosił do szkoły. Francis spojrzał na Ciebie i swoją córkę.

- No proszę, już nie śpicie? - powiedział, po czym uśmiechnął się do Amber. - Dobrze spałyście?

- Bardzo dobrze, tatusiu - odpowiedziała, machając uroczo rzęsami. Nie dziwiłaś się, że jakimś cudem ta dziewczyna była ulubienicą swoich rodziców. - Właśnie miałyśmy się zbierać.

- Dobrze - pokiwał głową. - Przygotujcie się i przebierzcie, a potem przyjdźcie na śniadanie. Pójdę obudzić Nataniela.

Opuścił pomieszczenie, a Ty miałaś szczerą nadzieję, że mężczyzna nie zrobi Twojemu przyjacielowi krzywdy. Błyskawicznie zabrałaś ubrania oraz kosmetyki ze sobą, po czym wyszłaś z pokoju Amber. Po cichu podeszłaś do drzwi prowadzących do pokoju Nataniela i nachyliłaś się do nich.

- (T.i.) była u Ciebie w nocy? - zapytał blondyna jego ojciec, dość zirytowanym tonem głosu.

- Słucham? - usłyszałaś z ust chłopaka. - Nie, nie była. Po kolacji poszła do Amber, nie widziałem jej później...

- No proszę. To bardzo dziwne, bo miałem wrażenie, że słyszałem, że ktoś otwiera drzwi... - Nataniel syknął cicho. Czyżby jego ojciec za mocno go złapał za rękę? Albo za podbródek...? Sama nie wiedziałaś.

- M-Może poszła do łazienki, nie wiem. Ale nie było jej u mnie, ojcze...

- Mam taką nadzieję - mężczyzna zaczął zbliżać się do drzwi, przez co szybko udałaś się do łazienki.

Zamknęłaś się tam i zasłoniłaś usta dłonią, starając się nie oddychać za szybko. Miałaś ogromną nadzieję, że uda Ci się uspokoić wystarczająco, by nie wzbudzać podejrzeń. Wiedziałaś, że Francis Cię nie lubił. Nie chciałaś jedynie pogorszyć całej tej sytuacji...

***

- Dzień dobry, (T.i.) - zwróciła się do Ciebie Adelaide, gdy wraz z jej córką zeszłyście wreszcie na dół. - Witaj, Amber.

Przywitałaś się z kobietą i spojrzałaś na stół. Był pełen różnego rodzaju jedzenia. Szwedzki stół, wypisz wymaluj. Zauważyłaś, że Nataniel już siedział na swoim miejscu. Ubrany w swój szkolny strój, z idealnie ułożonymi włosami nie sprawiał wrażenia, jakby poprzedniego dnia cokolwiek się wydarzyło. Był urodzonym aktorem.

- Cześć, Nat - powiedziałaś do niego cicho, zajmując to samo miejsce, co dzień wcześniej i uśmiechając się lekko do niego.

- Witaj - odwzajemnił uśmiech. - Dobrze spałaś, (T.i.)?

- Bardzo dobrze, dziękuję - odpowiedziałaś. Jego uśmiech wydawał się szczery. Ale nie miałaś co do tego ani krzty pewności. Nie po tym, czego dowiedziałaś się jeszcze sześć godzin temu...

Amber zajęła miejsce obok brata, Adelaide naprzeciwko męża, który wcześniej odsunął kobiecie krzesło, a następnie spojrzał na syna z pogardą.

- Wczoraj potrafiłeś być dżentelmenem, a dzisiaj już nie? - rzucił twardo. - Nie łaska odsunąć krzesło koleżance?

- Och, to nic takiego - powiedziałaś cicho, patrząc na mężczyznę. - Proszę się nie przejmować.

- Jak mówiłem wczoraj, mój syn otrzymał bardzo dobrą edukację, więc uważam, że odrobina dżentelmeństwa mu nie zaszkodzi.

- Nataniel na co dzień jest uprzejmy względem każdego - próbowałaś jakoś obronić chłopaka. Liczyłaś, że te argumenty jakoś przemówią do jego ojca.

- Mam taką nadzieję - to chyba jedno z jego ulubionych powiedzonek...

Po zjedzeniu śniadania, z całych sił próbowałaś przekonać Amber i jej rodziców, że pojedziesz do szkoły autobusem. Ich najlepszym argumentem było "Jak by to wyglądało, żeby gość jechał osobno?". Cóż, jednak trochę kultury w sobie mieli. O ile można tak powiedzieć o tej dwójce, oczywiście. A zatem po ubraniu się, podziękowałaś Adelaide za to, że Cię ugościła, po czym wraz z Amber, Natanielem i Francisem opuściłaś mieszkanie. Widziałaś jeszcze, jak ojciec bliźniąt składa na czole ich matki czuły pocałunek. No proszę...

***

Gdy Francis zawiózł Was pod szkołę, opuściłaś samochód w tempie błyskawicy. Nie chciałaś przebywać w jednym miejscu z panem Carello dłużej niż było to potrzebne. Natychmiast ruszyłaś w stronę wejścia do budynku i wypuściłaś ciężko powietrze z płuc. Miałaś nadzieję, że nikt nie zauważył tego, że przyjechałaś do szkoły z rodz...

- (T.i.)! - usłyszałaś za sobą głos swojej przyjaciółki. Odwróciłaś się i zobaczyłaś, że jej mina nie wskazywała, by była zadowolona. - Kastiel powiedział, że byłaś na noc u Amber, ale nie powiedział, dlaczego. Nie podoba mi się to wszystko. Więc? Powiesz mi?

Westchnęłaś ciężko. Nie czułaś się jeszcze gotowa, żeby komukolwiek o tym mówić. Zwłaszcza że Nataniel kazał Ci obiecać, że nikomu o tym wszystkim nie powiesz. Czułaś, że musisz dotrzymać słowa. On Ci zaufał... A Ty starałaś się nie zniszczyć tego zaufania, którym Cię obdarzył...

- Roza, ja... - pokręciłaś głową. - Chciałabym, ale nie mogę. To... Zbyt skomplikowana sprawa. Skomplikowana i prywatna.

- Wiesz, że możesz mi zaufać - objęła Cię ramieniem, a Ty starałaś się trzymać język za zębami. - Nie będę się śmiać ani nic w tym stylu.

- Wiem - wtuliłaś się w nią. - Ale naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Później, dobrze? Obiecuję, że prędzej czy później Ci powiem.

- Wiesz, że nawet jeśli tego nie zrobisz, dowiem się sama - uśmiechnęła się pocieszająco. - Znasz mnie krótko, ale jednocześnie wystarczająco długo, żeby to wiedzieć.

- Wiem. I doceniam, że mam taką przyjaciółkę - złożyłaś pocałunek na jej policzku. Uwielbiałaś tę dziewczynę.

***

Przez całą przerwę krążyłaś po szkole, próbując zebrać myśli. Chciałaś powiedzieć komuś o tym, co się stało, a tym samym uzyskać perspektywę kogoś jeszcze. Z drugiej strony nie chciałaś stracić zaufania swojego przyjaciela. Czułabyś się okropnie z tym wszystkim. Ale z drugiej strony teraz też było Ci źle. Wiedziałaś, że jeśli tak to zostawisz, ojciec wciąż będzie się nad nim pastwić, dopóki chłopak się nie wyprowadzi. A jako uczeń nie miał pieniędzy na taką inwestycję...

- (T.i.)? - usłyszałaś przed sobą głową osoby, o której właśnie myślałaś. - Wszystko w porządku?

- Tak, Nat - uśmiechnęłaś się delikatnie. - Dlaczego pytasz?

- Przez całą przerwę krążysz po szkole. Szukasz kogoś? - zapytał.

- W pewnym sensie tak - przyznałaś.

- Mam nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z tym, o czym rozmawialiśmy wczoraj? - z całych sił starałaś się nie spłonąć rumieńcem. Inaczej wszystko by się wydało.

- Nie - pokręciłaś głową. - Szukam Kastiela, nie widziałam się z nim jeszcze.

- W porządku - westchnął. - Powtórzę to po raz kolejny i ostatni. To MOJA sprawa i to MNIE dotyczy. Nie wtrącaj się w to - cmoknął Cię w policzek. - Znam Cię i wiem, że chciałabyś zareagować. Ale poradzę sobie, okej? 

- Dobrze, Nat. W porządku...

***

Z daleka zobaczyłaś, jak Kastiel wchodził do piwnicy szkolnej. Pewnie zapalić. Powoli poszłaś w tamtym kierunku, a następnie udałaś się za ukochanym. Podeszłaś do niego i poklepałaś jego plecy. Odwrócił się, wyjmując paczkę papierosów z kieszeni swojej ramoneski. Na Twój widok, uśmiechnął się szczerze. Nachylił się i złożył na Twoich ustach ciepły pocałunek, który odwzajemniłaś.

- Cześć, mała - mruknął.

- Cześć, Kastiel - westchnęłaś. Chłopak od razu domyślił się, że coś się stało.

- I co?  - objął Cię w talii ramieniem, drugą ręką wsuwając papierosa między wargi i odpalając go zapalniczką. - Do czego doprowadziło Cię Twoje małe śledztwo?

- Tak naprawdę do niczego - skłamałaś. Chciałaś być dobrą przyjaciółką. - Ich ojciec najzwyczajniej w świecie jest po prostu surowym facetem. Nic więcej.

- Mówiłem Ci, że przesadzasz - cmoknął Cię w czoło. - To tylko tyle. Facet rządzi twardą ręką, faworyzując córkę i poniżając syna. Na co innego liczyłaś?

- Nie wiem. Chyba bałam się, że to coś gorszego...

- Na przykład co? Że stary go leje? - parsknął śmiechem, a w Twoich oczach stanęły łzy. - Ej no, nie płacz, bekso - przytulił Cię. - Już, nie obrażaj się.

Odwzajemniłaś uścisk i miałaś nadzieję, że chłopak nie będzie ciągnąć tematu. Nie uśmiechało Ci się dalej o tym rozmawiać...

***

Przez cały dzień chodziłaś jak cień. Nie miałaś na nic ochoty, byłaś mało aktywna i, co dziwne, prawie zasnęłaś na jednej z nich. Co straszne, na biologii u pani Delanay. Szczęśliwie jej wrzask, który skierowała w stronę Kastiela, w porę Cię rozbudził.

Obecnie szłaś na zewnątrz, by zakosztować trochę listopadowej aury na ostatniej przerwie tego dnia. Usiadłaś na ławce i westchnęłaś ciężko. Jak na zawołanie, obok zaraz pojawiła się Rozalia.

- Wiesz, (T.i.), to serio niezdrowo coś tak w sobie trzymać - skwitowała, a Ty spojrzałaś na nią niezrozumiale. - Wiem, że czegoś mi nie mówisz. Pewnie masz do tego jakiś powód. Ale skoro nie ja, to może komuś innemu to powiedz? Nie wiem, Natowi? Kastielowi? Albo Lysandrowi, on wbrew pozorom naprawdę dobrze doradza.

- Roza, ja... - westchnęłaś. - Tak, pewnie masz rację. Będę to mieć na uwadze. Chyba faktycznie porozmawiam z którymś z nich... 

- Dobrze Ci to zrobi, skarbie.

Uśmiechnęła się do Ciebie, a Ty odwzajemniłaś to słabo. Miała rację. Nie mogłaś tego tak zostawić. Ty czułaś się przez to gorzej, a sytuacja Nataniela się nie poprawi, jeśli nie zareagujesz. 

Gdy tylko chwilę później trafiłaś na Kastiela, pociągnęłaś go na zewnątrz, za szkołę. Tam, gdzie dzień wcześniej zostaliście parą.

- O co Ci chodzi? - spytał, obejmując Twoją twarz dłońmi.

- Posłuchaj... Muszę z Tobą porozmawiać. Chodzi o Nataniela...

**********

Hejka kochani!

Kolejny rozdział za nami. Dzisiaj troszeczkę mniej ciekawie, ale następny rozdział będzie nieco bardziej ambitny. Liczę, że się Wam spodoba.

No i że ten oczywiście także przypadł Wam do gustu!

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS: W mediach: Felivers - "Razem"

("Bo kiedy pada deszcz, słońcem jesteś Ty. A kiedy zgubię się, drogę wskażesz mi")

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top