8. Rok 1892
Kolejne światy, jakie zwiedziły Sapphire z Alice, były tak niezwykłe, że Gryfonka pragnęła je wszystkie zapamiętać, by nic nie przegapić, kiedy będzie o tej przygodzie opowiadać Draco i przyjaciołom. Każde z tych miejsc emanowało inną magią, a zapach świeżych ziół, morskiej bryzy czy pachnącego drewna pozostawał w jej pamięci niczym intensywne aromaty wspomnień. Alternatywne światy, inne czasy, a nawet miejsca! W każdym z nich czuły się jak odkrywczynie, które stąpają po nieznanym terenie, eksplorując nie tylko otoczenie, ale także siebie. Jednak szczególnie w pamięci zapadło jej spotkanie z legendarną czarownicą — Kirke, tą samą, która rok czasu więziła na swojej wyspie Odyseusza. W tej magicznej krainie, gdzie słońce lśniło złotem, a morze mieniło się turkusem, Sapphire stanęła przed potężną postacią, której obecność była zarówno hipnotyzująca, jak i nieco przerażająca.
W końcu znów ujrzały znajome wysokie mury i błonia Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Alice nawet nie sądziła, że już tak się stęskniła, ale czy to był ich czas? Gdzie tym razem pozytywka je zabrała?
Sapphire i Alice stały na dziedzińcu Hogwartu, a wokół nich roztaczał się zamek, który wyglądał zupełnie inaczej niż w ich czasach. Mury były nieskazitelnie czyste, a wieże dumnie wznosiły się ku niebu, nie nosząc śladów upływu lat ani bitew, które Alice pamiętała z przeszłości. Kamienie, z których zbudowany był zamek, lśniły świeżością, a bluszcz dopiero zaczynał piąć się po ścianach, dając poczucie młodej, rozwijającej się potęgi.
— To Hogwart... ale... wygląda młodziej...— powiedziała Alice, rozglądając się w oszołomieniu.
— Cofnęłyśmy się w czasie — stwierdziła Sapphire, analizując otoczenie.
Dziedziniec był pełen życia. Uczniowie, ubrani w nieco inne szaty niż te, do których Alice była przyzwyczajona, przemierzali teren w pośpiechu, śmiejąc się i rozmawiając. Sowy przelatywały nad głowami, a na każdym kroku czuć było świeżość i energię młodego pokolenia czarodziejów.
— Ale w którym dokładnie roku jesteśmy? — zastanawiała się Alice, przypatrując się szczegółom, które mogłyby zdradzić ich położenie w czasie.
Nic nie zdradzało, kiedy dokładnie znalazły się w Hogwarcie, kto był dyrektorem, kogo mogli tu spotkać. Tylko jedna osoba mogła im pomóc rozeznać się w sytuacji, bez wzbudzania podejrzeń. Chwyciła Sapphire za dłoń i poprowadziła ją w stronę Wielkich Schodów. Sapphire i Alice wkroczyły do zamku, gdzie na pierwszy rzut oka wnętrze Hogwartu wyglądało znajomo. Korytarze były rozświetlone migoczącymi pochodniami, a masywne kamienne ściany wydawały się emanować magią, jednak Alice zauważyła subtelne różnice. Pajęczyny, które zazwyczaj kryły się w rogach i zakamarkach, były niemal całkowicie nieobecne, a powietrze pachniało świeżością, jakby zamek dopiero co przeszedł przez gruntowne porządki.
Alice naciągnęła kaptur jeszcze głębiej, chcąc ukryć swoje białe włosy, które mogłyby wzbudzić zbyt wiele pytań w tej epoce. Trzymając mocno rękę Sapphire, prowadziła ją zdecydowanym krokiem w stronę Wielkich Schodów. Przebiegała w myślach imiona tych, których mogłyby spotkać w tak odległej przeszłości, ale nie znała odpowiedzi. Bez względu na to, kiedy dokładnie się znajdowały, potrzebowały kogoś, kto znał Hogwart lepiej niż ktokolwiek inny — kogoś, kto mógłby pomóc im bez wzbudzania podejrzeń.
— Musimy znaleźć kogoś, kto zna historię zamku, ale nie będzie zadawał zbyt wielu pytań — szepnęła Alice do Sapphire, gdy schodziły po schodach, które powoli zmieniały swoje położenie.
Sapphire przytaknęła, wciąż rozglądając się z zaciekawieniem. Widok Hogwartu w takiej nieskazitelnej formie był fascynujący, ale też niepokojący.
— Myślisz o nim, prawda? — spytała Sapphire, domyślając się, kogo Alice ma na myśli.
— Tak. Duch, który jest tu od zawsze — odpowiedziała Alice. — Prawie Bezgłowy Nick. On zna zamek jak własną kieszeń. Może pomóc nam ustalić, kiedy dokładnie się znalazłyśmy, i czy coś poważnego się zmieniło.
— A co, jeśli on jeszcze nie jest duchem? — spytała Sapphire z lekkim uśmiechem.
Alice wzruszyła ramionami, próbując ukryć niepewność.
— W takim razie będziemy musiały znaleźć kogoś innego. Ale jeśli Nick już tu jest, to na pewno nas rozpozna... w pewnym sensie.
Skręciły w długi, kamienny korytarz prowadzący do wieży Gryffindoru. Na ścianach wisiały portrety czarodziejów z różnych epok, niektóre machały im przyjaźnie, inne patrzyły z chłodnym zainteresowaniem. W powietrzu czuć było mieszankę historii i magii.
— Może tutaj go znajdziemy — powiedziała Alice, gdy dotarły pod drzwi wieży.
Przez moment Alice obawiała się, że Nick nie zjawi się. Pamiętała, jak opowiadał swoją historię śmierci i panoszenia się po Hogwarcie — był tu od zawsze. Gruba Dama spoglądała na nie nieufnie, nie wpuszczała nieznających hasła, nawet jeśli byli prawdziwymi Gryfonami. Ile razy biedny Neville koczował pod przejściem do pokoju wspólnego Gryffindoru, bo zapomniał hasła?
Wtedy dostrzegły go — Bezgłowy Nick unosił się tuż przy suficie, jego przezroczysta postać delikatnie lśniła w blasku pochodni.
— O, witajcie, drogie panie! — zawołał, zbliżając się do nich. — Nie kojarzę waszych twarzy, czy aby jesteście Gryfonkami? — Nick popatrzył dłużej na Alice, która skrywała twarz pod kapturem.
— Ależ nie, nie... — powiedziała Sapphire. — Jesteśmy Krukonkami... I my...
— Dostałyśmy zadanie od profesora Binnsa! — wtrąciła się Alice. — Mamy wybrać najbardziej interesującą postać w Hogwarcie i napisać o nim referat. — Nick nachylił się ku Gryfonce, mrużąc przeźroczyste oczy. — Wybrałyśmy niezwykłego Sir Nicholasa!
— To zaszczyt, że wybrałyście właśnie mnie! — odpowiedział Nick z uśmiechem, jego przezroczysta postać lśniła jeszcze bardziej w blasku pochodni. — Jakie pytania macie, drogie panie? Cokolwiek o moim życiu, śmierci lub wiecznym pobycie w Hogwarcie, chętnie opowiem!
Alice wymieniła spojrzenie z Sapphire, obie wiedziały, że to doskonała okazja, by dowiedzieć się więcej o czasach, w których się znalazły.
— Od dnia dzisiejszego ile minęło od twojej śmierci? — To była doskonała okazja dla Alice. Pamiętała, że Nick zginął w 1492 roku, dzięki temu mogły dowiedzieć się, do którego roku przeniosła ich pozytywka.
— Och, to niezwykłe wyczucie! W październiku minie równe czterysta lat!
Czyli znalazły się w 1892 roku... Alice poczuła, jak serce jej przyspiesza. Czas, w którym się znalazły, był naprawdę fascynujący i mógł mieć ogromne znaczenie dla ich poszukiwań.
— Czterysta lat! — powtórzyła z zachwytem. — To naprawdę niezwykłe. A co działo się w Hogwarcie w tym czasie? Czy były jakieś ważne wydarzenia? Może jacyś wyjątkowi uczniowie?
— Z dumą mogę obwieścić, że do mojego domu, Gryffindoru należy Ezra Crowley, niezwykła czarownica, bardzo utalentowana. Jest także Aileen Nightingale, Bohaterka Hogwartu, która powstrzymała Ranroka i jego bunt goblinów.
— Aileen Nightingale? — zapytała Alice, zaintrygowana. — Powstrzymała bunt goblinów? Ranrok? Słyszałam o tym w dawnych opowieściach, ale nigdy nie wiedziałam, że te wydarzenia miały miejsce właśnie teraz.
Nick przytaknął z dumą.
— Tak, Aileen była niesamowicie utalentowaną czarownicą. Dzięki niej Hogwart nie został zniszczony podczas jednego z największych buntów goblinów. Ranrok był bezwzględnym przywódcą, który chciał przejąć kontrolę nad magicznym światem, wykorzystując potężną, starożytną magię. Aileen, jako uczennica Gryffindoru, stawiła mu czoła i odegrała kluczową rolę w jego pokonaniu.
Sapphire spojrzała na Alice z podziwem.
— To brzmi, jakbyśmy trafiły na niezwykle ważny moment w historii czarodziejów — stwierdziła cicho. — Aileen Nightingale mogłaby być kimś, kogo warto poznać osobiście.
— Myślisz, że to o niej mówił portret byłego dyrektora? — spytała szeptem Alice. Nick wciąż zajety rozprawianiem o dwóch wyjątkowych uczennicach, w końcu ponownie zaczął mówić o swojej śmierci i rocznicy wypadającej w październiku.
— Być może — odpowiedziała cicho, jakby nie chciała, by ktokolwiek ich usłyszał, mimo że w wielkiej sali panował szmer rozmów. — Portret wspomniał o "niezwykłej czarownicy", ale nie wymienił nazwiska. Może to właśnie ona. Aileen Nightingale...
Alice spojrzała na Nicka, posyłając mu promienny uśmiech. Duch nie zwrócił na to zbytniej uwagi, ale nie przejęła się tym zbytnio, pamietając, że w swojej linii czasowej Nick jest jej przyjacielem i zawsze mogła na niego liczyć. Podziękowała mu za pomoc, a potem pociągnęła za sobą Sapphire, zasłaniając się tym, że muszą napisać esej na dziesięć cali właśnie o Nicku.
Dzięki ustaleniu daty śmierci Nicka i wypadającej rocznicy, czarownice odkryły, że wylądowały w 1892, wiele lat przed Voldemortem. Grindelwald i Dumbledore byli dziećmi, a to znaczyło, że były to również czasy młodości Sapphire. Nie zestarzała się jak powinna czarownica w jej wieku, ponieważ długi czas spędziła zamieniona w kamień przez trudną miłość. Alice nie potrafiła sobie wyobrazić Gellerta jako zaborczego kochanka, zazdrosnego o Dumbledore'a, ale może dlatego, że ona spotkała go jako starego człowieka, a potem w innej postaci go pożegnała. Nazwał ją swoją następczynią.
Aileen Nightingale była uczennicą Slytherinu, nie zapytały Nicka jak wyglądała, ale spodziewały się, że wyjątkowa uczennica będzie rzucać się w oczy. Zaczęły poszukiwania od lochów. Zapomniały tylko, że tak jak w przypadku Grubej Damy, drzwi do pokoju wspólnego Slytherinu nie otworzą się przed nimi, a przecież nie mogły tracić czasu na czekanie pod wejściem bez dalszego planu. Postanowiły pokręcić się po Hogwarcie, starając się nie rzucać w oczy. Przeszukały bibliotekę, ale oprócz kilkoro uczniów z Ravenclaw, nie było tam Ślizgonki.
Wielka Sala również okazała się nietrafionym pomysłem, o tej porze była prawie pusta. Gdzieś między stołami kręcił się Gruby Mnich. Sapphire zaproponowała sprawdzenie boiska do quidditcha, nie mając innego wyboru, sprawdziły i to. Idąc kamienną dróżką na boisko, Sapphire padła nagle na kolana, chwytając się za głowę.
— Sapphire! — zawołała Alice, doskakując do niej. — O nie, nie, nie, tylko nie teraz...
— Gaha! — zachichotała Sapphire, tarzając się po ziemi jak małe dziecko.
— Merlinie, litości...
Sapphire znów wpadła ten dziwny stan, przypominając zagubione dziecko we mgle, ekscytujące się nawet najmniejszym szczegółem, w tym przypadku był to zwykły motyl. Alice ledwo przytrzymała dorosłą kobietę, by ta nie ruszyła na kolanach za stworzonkiem. Mimo rozumu dziecka, wciąż dysponowała ogromną siłą fizyczną.
— Sapphire, obudź się! Aileen Nightingale! Pamiętasz?! Sapphire, weź się w garść!
— Huh? — Za Alice i Sapphire stanęła dwójka uczniów, na których Manson nie zamierzała tracić czasu, ale jeśli doniosą komuś o tej sytuacji, ich pojawienie się w tych czasach wyda się za szybko, niosąc za sobą przykre konsekwencje. — Aileen Nightingale?
— Czy z nią wszystko w porządku? — zapytał nieznajomy chłopak.
Dopiero wtedy Alice zdecydowała się na nich spojrzeć. Stała przed nią para Ślizgonów, którzy emanowali pewnością siebie i charyzmą. Dziewczyna miała bardzo jasne włosy, które lśniły jak srebro w blasku ognia, a jej bystre, niebieskie oczy przypominały głębokie jeziora, w których można dostrzec odbicie całego nieba. Wydawała się pełna tajemnic, a sposób, w jaki się poruszała, sugerował, że była pewna swoich umiejętności i miejsca w tym świecie.
Obok niej stał chłopak, którego burza brązowych włosów kontrastowała z jasnością dziewczyny. Jego oczy, o tym samym ciepłym odcieniu brązu, co jego włosy, miały w sobie zadziorność i iskierkę inteligencji. Spoglądał na Alice z wyrazem twarzy, który sugerował, że potrafiłby dostrzec nawet najdrobniejsze szczegóły w zachowaniu innych. Jego postura była wysoka i wysportowana, co tylko potęgowało wrażenie, że nie można go lekceważyć.
Alice poczuła, jak na chwilę jej serce zamarło pod wpływem ich wzroku, a na ustach dziewczyny zarysował się lekki uśmiech, który jednak nie zdradzał żadnych zamiarów. Przez moment wydawało jej się, że czuje magię unoszącą się w powietrzu między nimi, jakby coś więcej niż tylko wzrok łączyło tę parę. Wyglądali jak zjawiska, które łączą w sobie piękno i niebezpieczeństwo, jak dwa bieguny magii, które mogły zarówno przyciągać, jak i odpychać.
— Czego chcecie? — zapytała, starając się nadać swojemu głosowi pewność, mimo że serce wciąż biło jej mocniej. — Panuję nad sytuacją. Ona po prostu... uderzyła się w głowę.
— Szukasz Aileen Nightingale? — Ponownie odezwał się Ślizgon.
— Znacie ją?
— Ja jestem Aileen Nightingale — przedstawiła się dziewczyna, uśmiechając się szeroko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top