55

Szósty kwietnia nastąpił dość szybko. Zaczynał się już powoli siódmy miesiąc ciąży, a do tego wszystkiego dzisiaj miała odbyć się przeprowadzka. Dziewczyny były podekscytowane i już niektóre rzeczy zostały przewiezione do domu mężczyzn. Za pięć dni w tym małym mieszkanku miała pojawić się matka Martyny.

-Gotowa? -zapytała Ewa i oblizała usta patrząc na blondynkę.

-Tak. Mam już wszystko. -uśmiechnęła się rozglądając po pomieszczeniu oglądając swoje rzeczy upewniając się, że ma wszystko.

-W takim razie czekamy na chłopaków. -westchnęła Paula schodząc po schodach trzymając w dłoni torbę.

To było dla dziewczyn dość wymagające. Martyna szybko się męczyła, a jej przyjaciółki robiły za nią dość dużo rzeczy. Oczywiście ciężarna kobieta się wykłócała, żeby tego nie robiły, ale on nie słuchały. Zostało ustalone, że przeprowadzają się dzisiaj, więc musiały zdążyć. Każda dobrze wiedziała, że z ruchami Martyny by nie zdążyły.

-Mają być za około dwadzieścia minut. -mruknęła Ewa patrząc na zegarek.

Od półtora tygodnia ona i SeokJin byli parą. Widywali się niemal codziennie i rozmawiali. Nie znali się bardzo dobrze, więc starali się poznawać. Dogadywali się bardzo dobrze. Mieli wspólne tematy i zainteresowania. Rozmowa nie miała końca i szybko znajdowali nowe tematy.

-Czyli to już ostatnie chwile w tym miejscu. -zaśmiała się blondynka.

-Tak. -potwierdziła jej Ewa i uśmiechnęła się. -Mimo wszystko się cieszę.

-Ja też. Będziemy miały więcej miejsca i w końcu zrobię pokoik dla synka. -zaśmiała się szczerze.

Czas minął im szybko. Nic dziwnego skoro rozmawiały nie mogąc się doczekać końca przeprowadzki. Już dzisiaj miały przenieść ostatnie rzeczy i całkiem już zamieszkać ze swoimi partnerami i oczywiście samotnym Yoongim, którego więcej nie było niż jest. Na szczęście nie miał nic przeciwko, żeby dziewczyny z nimi zamieszkały.

Rozmowę przerwało im otworzenie drzwi wejściowych. Pierwszy wszedł SeokJin ze śmiechem. Był cały czerwony i lały mu się łzy po policzkach. Ledwo co oddychał. Za nim wszedł JeonGguk w takim samym stanie. Chociaż on to już nie oddychał.

-Co się stało? -zapytała Paula marszcząc brwi.

-Jimin... Jimin wpadł w kałużę i jest cały mokry. -Jin ledwo to z siebie wydusił śmiejąc się pod nosem.

-To tylko buty. Zaraz jedziemy, więc szybko je zdejmie.

Po jej słowach chłopcy wybuchli jeszcze większym śmiechem. Żadna z dziewczyn nie wiedziała co w tym takiego śmiesznego dopóki Jimin nie wszedł do domu i nie spojrzał na dziewczyny. Był mokry od kolan w dół. Ten widok również rozśmieszył kobiety.

-Co ty zrobiłeś? -zaśmiała się Martyna.

-Ten jebany krawężnik zrobił na mnie zamach. -fuknął jak obrażone dziecko. -Potknął się i wpadłem kolanami w kałuże. -mruknął.

-Moje biedne dziecko. -blondynka parsknęła śmiechem.

-Nie ma co. Jimin musi się wysuszyć, bo się jeszcze przeziębi. Bierzemy rzeczy i jedziemy. -rozkazała Paula.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top