33.
- Ugh, Justin! - krzyknęłaś zdenerwowana - Dlaczego wciąż mi to robisz?
- Ale co? - zapytał beztrosko szatyn, a leniwy uśmiech wkroczył na jego twarz. Zdawał się nie być świadomym tego, że to z jego powodu targają tobą nerwy.
- Dlaczego zawsze odstraszasz każdego, kto pojawi się w moim towarzystwie? Moja samotność sprawia ci przyjemność?
Przez chwilę zapanowała między wami cisza. Bieber sprawiał wrażenie głęboko zamyślonego, lecz gdy po chwili wstał z twojego łóżka z podstępnym uśmieszkiem na ustach, wiedziałaś, że nie dotarły do niego twoje wyrzuty. Zresztą, do niego nigdy nic nie docierało. Zawsze wiedział swoje i nikt nie mógł w to zaingerować.
- Nikogo nie odstraszam, słoneczko - zaśmiał się bez humoru, podchodząc do ciebie. Ty jednak za wszelką cenę próbowałaś uciec od jego bliskości. Gdy napotkałaś na swej drodze ścianę, zdałaś sobie sprawę, że jesteś w jego potrzasku - To nie moja wina, że żaden chłopiec w twoim towarzystwie mi nie odpowiada - rzekł beznamiętnie, opierając się jedną ręką o ściane. Palce drugiej wtopione były zaś w twoje włosy, którymi bawił się, sprawiając wrażenie znudzonego.
- Jesteś niedorzeczny.
- A ty uparta - stwierdził, unosząc nieznacznie brwi. Jego ciemne oczy rozbrajały twoją barierę coraz bardziej, czego nie potrafiłaś trzymać pod kontrolą. Znowu wypróbowywał na tobie swoje sztuczki - i do tego nic nie rozumiesz.
- Masz rację. - przygryzłaś wargę, czując, że z twoich oczu zaczynają wypływać łzy - Nie rozumiem. Nie rozumiem twoich zachowań, ani tego, dlaczego nie pozwalasz mi być szczęśliwą. Nie rozumiem ciebie, Justin. I to mnie niszczy... właściwie, jak ty cały.
- Nie mów tak. - starł łzę z twojego policzka. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji - Może i jestem egoistą, ale nie potrafię inaczej. Nie możesz jednak mówić, że nie pozwalam ci na szczęście. Po prostu... zbyt zależy mi na tobie, bym mógł oddać cię byle komu... - szepnął, oblizując dolną wargę - Cholera, ja nigdy nie pogodziłbym się z myślą, że jest chłopak ważniejszy w twoim życiu uczuciowym, niż ja.
- Ale sam podkreślałeś przecież, że w naszym wypadku przyjaźń jest najlepszym rozwiązaniem - powiedziałaś, gdy w twojej głowie zrobiło się zbyt ciasno od niewyjaśnionych spraw - A przyjaciel nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem uczuciowym, przynajmnjej w moim wypadku.
- Ostatnio wiele się pozmieniało, skarbie. Ja się zmieniłem, ty również, choć może tego nie widzisz. Sam do końca nie umiem pojąć tego, co czuję, więc proszę, o nic mnie nie obwiniaj.
- Chcę poprostu, byś był ze mną szczery.
- Może wyda ci się to dziwne, ale nic na to nie poradzę - wzruszył ramionami, przeczesując swoje włosy - Czuję nieodpartą potrzebę chronienia cię przed światem. Nasza relacja wymknęła mi się z pod kontroli. Dlatego właśnie dzieje się to wszystko. Należysz do mnie, a ja nie potrafię się dzielić. Jesteś obiektem mojego porządania, więc nie dziw mi się, że warczę na każdego, kto tylko cię dotknie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top