44.
- Myślę, że powinniśmy od siebie odpocząć - powiedziałaś nerwowo.
Szatyn popatrzył na ciebie w oniemieniu, lecz po chwili na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech. Byłaś pewna, że się tym nie przejmuje.
- Mówię poważnie - westchnęłaś, zajmując miejsce obok niego - Ostatnio wydarzyło się bardzo dużo i chciałabym to wszystko przemyśleć.
- Nie możesz ze mną zerwać - powiedział nadzwyczaj spokojnie - Zbyt wiele nas łączy, kochanie - popatrzył głęboko w twoje oczy, a ton jego głosu stał się imponująco niski - Poza tym, nie wytrzymałabyś ani chwili bez tego, co ci daję.
- Nie dajesz mi nic, bez czego nie potrafiłabym przeżyć - prychnęłaś, krzyżując ręce na piersiach - Jestem w stanie poradzić sobie sama.
- Ach tak? - uniósł brwi, starając się ukryć rozbawienie - A co z porannymi pocałunkami, które tak uwielbiasz? Kto pocieszałby cię w trudnych chwilach? Kto kochałby się w tobie bez pamięci? Z kim dzieliłabyś najlepsze i najgorsze chwile?
- Myślę, że kogoś bym znalazła. - mruknęłaś, spuszczając głowę. Starałaś się nadal pozostać przy swoim, choć wiedziałaś, że ma rację.
- I tutaj się mylisz - oplótł ramionami twoje ciało - bo ja nie pozwolę, byś musiała szukać kogoś innego. Jesteś moja, a ja jestem twój, na zawsze. I nie jest ważne, co się między nami wydarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top