50

'Mały wypadek'

Dzisiejszego poranka musiałaś niestety obudzić się wcześniej niż JungKook. Sama sobie godzin pracy nie ustaliłaś i po wolnych dniach trzeba było wstać i na siebie zapracować. Chociaż szczerze mówiąc chętnie byś jeszcze polecała w ramionach bruneta.

Zwlekałaś się z łóżka patrząc jak Jeon dopada Twoją poduszkę i przyciska ją do swojej twarzy. Zachichotałaś na jego zachowanie i przykryłaś szczelniej kołdrą jego nagie ciało. Wasza upojna chwila wczoraj nieco się wydłużyła i nie mieliście siły potem się ubrać, dlatego poszliście spać nago.

Założyłaś czystą bieliznę i wybrałaś jakieś ubrania z szafy. Padło na czarne spodnie i musztardowy sweterek z golfem, który uwielbiałaś zakładać w chłodnie dni, a taki dzień właśnie się zapowiadał. W końcu mieliście u siebie już dziewiąty październik.

Po porannej rutynie zeszłaś na dół i nakarmiłaś psa, po czym wypuściłaś go na dwór. Zajęłaś się teraz zrobieniem dla siebie kawy, śniadania oraz sałatki do pracy i herbaty. W między czasie z radia leciała cicho piosenka zagranicznej grupy Jonas Brothers Only Human. Spodobała Ci się i smażąc naleśniki poruszałaś biodrami w rytm porywającej melodii.

Nagle podskoczyłaś ze strachu. Na swoich biodrach poczułaś dotyk silnych dłoni, co Cię przestraszyło, a mężczyznę rozbawiło. Gdy się zaśmiał i schował twarz w zagłębienie Twojej szyi już wiedziałaś, że zrobił to specjalnie.

-Jeon JeongGuk. Mam w dłoni nóż i gdybym Ci coś zrobiła? -zapytałaś całkiem poważnie.

-To miałabyś mnie na sumieniu. -wymruczał do Twojego ucha zaciskając dłonie na Twoich biodrach.

-Bardzo śmieszne. -zachichotałaś wracając do krojenia pomidora.

JungKook już Ci więcej nie przeszkadzał. Stał wtulony w Twoje plecy i gdy Ty się poruszałaś to poruszał się i on. Uważałaś to zachowanie za słodkie, ale jednak trochę ono utrudniało życie, a przynajmniej robienie sobie jedzenia do pracy.

-Gukie. -jęknęłaś. -Możesz mnie już puścić? Muszę już iść.

-Podwieźć cię? -zapytał składając na Twojej linii szczęki motyle pocałunki. -Miałaś nie zakrywać malinek.

-Oj nie marudź. Będzie mi ciepło przynajmniej. -powiedziałaś szybko i poszłaś do przedpokoju, a za Tobą JungKook i (I.N).

Dopiero teraz zauważyłaś, że Jeon jest już ubrany i gotowy czeka na Ciebie aż w końcu łaskawie założysz buty i kurtkę. Mężczyzna miał pod kurtką swoją ulubioną bluzkę, a założone spodnie dostał od Ciebie na urodziny.

-Szalik. -powiedział poważnie, a Ty spojrzałaś na niego jak na idiotę.

-Mam golf przecież. -wywróciłaś oczami.

-Nie dyskutuj ze mną, tylko zakładaj szalik albo nigdzie nie pójdziesz. -rzucił twardo podając Ci miękki przedmiot.

Westchnęłaś cicho i opatuliłaś się szalikiem patrząc spod byka na swojego partnera, który teraz uśmiechał się od ucha do ucha zadowolony, że go posłuchałaś.

Mężczyzna złapał Cię za policzki i cmoknął w nos, po czym wyszliście z domu. Pies został na dworze, a Ty i JungKook wsiedliście do auta. Pracowałaś trzydzieści pięć kilometrów od domu i od poniedziałku do piątku musiałaś jeździć autobusem, dlatego gdy podwoził Cię Guk byłaś w niebo wzięta, a dobry humor nie opuszczał Cię aż do końca dnia.

Podróż minęła wam całkiem wesoło. Rozmawialiście i śpiewaliście piosenki z radia na przemian. Ruch na szczęście nie był duży, więc dojechaliście na miejsce bez wyklinania bruneta innych kierowców.

-Dziękuję za podwózkę skarbie. -cmoknęłaś mężczyznę w nos, a następnie złączyłaś wasze usta w pocałunku.

-Podziękujesz mi wieczorem. -wymruczał z cichym uśmiechem skupiając się w większej części na Twoich ustach.

-Zobaczymy. -zaśmiałaś się odsuwają od niego. -Do później. -cmoknęłaś go jeszcze raz.

-Do później króliczku. -puścił Ci oczko. -Kocham cię.

-Ja ciebie bardziej. -wyszczerzyłaś się i wysiadłaś z auta idąc do firmy z uśmiechem.

***

~Cześć skarbie. -powiedziałaś do słuchawki miękkim głosem. ~Dasz radę po mnie teraz przyjechać?

~Jasne, ale czemu tak wcześnie skończyłaś? -zapytał, a w tle słyszałaś, że zaczął się zbierać.

~Mieliśmy w firmie mały wypadek na dziale w którym pracuję. -mruknęłaś opierając się o szybę na przystanku.

~Jaki wypadek do cholery? -zapytał poddenerwowany. ~Wszystko z tobą w porządku? Nic ci się nie stało?

~Wszystko dobrze. -uśmiechnęłaś się lekko. ~Po prostu sprzęt stary się zapalił. Na szczęście w porę Ki zareagował i wraz z Ghao, Alexem i Woo zgasili pożar. Jedynie co to nasza przełożona dostała ataku duszności i nasz oddział został zwolniony do domu, żeby pani Min odpoczęła. -wytłumaczyłaś.

~Najważniejsze, że tobie nic nie jest i, żeby pani Min wróciła do siebie. -powiedział już spokojnie. ~Gdzie będziesz czekała?

~Na przystanku przy firmie. -kiwnęłaś do kierowcy autobusu, żeby nie zatrzymywał się niepotrzebnie.

~Już jadę. -słyszałaś jak zamyka drzwi, a potem charakterystyczny dźwięk zakończenia rozmowy.

Opuściłaś telefon i schowałaś go do kieszeni chowając się przed deszczem jeszcze bardziej. Teraz pozostało Ci czekać na swojego rycerza w czarnym aucie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top