41

'Jadę z Tobą'

-Ona nie żyje.

JungKook stanął jak sparaliżowany. W tej chwili widząc Cię w stanie rozpaczy nie wiedział co do niego mówisz. Stał tam z szeroko otwartymi oczami nie wiedząc co powiedzieć. W końcu pierwszy szok minął.

-Kto nie żyje kochanie? -zapytał spokojnie podchodząc do Ciebie.

Klęknął przed Tobą łapiąc Twoją twarz w swoje duże i zimne dłonie. Łzy, które spływały teraz po jego dłoniach niemal parzyły jego skórę. Wpatrywał się w Twoje zrozpaczone oczy, przez co sam zaczął czuć się okropnie.

-Moja babcia. -szepnęłaś roniąc kolejne łzy.

Po tym zdaniu od razu znalazłaś się w silnych ramionach swojego partnera. Wtuliłaś się w niego mocząc łzami jego koszulkę na klatce piersiowej. Jego dłoń delikatnie głaskała Cię po głowie, a do ucha szeptał Ci uspokajające słówka. Wiedział jednak, że lepiej Ci będzie jeżeli teraz trochę popłaczesz, a nie na siłę wstrzymasz swój smutek. Po doszczu przecież zawsze wychodzi piękne słońce. Trzeba o tym pamiętać.

Z babcią byłaś bardzo zżyta. Gdy zostawałaś u niej na noc ze swoją kuzynką w zimę zawsze kazała dziadkowi rozpalić w kominku. Wtedy siedziałaś po prawej stronie starszej kobiety pod kocem i ciepłą, białą czekoladą w kubku. Słuchałaś historii, które opowiadała wam babcia. To dzięki niej przecież tak bardzo pokochałaś Koreę.

Babcia miała jeszcze psa. On zawsze wam towarzyszył. Był oddanym opiekunem babci i z tego co wiedziałaś dalej żyje. Co ta psina teraz zrobi bez swojej ukochanej pani i zarazem przyjaciółki?

Co do Twojej kuzynki w dzieciństwie byłyście bardzo blisko ze sobą. Była od Ciebie starsza o cztery lata, ale to nie przeszkadzało w rozmowach czy zabawie. To wszystko skończyło się, gdy wyprowadziła się do Brazylii po swoich osiemnastych urodzinach. Najpierw kontaktowałyście się codziennie. Godzinami rozmawiałyście przez telefon. W pewnym momencie było to coraz rzadziej, aż w końcu przestała dzwonić, a następnie odbierać. Nie wiedziałaś dlaczego.

W końcu się uspokoiłaś. Odsunęłaś się delikatnie od Jeona i spojrzałaś mu w oczy. Brunet otarł Ci policzki z łez i cmoknął Cię w czoło gładząc delikatnie kciukiem Twoją talię. Przy was pojawił się również (I.N). Położył głowę na Twoje kolano i cicho zaskomlał. Zaczęłaś go głaskać wracając duchem i umysłem do normalnego funkcjonowania. Zaczęło do Ciebie docierać, że już jej nigdy nie zobaczysz, ale wiedziałaś, że musisz się z tym pogodzić. Musisz, bo przecież trzeba normalnie funkcjonować.

-Jadę teraz do rodziców i pewnie będziemy ustalać na ile lecimy do Polski. -powiedziałaś słabym głosem.

-Jadę z tobą. -powiedział od razu opierając swoje czoło o Twoje. -I nawet sobie nie myśl, że do Polski też samą cię puszczę. -musnął delikatnie Twoje usta.

-Przecież nie lecę tam sama. -mruknęłaś.

-Inaczej. -objął Cię mocniej. -Beze mnie cię nie puszczę tak daleko. Chcę być przy tobie w takiej chwili, bo wiem, że jest ona dla ciebie trudna.

Kiwnęłaś głową zamykając oczy i objęłaś jego szyję chowając w niej twarz. Odetchnęłaś głęboko czując się teraz bardzo słabą. Nie czułaś nic oprócz rozdzielającego smutku i bólu. Znalazł swoje miejsce w Twoim sercu i tak je niszczył zadając niewyobrażalny ból.

Po chwili oboje wstaliście. W ciszy zaczęliście się szykować. Twój pies nawet na chwilę nie chciał się z Tobą rozstawać. Nie mogłaś nawet spokojnie wziąć prysznica, bo pies drapał w drzwi i skomlał przez co JungKook nie wytrzymał i w końcu wpuścił go do środka.

Gdy byliście gotowi wsiedliście do auta. Zapięłaś pas i zamknęłaś oczy czując jak Jeon masuje delikatnie Twoje udo dodając Ci otuchy. Dłoń zabierał tylko wtedy, gdy musiał zmieniać biegi. Byłaś mu bardzo wdzięczna, że jest przy Tobie w tak ciężkiej dla Ciebie chwili. Cieszyłaś się również, że chce polecieć z Tobą do Polski, żeby dodać Ci siły i otuchy. Czułaś, że zakochujesz się w nim każdego dnia na nowo. Szkoda tylko, że nie zdążył poznać tak wspaniałej kobiety, którą była Twoja babcia.

~Ugh. Nie sądzicie, że tej książki jest już za dużo?~
~Miłego dnia Króliczki i mam nadzieję, że kończycie dzisiaj wszyscy wcześniej, żeby odpocząć~
~Banshee~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top