5. Relikt przeszłości

Pokój Życzeń był wyjątkowym miejscem. Zawsze ukazywał ludziom to, czego najbardziej potrzebowali. Mogli się tam samotnie zaszyć we własnych myślach z dala od wścibskich oczu. Pierwotny wygląd Pokoju Życzeń przypominał zagracony magazyn. Przynajmniej tak wyglądał jeszcze kilka miesięcy temu. Niestety w trakcie bitwy o Hogwart, ogniste zaklęcie spaliło niemal wszystko na popiół. A jednak kilka starych szaf i przedmiotów (być może zaklętych) uniknęło całkowitego zniszczenia. W tym bałaganie trzy czarownice uparcie szukały tajemniczego artefaktu, o którym wspomniała Sapphire.

- W ogóle jak ten relikt wygląda? - zapytała Alice, zatrzymując wzrok na szafce zniknięć, którą kiedyś Draco wpuścił śmierciożerców do szkoły.

- Nikt tego nie wie! - odkrzyknęła jej Sapphire w drugim kącie pokoju. - Nikt nigdy go nie widział na oczy, w książkach tego również nie znajdziesz.

- To skąd mamy wiedzieć, czego w ogóle szukać? - sapnęła Gryfonka, odwracając się w stronę czerwonowłosej kobiety. - Możliwe, że tego od dawna tu nie ma. Albo zniszczył pożar.

- Takie artefakty są niezniszczalne. Twórcy dbają o takie szczegóły - tłumaczyła dalej kobieta.

Jedynie Eris stała w miejscu z założonymi rękoma. Przeczytała w życiu masę ksiąg, również te w innych językach i dialektach, a jednak nigdy nie natrafiła na chociażby wzmiankę o czymś tak wyjątkowym. O Zmieniaczach Czasu znalazła masę informacji, wiele utajnionych, ale o czymś takim jak podróże między czasem i przestrzenią? Między różnymi wymiarami? Na pewno ktoś by już tego szukał i wykorzystał. Jak twórca tego mógł tak skrzętnie ukryć coś tak niezwykłego.

- Tego na pewno tu już nie ma - rzuciła Hastings, zwracając na siebie uwagę. - Jeżeli coś takiego by istniało Grindelwald albo Voldemort albo jeszcze ktoś inny już dawno by spróbował to odnaleźć.

Sapphire zostawiła w spokoju osmoloną skrzynkę na biżuterię, podchodząc bliżej swej potomkini. Alice również się im przyglądała.

- Nie wiedzieli o jego istnieniu - zapewniała.

- To skąd ty o nim wiesz? W żadnej księdze nie było takiego reliktu!

Sapphire westchnęła, zdając sobie sprawę, że przegrała i nie ma sposobu, by ukrywać dalej prawdę. Rozejrzała się po pokoju raz jeszcze, jakby to, czego szukała miało leżeć gdzieś na wierzchu.

- Stąd wiem, że... To ja go stworzyłam - powiedziała cicho, spuszczając wzrok na swoje buty. Słyszała jak Alice i Eris wciągają gwałtownie powietrze, w ogóle nie przygotowane na takie wieści. - Stworzyłam go za czasów mojej edukacji w Hogwarcie, zanim musiałam z niej odejść. W oparciu o łamigłówki Merlina i wiele zapisków starszych czarodziejów z całego świata, których imion nikt już nie pamiętał, stworzyłam go. Miał mi pomóc znaleźć lek na moje serce. Kiedy choroba zaczęła pozbawiać mnie sił, a magomedycy poddali się, zaczęłam szukać lekarstwa w innych światach.

- I widziałaś je? Te inne światy? - spytała zafascynowana Alice.

Sapphire przytaknęła.

- Odwiedziłam jeden. Był tak zupełnie inny. Świat pełen magii, ale zupełnie innej niż ta nasza. Tam ludzie praktykowali magię krwi, używali żywych ofiar, by być silniejszym. A w aktach desperacji magowie zawierali pakty z demonami, zmieniając ich w plugawców. Widziałam jak poznany tam czarodziej wszczyna bunt w takiej jakby szkole magii, nazywali to Krąg Maginów, wszyscy umierali lub zmieniali się w te potwory, nim zdążyłam znaleźć lek, wróciłam do naszego świata - opowiedziała kobieta, nieco drżąc na wspomnienie tych okropieństw. Wtedy nie sądziła, że sama będzie obserwować podobne rzeczy we własnym świecie. - Potem relikt ukryłam tutaj, nikomu o nim nie mówiąc. Na koniec musiałam opuścić Hogwart, będąc zbyt chorą.

- Świat, który opisujesz... Jest naprawdę straszny - rzuciła Alice, obejmując się ramionami. Wolała nie wyobrażać sobie, jak ludzie zmieniali się w tak szkaradne istoty. Przy tym dementorzy wydawali się być uroczy jak puffki. - Ale skoro ty stworzyłaś ten relikt, musisz wiedzieć, jak wygląda.

- Pozytywka - szepnęła Sapphire, dalej czując wstyd. - Zrobiłam go w pozytywce, używając masy antycznych run, dziwnych zaklęć. Nie wierzyłam, że mi się to uda, ale jednak...

Eris była zaskoczona. Jej krukoński umysł chciał wiedzieć więcej, pragnął wiedzy i poznać wszystkie szczegóły odnośnie artefaktu. Ale czas ich gonił. Twórca Śmierci czy kimkolwiek on był... Stanowił zagrożenie, w końcu wyjdzie na jaw, że coś jest nie tak, a świat się dopiero zbierał po czasach Voldemorta. Nadal szukano niedobitków śmierciożerców, czasem znajdowano martwe ciała mugoli w piwnicach.

Dlatego też była skłonna odpuścić masę pytań do Sapphire, obiecując sobie, że później będą miały masę czasu na rozmowę. O ile znajdą relikt i on faktycznie zadziała. Poszukiwania trwały godzinami, Alice w połowie musiała wyjść, spiesząc się na Zielarstwo. Dlatego Eris i Sapphire kontynuowały poszukiwania we dwie. Przy okazji sprzątały trochę bałagan i zgliszcza w Pokoju Życzeń, z trudem pozbywając się zapachu spalenizny. Sapphire próbowała sobie przypomnieć, gdzie mogła go ukryć, przecież nie rzuciła nim najdalej jak się tylko dało. Gdy już miały się poddać, nad ich głowami coś zadźwięczało. Był to stary żyrandol, w ogóle nie dotknięty płomieniami. Wyglądał jakby został tu przeniesiony z sali balowej, ponieważ cały składał się z pięknych bezbarwnych klejnotów usadzonych między nienaruszonymi świecami. Na szczycie żyrandola stało małe pudełeczko.

- O to, to! - zawołała radośnie Sapphire. - Zapomniałam, że ukryłam go specjalnie na widoku, by nie zapomnieć, gdzie go położyłam.

Kobieta uderzyła się w czoło, chichocząc przy tym jak małe dziecko. W tym momencie stało się coś jeszcze bardziej niezwykłego - Sapphire usiadła na podłodze, z niezwykłą uwagą podziwiając swoje buty. Mówiła sama do siebie, a czasem jej słowa przypominały gaworzenie małego dziecka. Eris natychmiast do niej dobiegła, próbując zrozumieć, co się właśnie działo. Czerwonowłosa czarownica kołysała się na boki, nucąc kołysankę, bardzo starą, bo Eris nigdy jej nie słyszała.

- Ocknij się!

Szturchnęła lekko kobietę, a ta popatrzyła na nią z urazą. Chwilę później Sapphire wybuchnęła płaczem, wrzeszcząc jak małe dziecko. Eris próbowała ją uspokoić, ale nie wiedziała, co zrobić.

- Peeka-bo! - krzyknęła, ukrywając twarz w dłoniach, a potem ją ukazując z uśmiechem. - Peeka-bo!

Sapphire na moment przestała płakać, wpatrując się z zainteresowaniem w Eris. Po kilku następnych peeka-bo, Sapphire zaczęła śmiać się, klaszcząc w dłonie. W tym też stanie znalazła je Alice.

- Co do...? Zostawiłam was na dwie godziny - westchnęła Gryfonka. - Co się stało?

- Nie mam pojęcia! Znalazłyśmy artefakt, a ta nagle zaczęła zachowywać się jak dwuletnie dziecko. - Wskazała ręką na Sapphire, oglądającą z uwagą czerwone kosmyki swoich włosów. - Nawet jeśli uda nam się ściągnąć artefakt z żyrandola, bez niej nie wiemy, jak go użyć!

Alice zmarszczyła brwi, po czym podniosła wzrok ku sufitowi. Rzeczywiście na żyrandolu stało małe pudełeczko, które musiało być pozytywką. Przykucnęła przed Sapphire, delikatnie dotykając jej kolana.

- Pani Sapphire Trevelyan, wiem, że tam jesteś. Potrzebujemy twojej pomocy - mówiła dziewczyna, a ,,dziecko" na chwilę popatrzyło Alice w oczy. - Bez ciebie nie użyjemy reliktu i Twórca Śmierci wygra. Czy to skutek klątwy Imperiusa? Każda magia ma swoją cenę. Słyszałam, co zaklęcie Cruciatus potrafi zrobić z ludźmi.... - Tu zetknęła na ręce Eris, skryte pod materiałem sukni.

- Ja i tak mam większe szczęście, że zachowałam świadomość - odparła smutno Eris. - Rodzice Neville'a nie mieli tyle szczęścia. Stracili całkowicie świadomość.

- Imperius wpływa na ludzką wolę, na umysł człowieka. Sapphire przejęła kontrolę, kiedy była pod wpływem klątwy, ale każda z nas nosi ze sobą pamiątkę po tych zaklęciach. - Alice dotknęła końcówek swoich białych włosów. - Może to jest cena Sapphire? Traci świadomość dorosłej kobiety, jej umysł jest w rozsypce.

- Może tak być, pytanie, jak długo trwa ten proces? Przecież chyba nie zostanie psychicznie dzieckiem już na zawsze? - dopytywała Hastings.

Na całe szczęście, Sapphire odzyskała świadomość niedługo później. Nie pamiętała swoich dziecięcych zachowań, miała wrażenie, jakby tylko popadła w krótką drzemkę. Widząc zatroskane twarze pozostałych czarownic, wiedziała, że coś się stało, a wyjaśnienia Alice sprawiły, że poczuły jeszcze większą presję czasu. Musiały cofnąć się do czasów dyrektorowania Blacka, nim Sapphire znów zacznie gaworzyć i płakać.

- Accio! - Sapphire rzuciła zaklęcie, przywołując do siebie artefakt.

Po otwarciu rzeczywiście to była zwykła pozytywka. Gdyby Alice kiedyś przypadkiem je znalazła, nigdy by nie pomyślała, jaką moc skrywa. Sapphire dotknęła kręciołka, którym chciała nakręcić pozytywkę.

- Wyruszę ja i Alice - rzekła Sapphire. - Wkrótce będą tu aurorzy, ktoś musi ich zająć nim wrócimy. Świat nie jest gotowy na takie podróże.

- Czy to na pewno bezpieczne? - upierała się Eris. Wolała nie posyłać młodej uczennicy w nieznane.

- Zagrożenie stanowią tylko ludzie, których tak możemy spotkać. - Sapphire puściła do niej oczko. - Masz różdżkę? - Alice skinęła głową. - Dobrze. Złap się mojego ramienia. Ważne jest, aby myśleć o świecie, którego szukasz. Poszukajmy więc przeszłości Hogwartu. Gotowa?

- Chyba na to gotowa nigdy nie będę.

Sapphire zaczęła nakręcać pozytywkę, a gdy przestała, w Pokoju Życzeń zaczęła grać piękna melodia walca wiedeńskiego. Wkrótce muzyka ucichła, a po Alice i Sapphire nie było żadnego śladu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top