Fighting for a trust. Part 1
Dla Ani
- I hate you! - krzyknęłaś zbiegając po schodach do salonu
- Darling, it's not like that... - stwierdził schodząc za tobą i zawiązując pasek szlafroka
- She's at MY AGE! Seriously you have no shame?!
- Pumpkin...
- DON'T CALL ME LIKE THAT! Dad, I came home for my holidays just two weeks ago with my friend from studies and you already took her to the bed?! This is disgusting!
- We are both adults. It's nothing wrong with that.
- Oh, so it means that I can do it with whoever I want as well?!
- Watch you language! And you are a woman, so...
Roześmiałaś się histerycznie.
- You know what? I don't even want to listen to you right now. - pokręciłaś głową i ruszyłaś do drzwi
- Come back here! We haven't done yet!
- Make me. - wymamrotałaś, wychodząc
Tak było zawsze, odkąd pamiętałaś. Twój ojciec był nałogowym kobieciarzem. Podobno zdradzał twoją matkę przy każdej okazji, a potem nawet nie uszanował czasu żałoby, gdy zmarła w połogu. Nienawidziłaś go za to. Tym niemniej w każde wakacje przyjeżdżałaś do rodzinnego miasteczka. Kochałaś je za jego spokój i za krajobraz, jaki rozciągał się ze szczytu ruin starego zamku. Tam właśnie wybrałaś się teraz, siadając na trawie i patrząc na rozciągający się przed tobą krajobraz.
- I'm sorry? - usłyszałaś i zerknęłaś w bok
Do twojego azylu powoli zmierzał jakiś mężczyzna. Miał na sobie T-shirt i krótkie spodnie, a na plecach plecak. Wyglądał jak przeciętny turysta.
- Do you think that I can see that ruins? - spytał, wskazując na zamek
- Yes. It's free to visited. - pokiwałaś głową, wracając do wpatrywania się przed siebie
- Is it fine, if I take a sit for a little bit? I need some rest.
- It's a free country, I suppose.
- Thank you. - mężczyzna zdjął plecak i usiadł obok ciebie – Wow, what a sight! - stwierdził z westchnieniem – I'm not surprised that you like that place...
- Please... - mruknęłaś – I'm not interested, okay?
- I... I'm sorry. I didn't mean to be rude... I just wanted to make a friendly talk, but if you want to be alone... - wstał
- No. I'm sorry. I really am. - uniosłaś wzrok w jego stronę – I just... - pokręciłaś głową – Bad day. Please, take a sit. - poklepałaś ziemię obok siebie
- We can sit in silence as well, if you prefer that... - zapewnił, siadając na dawnym miejscu
- No, I have nothing against talking with a stranger. - uśmiechnęłaś się lekko
- Oh, right. I'm sorry. I'm Tom.
- (Y/N). - podałaś mu rękę – Are you a tourist?
- No, not really. We are filming in that area and I have a day off, so I decided to visit that castle. I could see it from down there. - uśmiechnął się
- I see... So, you're an actor?
- I'm trying to be. - uśmiechnął się – And how about you? If may I ask?
- I was born in here. Actually, right now we are on my land. - uśmiechnęłaś się – That castle belong to my family. Long time ago my ancestor was living in here. In that castle Queen Victoria stayed overnight once. According to my grandfather. But later my grandgrandfather lost it with all his money and later he lost even his title. He was a traitor. - wyjaśniłaś cicho – But my grandfather earned enough money to buy it many years later... And it is how it's now. A ruin which could say so many stories... But it's keeping silence.
Tom uśmiechnął się.
- And I'm just a simple student of Ancient Culture. - dodałaś – What are you filming if may I ask?
- It's a story about a horse during First World War.
- Really? Interesting,
- Indeed. - Tom rozejrzał się uważnie wokół, potem nagle wstał, uważnie wpatrując się w przestrzeń przed wami – I'm sorry. Can I make a phone call?
- Sure. Feel free.
- Thanks.
Odszedł na kilka kroków, przez chwilę rozmawiając.
- (Y/N), I'm sorry. Is there a way to get in here by a car?
- Yes. You have to round the forest and turn on the left after chapel. The road isn't breathtaking but it's driveable.
- Thanks. - uśmiechnął się, wracając do rozmowy
- What are you up to? - spytałaś, gdy ponownie usiadł obok ciebie
- You'll see. I don't want to anticipate.
- Okay.
Przez dłuższą chwilę siedzieliście w milczeniu, podziwiając widoki, zanim do waszych uszu dobiegł dźwięk silnika samochodu. Tom natychmiast wstał, kierując się w jego kierunku. A ty zaczęłaś się zastanawiać, czy nie powinnaś uciekać. Obcy facet, samochód... To mogło wróżyć kłopoty. Tym bardziej, że z auta wysiadło jeszcze dwóch mężczyzn i kobieta. Tom przez chwilę z nimi rozmawiał, gestykulując w twoją stronę. Zastanowiłaś się, jakie masz opcje... Na wszelki wypadek wyjęłaś telefon, gotowa wcisnąć przycisk powiadamiania ratunkowego, gdy Tom i nieznajomi podeszli w twoją stronę. Nie wyglądali jednak na zainteresowanych twoją osobą, a widokiem.
- Indeed, we can see this place better from here. However... - mężczyzna przeszedł w bok, oceniając widok, cofnął się – No, it's better. Can we put cameras in here? - spytał drugiego z mężczyzn
- Well... We can try. It's not too wet, rather we can.
- Great. So, let's get to work.
- But... - wtrącił Tom – I'm sorry. This is a private land... I didn't want to...
- Where is the owner?
Podeszłaś bliżej, wciąż nie wiedząc o co chodzi. Tom przedstawił cię reżyserowi filmu, którym okazał się być Steven Spielberg... Na moment straciłaś zdolność mówienia, a nawet myślenia. Potem jednak ogarnęłaś się na tyle, by zgodzić się na rozstawienie kamer na twoim placu, dla lepszego ujęcia. Zaproponowano ci podwózkę na plan, by na miejscu omówić szczegóły i podpisać umowę użyczenia. Kiedy dotarliście na miejsce, zaniemówiłaś. Praca trwała nieustannie. Na polu rozstawiano namioty, wszędzie krzątali się ludzie.
- Change of plans. - zakomunikował reżyser – We are putting machine guns over there. That side of forest is better seen from there. And there is a better place to shoot.
- Amazing... - pokręciłaś lekko głową, rozglądając się wokół, gdy reżyser wydawał kolejne polecenia
- I can agree with that. - uśmiechnął się Tom
- Change of plans? - usłyszałaś za sobą głos, który zabrzmiał znajomo
- Sherlock! - krzyknęłaś na widok mężczyzny, który twoją reakcję skwitował krótkim śmiechem – I mean... I'm sorry.
- That's okay. Benedict Cumberbatch. - przedstawił się – Lately more known as Sherlock Holmes. - roześmiał się, mrugnąwszy
- (Y/N), (Y/L/N). It's a pleasure to meet you.
- Pleasure is mine. So...?
- Do you remember that castle? - spytał Tom
- Over there? - wskazał kierunek, ale nie był on teraz widoczny, gdyż osłaniał go las
- Yes. I was there. And there is a wonderful view for the glade from that side of the forest.
- Better than that one?
- Yeah.
- Okay. So we will go from there... to that place instead over there?
- Yes.
Ben skinął głową na znak, że rozumie.
To było pierwsze twoje spotkanie z dwoma znanymi aktorami. Ale nie ostatnie. Następnego dnia mogłaś podziwiać ich pracę z namiotu reżyserskiego, widząc ujęcie z kamer zainstalowanych na placu przed pałacem. Byłaś pod wrażeniem zarówno sceny, jak i sposobu pracy na planie. Pomiędzy tobą, a Tomem i Benem nawiązała się nić przyjaźni. Utrzymywanie kontaktów było o tyle łatwiejsze, że studiowałaś w Londynie. Upłynęły lata. Dawno skończyłaś studia i pracowałaś w British Museum. Kariera Toma rozwinęła się w szybkim tempie. Ben dołączył do obsady Marvela. Jako jedyny z waszej trójki zdążył w międzyczasie założyć rodzinę. Ty o tym nie myślałaś. Owszem, przyjaźniłaś się z mężczyznami, ale w sprawach damsko-męskich pozostawałaś nieugięta. Nie interesowały cię niczyje zaloty. Nie wierzyłaś w wieczną i dozgonną miłość. A przygody na jedną noc? To nie było w twoim stylu. Zbyt wiele złamanych serc widziałaś jako dziecko i dorastająca dziewczyna. Nie chciałaś być nigdy na miejscu którejś z tych kobiet, wypłakujących oczy za mężczyzną, który na nie nie zasługiwał. Miałaś swój mały świat. Niewielki domek z ogródkiem na obrzeżach Londynu, kochającą lizać wszystko i wszystkich suczkę chow chow, o wyglądzie małego niedźwiadka i charakterze upartego osła i swoją pracę, którą kochałaś. Uwielbiałaś starodruki i kryjące się w nich tajemnice przeszłości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top