Fan-fik
Słowem wstępu. Jakiś czas temu Gooska15 napisała dla mnie i dla Amelia_Jez fanfiction tak odjechane, że nikt nie wiedział o czym właściwie ono było. Zainspirowało mnie ono do stworzenia właśnie tego - fanfika do fanfika! Ta opowieść też w zamierzeniu jest odjechana, dajcie znać, czy się udało to osiągnąć. W stosunku do oryginału wiele rzeczy się różni, został dodany jeden wątek, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba i jeśli jeszcze nie czytaliście, to zajrzycie do fanfiction Gooska15!
Wszystko zaczęło się od tego, że Mela znalazła jeża, postanowiła go adoptować i poinformować mnie o tym, zanim jeszcze przekroczyłam próg domunie ściągnęłam jeszcze butów. Jeż dumnie siedział na jej łóżku, otulony kocykiem w kocie łapki tak ściśle, że z jeżowego burrito wystawał jedynie pyszczek z bezgranicznym wyrazem pogardy dla świata, a szczególnie dla braku dżdżownic w czekoladzie.
– Ma na imię Nikodem – powiedziała Amelia, pękając z dumy. Skinęłam głową i grzecznie przywitałam się z najnowszym członkiem rodziny.
– Rina Jeżysławska, miło mi pana poznać, Nikodemie.
Jeż w odpowiedzi pufnął, a w mojej młodszej siostrze odezwał się słynny już instynkt jeżo-macierzyński. Zachłystnęła się zachwytem i zrobiła kilka zdjęć, które wrzuciła na naszą konwersację.
– A jak zareagowali Nataniel i Nicca? – Zadałam trudne pytanie, ale w zanadrzu miałam jeszcze trudniejsze.
– Nate wyjął swój notatnik i zaczął wszystko przeliczać i obliczył, że powinnam spędzić na zbieraniu dżdżownic trzy i dziewięć dziesiątych minuty więcej każdego dnia, żeby zapewnić ich trójce godne życie. Żeby było ono komfortowe, to jeszcze minutę i siedemdziesiąt pięć setnych więcej. Nicca, jak to Nicca. Stwierdził, że nadal jest najpiękniejszym jeżem w okręgu trzech stanów, i zażądał, żeby narysować go jak jedną z jego francuskich dziewcząt, więc wybrał się z wizytą do Ash... – Mela wzruszyła ramionami, a mnie zainteresowała jedna informacja.
– W sumie dobrze to przyjęli. Wiedziałaś, że Nicolas miał francuskie dziewczyny?
– Pewnie chodziło mu o frytki – wyjaśniła.
– Ach, to ma sens – potaknęłam i przeszłam do trudniejszych tematów. – A jak reakcja rodziców, Psimiła i Zamaskowanej Siostry?
– Yyy... Ale, że co masz na myśli? – Spróbowała udawać głupią, ale Niki na nią fuknął. – Mama powiedziała, że jak Nate i Nicca go akceptują, to spoko. Tata powiedział „O, Mela! O, jeż!" i uśmiechnął się. Piesmił powąchał, pacnął łapą, ale Niki na niego fuknął, więc poszedł do babci. A Zamaskowana... Ona jeszcze nie wie...
– Aha.
– Powiedziałaś to jak Partyk – zwróciła uwagę Amelia, patrząc na mnie spod byka. Wyszczerzyłam się radośnie do niej i wydostałam Nikodema z kocyka, który nastawił brzuszek do drapania.
– Takiż był mój cel. Musimy powiedzieć Zamaskowanej.
Nagle do naszych uszu dobiegł brzęk tłuczonego szkła, jakby ktoś wytłukł całą gościową zastawę mamy. Padł na nas blady strach i szybko zbiegłyśmy do kuchni, gdzie... nic się nie stało. Jedynie Zamaskowana Siostra stała w pelerynce z mojego kocyka w alpaki i maseczce w baranki.
– Co ty robisz?! – Krzyknęła przerażona Mel, która ledwo wyhamowała na zakręcie, ślizgając się w skarpetkach w złote znicze, które mi podprowadziła rano, bo wiadomo jaki ustrój panuje wśród skarpetek. – O, ty nic nie robisz. Ale skąd ten hałas?!
– To dzwonek z telefonu, bardzo modny, kiedy byłam w gimbazie – poinformowałam spokojnie, a Zamaskowana wyłączyła irytujący dźwięk.
– Nom. Znalazłam w Internecie – poprawiła maseczkę i kocyk, przyglądając nam się uważnie.
– Ale co chciałaś tym osiągnąć? – Moja starsza z młodszych sióstr nadal była roztrzęsiona, przez przerażającą wizję porcelanowych skorup gościowego serwisu mamy.
– Zwrócić waszą uwagę. Kiedy w domu pojawia się nowy jeż, to cały świat przestaje dla was istnieć! – Najmłodsza założyła na piersi ręce i tupnęła nogą w geście buntu.
– W sumie ma rację...
– Ale jeże są najlepsze na świecie, a teraz wybaczcie, bo muszę wracać do Nikodema – obrażona Amelia obróciła się na pięcie i wróciła do swojego pokoju.
– Rino?
– Tak, Siostro Zamaskowana?
– Czy pomożesz mi z matematyką? Mam całki.
– Całki w podstawówce? Świat schodzi na jeże... – westchnęłam cierpiętniczo, ale usiadłam przy stole i zanurzyłam się w świecie liczb.
*CIĘCIE!*
Matura. Z. Fizyki.
Cholerna matura z cholernej fizyki! Co ja sobie myślałam składając deklarację maturalną?! Jestem cholernym humanem!
Ale mniejsza z tym. Napisałam. Przeżyłam. Nie zdałam. Taka parafraza Cezara, która niewiele ma wspólnego z oryginałem.
Teraz tylko został ostatni punkt planu do zrealizowania – wyjazd do La Paz. Boliwio, nadchodzę! Przerzuciłam przez ramię torbę podróżną z ubraniami, kosmetykami i kilkoma sztabkami złota i ruszyłam na lotnisko, by już po chwili płynnie ominąć kontrolę bezpieczeństwa i wygodnie rozsiąść się w pierwszej klasie. Mój plan był dalej prosty – znaleźć kartel i zacząć handlować. Już po chwili przemykałam mrocznymi uliczkami miasta. Schowałam się w starym portowym magazynie, a tam... Tak! Znalazłam! Kartel grał w makao na zadania! Przystąpiłam do gry, wszystkich ograłam i postawiłam moje żądania. Tym sposobem mogłam zacząć handlować ramenem w Kanadzie. Mój geniusz zaczął mnie przerażać, więc sprzedałam mój cały zapas informatykowi z RPA i wróciłam do domu na kolację.
*CIĘCIE!*
– Amelia, wstawaj! – Potrząsałam moją siostrą z ramię. Z pościeli niechętnie wyłoniła się bardzo rozczochrana dziewczyna, która obrzuciła mnie prawie-morderczym spojrzeniem.
– Po co?
– Za godzinę przychodzą Agenci Tarczy. Wciąż szukają Zamaskowanej Siostry.
– I nigdy jej nie złapią. Pojechała z Harrym Potterem do Hogwartu – burknęła pod nosem Mela, która w tym stanie nie wiadomo dlaczego przypominała mi Snape'a. Tym bardziej, że ona pije bawarkę, a nie mroczne i gorzkie espersso.
– Tak, tak, oczywiście, ale ubierz się ładnie. Ci ludzie pilnują Avengersów, do których Zamaskowana nie chce dołączyć.
– Okej. Ale musimy ustalić jedną wersję. Pewnie zapytają o Kennedy'ego – powiedziała i zanurkowała w garderobie.
– Coo? Jakiego znowu Kennedy'ego? – Zdumiałam się, a Mel pokazała mi uniesiony kciuk.
– Tak, to odpowiednia strategia; udajemy, że nic nie wiemy i zgrywamy głupie. A chodzi o tego gościa, który na wycieczce w Moskwie twierdził, że Zamaskowana ukradła mu zasmarkaną chusteczkę.
– Fuj!
– No właśnie, Imperialna! A tak na marginesie, to nadal planujesz przejąć władzę nad światem? – Głos Amelii coraz bardziej oddalał się, a ja nie miałam odwagi przekroczyć progu Szafy. Tam można się zgubić.
– Oczywiście, zrobię wtedy dyktando i wyleczę wszystkich z dysortografii.
– To okrutne!
– Wiem! Ty się ubieraj, a ja idę zrobić coś do jedzenia. Funkcjonariusze na służbie uwielbiają przekąski podczas przesłuchań! – Krzyknęłam i skierowałam się do kuchni, gdzie ugotowałam jajka. Postanowiłam zrobić tradycyjne jajka na twardo, kotlety jajeczne, bułki z pastą jajeczną i sałatkę jajeczno-porową z kaszą kuskus i kukurydzą. Im więcej jedzenia, tym lepiej, bowiem głody mężczyzna, to wredny mężczyzna, a prawdopodobieństwo, że chociaż jeden z gości będzie kobietą, wynosiło procent trzynaście, a że oboje minus dwa i pół.
Mela wyszła ubrana w neonowo różowe dresy, na co skrzywiłam się znacząco. Pstryknęła palcami i dres zmienił się w mundurek Ravenclawu, który był jej domem w Hogwarcie, który notabene ukończyła z wyróżnieniem. Jak to Krukonka. Ja jako prawdziwa Ślizgonka miałam już opracowany precyzyjny plan działania.
Rozbrzmiał dzwonek. Otworzyłam drzwi, a na progu stało dwóch agentów. Gruby i chudy. Gruby był stary i lekko posiwiały, z rozpiętym kołnierzykiem, a chudy młody, pewnie zaraz po szkole i z krawatem.
– Dzień dobry panom. Zapraszam serdecznie, właśnie zrobiłam coś do jedzenia. Kawy, herbaty? – Zapytałam grzecznie i błysnęłam zębami w uśmiechu, zapraszając gości dalej. Nie zdjęli butów, cóż za brak ogłady!
– Czy to wasza siostra? – Bez owijania w bawełnę pyta gruby, kładąc na stole mugolskie zdjęcie Zamaskowanej Siostry.
– Tak.
– A jak ma na imię? – Pyta podchwytliwie, ze złośliwym błyskiem w małych oczkach.
– Niestety nie pamiętamy – przyznaje z żalem Amelia, a ja ocieram udawaną łzę. Młodszy z agentów łakomie zerka na zastawiony stół i w końcu się łamie i nakłada sobie cały talerz jedzenia. Pewnie słabo go karmili w Akademii Agentów i dlatego taki chudy.
– Czy brała udział w kradzieży zasmarkanej chusteczki Kennedy'ego w Moskwie? – Dopytuje dalej gruby. Mela łapie się za serce i sapie oburzona.
– Co? Co pan insynuuje?! Zamaskowana Siostra jest wzorową uczennicą i nigdy nie dotykała nawet zasmarkanych chusteczek!
– Tak. Ona nigdy nie miała kataru – potwierdziłam, upijając łyk własnej herbaty kasztanowej.
– Czy wzorowa uczennica nie brzydziłaby się zasmarkaną chusteczką? – Zapytał filozoficznie chudy agent. Gruby rzucił mu mordercze spojrzenie, a chudy z wrażenia zakrztusił się jajkiem.
– To musi być pomyłka. Nasza siostra jest wcieleniem dobra – zapewnił gorliwie Amelia, a ja potaknęłam z entuzjazmem.
– Bzdury! Ona okradła mojego przyjaciela w Moskwie! Planowała jego morderstwo! – Gruby zrobił się cały czerwony na twarzy, a chudy postanowił, że jednak ma dosyć i zapchał go kotlecikiem jajecznym.
Zaczęłam się niepokoić. Sprawa chusteczki zaczęła się robić coraz bardziej śliska, ale jako prawdziwa Ślizgonka założyłam swoją maskę. Mela jako Krukonka schowała się w książce.
– Bardzo mi przykro, ale nie my odpowiadamy za nią. Wujostwo sprawuje nad nią opiekę, ponieważ nasi rodzice zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach.
– Dlaczego nie wy?
– Yyy... Dobre pytanie, też nie wiemy.
– Jestem Nikodem, a mój partner to Jerzy. – Chudy w końcu się najadł i postanowił przejąć pałeczkę i zacząć od przedstawienia się.
– Jestem Rina, a to moja siostra Amelia. – Kiwam mu głową w geście przywitania i podaję dłoń do ucałowania, z czego agent Nikodem skwapliwie korzysta.
– Jesteśmy Agentami Tarczy i przybyliśmy, by zapytać o miejsce pobytu waszej siostry, ponieważ powinna trafić do Avengers ze względu na jej moc przyjaźni.
Co wyjaśnia, dlaczego Zamaskowana Siostra trafiła do Huffelpuffu. Jeszcze Psimił w Grffindorze i będziemy mieć wszystkie cztery domy!
– Niestety nie mamy z nią kontaktu od września – kręci smutno głową Mela.
– A może macie jakieś przypuszczenia, podejrzenia, co do miejsca jej pobytu? – Pyta dalej delikatnie, a ja kręcę głową i ocieram kolejną udawaną łzę.
– Nie wierzę wam... Będziecie pod obserwacją... Macie zakaz opuszczania kraju... – Mruczy gruby. Agenci wyszli, zabierając ze sobą resztkę sałatki, a zostawiając jedynie bałagan i smród taniego dezodorantu.
– Udało się. Zamaskowana jest bezpieczna w Hogwarcie. To ja... pójdę się przebrać.
– A ja zrobię obiad – odpowiadam spokojnie.
*CIĘCIE!*
– To właśnie śniło mi się ostatniej nocy – kończę moją opowieść podczas naszej cotygodniowej herbatki, która obywa się właśnie po raz pierwszy.
– Dosyć szalone i skomplikowane. Podobał mi się wątek z La Paz.
– A mi się śniło, że światem rządziły jeże! – Wtrąca Zamaskowana Siostra.
– To byłby piękny świat... – Rozmarzyła się Amelia, a ja załamałam się nerwowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top