Toksyczny związek
Tekst może być odbierany jako +18. Zależy od dojrzałości i wrażliwości Czytelnika.
- Cześć, Kama – lekko objąłem od tyłu szczupłą brunetkę i cmoknąłem ją w policzek. Obróciła się w moich ramionach i skrzywiła.
- Mark, przestań – mruknęła wyrywając mi się. Westchnąłem cicho siadając na kanapie.
Nie mogłem powiedzieć, że ja i Kama mieliśmy ciche dni, nie. Odzywała się do mnie, komunikowaliśmy się normalnie, wręcz bardziej wydajnie niż na początku naszego związku. Ale na początku było zupełnie inaczej, było wspaniale. Był czuły dotyk, były namiętne pocałunki, był dziki seks. Teraz, obojętnie jak się starałem, dotyk Kamy był zimny, jej pocałunki były gorzkie, a jej seks był mechaniczny. Po odhaczonej nocy z nią (bo inaczej już nie potrafiłem tego nazwać), czułem się brudny i zbierało mi się na wymioty. Czułem się jakbym sam siebie zgwałcił z pomocą kobiety...
- Pójdziemy dziś do kina? – zapytałem z cichą nadzieją, że się zgodzi i chociaż na jeden wieczór powróci moja Kama.
- Na jakiś głupi, seksistowski film? Odpada – warknęła spoglądając na mnie wrogo.
- To może pójdziemy... - drugiej propozycji nigdy nie dokończyłem; przerwał mi dzwonek jej telefonu. Odebrała i zaczęła radośnie trajkotać. Do mnie już od dawna tak nie mówiła. Poczułem się rozżalony, łzy paliły mnie pod powiekami, ale nie chciałem pokazywać jak bardzo rani mnie jej zachowanie.
- Mark, wychodzę dziś wieczorem na spotkanie z Vicky, Kelly, Jane i Olivią. Nie czekaj na mnie z kolacją, nie mam pojęcia o której skończymy omawiać nasz projekt.
- Jaki projekt? – zapytałem automatycznie.
- Wyrównywanie szans kobiet na zatrudnienie na stanowiskach kierowniczych, oczywiście! – odparła żywo oburzona moim pytaniem. Nie skomentowałem, miałem ochotę wtopić się w oparcie kanapy i zejść z linii jej nienawistnego wzroku. Czasami się zastanawiałem po co jej jestem. Przecież jest silną i niezależną feministką, która poradzi sobie ze wszystkim sama, według której miejsce faceta jest w kuchni. I ten facet, czyli ja, powinien być nago, by pobudzać ją zmysłowo. I powinien dobrze gotować i zawsze wysprzątać kuchnię na błysk. I broń Boże!, nie zadawać niewygodnych pytań, nie przypominać o jakiś zasadach partnerstwa. I udawać, że nie widzi zdrad, bo przecież to jego wina, że nie zadowolił... Chwila, może trochę inaczej zacznę.
Mam na imię Mark, mam 27 lat i moja dziewczyna jest „feministką". Zapytacie pewnie po co ten cudzysłów? Otóż, Kama nie wyznaje zdrowego feminizmu, ona przeszła feministyczne pranie mózgu, w wyniku którego cierpię ja. Nie obudziłem się w porę, nie zacząłem w porę kwestionować pewnych decyzji. Byłem ślepo zakochany i nie widziałem świata poza nią.
Zaczęło się od jednej koleżanki. Później poznała koleżanki tej koleżanki i razem stworzyły paczkę kumpelek. Cieszyłem się, że Kama ma własne grono znajomych, przecież tak powinno być w dorosłym związku – mamy wspólnych znajomych, ja mam swoich znajomych i Kama ma swoich. W teorii układ idealny!
Następnie Kama zaczęła się domagać równego podziału obowiązków w domu. Trochę kręciłem nosem, bo jak chyba każdy człowiek, wolałem sobie nie dokładać roboty, ale zgodziłem się. Dorosłość wymagała ode mnie odpowiedzialności, a odpowiedzialność to między innymi równy podział obowiązków. Ale powoli owych obowiązków po mojej stronie było coraz więcej. Nie narzekałem, starałem się być wyrozumiały.
Mój instynkt został uśpiony... Pewnego wieczoru obudziłem się ze (metaforycznego, okej?) snu. W kuchni, ubrany jedynie w kusy fartuszek przewiązany dookoła bioder, a Kama bezczelnie gapiła się na mój tyłek co jakiś czas rzucając sprośne komentarze.
Nie wiem jak to dokładnie wyjaśnić. W jakimś sensie jestem jej seksualnym niewolnikiem, ale żadne z nas nie czerpie z tego seksu przyjemności. Jestem traktowany jak służąca i parobek jednocześnie. Nie mam prawa mieć własnego zdania, bo najczęściej jest ono seksistowskie, dyskryminujące kobiety. Nie mam prawa okazywać czułości i miłości własnej dziewczynie, bo najczęściej próbuję ją w ten sposób przymusić do seksu. Nie mogę jej zwrócić uwagi, że przytyła. Nawet wtedy, kiedy ewidentnie nie mieści się w spodnie kupione pół roku temu. Nie mogę jej poprosić, żeby ubrała coś, co mi się podoba, bo ją uprzedmiatawiam wtedy. Ale ona ma prawo do wszystkiego.
Mam podejrzenia, że Kama mnie zdradza. Ale boję się od niej odejść. Boję się, że opowie znajomym, że ją źle traktowałem, że to ja ją zdradzałem i oni jej uwierzą. Przecież nikt mi nie uwierzy, że kobieta mnie zmusiła do seksu analnego. Według ogółu społeczeństwa, to faceci nalegają na anal, a biedne kobiety im ulegają. W naszym przypadku było inaczej.
Pewnego wieczoru wróciłem późno z pracy, prawie się przewracałem ze zmęczenia, ale Kama postanowiła „wpompować we mnie życie". Cóż, pominę wszystkie szczegóły, ale mojej dziewczynie dużo bardziej spodobało się ruchanie mnie w dupę niż mnie. I mam zarówno na myśli czynność ruchania, jak i bycia ruchanym.
Było sado-maso, był trójkąt z lesbijką, był trójkąt z gejem, było nagrywanie sekstaśm i prono, które prawie zostało opublikowane. Wszystko w ramach łamania tabu, zdobywania nowych doświadczeń, poznawania własnych potrzeb...
Chyba już trochę rozumiecie moją sytuację, mój toksyczny związek. Uzależniła mnie od siebie psychicznie. Przez długi czas nawet do głowy mi nie przyszło żeby odejść. Ale tego wieczoru, kiedy nie było mi dane dokończyć drugiej propozycji, coś we mnie pękło. Ledwo za Kamą zamknęły się drzwi, zacząłem się pakować. Do sportowej torby włożyłem tylko niezbędne rzeczy, resztę spakowałem do kartonów i poprosiłem sąsiada z mieszkania obok o przechowanie przez jakiś czas. Zamknąłem drzwi, klucze wrzuciłem do skrzynki na listy, zmieniłem numer. Odszedłem zostawiając wszystko za sobą.
Wyjąłem z konta wszystkie oszczędności i sam siebie zamknąłem w szpitalu psychiatrycznym, gdzie razem z wami uczę się żyć normalnie.
Mam na imię Mark, mam 27 lat i chyba przeszedłem piekło.
~*~
Jak napisałam na wstępie, jeszcze przed shotem - tekst może być odbierany jako +18. Zależy od dojrzałości i wrażliwości Czytelnika.
Pierwotnie miałam zamiar pisać na wesoło, ale jakoś nie szło, więc zmieniłam koncepcję i tak oto powstało wyznanie Marka.
Chciałabym napisać w tym miejscu coś mądrego o dyskryminacji. Ale napiszę może trochę o wstydzie, a później dopiero o dyskryminacji.
Wstydzę się tego przyznać do tego, że po części jestem feministką. Bo część feministek, nie mówię, że wszystkie, w swojej walce z dyskryminacją kobiet, dyskryminuje mężczyzn. Tak, mężczyźni są dyskryminowani. W naszej części świata są czasami nawet bardziej dyskryminowani od kobiet. Bo czy ktokolwiek z Was słyszał żeby facet został przedszkolanką? Bo ja nie, a wierzę, że niektórzy byli by w tym świetni!
Tyle z moich przemyśleń. Mam nadzieję, że nikt nie zrozumie ich opatrznie.
P.S. Tekst poszedł całkowicie bez sprawdzenia, proszę mnie informować o wszelakich literówkach, przecinkach i dziwnych zdaniach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top