Model światła


Wyjątkowo notka na początku. Tekst 16+


Miałam sen. Niby nic niezwykłego, każdy miewa sny. Jedne są dosyć normalne i logiczne, a inne totalnie absurdalne. Mój był połączeniem obu. Śniło mi się, że szłam przez miasto na przystanek autobusowy. W jednym bucie. Dosyć dziwne i tak też myślałam o tym w tym śnie; doskwierał mi ten brak, niezwykle irytował, bo mnie spowalniał. No, ale dzielnie przedzierałam się przez miejską dżunglę w jednym bucie na małej szpilce. Dlaczego go nie zdjęłam? Bo mam zbyt głęboko zakodowane, że nie wolno chodzić boso, przecież to logiczne, nawet we śnie. Ale nie wiem dlaczego nie poszukałam obuwniczego i nie kupiłam nowych butów. W rzeczywistości miałam taką sytuację, że zepsuły mi się sandały i szybko kupowałam nowe. Więc nie rozumiem mojej sennej decyzji.

Ale wracając, to szłam w tym jednym bucie na małej szpilce i gdzieś po drodze mignęła mi moja przyjaciółka, z którą już od lat kontaktu nie miałam. Pokłóciłyśmy się, ona się przeprowadziła za pracą, ja zostałam z powodu studiów. Historia jakich wiele. Ale pamiętam, że zawsze miała długie, lekko falowane włosy. A w tym śnie miała je proste, ścięte do ramion – na karku krótsze niż z przodu i lekko wywinięte do środka jak od prostownicy. I były rude, tą taką charakterystyczną jasną, intensywną rudością rodem z Instagrama i reklam farb do włosów. Pomyślałam, że pewnie idzie na ten sam przystanek, co ja więc wtedy spróbuję z nią pogadać, dowiedzieć się co u niej, nawet jeśli to tylko sen, którego cały czas miałam lekką świadomość z tyłu głowy.

Autobus uciekł, postanowiłam iść na inny przystanek, w zupełnie innym mieście. Logika i prawa snu zrobiły swoje i sunęłam przez dworzec, by zdążyć na przystanek. Wiedziałam, że tam ją spotkam i może uda mi się z nią porozmawiać. Jeśli nadal nie będzie taka obrażona, nawet we śnie.

Była tam. Siedziała na ławce w parku, pochylona nad książką. Niby skromna i nieśmiała, a równocześnie pełna arogancji. Cała ona. Włosy pięknie okalały szczupłą twarz, podkreślały wysokie kości policzkowe. Bordowy sweterek, ciemne jeansy, czarna koszulka wsunięta w spodnie i zgrabne baleriny nie wyróżniały jej z tłumu, ale coś w niej przyciągało spojrzenie. Może ta postawa? Niby skromna i nieśmiała, a jednak pełna arogancji?

Miałam jeszcze chwilę, ale nie opłacało mi się do niej iść. Bałam się gniewnego prychnięcia i udawania, że nie istnieję. Odrzucenia, które już nieraz poczułam. Wiedziałam, że wsiądzie do tego autobusu. Zawsze nim wracałyśmy z naszych zakupów. Więc postanowiłam spróbować porozmawiać z nią w autobusie. Miałam nadzieję, że się do mnie odezwie, chociaż zawsze jej się źle rozmawiało w autobusie. Miała cichy, delikatny głos tak nie pasujący do ostrych słów padających z jej ust.

Zrobił się zamęt. Wsiadłam, w jednym bucie, tym na małe szpilce, a brak drugiego znów zaczął mnie drażnić. Stałam przy oknie, obok matki z irytującym dzieckiem, które coś paplało. Kobieta miała wysiadać, wiedziałam to i miałam nadzieję, że zrobi to jak najszybciej, bo ona, w tej pięknej, nowej fryzurze, wstała z ławki. Już była blisko. Widziałam chmurny wyraz jej twarzy i wiedziałam, że nie będzie łatwo, a ja byłam w tylko jednym bucie na małej szpilce, ale w końcu postanowiłam go zdjąć. Wolałam być boso podczas konfrontacji z jej złym humorem niż chwiać się w jednym bucie na małej szpilce.

Ten but mnie strasznie drażnił. Przecież nie miało najmniejszego znaczenia, że był na małej szpilce, więc dlaczego tak mi się wryło w pamięć? Pamiętam, że był czarny i zamszowy, taki jakie zawsze uwielbiałam. Miał obły nosek, lekko zwężany. Szpilka nie była wysoka, ale cienka, mało stabilna, ale jednocześnie bardzo wygodna pomimo braku platformy z przodu. Ten but mnie dalej drażni. Bo co się stało z drugim?

Ona już się zbliżała do drzwi. Już prawie była w środku. Już prawie mnie zauważyła i obrzuciła mnie pełnym niechęci spojrzeniem, jednocześnie udając, że mnie nie widzi. Ale wtedy zadzwonił budzik. Kiedy miałam ją zawołać i zachwycić się fryzurą, zapytać co u niej, chociaż spróbować nawiązać z nią kontakt.

Otworzyłam oczy i doskonale pamiętałam sen. Aż kusiło, żeby znów zasnąć i go dokończyć. Może nawet mieć oba buty? Może będę już boso? Albo będę mieć skarpetki w pandy? Ale czułam, że ona już zniknęła z tego przystanku. Uleciała z mojej głowy razem ze słowami, które mogła mi powiedzieć. Wykrzyczeć. Ale szeptem. Ranić delikatnym głosem. Cicho czynić nieodwracalne szkody na psychice. Mogłam, ale nie chciałam. Cały oniryzm uciekł i utracił sens.

To był zwykły dzień. Nie spotkałam jej. Wręcz zapomniałam o niej i o śnie, chociaż jeszcze pijąc herbatę zastanawiałam się, co jej wyśniona wersja mogłaby mi powiedzieć. Pewnie by mnie oskarżyła i nie chciała rozmawiać. Doskonale wiedziałam, że miała do mnie żal pod koniec, ale nie wiedziałam o co.

Dopiero kilka dni później ją zobaczyłam. Sunęła gładko i szybko, była ubrana jak w moim śnie, ale w dłoniach miała siatki z zakupami. Faktycznie ścięła i zafarbowała włosy, uwydatniając swoją twarz i jej chmurny wyraz. Chciałam ją narysować. Pragnęłam tego tak mocno, więc pobiegłam za nią i złapałam ją jeszcze przed wejściem do klatki.

– Czego chcesz? Zostaw mnie. – Warknęła ostro, przekręcając klucz ze zgrzytem w zamku. Delikatne dłonie o smukłych palcach, stworzone do gry na fortepianie nigdy nie zaznały dotyku klawiatury innej niż komputerowa.

– Wyglądasz pięknie. – Powiedziałam miękko, co ją chyba zaskoczyło. – Ta fryzura podkreśla twoje ostre rysy, a kolor wydobywa świetlistą bladość twarzy. Jesteś piękna.

– I bez makijażu. – Odpowiedziała płaskim głosem, ale nie weszła do budynku.

– Nic nie szkodzi. Zapozuj mi. – Poprosiłam. – Tak jak kiedyś. Z butelką wina i kotem. Albo ulubionym kubkiem kawy i miękkim światłem. – Widziałam w jej postawie, że pamięta.

– Wchodź. – Zgodziła się po chwili. – Ojciec jest w szpitalu, będziemy same.

– Coś poważnego? – Zapytałam biorąc siatkę, którą odstawiła, by otworzyć sobie drzwi.

– Spadł ze schodów. Złamał nogę tak, że musieli go operować. Jutro go wypisują. Przyjechałam na kilka dni mu pomóc. – Wyjaśniła i otwarła drzwi do mieszkania. Nic się w nim nie zmieniło od czasu, kiedy byłam tam dwa lata temu. Ta sama niewielka przestrzeń, z małą kuchnią, jeszcze mniejszą łazienką, ale za to z ogromną ilością niesamowitego światła. Uwielbiałam u niej siedzieć i rysować, chociaż ona nie zawsze chciała pozować. Czasami rysowałam ją ukradkiem, szybkimi pociągnięciami ołówka, by nigdy nie dokończyć. Momenty, w których zgadzała się pozować celebrowałam jak niezwykłe święto. To jej niezwykle ekspresyjny portret krzyczącej na mnie pozwolił mi się dostać na ASP. Ale o tym nigdy nie miałam okazji jej powiedzieć, bo mnie zostawiła.

– Życz zdrowia ode mnie. W razie potrzeby służę pomocą. – Zapewniłam odstawiając zakupy na podłogę w kuchni. Natychmiast pojawił się obok mnie jej kot i zaczął się ocierać o moje nogi. Chyba tęsknił.

– Jasne. Coś do picia? – Jej chłód się łamał. Przestała traktować mnie już jak najgorszego wroga.

– Kawę. – Odpowiedziałam. Nie zapytała o nic więcej, tylko przygotowała nam dwa kubki, w czasie gdy ja wyciągałam z torby szkicownik, ołówki i kredki.

– Przebrać się? Zrobić makijaż? – Podała mi mój ulubiony kubek i oparła się biodrem o niski parapet dużego okna. Światło późnego poranka łagodziło jej ostre rysy, nadając niewinności i dziewczęcego powabu.

– Nie ruszaj się, jest idealnie. – Powiedziałam, a ona zamarła. Zrobiłam szybkie zdjęcie, by w razie potrzeby ją poprawić i zabrałam się do pracy.

Milczałyśmy cały pierwszy portret, tylko czasami popijając kawę. Miałyśmy za dużo sobie do powiedzenia, a zbyt mało odwagi. Widziałam, jak stopniowo się rozluźnia, napięcie znika z jej rysów, uspokaja się. Było cicho, nawet nie włączyłyśmy muzyki, jak gdyby cały czas jednak czekając na słowa.

–Dziękuję, że powiedziałaś, że pięknie wyglądam. – Powiedziała nagle, a ja poczułam, że to jedyne przeprosiny, jakie dostanę.

– Bo to prawda. Zawsze uwielbiałam cię rysować. Dzięki tobie dostałam się na ASP. – Odpowiedziałam, jednocześnie dając jej znać, że już może się ruszyć. Wzięła mój pusty kubek i zrobiła jeszcze jedną kawę.

– Gratuluję.

– Dziękuję. Pytali o modelkę, ale odmówiłam w twoim imieniu. Wiem, że tego nie lubisz. – Poszłam za nią i usiadłam na blacie. Lubiłam obserwować jak pracuje w kuchni. Obojętnie czy robi kawę, piecze ciasto, szykuje obiad lub zmywa naczynia. Każdy jej ruch był pełen gracji i swoistej magii.

– Za dobrze mnie znasz...

– Nic na to nie poradzę. Tak jak ty na to, że pamiętasz jaką kawę lubię. – Zauważyłam, a ona pokiwała głową.

– Racja. Zostaniesz na obiad?

– Zostanę tak długo, dopóki mnie nie wyrzucisz. – Zapewniłam, bo wiedziałam, że za tym pozornie banalnym i niewinnym pytaniem kryje się ogromna samotność i ból.

–Nie korci cię, żeby zadawać pytania. Dowiedzieć co się ze mną działo przez ten czas? – Wiedziałam, że mnie podpuszcza. Zawsze była skryta i nienawidziła przesłuchań. Nawet bardziej od pozowania.

– Jak będziesz chciała, to sama mi powiesz. – Wzruszyłam ramionami, bo to była prawda; nigdy nie udało mi się zmusić jej do zwierzeń. Nieświadomie odetchnęła z ulgą.

Przy drugim portrecie, z kotem, już rozmawiałyśmy o banałach. Opowiadałam o studiach, o kilku nieudanych, acz zabawnych randkach z Tindera, o instagramerce, która przez przypadek wrzuciła zdjęcie ogródka działkowego, zaraz po zdjęciach z wakacji na Malediwach, na których rzekomo owa influencerka była. Zaczęła się do mnie uśmiechać, chichotać z moich min, śmiać się z anegdotek. Zaczynała do mnie wracać, więc obiad już przygotowała będąc znacznie lepszym nastroju. Zaserwowała mi swoje popisowe spaghetti carbonara z białym winem do tego. Dla żartu nakryłyśmy elegancko stół i zapaliłyśmy świece. Zaczynało być jak dawniej.

Odpaliłyśmy muzykę, olałyśmy zmywanie i otworzyłyśmy kolejną butelkę. Światło się zmieniało, humory się poprawiały, rozmowy się toczyły gładko, a wino zaczynało szumieć w głowach. Portret, na którym się śmieje tak cudownie zrelaksowana z kieliszkiem w dłoni nadal jest jednym z moich ulubionych.

Zapaliła świece, rozstawiając je w strategicznych miejscach. Zawsze miała pociąg do tego chybotliwego blasku wydobywającego dziwne cienie. Alkohol już mocno rozwiązał nam języki.

– Rysowałaś kiedyś akt? – Zapytała nagle, wpatrując mi się intensywnie w oczy.

– Kilka razy, ale tylko męskie. Mężczyźni mają mniejsze opory przed pozowaniem nago. Dla kobiet to zawsze bardziej osobista relacja z artystą i bardzo intymna sytuacja. – Wyjaśniłam kręcąc lekko kieliszkiem, podziwiając bogatą barwę wina.

– Mówisz z doświadczenia? Pozowałaś tak kiedyś komuś? – Przysunęła się do mnie bliżej i jej ciepły oddech lekko owiał moją twarz. Naszła mnie nagła ochota by ją pocałować.

– Raz. Po wyjątkowo dobrym seksie. – Rzuciłam lekko, a ona ze zdumienia otwarła aż usta.

– Ty... – Zaczęła, ale nie dokończyła, bo spłonęła rumieńcem zażenowania.

– Tak. Ale tylko z mężczyzną. A ty? Jakiś mężczyzna? Albo kobieta? – Zapytałam w akcie małej zemsty. Poza tym podobała mi się taka zaczerwieniona.

– Nie. Nigdy z nikim. Nadal się nawet nie całowałam. – Wyznała speszona umykając wzrokiem. Roześmiałam się lekko ochryple na ten widok. Była taka urocza.

– A już myślałam, że chcesz się przede mną rozebrać i zapozować do aktu. – Ta myśl była dla mnie niezwykle kusząca. Zawsze uważałam, że ma świetną figurę, a nigdy nie udało mi się namówić jej do założenia bikini.

– Może jak otworzymy kolejną butelkę wina dla odwagi. – Zaproponowała nieśmiało.

– Otwieraj, ale pijesz sama. Nie chcę przepuścić takiej okazji przez ręce trzęsące się od nadmiaru alkoholu. – Odpowiedziałam trochę złośliwe, ale ku mojemu zdumieniu, wyciągnęła z barku kolejną butelkę i nalała sobie hojnie. – Ej, ale to był tylko żart! Jeśli nie chcesz, to nie musisz. Do niczego cię nie zmuszam! – Zaniepokoiłam się i już chciałam odebrać jej wino, ale uśmiechnęła się do mnie.

– Wiem. Nigdy mnie nie zmuszałaś, nawet kiedy czegoś ode mnie oczekiwałaś. Trudna i skomplikowana relacja, nie? – Zaśmiała się. – Chcę to zrobić dla siebie. Poczuć się tak piękną, jak ty mnie widzisz. Zrobisz to dla mnie? – Cichy szept pasował do jej delikatnego głosu. Oczarowana bezwiednie skinęłam głową.

– Nie musisz całkowicie się rozbierać. – Zapewniłam, na co skinęła głową. – Spróbuj najpierw zdjąć bluzkę i zostać przez chwilę w samym staniku, by zobaczyć, czy czujesz się z tym komfortowo. – Zaproponowałam, a ona spojrzała na mnie jak na wariatkę.

– Przecież nie raz paradowałam przy tobie w samej bieliźnie szukając ciuchów na przebranie. Nie rób ze mnie wydelikaconej mimozy! – Pewnie pozbyła się czarnej koszulki ukazując bladoróżowy biustonosz z delikatnej koronki. Natychmiast pozbyła się również spodni, a ja nie powstrzymałam parsknięcia śmiechem widząc zwykłe bawełniane figi w pandy. – No tak. Nie miałam w planach nikogo uwodzić, więc nie założyłam kompletu. – Skomentowała cierpko.

– To genialny zestaw. Zostań tak na chwilę. – Wykrztusiłam i zrobiłam zdjęcie dla potomnych, którego nie zamierzałam nigdy potomnym pokazywać. – Siadaj, a ja cię narysuję jak jedną z moich francuskich frytek. – Nasz stary dowcip wywołał atak u nas obu. Ona przesadnie się upozowała, a ja strzeliłam szybką karykaturę.

Zaczęłam pakować swoje rzeczy myśląc, że to już koniec i ona dalej się nie posunie. A jednak zaskoczyła mnie. Odchrząknęła niepewnie, a kiedy podniosłam głowę, żeby zapytać, co się dzieje oniemiałam. Stała przede mną całkiem nago – nogi skrzyżowała, piersi zasłoniła przedramieniem, a głowę odwróciła w bok, ale nadal widziałam jej pałające czerwienią policzki.

– O bogowie kredek! Błagam, nie ruszaj się! – Zawołałam i zaczęłam szkicować jak szalona. Niewinność biła z całej jej sylwetki, a ja byłam w transie.

Po skończonej pracy, nawet nie zerknęłam na rysunek, tylko podeszłam przyjrzeć się mojej modelce. Skórę miała białą jak śnieg, bez odznaczających się linii opalenizny. Na brzuchu i udach odznaczały się stare rozstępy i kilka innych, starych blizn. Nie powstrzymałam się i powiodłam palcem, po jednej z linii, a ona zadrżała. Wtedy oprzytomniałam i odskoczyłam od niej jak oparzona.

– Przepraszam! Nie chciałam! – Zaczęłam się kajać, a ona, mimo że ciągle zawstydzona, uśmiechnęła się lekko i spojrzała mi prosto w oczy.

– Nic się nie stało. Wiedziałam, że się nie opanujesz. Przecież wiem, że uwielbiasz dotykać rzeczy i ludzi. – Powiedziała miękko, a ja skinęłam głową. Zawsze byłam niezwykle głodna wrażeń sensualnych, a szczególnie dotyku, bo tego miałam zawsze najmniej. – Upozuj mnie teraz. Tak jak ty tego chcesz. Tak jakbyś upozowała każdą inną modelkę, która ma już doświadczenie. Tak jakby chodziło tylko o widok mojego ciała, a nie o mnie...

– Nie wiem, czy dam radę... – Wyszeptałam, ale zaczęłam ją ustawiać. Drżała pod moim dotykiem, a we mnie narastała tylko potrzeba sprawienia je dotykiem przyjemności. – Mogę...? – Zawiesiłam niedokończone pytanie między nami, ale ona zrozumiała. Skinęła głową.

– Tak. Proszę... – Wyszeptała cicho, wczepiona w moje przedramiona. Przymknęła oczy z przyjemności, kiedy zaczęłam wielbić jej piękno dotykiem moich dłoni i ust.

Noc zapadła, a ja pozwoliłam sobie utonąć w jej ramionach. Ranek zastał mnie nagą w jej łóżku. Spała zrelaksowana i szczęśliwa. Nie chciałam niezręcznego śniadania, więc chciałam się ulotnić po cichu. Prawie mi się udało. Byłam już na klatce schodowej, kiedy drzwi się otworzyły, a w progu stała ona ubrana jedynie w kusy satynowy szlafroczek. Wyglądała jak bogini seksu.

– Planowałaś mnie zostawić? – Zapytała wprost, mnąc pasek szlafroka w palcach.

– Tak. – Odpowiedziałam szczerze i odwróciłam się do niej plecami.

– Nie przeszło ci przez myśl, że będę chciała teraz więcej? – Jej zdumienie było ogromne, ale nie tak wielkie jak moje.

– Nie mogę ci dać miłości. Już na to za późno. Kiedyś miałaś szanse żebym cię kochała, ja chyba nawet cię kochałam, ale teraz już na to za późno. To był tylko seks i tylko seksu możesz ode mnie oczekiwać. – Zaczęłam tłumaczyć, lekko zerkając przez ramię, by ocenić jej reakcję. Stała w swobodnej pozie, oparta ramieniem o futrynę, a szlafroczek ledwie zakrywał jej apetyczne krągłości. Chciało mi się śmiać, kiedy z naprzeciwka wyszedł sąsiad, z tego co pamiętam alkoholik, i obrzucił nas pełnym zgorszenia spojrzeniem.

– Tylko seks powiadasz? Zero związku, romantycznych gestów, bez przymusu wierności? – Zapytała, jak gdyby po schodach nikt nie schodził.

– Tak, tylko to mam do zaoferowania. Gdybyś zapytała mnie dwa lata temu, to... – Zaczęłam, ale gwałtownie mi przerwała wciągając mnie do środka. Zamknęła mi usta namiętnym pocałunkiem.

– Dobra, zgadzam się. Tylko seks, bez zobowiązań. – Wyszeptała w moje usta, kiedy się ode mnie oderwała.


***

Dawno nie popełniłam dłuższego tekstu, ale na tyle krótkiego żeby nie rozrósł mi się w kolejną książkę. Jednak pewien motyw chodził mi uparcie po głowie, więc przedstawiam Wam tego oto one-shota. Będę niezmiernie wdzięczna za Wasze opinie i komentarze, a także gwiazdki xD

Nie wiem, co mogłabym Wam więcej napisać w notce autorskiej niż "Mam nadzieję, że się podobało" ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top