40.
Byłaś moją modelką. Mam pełno twoich zdjęć.
Byłaś moim uśmiechem na twarzy. Szczęście sprawiało mi samo to, że mogłem się obok ciebie budzić.
Byłaś moim cudem. Ustanawialiśmy nowy rodzaj wiary, gdzie czciliśmy tylko siebie.
Byłaś cholernie uzależniająca. Codziennie pragnąłem coraz więcej, i więcej.
Byłaś świętością i potępieniem. W jednej chwili zamieniałaś mój spokój w ognistą złość.
Nie przeszkadzało mi to. Powiedziałbym nawet, że jako jedyna potrafiłaś wnieść coś do mojego życia. Dlaczego więc odeszłaś? Z jakiego powodu zostawiłaś mnie samego w środku tego ogromnego niczego, co dzięki tobie zaczynałem nazywać domem?
Powiedziałaś, że nie możesz dłużej pozwalać na to, co z tobą robię. Według ciebie rodzaj mojej miłości był niszczący.
Cóż... być może okazywałem uczucia w inny sposób, ale przecież to uwielbiałaś. Stanowiłem wszystko, co mogłabyś nazwać odmiennością...
To nie ja cię raniłem, o mój słodki skarbie, to poprostu ty żyłaś w niekończącym się bólu.
Mam nadzieję, że kiedyś natkniesz się na ten list i zrozumiesz, że jeśli nie wrócisz, poprostu uschnę z tęsknoty...
Twój Jay.
Dziś w trochę inny sposób napisałam rozdział. Mam nadzieję, że choć trochę się spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top