Part 17

Siedząc w samolocie musiałaś kilka razy przeczytać to co było napisane starannym pismem w hangulu. Jego treść dobrze rozumiała (koreański po tylu miesiącach miałaś już w małym paluszki), ale wciąż nie dochodziły do Ciebie te słowa. Nie mogłaś też pojąć tego, że autorem tego wyznania był akurat SeokJin. Ten Kim SeokJin, którego nie raz przyrównywałaś do posągu pięknego greckiego boga. Tego, którego tak bacznie obserwowałam, za każdym niemal razem, kiedy ten siedział i popijał kawę, którą osobiście mu zrobiłaś. Ten mężczyzna, który tak bardzo zawrócił Ci w życiu wyznał, że darzy Cię większym uczuciem niż przyjaźń. Że zależy mu bardziej niżbyś się spodziewała. Nie miałaś pojęcia, że on będzie w stanie zakochać się w Tobie tak "szybko". Minęło co prawda trochę czasu od waszego pierwszego spotkania, ale w końcu starał się załapać kontakt już gdzieś na początku. Najwidoczniej mógł zakochać się tak szybko już po dwóch dłuższych rozmowach. W końcu od początku was coś przyciągało do siebie. Niby unikaliście się, a z ukrycia analizowaliście każdy swój ruch. Więc czy to nie było przeznaczenie, żeby ten motyl wzlatywał co dzień, nawet gdy za oknem sypał śnieg? W końcu ile razu czułaś te cholerne motyle w brzuchu, kiedy go widziałaś albo z nim pisałaś? Ile razy to się zdarzyło, huh? Chciałaś siebie samą oszukać w pewnych momentach, że przecież nic z tego, że go nie kochasz. Ale ile razy Twoje wewnętrzne "ja" krzyczało co innego? Może to wygląda jak scenariusz do dobrego, lub mniej dobrego, filmu romantycznego. Ale tak naprawdę to zwykłe przeznaczenie, którego żadne z was się nie spodziewało. Nie w takim miejscu. Nie w niedużej kawiarence blisko centrum miasta. Nie w ulubionej kawiarence dwudziestotrzylatka z wydziału architektury. Ani w życiu zwykłej studentki, która przybyła z tak daleka.

Lot przez to wszystko strasznie się dłużył. Nie mogłaś użyć telefonu, żeby dać odpowiedź mężczyźnie ani też zawrócić samolotu. Naprawdę emocje Tobą tak kierowały, że musiałaś się uspokoić. Z każdym bliższym kilometrem myślałaś nad tym jak rozwiązać całą sytuację. W końcu byliście teraz na dwóch różnych kontynentach, strefy czasowe to zabójstwo. Poza tym czy to nie słabe załatwiać tak ważne sprawy przez telefon? Przez wiadomości? Przecież to się nie godzi ze scenariuszem. Miałaś ponownie falę sprzecznych ze sobą myśli. No i oczywiście powodem tego był nie kto inny jak SeokJin. Chyba lubił robić Ci na złość i wprowadzać w wir skrajnych myśli. Kiedy zbliżałaś się powoli do lądu jakim było lotnisko w Warszawie stwierdziłaś, że przemyślisz to na miejscu, kiedy będziesz już w domu. Nie chciałaś podejmować ponownie jakiś głupich decyzji, których byś żałowała. Nie chciałaś wpadki typu "Hej, to ja" ani nic podobnego. Jeżeli byś odpisała albo zadzwoniła byłoby to dla Ciebie miało satysfakcjonujące. Jeżeli mu nie odpiszesz to musisz poczekać prawie dwa tygodnie na spotkanie, a on może uznać, że nie odwzajemniasz jego uczuć. I jak tutaj żyć?
Na lotnisku czekał już na Ciebie transport. Rodzice przyjechali po Ciebie i wyściskali na tyle na ile było to możliwe. A Twoje kości po parogodzinnym locie nie tego oczekiwały. Mimo wszystko bardzo się cieszyłaś. Byłaś zmęczona, ale szczęśliwa, że w końcu zobaczysz rodzinę, że będziesz otaczać się ludźmi, który mówią w tym samym języku, w którym myślisz. Jednak przebywanie cały czas z Koreańczykami nie jest takie super. Szczególnie, kiedy ci narzekają na jakieś pierdoły co do ich zamówienia.
- I jak lot? Wszystko w porządku? - usłyszałaś głos rodzicielki, siedzącej z przodu. Ty zajmowałaś miejsce na tyłach, jak na "dziecko" przystało.
- Jak widać doleciałam cała, więc obyło się bez większych problemów. Jedyne co to mieliśmy małe turbulencje, ale to nic wielkiego. W końcu jest zima i pada śnieg - zaśmiałaś się. - Jestem tylko zmęczona, bo nie mogłam zasnąć, a strefy czasowe to coś czego nienawidzę całą sobą - mruknęłaś niezadowolona, patrząc przez okno. Było ciemno, więc niewiele widziałaś. - I jestem trochę głodna.
- Sama chciałaś lecieć do Korei to masz teraz skutki - odezwał się Twój tata z lekkim wyrzutem. W końcu rodzice nie byli przekonani co do tego wyjazdu.
- Przestań już - upomniała go mama, wiedząc, że dobrze Ci się powodziło za granicą. - W domu jest trochę jedzenia zrobionego na święta.
- A to nie było zawsze tak, że to co na święta do świąt jest niejadalne? - zaśmiałaś się pod nosem. - Z chęcią zjem cokolwiek. Nawet prostą kanapkę. W samolocie mało zjadłam.
- Pewnie tych koreańskich zupek masz już dość co? - dopytał kierowca.
- Nie jem za bardzo ramenów. Są czasami przesadnie ostre, dlatego staram się też czasami gotować. Nie mam też za bardzo czasu na to, bo pracuję, ale zdarza się coś przyrządzić - uśmiechnęłaś się dumnie. - Szczególnie jak jestem z moim przyjacielem to razem coś robimy. Albo zamawiamy jakieś jedzenie z knajpki przy akademiku. Nie, to nie jest pizza - wyprzedziłaś pytanie, albo bardziej zarzuty, o jedzenie niezdrowych rzeczy. - Zazwyczaj zamawiamy pierożki z sosem słodko-kwaśnym, albo kurczaka zrobionego w tradycyjny sposób w cieście. Bardzo dobre i tanie, tak na studencką kieszeń - zaśmiałaś się ponownie.
- Przyjaciel? - dopytała kobieta w bardzo sugestywny sposób. Chciałaś zaprzeczyć, że nie jest Twoim chłopakiem, bo jednak nie interesował się Twoją osobą, ale ugryzłaś się w język z drugą informacją. Mimo wszystko polskie standardy były nieco inne.
- Tak, przyjaciel. Ma na imię Taehyung i jest na wydziale muzyki. No i ma kogoś, więc nie insynuujcie niczego - westchnęłaś błagalnie. - Ja jak na razie wolę się skupić na nauce. Poza tym, przez pracę nie mam czasu spotykać się z chłopakami - skwitowałaś. Nie chciałaś snuć całej miłosnej historii, którą zdążyłaś przeżyć. Ani, że Twój status singielki wisi na włosku. Dowiedzą się w odpowiednim czasie, prawda? Poza tym, nie chciałaś niczego zapeszać. To była zbyt poważna sprawa, żeby o niej jak na razie mówić.
Nim się obejrzałaś byłaś już w swoim rodzinnym domku. W czterech kątach, w których się wychowywałaś, dorastałaś, uczyłaś, w których zdążyłaś przeżyć niejedną kłótnię z rodzicami przez natłok hormonów. W salonie stała już ubrana choinka, w domu było ciepło, a na szafkach były poustawiane typowo świąteczne rzeczy. Zrobiło Ci się tak ciepło na sercu, że mogłaś tutaj wrócić po tych trzech długich miesiącach. Jednak nie ma takiego samego miejsca jak dom. Uśmiechnęłaś się, chodząc w samych skarpetkach po domu, jakbyś była w nim pierwszy raz. Mama w tym czasie podgrzewała Ci jedzenie, a tata wniósł walizkę na górę. Tam w końcu miałaś dalej swój pokój. Rodzice go nie ruszali, wiedząc, że kiedyś jeszcze wrócisz. Czułaś się naprawdę szczęśliwa. Przytuliłaś mamę, za którą zdążyłaś się stęsknić. Ona też mocno Cię przytuliła. Tęskniła jak cholera za swoim słoneczkiem, które było już na tyle dorosłe, żeby pracować i romansować ze starszym architektem. I nic jednak nie mogło się równać ze smakiem polskich dań. Nie miałaś nic do koreańskiego jedzenia, bo było pyszne, ale jednak takich smaków Ci brakowało. Rozmawiałaś jeszcze w międzyczasie z rodzicami, opowiadając na skróty jak Ci się wiedzie, jak idzie Ci na studiach. Widzieli jednak, że jesteś zmęczona, więc za długo Cię nie katowali. Mogłaś pójść na górę, wziąć szybki prysznic i wskoczyć pod ciepłą pierzynkę w swojej ulubionej piżamce. Nałożyłaś jeszcze kremik, żeby skóra po całym locie się zregenerowała. Sprawdziłaś jeszcze telefon, gdzie miałaś wiadomości od przyjaciela. Spojrzałaś się również na numer do SeokJin. Niestety od niego nie było żadnej wiadomości. Pewnie był zajęty, w końcu w ostatnim czasie rzadko miał czas. A może po prostu czekał na odpowiedź, dlatego nic nie pisał.

Do: Taehyungie
Jestem już w Polsce, cała i zdrowa! Spotkałam się z moimi rodzicami, wypytali mnie o wszystko. W razie czego masz dziewczynę i tej wersji się trzymajmy! Zjadłam trochę i teraz kładę się spać, bo jestem naprawdę zmęczona... Mam nadzieję, że ty też dotarłeś bezpiecznie do Daegu! Uważaj na siebie i pisz, kiedy chcesz! Ale najważniejsze - spędź dobrze czas z rodziną w święta! 😘

Uśmiechnęłaś się pod nosem i odłożyłaś telefon gdzieś na bok. Nie spodziewałaś się, że przyjaciel Ci odpisze przez różnice czasową. U nich był właśnie środek nocy, więc pewnie już spał. Chyba, że zarywał nockę na granie. Ale nie dostałaś żadnej odpowiedzi, więc po prostu wygodnie się ułożyłaś na łóżku i zamknęłaś ciężkie powieki, oddając się w całości Morfeuszowi.

W domu starałaś się pomagać w świątecznych przygotowaniach na tyle ile mogłaś. Wyszłaś też zrobić jakieś zakupy, kupić jakieś upominki dla rodziców. A raczej jakieś dodatki do prezentów, które przywiozłaś z Korei. Cieszyłaś się jak małe dziecko na robienie razem ciasteczek czy robienie ciasta. Nie ma chyba nic lepszego niż wyjadanie resztek kremu z miski. Na święta oczywiście zwaliła się cała rodzica, wraz z jakimiś ciotkami, wujkami, dziadkami. Wszyscy wypytywali jak tam na studiach, jak ci wszyscy chinole, czy tylko sam ryż jedzą. Nie obeszło się oczywiście bez pytań o twój status miłosny czy żaden tam Ciebie ryżem nie oczarował. A Ty miałaś ochotę powiedzieć o SeokJinie i o tym jakim wspaniałym CHINOLEM on jest. Ale musiałaś zachować zimną krew i kulturalnie zaprzeczać, że nie masz nikogo na oku. W końcu praca i studia są jak na razie ważniejsze, a życie jest długie na szukanie drugiej połówki. Wychwalili Cię z każdej możliwej strony, chociaż narzekali, że za mocno schudłaś. A Ty śmiałaś się w myślach, bo przy takiej ilości pochłanianego cukru z Taehyungiem nie była możliwa żadna dieta odchudzająca. A Ty nie czułaś, że jakoś drastycznie uciekły Ci kilogramy. Najwidoczniej za bardzo panikowali, a Ty wewnętrznie, jako kobieta, cieszyłaś się, że ubyło Ci troszeczkę ciała. Przebywanie wśród rozmiarów trzydzieści/trzydzieści dwa było naprawdę czasami przytłaczające. Ale starałaś kochać siebie, bo w końcu jednak pełniejsze kształty wyglądały atrakcyjniej. Chociaż ile ludzi tyle różnych opinii. A Ty jak na razie czułaś się dobrze z samą sobą, a to był dobry znak. No i w końcu podobałaś się taka pewnemu mężczyźnie.
Dalej dręczyło Cię to, że nie dałaś mu żadnej odpowiedzi na jego wyznanie. On sam nie pisał żadnych wiadomości. Bałaś się, że jak wrócisz i będziesz chciała z nim porozmawiać to będzie on nieosiągalny. I to bardziej niż jak to tej pory by się zdawało.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Bardzo się stresowałem jej reakcją na to wszystko. Czasami już miałem wątpliwości czy dobrze zrobiłem, że posłuchałem się YoonGiego...
- Posłuchaj. Dziewczyna pewnie teraz leci i nie ma Internetu, żeby ci matole odpisała. Przestaniesz zachowywać się jak jakiś zmatolony nastolatek? Daj jej czas, pewnie jest w szoku, a ty panikujesz jak jakaś baba. Skup się na świętach, jedź do rodziców, zajmij się czymś. Ona i tak pewnie nie da ci odpowiedzi w wiadomości. Sądzisz, że byłaby taka łatwa, żeby lecieć i odpisywać ci w wiadomości? Oh SeokJin, nie oceniaj tak nisko swojej ukochanej - westchnął zrezygnowany do słuchawki. - Weź się jak na razie w garść i zostaw telefon w spokoju. Nie zamęczaj jej też wiadomościami, bo wyjdziesz na nie wiadomo kogo. Odbierz ją z lotniska jak już wróci. Zaimponujesz jej - zarzucił kolejnym pomysłem. - Dobra, ja muszę kończyć. A ty się zrelaksuj, weź te swoje szczury na spacer czy cokolwiek. I nie męcz mnie, chce spać. Jestem zmęczony po podróży - mruknął. Nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy usłyszałem dźwięk zakończonej rozmowy. Zamknąłem oczy, rzucając się na łóżko. Naprawdę nie widziałem co sądzić o tym wszystkim. A co jeżeli tym gestem zepsułem wszystko? I ona już nie będzie chciała mnie znać, widzieć? Zwolni się z pracy, bo ja będę tam przychodzić? Może ja przestanę przychodzić? Przyjechać po nią na lotnisko? Nie, nie wchodziło w grę. Może ona tego nie chciała... Na szczęście miałem Odenga i Gukmula, którzy wyczuli, że coś jest nie tak i wtuliły się w moje dłonie. A co jeżeli ona nie lubi gryzoni? Albo ma uczulenie? Nie będę mógł jej przyjąć do siebie... Tyle sprzecznych myśli... Chciałem do niej napisać, ale się powstrzymałem. Po cichu liczyłem, że napisze coś więcej niż tylko życzenia świąteczne, które dostałem od niej w Wigilię. Niestety żadnej odpowiedzi nie dostałem i byłem trzymany w głębokim napięciu. Może właśnie to miało być zwykłą i prostą odpowiedzią. Że nie mam na co liczyć.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Oboje się nakręciliście przez natłok myśli. Każde z was myślało o swoim, wypierając wcześniejsze myśli. To was w pewnym momencie zgubiło na tyle, że po prostu oddaliście się w wir świątecznej, rodzinnej atmosfery. Chociaż osobiście miałaś już dość masy pytań od ciotek o wszystko, nawet najdrobniejsze szczegóły. Nie chciałaś być w końcu gwiazdą podczas świąt. Chciałaś spokojnie spotkać się z rodziną i zjeść tradycyjne potrawy, których Ci brakowało.

- A może weźmiesz też że sobą coś? Mamy sporo tego jedzenia, wujostwo się będzie rozjeżdżać.
- Mamo, do samolotu nie mogę wziąć jedzenia. Poza tym jest możliwość, że może to nie przeżyć takiego lotu i by się zepsuło. Naprawdę chciałabym, ale nie mogę - pokręciłaś głową. - I nawet nie próbuj nic pakować, bo zostanie to na lotnisku i zaoferujesz darmowy obiadek pracownikom - zaśmiałaś się, pomagając rodzicielce w kuchni.
- O której jutro lecisz?
- O szóstej mam samolot. Zanim tam dolecę plus strefy czasowe to trochę mi zejdzie. A muszę być jednak na zajęciach. Są na dziesiątą, więc o tyle dobrze.
- Kto wymyślił zajęcia od razu po Sylwestrze? To przecież nienormalne - oburzyła się kobieta.
- Ale dzieciaki tutaj też muszą iść do szkoły drugiego. Tak samo dużo ludzi musi iść do pracy. To nic nowego, a ja wybrałam takie a nie inne studia, więc muszę liczyć się z konsekwencjami - związałaś włosy w kitkę, żeby nie leciały do jedzenia.

Od: SeokJin
O której jutro przylatujesz? Może odebrałbym Cię z lotniska?

Spojrzałaś zaskoczona na wiadomość od mężczyzny. Uśmiechnęłaś się pod nosem, a motylki w brzuchu się odezwały. To była pierwsza "normalna" wiadomość od niego po tym całym czasie spędzonym w Polsce.

Do: SeokJin
Jeżeli się postarasz to się tego dowiesz sam~

Automatycznie podgryzłaś wargę. Dobrze, że nikt tego nie widział! Tym bardziej mama, z którą byłaś sam na sam w pomieszczeniu. Tą wiadomością chciałaś się zabawić tak jak on to robił. Być tajemniczym, powściągliwym. Aż chciałaś zobaczyć jego minę, kiedy to czytał. Pewnie musiał być lekko zaskoczony taką odpowiedzią. Tak bardzo, że nie odpisał już nic.
- Co się tak uśmiechasz do tego telefonu? - kobieta uniosła brew do góry.
- A nic nic, przyjaciel mi wysłał tylko jakiś głupi żart - zaśmiałaś się niezręcznie, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni.
Dalej pomogłaś swojej rodzicielce w szykowaniu jedzenia na Sylwestra, który zaczynał się już niebawem. Później mniej więcej spakowałaś swoją walizkę, wzbogaconą o kilka prezentów od rodziny. A wieczorem już tylko świętowanie Nowego Roku z rodziną. Szkoda tylko, że brakowało pewnego mężczyzny, który poczuł wielkie zmieszanie odczytując Twoją wiadomość. Ale jak mu zależało to niech się stara, prawda?

Świętując przejście z jednego roku na drugi starałaś się nic nie pić. Jedyne co wypiłaś to kieliszek Piccolo, bo jednak kilkugodzinny lot, wczesna pobudka i mały kac zabójca nie szło ze sobą w parze. Musiałaś wstać o wiele wcześniej niż miałaś lot, więc spałaś bardzo krótko. Rodzice zadeklarowali się, że podrzucą Cię na lotnisko. Koniec końców pojechał z Tobą tylko tata, bo jednak nie było potrzeby, żeby tak wcześnie wyciągać wszystkich z łóżek. Nie chciałaś, żeby też czekał nie wiadomo ile z Tobą na lotnisku, więc pożegnałaś się z nim w samochodzie. Później czekanie, odprawa i wejście na pokład samolotu. Byłaś naprawdę zmęczona, więc gdy tylko byliście już wysoko nad ziemią usnęłaś, otulając się niewielkim kocykiem, który ze sobą miałaś. W słuchawkach leciała Twoja ulubiona piosenka, więc czułaś się naprawdę błogo. Nawet nie myślałaś o tym, że znajdujesz się tak wysoko, że za niedługo będziesz z powrotem w Korei. Bardzo się cieszyłaś z pobytu w Polsce, ale była pewna siła, która ciągnęła Cię z powrotem na wschód. A może nie siła, a człowiek? Wysoki na metr osiemdziesiąt, o nie bywałej urodzie grecko-koreańskiego boga, z głosem tak anielskim, że kolana miękną. Przez sen nawet nieświadomie (a może jednak...) wysnułaś jego idealną sylwetkę. Te dłonie, które zmierzały w stronę Twoich policzków. Ale nie zdążyły tam dotrzeć, bo zdążyłaś się wybudzić. Niestety za bardzo się osunęłaś w bok i prawie uderzyłaś głową o niewielkie okno. Byłaś zła na siebie, bo ten sen mógłby być taki piękny. A później już nie mogłaś już zasnąć, ani wrócić do tego pięknego snu. Godziny mijały, a Ty już miałaś dość tego ciasnego samolotu. Kości domagały się rozprostowania, a Ty miękkiego łóżka, w którym mogłaś się lepiej wyspać. Ale doczekałaś się końca tego wszystkiego. Samolot bezpiecznie wylądował na lotnisku w Seulu, a Ty odetchnęłaś z ulgą. Wysiadłaś i pokierowałaś się do środka, czekając na swój bagaż. Trochę to zajęło, w końcu leciało z Tobą sporo osób. Później zaczęłaś się rozglądać po lotnisku. W miejscu gdzie zazwyczaj czekają ludzie na podróżnych nie widziałaś SeokJina. Spacerując między ludźmi też nie widziałaś tej dobrze znanej Ci sylwetki w długim płaszczu, który miał w zwyczaju nosić. Zawiodłaś się trochę, bo się nie zjawił. Albo Ty go gdzieś minęłaś w tłumie. Po kilkunastu minutach błądzenia po lotnisku, wyszłaś na zewnątrz, kierując się na postój taksówek. Miałaś już otwierać drzwi do jednego ze stojących tam samochodów, kiedy poczułaś jak ktoś łapie Cię za drugą dłoń.
- A Ty gdzie się wybierasz? - usłyszałaś ten anielski głos. Spojrzałaś się za siebie i faktycznie stał tam SeokJin. Rozchyliłaś usta, żeby coś powiedzieć, ale ten się uśmiechnął i zapomniałaś co miałaś powiedzieć. - Myślałaś, że nie przyjadę, huh? Za późno wyjechałem z mieszkania, za dużo rozmawiałem z przyjacielem, który został u mnie na noc po sylwestrze. Przepraszam - wytłumaczył się. - Musisz być zmęczona po podróży, więc chodźmy do samochodu. Podwiozę Cię pod Twój akademik - ponownie się uśmiechnął, zaraz biorąc Twoją walizkę i torbę z ramienia.
- Ale nie musiałeś przecież przyjeżdżać... Jest dość późno - westchnęłaś cicho, idąc przy nim.
- Nie napisałaś, że nie muszę - uśmiechnął się triumfalnie. Fakt, tego nie napisałaś.
Delikatnie się zawstydziłaś i po prostu szłaś z nim dobrą chwilę. Doszliście do czarnego auta, stojącego na parkingu. Mężczyzna schował Twoje rzeczy do bagażnika, a Ty usiadłaś tam gdzie zawsze. Czyli miejsce pasażera przy kierowcy. Uśmiechnęłaś się delikatnie, czując jak serce Ci wali. On zachowywał się jak gdyby nigdy nic, jakby jego wyznanie w ogóle nie miało miejsca. Był taki jak wcześniej. Zaraz również wsiadł do auta, zapinając pas bezpieczeństwa. Odpalił auto i bez żadnych ceregieli ruszył w stronę miasta.
- Jak minęła Ci podróż? - zapytał po kilku minutach ciszy.
- Całkiem dobrze, chociaż czuję spadek energii. Jednak spanie w samolocie, a w łóżku to dwie różne bajki - zaśmiałaś się cicho. Odważyłaś się spojrzeć w jego stronę. Wyglądał naprawdę dobrze. Prawdopodobnie był u fryzjera, bo jego włosy wydawały się trochę krótsze. Teraz wyglądał bardziej jak książę.
- Ale już jesteś na miejscu, więc odpoczniesz - widziałaś jak się uśmiecha. A tym samym i Ty się uśmiechałaś.
Mimo wszystko rozmowy między wami jakoś nie za bardzo się kleiły. Bałaś się, że to przez brak odpowiedzi. On natomiast myślał, że popełnił błąd, że to zrobił. Pierwszy raz podróż do akademika była między wami tak niewygodna. Oboje nie widzieliście jak podjąć się tematu.
- A jak spędziłeś święta? Nie pisaliśmy ze sobą przez ten czas. Musiałeś być zajęty. Ja spędziłam czas z rodziną, która zrobiła przesłuchanie co i jak w tej Korei - zaśmiałaś się.
- Też spędziłem święta z rodziną. A raczej z rodzicami i dziadkami. Przy kawie i cieście - mruknął w odpowiedzi, a Ty skinęłaś głową.
- Właśnie, nie miałam okazji wcześniej tego zrobić. Dziękuję ci za ten piękny prezent. Nie spodziewałam się, że takowy dla mnie zrobisz - zaczęłaś nieśmiało. - Był naprawdę cudowny - spojrzałaś się na budynek, przed którym się zatrzymaliście. To już akademik...
- Cieszę się, że się spodobał - uśmiechnął się, odpinając pas.
- Szkoda, że ja nic nie miałam na ciebie. Jest mi głupio z tego powodu...
Westchnęłaś ciężko, a mężczyzna chciał już otworzyć drzwi od samochodu i wyjść. Prawdopodobnie chciał wyjąć bagaże i uniknąć tej napiętej atmosfery. Zaraz jednak poprawił się w fotelu, cofając rękę od klamki i spojrzał na Ciebie.
- Pozwolisz, że sam sobie wezmę prezent świąteczny - uśmiechnął się i nachylił się w Twoją stronę. Złapał Cię za podbródek i złączył wasze usta w pocałunku. A Ty nie wiedziałaś co się właśnie wydarzyło, czując mrowienie, które przeszło przez całe Twoje ciało. A serce waliło tak szybko, że nie nadążało samo za sobą.

_________________________________________________

Kto jest najgorszą autorką i kończy w TAKICH momentach~? No oczywiście, że ja >< Tak, kocham Was całym swoim kluskowym serduchem ♥ Mam nadzieję, że rozdział ten jak i poprzedni się spodobał. A w szczególności ten poprzedni, bo takowego jeszcze nie było w żadnej serii! ♥ Dodatkowo wplotłam coś podobnego w ten rozdział i mam nadzieję, że nie wyszło to źle ;; W razie czego napiszcie mi jak coś jest nie tak! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top