Mrówki


Podczas jednego z bardziej realnych snów zobaczyłem pewną dziewczynę żywcem zjadaną przez mrówki. Jak to w śnie bywa nie wydało mi się to dziwne.

Leżała pod drzewami, w cieniu na czerwonym, małym materacu. Materac ten był na tyle mały, że musiała się zwinąć w kłębek, by nie wystawać poza jego obwód. Wokoło były rozsiane mrowiska, w których mrówki były wielkości ślimaków. Były wielkie i czerwone, na pierwszy już rzut oka było widać, że mięsożerne.

Dziewczyna spała spokojnie, jednak w pewnym momencie zaczęła się wiercić. Widziałem jak jej dłoń wypada poza bezpieczny teren. Mrówki ruszyły zaraz do ataku. Zaczęły zjadać jej rękę, a ona dalej spała i śniła koszmar. W pewnym momencie wydało mi się, że poczuła ugryzienia, ale ona tylko mruknęła przez sen niewyraźnie i pozostała w tej pozycji, a mrówki obgryzły jej dłoń do nagiej kości. Nie weszły jednak na materac, co wydawało mi się pocieszające. Spróbowałem ruszyć się i podejść do śpiącej. Szybko jednak się przekonałem, że nie mogę; ktoś przyśrubował mi nogi do podłoża. Śruby były ogromne, lała się po nich krew, ale bólu nie czułem. Nagle dziewczyna szarpnęła dłonią, jednocześnie prostując nogi. Czerwone potwory nie czekały na zaproszenie, po chwili zamiast pięknych nóg miała same kości. Przez głowę przemknęła mi idiotyczna myśl, że będzie to jedna z nielicznych dziewczyn, która nie będzie musiała narzekać na grube nogi.

Nagle widok dziewczyny przybliżył się do mnie. Odkryłem, że stałem się drzewem, pod którym spała. Zobaczyłem jedną, jedyną mrówkę na jej ręce, którą położyła na twarzy. Zmiana perspektywy nie przeraziła mnie tak, jak widok mrówek na jej twarzy. Zakłębiły się, a potem zjadły resztę ciała i zniknęły w czeluściach swojego kopca. Siła, która zmieniła mnie w drzewo nagle przestała działać. Padłem na kolana obok jej szkieletu. Pozostały z niej same kości, które poruszyły się i puste oczodoły spojrzały na mnie z wyrzutem. „Dlaczego mnie nie obudziłeś?" zaklekotał szkielet z wyrzutem. Milczałem. Sytuacja wydała mi się absurdalna. Nawet jak na sen.

Szkielet przytulił się do mnie, dał kościany pocałunek i rozsypał się w pył. Zdezorientowany obudziłem się w tej chwili z krzykiem, czując jeszcze dotyk kości na ustach. Sen był przerażający, ale w jakiś tajemniczy i chory sposób piękny. Wybaczyła mi własną śmierć...

Parę dni później dowiedziałem się, że moja koleżanka z klasy popełniła samobójstwo. Jej przyjaciółka powiedziała mi, że bardzo mnie kochała i wybacza mi, że tego nie widziałem. Czułem się winny. To ona była dziewczyną z mojego snu, a ja choć miałem możliwość nic nie zrobiłem. Może ona mi wybaczyła, ale ja nie wybaczę sobie nigdy...

~*~

"Mrówki" są jednym z tych starszych "opowiadań", co chyba widać już po samej długości ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top