IX / Moje serce należy już do kogoś innego
Hinata wszedł do przestronnego pomieszczenia. Na pierwsze oko nie wyglądało na takie z powodu postawionych ścian w strategicznym miejscach, na których wisiały prace jednego artysty. Panował tutaj półmrok. Pokój oświetlały tylko lampy nad obrazami, które uwydatniały dzieła.
Shouyou czuł się lekko zagubiony, ponieważ pierwszy raz jest na wernisażu. Zdarzyło mu się być kiedyś w galerii, ale nie pamiętał niczego z tamtej wizyty. Sztuką się nie interesuje i nie potrafi jej zrozumieć, ale przyszedł, aby nie zasmucić Oikawy, a po drugie... Kageyama. To był główny powód jego pojawienia.
Rudowłosy rozejrzał się, mając nadzieję, że obiekt westchnień już przybył. Zauważył, jak pewna czarnowłosa osoba stoi przed jednym obrazem, przyglądając się mu. Hinata od razu się uśmiechnął, zmierzając do niej.
— Kaaageeeyaaaamaa — zawołał, przeciągając sylaby. Bardzo się cieszył, że może dzisiejszy wieczór spędzić z chłopakiem.
Tobio obrócił się w stronę głosu i zaczął się subtelnie rumienić. Przypomniało mu się. jak się spotkali we wtorek. Niestety, ale zakochał się w Hinacie po uszy i aktualnie nie widzi rozwiązania swojego problemu.
— Cześć — przywitał się spokojnie. — To... przejdziemy się?
— Jasne — zgodził się radośnie rudowłosy.
Dwójka przechadzała się po pomieszczeniu, prowadząc rozmowę o nieistotnych sprawach, czyli pytali o swoje studia czy pogodę. Oboje byli onieśmieleni towarzystwem i nie wiedzieli, jak bardziej rozwinąć tematy.
Zatrzymali się przed jednym obrazem, który przedstawiał bukiet żółtych tulipanów na drewnianych stole. Na czole Kageyamy pojawiła się niewidoczna zmarszczka, kiedy przyjrzał się malunkowi.
— A jest jakaś zasada przy oglądaniu? — Wyrwał z zamyślen czarnowłosego Hinata.
Wyższy chłopak spojrzał się pytającym wzrokiem na niego.
— Nie rozumiem?
— Nie znam się na malarstwie, ale czasami w szkole omawialiśmy obrazy, które miały jakieś symbole. Wielokrotnie dostawałem złe oceny, ponieważ nie potrafiłem dobrze odczytać intencji autora — mruknął zawstydzony Shouyou.
Kageyama parsknął śmiechem z tego wszystkiego.
— Jest to bezsensu. Każdy obraz intepretuje się inaczej i uważam, że nikt nie potrafi wejść do umysłu autora. Szczerze, to moje prace też zwykle nie mają głębszej historii. Maluję to, co mam przed oczami. Moje obrazy to — zatrzymał się na moment — wspomnienia. Chwytam chwilę z życia. Dlatego szczególnie uwielbiam impresjonizm, który zapoczątkował Monet. Słowo pochodzi od impressionisme czyli po prostu impresja. — Shouyou zaimponował finezyjny akcent Kageyamy. Olśniewająco wymówił po francusku ten wyraz swoim miękkim, męskim głosem. — Ulotne wrażenia szybko uciekają i staram się je zatrzymać, umieszczając na płótnie.
Hinata z fascynacją słuchał czarnowłosego. Nie spodziewał się, że Tobio jest taki poetycki i sentymentalny.
— A ten obraz? — spytał się, wskazując na prace przed nimi. — Co może on oznaczać?
Kageyama westchnął.
— Oikawa bardzo zwraca uwagę na szczegóły. Zważając, że wystawa nazywa się Odrodzenie, to prawdopodobnie zostawia swoją przeszłość. Żółte tulipany to bezsensowna miłość, a tytuł obrazu wskazuje jego myśli — odparł niemrawo, odchodząc wzrokiem od napisu Niesmak. Tobio doskonale odczytał tę pracę.
Shouyou naburmuszył się, że czarnowłosy poszedł dalej sam, zostawiając go. Przyśpieszył trochę, aby za nim nadążyć.
— Czyli, aby zrozumieć obraz, to muszę znać życie autora?
— Ale z ciebie idiota — warknął. — Nie musisz niczego wiedzieć. Temat się nie liczy. Również można przyjrzeć się technice, doborze farb, czy skupić się na światle. Podziwiaj obrazy, a nie doszukuj się głębszego sensu. Jest wielu artystów, którzy malują to, na co mają ochotę, więc nie powinieneś patrzeć się na historię.
Rudowłosemu bardzo podobało się, jak Kageyama wyrażał się o sztuce. Widać, że się na niej zna. W odróżnieniu od Hinaty, który ma znikomą wiedzę.
— To, co sądzisz o Oikawie? — zapytał, a czarnowłosy zacisnął pięści. Shouyou nie umknęło to i zapomniał, że oboje mają między sobą tajemniczy konflikt. — Chodzi mi o umiejętności!
Wyższy chłopak wiedział, że przychodząc tutaj, musiał się liczyć z słuchaniem o Tooru. Nie miał najmniejszej ochoty na to.
— Zmienił mu się styl. W liceum podobnie malowaliśmy, ale patrząc się na jego technikę, to odpuścił sobie impresjonizm i poszedł w realizm.
— A masz jakiś ulubiony obraz? — Hinata zdecydował, że powinien uniknąć ciągnięcia tematu Oikawy. Nadal nie znał upodobań Kageyamy, ale obstawiał, że ten powie jakieś dzieło znanego malarza impresjonistycznego.
— Rene Magritte Kochankowie — odpowiedział bezbarwnym głosem. Mimo, że ta praca przywodzi mu złe wspomnienie, to nadal uwielbiał ją.
— Dlaczego? — drążył Shouyou. Niestety, ale nie znał obrazu, o którym mówi Tobio, ale zanotował w głowie, aby później sprawdzić, jak wygląda.
— Bo miłość jest ślepa — uciął częściowo zły. Nie chciał o tym rozmawiać. Zawsze mógł zapodać Auguste Renoir, czy Camille Pissarro, a jednak powiedział prawdę.
Rudowłosy ucichł, wiedząc, że stąpa po cienkim lodzie. Nie powinien się odzywać w tej chwili. Kageyama ponownie ma smutne oczy. Dlaczego musi on wszystko zepsuć i sprawiać krzywdę Tobio?
— Przepraszam... — wyszeptał, wlepiając czekoladowe oczy w podłogę. Jednak wyższy chłopak nie zwrócił na to uwagi, zatrzymując się przed jednym obrazem.
Na głównym planie znajdowała się metalowa sztaluga z płótnem w pewnym pokoju. Za nimi ktoś siedział, ale zasłonięty malunkiem. Za tą osobą było okno balkonowe i rozwiewana przez wiatr granatowa firana. Na dworze znajdowała się szarość i nijakość. Całość została utrzymana w chłodnych kolorach, bez żadnej iskry optymistyzmu.
Kageyama momentalnie zacisnął zęby, kiedy przeczytał tytuł, a dokładnie Błąd. Tobio od razu rozpoznał, o co w tej pracy chodziło. Przecież to był jego pokój w Miyagi, jego sztaluga, jego okno, jego zasłona, a osoba to on.
— Pierdolony chuj — powiedział, powstrzymując krzyk oraz cisnące się łzy.
Hinata zdezorientował się reakcją chłopaka, jednakże próbował okazać wsparcie, więc podszedł do niego. Złapał delikatnie go za ramię, prosząc o uwagę. Ale czarnowłosy odtrącił pomoc i uciekł na dwór.
Lekki powiew wiatru spowodował u Kageyamy wodospad wspomnień oraz łez. Dusił się własnymi emocjami, bólem i stratą. On nie chciał znowu czuć tego zrozpaczonego uścisku w klatce piersiowe.
Usiadł na ławce obok kwietnika, starając się zrelaksować.
Pod koniec drugiej gimnazjum z powodu odejścia bliskiej osoby, Tobio zaczął oddalać się od świata. Rodzice próbowali mu pomóc przejść ciężki okres, ale on ich unikał. Kageyama nawet nie potrafił podnieść pędzla i malować. Stracił całą energię życiową, stając się duchem. Zdystansował się od społeczności i spędzał każdy dzień zamknięty w pokoju, patrząc się w sufit. Nie miał motywacji do niczego. Najprostsze czynności wymagały od niego wielkiego wysiłku. Mimo tego, że złożył Jej obietnice, to ją złamał, a codzienne poczucie winy powoli zabijały go.
Aż tego pewnego dnia, Kageyama przechodził przez park, gdzie niedawno otworzyli wystawę publiczną. Nie zwracał na nią uwagi, ale spostrzegł pewien obraz. Nie pamięta już, jak on wygląda, ale nadal doznawał wszelkich emocji tak samo, jak w tamtym momencie. Te dzieło sztuki zabierało mu wdech w płucach. Jakby zapalił żar w jego sercu. Pragnął ponownie żyć, nabierając kolorów. Podziwiał miękkie plamy, które łączyły się w całość. Przechodzące barwy. Przemyślane pociągnięcia. Oddanie chwili i wiotkiego wrażenia. Chciał poznać autora tego wspaniałego malunku.
Po tym wrócił do domu i złapał po raz pierwszy od pół roku pędzel, zaczynając malować. Przed oczami nadal miał tamtą pracę. Starał się odwzorować technikę. Krótkie ruchy. Płynne ślady. Ujedlicony wzór. Tamtą całą noc spędził przy sztaludze. Rodzice mu nie przeszkadzali. Cieszyli, że ich syn stanął na nogi. Nie znali i nie potrzebowali przyczyny tej zmiany. Matka weszła do jego pokoju rano, kiedy Tobio zasnął zmęczony natchnieniem przy swojej pracy. Nie interesowała się tym, że syn ma szkołę. Najważniejsze, że wrócił.
Kobieta przed wyjściem obserwowała obraz, który namalował. Przeżyła niemały szok. Od lat obserwowała wytwory swojego dziecka, ale ta kompozycja była inna. Metoda była inna. Kolory były inne. Rozpoznała po prostu inny styl. Wcześniejsze prace syna nie wyglądały, aż tak dobrze. Często brakowało w nich tej iskry zachwytu, ale przy tym obrazie odczuwało się coś niezwykłego. Jakby dusza uleciała, unosząc się do namalowanego jeziora i spędzając tam sielankowo swoje ostatnie dni. Od tego czasu Kageyama uległ zmianę. Znowu siedział przed farbami i płótnem, jak przed Jej śmiercią.
Tobio przychodził codziennie po szkole do parku, oglądając tamte dzieło. Raz stała tam dwójka chłopców. Nie znał tych osób, ale podsłuchał ich rozmowy. Kluczowymi słowami było „moja praca" i „Oikawa Tooru". Czarnowłosy nie znalazł dobrej kryjówki. Nie mógł zobaczyć wyglądu autora obrazu, ale wstydził się wyjść z ukrycia. Kiedy oni odeszli, to wyjrzał i zobaczył na bluzie u jednego z nich napis Aoba Johsai. W tym momencie, Kageyama znalazł swój cel. Pragnął poznać się z obiektem westchnień. Tak. Mimo, że nie znał tej osoby, to się w niej zakochał. Nie martwił się tym, że tamten też jest chłopakiem. Tobio od zawsze był zajęty malowaniem i nie patrzył się na innych w kontekście miłości, ale uwzględnił te uczucia do nieznajomego.
Od tej pory starał się pogodzić malowanie ze szkołą, ponieważ pragnął dostać się do szkoły szatyna, a miała ona, niestety wysoki poziom. Kageyamy oceny zostawiały zawsze wiele do życzenia, ale na szczęście, udało się mu. Tobio do dziś nie potrafi opisać emocji, które wtedy buzowały, jak czytał odpowiedź z rekrutacji.
Na początku roku, jak najszybciej wypełnił formularz i pobiegł do klubu artystycznego, którego przewodniczącym był właśnie ten chłopak. Nastąpiło ich pierwsze spotkanie. Kageyama przez dłuższy czas przeżywał codziennie tę chwilę. Ciepłe słowa: „Jestem Oikawa Tooru. Cieszę się, że dołączyłeś do nas, Tobio-chan", radosny uśmiech, rozświetlone czekoladowe oczy, w których były odbijane promienie szczęścia. Ale za to nie zauważył wypluwanego jadu z jego ust, fałszywego śmiechu, a zarazem zazdrosnego wzroku.
Czarnowłosy od początku narzucał mu się, pokazując swoje prace i pragnąc uznania. Oikawa często go zbywał albo krzyczał, aby Kageyama dał mu spokój. Ale chłopaka to nie obchodziło i nadal szukał bliskości. Tooru był okrzyknięty artystą-geniuszem w swojej dziedzinie. Potrafił perfekcyjnie malować, zwiewnie poruszając pędzlem po płótnie. Wypracowywał swoją technikę latami, nieraz spędzając noc z łzami w oczach. Tobio podziwiał jego wytrwałość i zdolności. Chciał rad od niego. Nigdy się nie poddawał i można by rzecz, że nieco podkradał styl Oikawy, mając nadzieję, że tak go zaakceptuje. Jednakże to nie nadchodziło.
Aż deszczowego dnia września, Kageyama siedział w klubie, czekając aż burza minie. Malował jeden ze swoich obrazów, a wtedy przyszedł do niego szatyn. Na początku Oikawa oparł się o ścianę i przyglądał się w ciszy młodszemu, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Później podszedł do niego i powiedział: „Tobio-chan, powinieneś lżej trzymać nadgarstek". Dotknął ręki czarnowłosego, chcąc poprawić jej ułożenie. Kageyame przeszedł dreszcz. Delikatne mrowienie. Pragnął chwycić dłoń szatyna. Kolejne tygodnie mijały, a Tooru coraz bardziej szukał kontaktu cielesnego z czarnowłosym, wielokrotnie pod pretekstem udzielania rad.
Później nastąpiło ich pierwsze zbliżenie, które zainicjował starszy chłopak. Pocałunek był długi i intensywny. Czarnowłosy nieśmiało odwzajemniał, muskając jego warg, a przy tym odczuwał dziwne sygnały niebezpieczeństwa wobec tego wszystkiego. Szatyn dokładnie i precyzyjnie pieścił usta Tobio, jakby starał się coś odnaleźć. Jednakże Kageyama nie interesował się tym. Najważniejsze, że w końcu mógł posmakować Oikawy. Od razu po oderwaniu, cały czerwony czarnowłosy wykrzyczał: „KOCHAM CIĘ". Tooru w odpowiedzi jedynie rozpoczął kolejny pocałunek, próbując zapomnieć o wyznaniu. Tobio nigdy nie usłyszał tych samych słów z jego ust.
Kageyamie wydawało się, że ich związek się rozwijał. Bo to był związek? Nigdy Oikawa, ani on nie potwierdził tego. Przecież się kochali. Jednak czasami młodszy onieśmielał się zbliżeniami z Tooru. Uważał, że wszystko za szybko idzie do przodu. Szatyn pozwalał sobie na za dużo. Dotykał go, kiedy chciał. Całował go, kiedy chciał. Nawet uprawiał z nim seks, kiedy chciał. Wyglądało, jakby starszy próbował wszelkich możliwości, jakich mógł doświadczyć z czarnowłosym. Jednakże Kageyama starał się wycofywać przed niektórymi działaniami swojego chłopaka z powodu swoich uprzedzeń, ale to nic nie zmieniło.
Można by rzecz, że Oikawa często wymuszał na nim pewne rzeczy słowami: „Skoro mnie kochasz, to powinieneś się zgodzić, prawda?". Szczególnie przy ich pierwszym razie. Tobio tego nie pragnął. Byli ze sobą dopiero miesiąc, a szatyn już zaciągnął go do łóżka. Po tej nocy Kageyama płakał. Poczuł się, jakby został wykorzystany i brudny. Był już wcześniej wielokrotnie wyzyskany przez Oikawe, ale dopiero wtedy to zrozumiał. Jednakże nadal czarnowłosy trwał przy Tooru i wmawiał sobie, że jest w nim zakochany zaślepiony jego sympatycznym urokiem, kłamliwymi gestami, dyskretnym dotykiem, fałszywym uśmiechem, beznadziejnym humorem i mistrzowskimi umiejętnościami.
Koniec roku, a to oznaczało wyjazd starszego na studia. Mimo milion zapewnień, że nadal będą się spotykać, to nie dotrzymał obietnicy. Kageyama wydzwaniał i wypisywał, a Oikawa ani razu nie odpowiedział. Tobio znów był samotny i opuszczony. Zdecydował się na rozmowę twarzą w twarz z Tooru. To największy błąd. Pamiętał wszystkie obrzydliwe słowa skierowane do niego, wszystkie łzy wypływające z granatowych oczu, wszystkie okropne uczucia wobec szatyna. Oikawa wcześniej go oszukał, zakrywając jego wzrok słodkimi komplementami.
Kageyama kolejny raz zaszlochał, kiedy Hinata zajął miejsce obok niego.
— Mogę się przytulić? — zapytał czarnowłosy. Tobio potrzebował teraz wsparcia innej osoby. Sądził, że już pogodził się ze swoim losem, ale nadal wszystkie emocje były za płytko zagrzebane.
Nie musiał czekać na odpowiedź. Hinata od razu się do niego zbliżył i przyciągnął do siebie, dzieląc się ciepłem. Kageyama wtulił się mocniej i odwzajemnił uścisk, obejmując jego pas, a przy okazji plamiąc pastelową, różową koszulę rudowłosego.
— Płacz — wyszeptał Shouyou, głaskając chłopaka plecy uspokajająco.
Wyższy bardziej tonął w łzach i można by rzecz, że wbił się w ramiona mniejszego.
— Boli... — wychrypiał, chowając twarz w zagłębieniu pomiędzy barkiem a szyją Hinaty.
— Co cię boli?
Shouyou wiedział, że najlepiej pozbyć się negatywnych emocji, zwierzając się komuś i mówiąc jej o problemie. Zawsze tak radził sobie z młodszą siostrą, kiedy wracała zapłakana ze szkoły. Rudowłosy martwił się o Kageyame. Zależało mu na nim i niepokoił się aktualnym stanem chłopakiem.
— Serce boli — powiedział Tobio po dłuższej chwili, próbując powtrzymać cierpienie.
Hinata zacisnął usta w ciekną linię. Chciał wiedzieć więcej. Pragnął zdobyć te informacje od czarnowłosego. Jednakże domyślał się nieświadomie przyczyny, ale bał się drążyć temat. Przełknął głośno ślinę, czego nie zauważył Kageyama.
— Czy — zaczął drżącym głosem, będąc lekko wystraszony — ma to związek z Oikawą?
Tobio momentalnie ucichł i jedynie pociągał nosem. Rudowłosy bardziej przytulił do siebie chłopaka. Musiał teraz nim się zająć i okazać wsparcie.
— Kochałem go... Naprawdę go kochałem — wyznał, łkając.
Niższy nie oczekiwał innej odpowiedzi. Wiedział, że coś ich wiązało przedtem i się tym nie zdziwił. Ale nadal wiele rzeczy były dla niego zagadką. W pamięci miał słowa Oikawy, kiedy mówił, że od zawsze kochał Iwaizumi. Czy on odrzucił Kageyame? Może go skrzywdził?
— A nadal go kochasz?
Pytanie rozprzestrzeniło się po dworze, odbijając je w głowach dwójki. Można było jedynie usłyszeć ich przyspieszone oddechy. Nieśpiesznie czarnowłosy się podniósł i popatrzył się opuchniętymi, smutnymi oczami. Jego twarz wyglądała tragicznie. Kompletnie zbladła, a skóra zamiast śnieżnobiała stała się chorowitobiała. Jakby przezroczysta. Każde zaczerwienienie wyszło na wierzch.
Hinata szybko zaczął grzebać w swoich kieszeniach spodni. Minimalnie się ucieszył, kiedy wyczuł chusteczki. Wyjął jedną i zbliżył dłoń do twarzy Kageyamy. Powoli, bojąc się uszkodzić bardziej czarnowłosego, wycierał ściekające nowe łzy.
Rozmowa nie była między nimi potrzebna. Nikt nie musiał się odzywać w tej chwili. Dzięki temu wszystkiemu Tobio przestał płakać.
Shouyou widząc, że się opanował, chciał zabrać swoją rękę, Jednak wyższy chwycił jego dłoń i złapał ją, przytrzymując nadal na swojej twarzy.
— Nie kocham. — Przerwa. — Moje serce należy już do kogoś innego.
Czarnowłosy ścisnął bardziej jego rękę, aby odciągnąć ją na dół. Zbliżał się do Hinaty. Na początku obserwował wystraszony wzrok mniejszego chłopaka, który trochę spanikowany wpatrywał się w granatowe tęczówki.
Na policzkach Shouyou wykwitły urocze rumieńce, ale sam zaczął się denerwować, widząc przed nim twarz Tobio. Ale jednak Kageyama odnalazł niesłyszalne pozwolenie w jego oczach . Przymknął powieki, co zaraz po nim wykonał też rudowłosy. Czuli już swoje oddechy na skórze, a ich usta dzieliły milimetry. Zaraz mieli się spotkać ze sobą.
— KAGEYAMA! HINATA! — zawołał ich ktoś z oddali.
Oboje jak oparzeni odskoczyli od siebie. Spojrzeli na siebie, rozumiejąc, co miało teraz się wydarzyć. Zaczerwienili się i uciekli wzrokiem w stronę nieznanego głosu.
— Iwaizumi-san? — zaczął Shouyou, rozpoznając znajomą sylwetkę.
Mężczyzna podszedł do nich i delikatnie się uśmiechnął, widząc splecione ich dłonie. Nie domyślił się, co przerwał.
— Szukałem was. Oikawa się martwił, bo zaraz ma przemówienie, a jeszcze was nie widział. Chodźcie szybko, bo zaraz oszaleję z nim. — Zaśmiał się, wspominając, jak jego chłopak krąży właśnie po magazynie, bojąc się wyjść do tłumu.
— Zaraz przyjdziemy — rzekł Hinata.
— Pośpieszcie się — przytaknął Hajime, Zdecydował, że nie będzie im bardziej przeszkadzać i odszedł.
Nastała między nimi niezręczna cisza. Shouyou nadał bał się o Tobio i obawiał się wcześniejszym wybuchem.
— Nie chcę tam iść, Hinata — powiedział cicho Kageyama.
Rudowłosy na te słowa, mocniej ścisnął jego dłoń, pokazując, że nie jest sam. Wyższy spojrzał na niego i ujrzał pocieszający uśmiech u chłopaka.
— Jestem z tobą.
Tobio odwzajemnił gest i wstali z ławki. Następnie poszli w stronę galerii.
Kageyama nie przejmował się już tym, że Oikawa wyjął i zgniótł jego już wcześniej uszkodzone serce, a później wrzucił do ciemnego labiryntu, z którego wydawało się, że nie ma już odwrotu.
Teraz ma przy sobie małego, denerwującego rudzielca, który na nowo oświetla jego życie.
***
Kochankowie (René Magritte)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top