Part 37 ☆
UWAGA!
Rozdział porusza trudną tematykę i nie wpływa znacząco na dalsze losy serii. Jeżeli masz gorszy czas (jeżeli coś złego się dzieje, napisz proszę do mnie - chętnie Cię wysłucham!), humor (nie pogarszaj go sobie jeszcze bardziej, pomyśl o dobrych rzeczach i ładnie się uśmiechnij!) i liczysz na trochę czułości to muszę Cię przeprosić. Nie znajdziesz tutaj lekarstwa. Czytasz na własną odpowiedzialność. Ja czuję tak samo odpowiedzialność poruszając ten temat. Mam nadzieję, że rozumiesz! Ostrzegam na wstępie, mam nadzieję, że zrozumiesz słoneczko!
Kocham Cię mocno,
Autorka
Ostatnie dni były dla mnie naprawdę trudne i pełne smutku. Gukmul i Oddeng odeszli razem do (być może) lepszego świata. Wiedziałem, że kiedyś ten dzień nastąpi, ale nie byłem gotowy na taki ból. Zwierzęta były mi bliskie, wyczuwały, kiedy źle się czułem i potrzebowałem ich obecności. Były nierozłączne, więc nawet odeszły w podobnym czasie, aby ta druga nie pozostawała sama. Miałem świadomość tego, że i tak przeżyły znacznie dłużej niż ich natura zakładała. Nie mogłem przyzwyczaić się do pustej klatki, bez tego szelestu między półkami. Było bez nich pusto w mieszkaniu, a ja przeżywałem ich śmierć to jakby odszedł prawdziwy człowiek. Odeszły moje najwierniejsze aniołki.
Wiedziałem, że moim stanem zaniepokoiłem swoją ukochaną. Również była smutna, płakała, bo przywiązała się do tych małych istotek. Chociaż... kto by się w nich nie zauroczył? Cieszyłem się, że mogły ją poznać, była najwspanialszą kobietą jaką mogłem poznać kiedykolwiek. Wspierała mnie w tych ponurych dniach, próbując chociaż trochę zmniejszyć ból po stracie ukochanych zwierząt. Robiła naprawdę wszystko, bym poczuł się lepiej choć nie było to łatwe. A ja stawałem się oporny na każdą jej próbę. Chyba ją jeszcze bardziej wtedy raniłem...
Siedziałem w salonie oglądając telewizję, przeglądając różne kanały. O szyby obijał się gruby deszcz, tworząc swoistą muzykę. Dla niektórych ta muzyka mogła być irytująca, ale mnie w jakimś stopniu uspokajała. Pogoda ostatnio nie dopisywała i chyba idealnie odzwierciedlała to jak się czułem w środku. Wypuściłem ciężko powietrze ustami i skierowałem wzrok ponownie w stronę telewizora. Leciały najnowsze wiadomości, podgłośniłem. Ukochana w tym czasie krzątała się po kuchni. Nie wiem co robiła dokładnie, nie miałem siły by się odwrócić i to sprawdzić.
"Odnotowano kolejny przyrost osób zakażonych nowym wirusem. Tylko dziś odnotowano 122 nowe przypadki, zmarło 6 osób w średnim lub podeszłym wieku. Władze apelują o przestrzeganie rozporządzeń państwowych i zasad higieny osobistej oraz o nie wychodzenie z domu bez pilnej potrzeby (...)"
Wypuściłem głośno powietrze z ust, słuchając pierwszej wiadomości. Na świecie pojawiło się nowe zagrożenie, nowy wirus. Nikt nie wiedział skąd się wziął ani jakie przynosi skutki. Wiadome było, że zaczął zbierać ogromne żniwa. Ludzie zaczynali chorować i umierać, nie wiedząc co im dokładnie dolega. Nie wiedząc jak się leczyć, jakie lekarstwa przyjąć. Być może takiego lekarstwa jeszcze nie było. Szpitale przepełnione, lekarze nie śpią po nocach by nieść pomoc innym. Życie społeczne podupada, kiedy nie wychodzą z domów. Świat nagle spowalnia, dostaje paraliżu, nie wie za co łapać. Wygląda to na apokaliptyczną wizję prawda? To pokazuje jakie życie jest zaskakujące. Żyjesz spokojnie, robisz to co zawsze i nagle wybucha światowa pandemia. I nikt nie wie jak to zatrzymać, jak leczyć, jak się ratować. Jak ratować to co takie dla nas jest najcenniejsze. Życie. Jak ratować swoje życie, istnienie.
Takie sytuacje pokazują jacy jesteśmy bezsilni, pokazują nasze prawdziwe oblicze. Ukazują bezsilność, kiedy stawiamy czoła czemuś nowemu, czego nie opanowaliśmy, pomimo nowoczesnych technologii i wysoko rozwiniętej medycyny. Czujemy zagubienie jak małe dzieci a strach paraliżuje nas jak po podaniu trucizny. Tak naprawdę jesteśmy istotami, które potrafią logicznie myśleć, mówić, ale to nie my jesteśmy panami świata. Natura dała nam miejsce na Ziemi, ale właśnie ona może odebrać nam te życie.
- Jak się czujesz? - usłyszałem zmartwiony kobiecy głos. Nie lubiłem kiedy była smutna, zawsze chciałem by była najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Jednak czarne chmury, których nie potrafiłem się pozbyć mnie powstrzymywały.
Kobieta postawiła dwa kubki z gorącą czekoladą z piankami na wierzchu. Ukochana wiedziała doskonale, że uwielbiam jeść, a słodycze zazwyczaj poprawiają samopoczucie. W dodatku było chłodno, więc gorący napój był idealny na taką mieszankę.
- Trochę lepiej - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie potrafiłbym jej okłamać, poza tym widziała moją minę. Nie umiałem grać przed nią jak na scenie czy przed obiektywem aparatu podczas sesji. Poza tym... po co miałbym kłamać?
Ukochana wzięła koc z fotela i zaraz usiadła obok mnie. Wtuliła się w mój bok i okryła nas miękkim, bordowym materiałem. Widziałem jej zmartwienie, serce mi pękło przez to jeszcze bardziej. Czułem się cholernie winny. By odkupić chociaż trochę swoje winy objąłem ją ramieniem i ucałowałem delikatnie w skroń. Był to niewinny gest, ale widziałem jak przymyka przez to swoje śliczne oczy. Ja ponownie skierowałem wzrok w stronę telewizora. Kolejne ważne informacje, z ostatniej chwili oznaczone czerwonym paskiem informacyjnym.
"W (...), położonym w Ameryce Południowej doszło właśnie do eksplozji magazynu, gdzie składowano elementy samochodowe. Eksplozja była na tyle silna, że pobliskie budynki podległy promieniu rażenia. Szyby w oknach popękały, niektóre budynki uległy częściowemu zniszczeniu. W magazynie znajdowali się pracownicy, jednak nie wiadomo ile osób przebywało na terenie zakładu. Siła rażenia była na tyle silna, że dotarła do pobliskiej miejscowości. Jest wielu rannych, medycy i policja są już na miejscu. Niestety są już wstępne informacje o ofiarach śmiertelnych, nie wiadomo czy ktoś z magazynu przeżył eksplozję. W mediach społecznościowych pojawiają się materiały, które uchwyciły moment wybuchu (...)"
- Mój Boże... - szepnęła roztrzęsiona kobieta. Faktycznie, informacja była wstrząsająca, szczególnie, kiedy widziało się moment eksplozji. - Mam nadzieję, że zostanie im szybko udzielona pomoc... Życie jest takie niesprawiedliwe... - stwierdziła smutna, ponownie zamykając oczy. Sam przełączyłem program na inny, nie mogłem słuchać o tylu złych rzeczach.
- Życie... Niesprawiedliwe... Według mnie większość ludzi ma z góry przypisane swoje przeznaczenie. A życie to tylko scenariusz. Trochę komedii, dramatu, romansu, wszystkiego po trochę - stwierdziłem, głaszcząc ją po głowie.
- Być może tak jest. Wielu ludzi w końcu wierzy w Boga. Jego syn miał z góry ustalone życie. Pomóc innym, pokazanie swojej dobroduszności i wielkiej mocy boskiej, a na koniec śmierć za ludzi. Może też to działa z nami. To tak, jakby nasze wybory nie były naszym wyborem, a samego przeznaczenia. Bo tak było ustalone - szepnęła, wtulając się we mnie.
Chwilę zapanowała między nami cisza, jakbyśmy oddali się refleksji nad tą konkretną myślą. Czy można było zmienić przeznaczenie? Może jednak jesteśmy jak bohater z fatum i pomimo wszystko znajdziemy się na tej samej ścieżce i w końcu umrzemy? Taka jest kolej rzeczy? Czy taka była kolej tego wszystkiego? Na tym polegało życie?
- Co myślisz o śmierci? - zapytałem nagle, spoglądając na kremową ścianę nad telewizorem. Nie wiem na ile ludzie rozmawiają na takie tematy między sobą, ale chciałem to poruszyć. Była na to odpowiednia chwila. Przez tę rozmowę chciałem wyrzucić z siebie pewne emocje, przemyślenia.
- O śmierci...? - spojrzała się na mnie i westchnęła ciężko. - Nie wiem co o niej myślę, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Po prostu ludzie odchodzą, taka jest kolej losu - stwierdziła.
- A mimo wszystko poruszyła Cię informacja o eksplozji i osobach, które zginęły. Jesteś smutna, bo pożegnaliśmy Gukmula i Oddenga. Niby śmierć jest "koleją losu", ale jednak w nas uderza jak spienione fale o brzeg morza. Moja babcia mówiła, że nie chciała by ktoś za nią płakał, kiedy umrze. Ale jak to nie płakać za osobą, która znaczyła dla nas wiele? Jak uchronić się od łez? Myślę, że nie rozmawiamy wystarczająco wiele o śmierci. Nie pamiętam, żebym w szkole miał takie zajęcia czy tematy. Niby śmierć jest czymś bardzo naturalnym jak narodziny, ale dlaczego te wydarzenie jest akurat szczęśliwym? Dlaczego płaczemy za osobami, które umarły? Nie ważne czy ze starości czy z choroby. Czy to nie tak, że powinno nam ulżyć, bo tym osobom nie są już potrzebne leki? Nie muszą się niczym martwić? Po prostu opuścili swoje ciało i zaznają lekkości, wywiązując się z ciężaru życia. Z ciężaru ciała, które dusza dostała - powiedziałem otwarcie, przymrużając oczy. - Nie sądzisz, że jesteśmy strasznymi egoistami? Przywiązujemy się do ludzi, a później ciężko jest tam tego kogoś puścić. Nie ważne, że ta osoba musi odejść. Na przykład eutanazja. Myślę, że wtedy jesteśmy prawdziwymi egoistami i myślimy tylko o sobie, a nie o tej drugiej osobie. Dlaczego przejmujemy się tym, że musimy podjąć taką decyzję, a nie o tym, że dana osoba nie będzie już czuła bólu, nie będzie musiała się więcej męczyć? W końcu ludzie chorują na ciężkie choroby, z których nie da się czasami wyjść i to jest jedyne wyjście, by w końcu sobie ulżyć. Ale nie.. lepiej, żeby kochana osoba męczyła się na naszych własnych oczach. Żeby cierpiała przez nasz egoizm, bo my nie potrafimy podjąć poważnej decyzji. To takie okropne - pokręciłem głową, zaciskając jedną dłoń na materiale koca. Ukochana widząc to, objęła ją tą swoją, trochę mniejszą dłonią.
- Śmierć jest nieobliczana, kochanie. Przychodzi nagle, w końcu nigdy nie wiemy kiedy umrzemy. W końcu może zdarzyć się wypadek gdzieś na drodze i jesteśmy na drugim świecie. Nigdy nie jesteśmy przygotowani na śmierć - westchnęła cicho.
- Nie jesteśmy gotowi na śmierć, bo ludzie o tym nie rozmawiają. Boimy się trudnych tematów, dlatego później czujemy się zagubieni w trudnych sytuacjach. Ale czy muszą być trudne? Byłoby o wiele łatwiej, gdybyśmy byli do tego przygotowani. Na przykład otwarcie o tym rozmawiając, a nie robiąc z tego tabu. Tak jak z seksem, wielu rodziców nie rozmawia z dziećmi o antykoncepcji i sprawach łóżkowych, a później się dziwią, że ich córki zachodzą wcześnie w ciążę. Tak samo nie mówi się o wielu rzeczach, a to jest tak bardzo ludzkie i bardzo potrzebne. Śmierć jest naturalną koleją życia. Żyjemy po to by umrzeć, zgadza się? Nigdy nie wiemy kiedy nadejdzie Żniwiarz i przeprowadzi naszą duszę na drugą stronę. Wypadki, choroby, starość. To codzienność ludzkości, więc dlaczego się tego boimy? Tak bardzo tego nie rozumiem... - westchnąłem tak jak ukochana. Poprawiłem ją sobie w objęciach. Telewizor dalej grał w tle, ale oboje nie zwracaliśmy na to uwagi. - Wspomniałaś o wypadkach, ale myślę, że warto też wspomnieć o osobach, których śmierć jest potępiana. W końcu nie każdy umiera w wypadkach czy ze starości. Samobójcy wiedzą o tym najlepiej... Tyle osób odbiera sobie życie z różnych powodów. Odbierają sobie coś najważniejszego co mają, czego nie da się wycenić. A przez tę niewycenioną wartość ich śmierć jest potępiana. Ludzie to egoiści, nie zwracali wcześniej uwagi na sygnały jakie dostawali od osoby, która targnęła się na swoje życie. Nie reagowali, a mają czelność oceniać... Ale samobójca również jest egoistą, choć innym niż ci co oceniają. Bo zrobił to dla swojego dobra. Bo wiedział, że nie zazna w tym świecie spokoju, więc sobie ulżył. Nie mówię, że to dobre wyjście, ale jako ludzie jesteśmy kowalami swojego losu. Dobieramy kruszce, robimy z nich różne rzeczy, niektóre są dobre, a niektóre wręcz przeciwnie. Decydujemy jaki krok podjąć, sami znamy się na tym najlepiej. Przykro mi jednak, że samobójstwa to takie częste zjawisko, kończące się śmiercią...
- Jeżeli chodzi o mój kraj wiele osób popełnia samobójstwo. Nawet chyba jesteśmy pionierami w odbieraniu sobie życia w Europie... - przymknęła oczy, spięła mięśnie. Widać było, że niechlujny ranking w nią w jakiś sposób uderza. - Ale tak jak mówisz, nie lubimy podejmować się trudnych tematów, czasami jesteśmy ślepcami na drugiego człowieka. "Weź się w garść", "Przestań się nad sobą użalać", "Inni mają gorzej". To zazwyczaj słyszy się z ust najbliższych a nie słowa otuchy i wsparcia. Nie rozmawiamy o profilaktyce zdrowia psychicznego. W końcu to wstyd iść po pomoc do psychologa. Psychiatra? Od razu robią z ciebie wariata, kogoś kto ma nierówno pod sufitem. To okropne, że ludzie tak myślą. W końcu te zawody istnieją, żeby pomagać i wskazywać właściwą drogę. A my krzywo patrzymy na osoby, które mają problemy... To okropne... Gdyby nie to wielu ludzi dalej by żyło. Wiele mężczyzn odbiera sobie życie, bo nacisk społeczeństwa jest na byciem "silnym, odważnym" mężczyzną, który ma "utrzymać rodzinę" jest zbyt silny. Stereotypy i naciski społeczeństwa również mocno wpływają na zamykanie się na własne problemy... Zamykamy się jak płatki kwiatów, ostatecznie usychając... - ponownie westchnęła i wtuliła policzek w moją klatkę piersiową. Pogłaskałem ją, by poczuła się lepiej.
- To fakt, wiele czynników powoduje to, że ludzie czują się gorzej. Mam wrażenie, że jesteśmy najgorszymi istotami na tym świecie. Że chcemy by zostali sami najsilniejsi a pozbywamy się tych słabych jak śmieci... - szepnąłem, spoglądając na okno. Deszcz dalej padał, choć trochę słabiej niż pół godziny temu.
Wsłuchałem się w obijający się deszcz za oknem co trochę mnie uspokoiło. Chyba czułem się coraz lepiej, choć nie mogłem powiedzieć, że byłem szczęśliwy. Ale miałem całe szczęście w swoich ramionach.
- Kochanie... - zaczęła niepewnie kobieta, więc ponownie wróciłem do niej wzrokiem. Spoglądała na mnie, choć jej oczy nie świeciły tak jak codziennie. - Co byś zrobił gdybym umarła..? - szepnęła dalej niepewnie.
Zaskoczyło mnie to pytanie. Nie przyszło mi to przez myśl, że zada ona takiego rodzaju pytanie. Rozchyliłem usta i odruchowo zacisnąłem dłoń na jej ramieniu. Jakbym nie chciał jej puścić i dać do zrozumienia, że nie oddam jej teraz w ramiona śmierci. Chciałem zrobić dla niej wszystko, by dożyć z nią późnej starości. Chociaż doskonale wiedziałem, że nie byłem nikim nadzwyczajnym i to nie ja decydowałem o przebiegu jej życia, o dacie śmierci. Ale chciałem zadbać o każdy najmniejszy dzień, by godnie przeżyła swoje życie.
- Czułbym wielką pustkę, straciłbym swoje największe szczęście. Mógłbym śmiało powiedzieć, że straciłbym wszystko, cały świat. Nigdy nie ukrywam, że jesteś dla mnie najważniejsza. To Ty pokazałaś mi drugą stronę medalu i je zupełnie odmieniłaś. Gdybyś zniknęła tak nagle... Sam modliłbym się do każdego boga po kolei by mnie zabrał do Ciebie. Nie wyobrażam sobie żyć bez Ciebie u boku. Może to głupio brzmieć, ale taka jest właśnie prawda. Tęsknota sama by mnie w końcu zjadła. Nawet jeżeli kiedyś to nadejdzie, ten czas rozstania to chcę by te wszystkie dni były jak najlepsze. Nigdy nie wiemy co się wydarzy i pomimo tego nie chcę wiedzieć co się stanie. Wtedy życie nie byłoby takie ekscytujące. Chcę być przy Tobie możliwe jak najdłużej - szepnąłem, jakbym bał się, że ktoś nas usłyszy. Nie miałem jednak nic do ukrycia.
Kobieta była dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Pokazała mi wiele rzeczy, otworzyłem się bardziej na ludzi i nowe znajomości. Nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Jednak jeżeli by kiedyś nadszedł taki dzień... musiałem się do tego przygotować i po prostu przyjąć to na swoje barki.
- Ja... Ja boję się śmierci i rozstania... - przyznała i wtuliła się mocno. Otuliłem ją ramionami, żeby poczuła się w nich bezpiecznie. - Nigdy o tym nie myślałam, ale boję się, że kiedy to nadejdzie to po prostu nie będę w stanie tego znieść... Nie chcę żyć bez ciebie, to większy koszmar niż jakiekolwiek piekło, jeżeli ono istnieje... Obiecasz mi, że jeżeli umrzemy... To spotkamy się w drugim wcieleniu..? Że nasze dusze spotkają się ponownie..? - spojrzała się na mnie ze łzami w oczach, zaciskając dłonie na mojej koszulce. Spojrzała się na mnie z taką nadzieją...
- Aniołku... - szepnąłem, kiedy widziałem jej zeszklone oczy. Ucałowałem jej czoło, by się uspokoiła chociaż troszeczkę. - W tym wcieleniu jesteś moim przeznaczeniem. Zrobiłbym i zrobię dla Ciebie wszystko. Nie wiem czy w następnym życiu będzie dane nam się ponownie w sobie zakochać, znaleźć... Ale jeżeli to możliwe to wszelkie duchy i bóstwa mi świadkiem, że jeżeli to możliwe chcę spotkać Cię po śmierci i nawet w drugim wcieleniu. Tylko obiecaj, że jeżeli odejdziesz pierwsza... Poczekasz na mnie i przejdziemy razem przez bramę zaświatów, by było większe prawdopodobieństwo, że wylądujemy w tym samym świecie... - samemu zebrało mi się na płacz, więc pociągnąłem nosem. Starałem się jednak nie rozklejać i ocierałem każdą łzę ukochanej.
- Jeżeli ty też mi to obiecasz... Nie wiemy kto odejdzie pierwszy... Chciałabym razem tak jak zrobili to Oddeng z Gukmulem, ale to raczej niemożliwe... Jednak obiecuję ci, że poczekam na ciebie... a ty poczekasz na mnie... Chcę przeżyć z tobą każde kolejne wcielenie... - rozpłakała się, wtulając we mnie. Nie wiedzieliśmy ile razy już zdążyliśmy sobie powiedzieć takie słowa, ile razy spotkać.
Rozmowy na takie tematy nigdy nie są łatwe i zazwyczaj są bardzo emocjonalne. Dlatego bez zbędnych słów po prostu ją przytuliłem i ucałowałem jej usteczka. Pomimo tych trudnych chwil związanych z odejściem kochanych zwierzątek po tej rozmowie czułem takie... Oczyszczenie. Jakby ktoś zabrał ode mnie ciężki wór kamieni. Tego mi właśnie było trzeba, szczerej i otwartej rozmowy jak zawsze.
Śmierć nigdy nie jest przyjemnym tematem, jednak trzeba pamiętać, że nie dla wszystkich jest on taki. W wielu krajach jest to szczęśliwy czas, gdzie można odprawić bliską osobę, by mogła spotkać się z przodkami. To czas zabawy, wspólnego świętowania przy posiłku i muzyce. To oznacza, że osoba trafiła do lepszego świata i nie czuje ciężaru ciała, w które była opakowana dusza. Bo dusza to coś co nie jest śmiertelne. I mimo że ciało umarło, dusza gdzieś jest. Może w formie ducha, może w formie wiatru. Nikt tego nie wie, ale trzeba wierzyć, że tej osobie nic nie grozi, nie jest smutna, przygnębiona i zaczyna życie od nowa. I może dostanie kolejne ubranie, by przeżywać na nowo różne rzeczy. Czasami warto zastanowić się nad swoim istnieniem, tego czego oczekujemy od życia, a przede wszystkim od nas samych. Bo to od nas zależy jak wykorzystamy daną nam szansę. I to nie powinien być wybór kogoś a tylko i wyłącznie nas samych. Jeżeli sami podejmujemy decyzję to czujemy się szczęśliwi, bardziej spełnieni. Nie żyjemy pod czyjeś dyktando, bo w końcu znamy siebie najlepiej. Trzeba iść do przodu, pamiętając, że zdarzają się upadki. Czasami bolesne, jednakże trzeba przyjąć ten upadek jako nauczkę a nie jako porażkę. Człowiek uczy się na błędach i uczyć się będzie przez całe swoje życie. Życie, które dla niektórych nie jest za łatwe, jest pełne wybojów i dołków. Czasami warto przyjąć pomoc - pomoc, która nie będzie ingerować w nasze wybory, a jedynie będzie sugerować lepszą opcję.
Czy śmierci trzeba się bać? Sam nie wiem. Śmierć jest niewiadomą, która nas czeka na końcu linii życia. Ludzie boją się niewiadomej, często wycofują się z ryzyka. Jednak sądzę, że jeżeli ma się to stać i tak się stanie. Samobójcy pewnie wiele rozmyślają nad śmiercią. Myślę, że chyba są najlepiej przygotowani na spotkanie twarzą w twarz ze śmiercią. Jednak jeżeli pomyślimy, że to jest naturalne tak samo, jak nasze narodziny to co w tym złego? Może śmierć nie jest taka straszna jak ją opisują w książkach? Prawdopodobnie człowiek nawet nie wie, kiedy tak naprawdę umiera. Nie czuje tego, po prostu odchodzi. Nie czuje chłodu, nie słyszy dźwięków. Duch opuszcza ciało szybciej niż nam się wydaje, robi to po cichu bez większego rozgłosu. Nie wiem jak to jest. Jak na razie trzymałem swoją ukochaną w ramionach, szepcząc jej na ucho jak bardzo ją kocham i że przepraszam za gorszy czas, humor. Nie byłem gotowy na tak szybkie odejście zwierząt. Byłem świadomy, ale nie gotowy. Po tej rozmowie byłem świadomy i bardziej gotowy na spotkanie ze śmiercią. Choć... sam się jej bałem.
Moja babcia mówiła mi, że nie chciałaby, żeby ktoś za nią płakał. Nie rozumiałem dlaczego, ale teraz rozumiem bardziej. Babcia chorowała na serce, choć była naprawdę przekochaną kobietą. Była inna niż moi rodzice, kochała mnie chyba najbardziej na świecie. Uwielbiałem ją, zawsze wiele mi opowiadała. W końcu była kiedyś nauczycielką. Zapytałem się jej kiedyś dlaczego mówi, że za niedługo umrze, jeżeli czuje się dobrze. Odpowiedziała mi wtedy, że chce wszystkich na to odejście przygotować. Ona sama nie wiedziała, kiedy nastanie ten czas, a bywały gorsze i lepsze dni z jej stanem zdrowia. Oczywiście rodzice kazali przestać jej tak mówić, a brat się tym nie przejmował, bo traktował babcię jak skarbonkę. Tylko ja zadałem jej te pytanie, martwiąc się. Byłem jeszcze dzieckiem i po tym zrozumiałem, że ważne jest przygotowanie bliskich do takiej ewentualności. Myślę, że to była najważniejsza lekcja w moim życiu. Pamiętam, że powiedziała, żeby nie obwiniać Boga ani Bogów za to wszystko, bo taka jest kolej życia. I to nie wina nadprzyrodzonych stworzeń a chorób, wypadków lub decyzji podjętych przez nas samych. Bóstwa mają tylko zapewnić nam schronienie lub wskazać właściwą drogę.
Kiedy nadeszła ta pora wszyscy dookoła płakali nad prochami mojej babci. Miałem wtedy osiem lat, przede mną stał portret babci w otoczeniu wieńców z kwiatów. Najbardziej płakała mama, ojciec próbował ją uspokoić, samemu płacząc. Wszyscy płakali i lamentowali, oprócz mnie. Ja tego nie zrobiłem, bo wiedziałem, że babcia tego nie chciała. Chciała, żebyśmy byli szczęśliwi, że w końcu znajdzie lepsze życie i nie będzie musiała brać już tych gorzkich tabletek na serce. Dlatego ja uśmiechnąłem się delikatnie do jej portretu i odmówiłem własną modlitwę by poprowadzić ją w stronę światła. Inni byli za bardzo przejęci lamentowaniem. Babcia pewnie nie była zadowolona, że zignorowali jej przygotowania do tego dnia. A ja chciałem pokazać, że zawsze jej słuchałem.
Kiedy jestem dorosły rozumiem bardziej jej nauki. Sam nie chciałbym, żeby ukochana płakała tak jak teraz. Nie mógłbym przecież otrzeć jej łez i powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Dlatego chciałem, żeby płakała teraz tak jak ja za dziecka przy babci. W końcu śmierć to nowa droga i nowa szansa. Trzeba ją ponownie dobrze wykorzystać. A życie przeżyć jak najbarwniej, niczego nie żałując.
Ułożyłem ukochaną w sypialni, kiedy zasnęła zmęczona po płaczu. Sam również się popłakałem, najwidoczniej tego potrzebowałem. Wraz ze słonymi łzami odeszły złe myśli i pojawiła się siła. Siła do dalszego działania, taki kopniak w tyłek. Ucałowałem ją w czoło i przykryłem kołdrą. Sam jeszcze wróciłem do salonu wyłączyć telewizor. Nie miałem zamiaru słuchać już żadnych wiadomości. Miałem ochotę położyć się przy ukochanej i rozpocząć dobrze dzień. Dzień taki jak dawniej, pełen czułości, uśmiechu i słodkiego śmiechu ukochanej.
Wyniosłem kubki po wypitym kakao do kuchni, złożyłem bordowy koc, odkładając go na bok i zgasiłem jeszcze światło. Ukochana spała słodko, a ja wracając do sypialni wziąłem swój notes. Dostałem go od ukochanej na urodziny, poprzedni nie miał już czystych kartek. Wziąłem też jeden ze swoich ulubionych długopisów i zacząłem kreślić pierwsze znaki. Przed spaniem i rozpoczęciem dnia chciałem napisać jeszcze krótki list, monolog, pożegnanie.
Śmierć, czymże jest ona?
Zakrada się niespodziewanie...
Może to zła zmora, będąca z nami zawsze...?
Czemu boimy się śmierci?
Przecież to zjawisko, którego nie unikniemy...
To jedyna rzecz pewna, zwana śmiercią,
lecz przez nikogo nielubiana...
Boimy się tego co jest po niej...
Czy zastaniemy Królestwo Niebieskie?
Czy może pustkę zwyczajną?
Drogie Aniołki.
Mam nadzieję, że odeszłyście z tego świata szczęśliwe. Wybaczcie, jeżeli kiedyś Was odtrąciłem z powodu złego humoru. Nie chciałem nigdy Was skrzywdzić, byliście najwierniejszymi przyjaciółmi. Żyjcie dalej szczęśliwie i beztrosko, pilnujcie siebie nawzajem! Do zobaczenia w następnym wcieleniu. Nigdy o Was nie zapomnę.
Kim Seok Jin
_______________________________
Wiem, temat śmierci nie jest tym czego można byłoby się spodziewać po takiej ilości słodkich rzeczy, sytuacji. Jednak jako Autorka czuję się też zobligowana do podejmowania dialogu z Czytelnikiem na trudne tematy. Miałam wiele przemyśleń na ten temat, sama boję się śmierci. Nie wiem o ile ktoś z Was kiedyś szczerze z kimś rozmawiał w taki sposób, wymieniając się swoimi przemyśleniami. Ja odbyłam taką rozmowę z ukochaną jakiś rok temu. Przez to łatwiej zniosła śmierć swojego wujka, który ten świat wczorajszego popołudnia. Ostrzegałam już chyba od dwóch rozdziałów, że zrobię taką odskocznię.
Mam nadzieję, że tym rozdziałem trochę też pokuszę Was o otworzenie się, o rozmawianie nawet na trudne tematy. Trudne, ale jak bardzo ludzkie i normalne. Chciałabym też Wam przypomnieć jaka jest ważna profilaktyka życia psychicznego. To nic złego chodzić do psychologa czy psychiatry. Terapia? To super, że chcesz na nią uczęszczać! Ja już stałam prawie twarzą twarz ze śmiercią. Stałam nad przepaścią w górach sześć lat temu, chcąc stąd odejść. Teraz tego żałuję i nie wstydzę się powiedzieć, że chodziłam do psychologa. Wyszłam z tego, więc mogę być tu z Wami. Teraz jestem najlepszą studentką i pragnę zostać psychoterapeutką. Albo po prostu związać się z terapią. Myślę czy nie zacząć pisać książki o tematach "tabu", by wdawać się częściej w rozmowy z innymi, by pokazać, że to jest ludzkie. Że o tym powinno się mówić, rozmawiać, nagłaśniać. A nie chować w kąt.
Po tak poważnym, ale ważnym rozdziale obiecuję, że kolejny będzie już przepełniony miłością i szczęściem, jakiego doznajecie (a ja z Wami) od początku serii. Myślę jeszcze czy nie będzie to przypadkiem rozdział podzielony na dwa. Nad tym pomysłem muszę dłużej posiedzieć, ale obiecuję, że będzie warto. Do tego czasu trzymajcie się ciepło. Dbajcie o siebie, bierzcie leki, jeżeli to konieczne, pijcie gorące kakao, herbatkę i patrzcie pod nogi!
Kocham Was, jesteście najlepsi! I najpiękniejsi!! Pamiętajcie, że nie ważne jacy jesteście ja Was kocham takimi, jacy jesteście!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top