37.
Przycisnął cię do ściany i przejechał palcami po twoim policzku. Poczułaś dziwne dreszcze na karku. Kiedy umieścił swoje pełne, miękkie usta na twoich, wstrzymałaś oddech. Szczerze mówiąc, nadal nie zdawałaś sobie we właściwy sposób sprawy z tego, co właśnie miało miejsce.
Z każdą chwilą pozwalał sobie na coraz więcej i wasza z początku jednostrona próba przekazania sobie uczuć przybierała na sile. Zdawałaś sobie sprawę z tego, że to nie powinno mieć miejsca. Był przecież synem twojego ojczyma, więc takie zachwanie było poprostu nieodpowiednie.
Całował w cudowny sposób, jakby chciał coś przez to przekazać. Kiedy jego przyjemnie ciepłe wargi obijały się o twoje, pragnęłaś, by to trwało wiecznie. Sprawił, że w twoim umyśle powstał prawdziwy sztorm uczuć. Chciałaś uciec od tego jak najdalej, poprostu zapomnieć, ale też pozostać tu i oddawać się pieszczotom jego nierównomiernego oddechu.
Kiedy wam obydwojgu skończył się zapas powietrza w płucach, powoli to zakończył. Nie odszedł jednak, jak się tego spodziewałaś. Zamiast tego, jeszcze bardziej zmniejszył między wami odległość, oplatając swoje pokryte tatuażami ramiona wokół twojej talii. Jego wzrok skupiony był tylko i wyłącznie na twojej twarzy.
- Justin - zaczęłaś, starając się uspokoić oddech - dlaczego ty...
- Shh... - uciszył cię, przymykając swoje powieki. Na jego usta wkroczył uśmiech, przejawiający tylko i wyłącznie jego zadowolenie jak i upojenie chwilą - Nic nie mów, to nie potrzebne.
- Ale to bardzo, bardzo nieodpowiednie - broniłaś swoich racji, ze zdziwieniem badając jego zachowanie - Jesteśmy rodziną.
- Oni są, słonko - wskazał kiwnięciem głowy na zdjęcie waszych rodziców, stojące na komodzie - a nas praktycznie nic nie łączy. Nie potrafię więc pojąć w czym tkwi twój problem.
- A jeśli się dowiedzą?
- Nie dowiedzą - zachichotał, składając czuły pocałunek na twoim policzku - ponieważ będzie to nasz mały, słodki sekret.
I wpadł mi do głowy pomysł na napisanie książki w tych klimatach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top