Trzy historie nie pójścia do szkoły

"Skrzywdzeni ludzie potrafią być bardzo destrukcyjni w stosunku do samych siebie i czasem pociągają za sobą bliskie im osoby, chociaż często nie zdają sobie z tego sprawy"

Sara Barnard "Piękne złamane serca"

Złamanych serc w Avonlea było zdecydowanie za dużo, niezmiernie obciążając swoim bólem całą wioskę. Najgorsze, że jedno leżące na dnie duszy serce, potrafiło pociągnąć za sobą wiele innych, bratniej mu serc. Zdawało się, że cała Wyspa Księcia Edwarda, cierpiała przez złamane serca nieodwzajemnionych miłości, dla których świat zawalił się w bezkresną, czarną dziurę, która pochłaniała całe szczęście miasteczka. Tragiczne romanse skończyły się iście tragicznie, pokazując, że o wiele lepiej się o nich czyta, niż czuje po sobie. Wylane łzy w czasie czytania lekko zmoczą strony książek, ale łzy wylane z winy tragedii, są w stanie wypełnić całe Jezioro Lśniących Wód i wypływające z niego rzeki.

Złamane serce Ruby bolało mocno, ciągnąc za sobą w czarną otchłań serca koleżanek, które przez tyle lat życzyły jej szczęścia z ukochanym, który wyznał miłość innej.

Serce Ani krwawiło, wiedząc, jak wiele straciła i ile osób skrzywdziła, choć starała się zapobiec temu ze wszystkich sił. Ciągnęła za sobą w ciemną rozpacz również serca Maryli i Mateusza, którym nie chciała lub po prostu nie mogła, powiedzieć co się stało.

Na złamane serce Gilberta nawet nie było słów. Czarna otchłań pochłonęła wszystkie jego uczucia, słowa, czyny, był teraz pusty, jak próżnia kosmosu, gdzie dojść nie mogło nawet światło. Wszystkie jego nadzieje, gwiazdy, zgasły, pozwalając mu samotnie ginąć w ciemnościach.

🌼

Gilbert, tamtego wieczora, pozostał na klifie, obserwując, jak znika ślad po Ani, odchodzącej na Zielone Wzgórze. Stało się dla niego jasne, że to miało być metaforyczne pożegnanie na wieczność, choć tak naprawdę zostawiała go w lodowatym chłodzie swojego pożegnania. Siedział, obserwując zachód słońca, aż ten całkowicie nie zniknął, pozwalając wyspie pogrążyć się w ciemności, równie czarnej, w jakiej zapadło się jego złamane serce. Następnego dnia nie poszedł do szkoły, wszystko straciło dla niego sens, zapomniał o staraniach, by zostać lekarzem, o tych drobnostkach związanych z uśmiechem przyjaciół, o przyjemności odkrywania nowych wiadomości. Czy to w ogóle miało jakieś znaczenie w obliczu jego cierpienia? Nie, po prostu nie miało. Wiedział tylko, że nie może być teraz sam, bo za bardzo pogrąży się w smutku, liząc rany. Czuł się jak samotny wilk, odcięty od stada, z głęboką raną, z którą bez pomocy innych nie zdoła przeżyć. Wybrał się w pierwszy pociąg do Charlottetown, po czym ruszył do Bagien, kierując się do domu Mary, gdzie od zakończenia zbiorów mieszkał jego jedyny już przyjaciel.

— Blythe? Co ty tu robisz? Nie miałeś przypadkiem uczyć się, żeby zostać lekarzem? — zapytał Sebastian, zastając Gilberta w drzwiach.

— Przyszedłem cię pobić za twoje beznadziejne porady — odpowiedział z sarkazmem.

— Nie rób tego. To byłaby najsmutniejsza wygrana w moim życiu — stwierdził Bash.

Oczywiście Gilbert nie miał takiego zamiaru. W środku przywitała się z nim Mary, z okrągłym, ciążowym brzuszkiem. Termin porodu miała już niedługo i w kwietniu, na świat miał przyjść jej nowy skarb. Myśl o stanie kobiety, upomniała chłopca o zachowywaniu się, nie mógł teraz reagować na nic zbyt emocjonalnie, sprawiając, że Mary zacznie się stresować. Wyraz jego twarzy złagodniał, choć serce biło mu równie ciężko, co wcześniej. Nie umiał się uspokoić, ale potrafił to ukrywać. Uśmiechnął się do niej lekko, przy powitaniu, ale żona Sebastiana nie dała się łatwo oszukać. Oczy Gilberta zdradzamy wszystkie jego emocje, nie ważne, za jaką maską starał się je ukryć. Nie pytała o nic, nie chciała wplątywać się w męską rozmowę, więc wyszła na chwilę do kuchni, pod pretekstem pójścia po coś do picia. Bash poklepał przyjaciela po ramieniu, by podnieść go na duchu, nie wiedząc jeszcze, co się stało.

— Powiesz wreszcie, co zmusiło cię do opuszczenia lekcji? Nawet mnie nie udało się tego osiągnąć — zapytał czarnoskóry mężczyzna.

— Ania — stwierdził Gilbert, jednym zdaniem.

— Co z nią? Coś jej się stało?

— Nie. Nic jej nie jest. Wyznałem jej miłość. Zrobiłem, tak jak mówiłeś; przestałem zachowywać się jak dziecko, grać idiotę i powiedziałem całą prawdę — opowiadał neutralnym tonem, co przez chwilę zmyliło Basha, jak sprawy się mają i prawie skłoniło do uśmiechu. — A ona odpowiedziała, że mnie nienawidzi i uciekła.

To zamknęło usta Sebastianowi, który zawsze miał przyszykowaną jakąś odpowiedź. Ta mała, urocza dziewczynka, która z takim podziwem wypowiadała się o jego zwykle wyszydzanej karnacji, miałaby złamać komuś serce w tak okrutny sposób? Nie mógł w to uwierzyć. Gilbert musiał przesadzać, Ania z pewnością nie wyrządzałaby mu żadnej krzywdy. Widział ich przecież już kilka razy, gdy rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, przepełnione szczęściem, nie smutkiem. Chłopak siedzący przednim, był przykładem załamania nerwowego, więc Bash starał się wyciągnąć wszystkie szczegóły z jego historii. Gilbert wygadał się ze wszystkiego, mówiąc o odkryciu zauroczenia Ruby, kłótni z Charliem, kończąc na rozmowie z Anią z wczorajszego wieczora. Wszystko stało się jasne, tego Sebastian nie mógł przewidzieć. W jego świecie wszystko było prostsze, ale w głowie takiej osoby, jak Shirley, taki obrót spraw wymagał drastycznych środków. Co miał teraz powiedzieć przyjacielowi? Nie wiedział, a coś musiał.

— Nie umiesz mi doradzić, prawda? — zauważył chłopak.

— Może ja dam radę — powiedziała Mary, wyłaniając się z cienia, znając całą treść z historii, choć nikt nie wiedział, że jej słuchała. — Dajcie sobie czas — odrzekła tylko. — Wszytko musi potoczyć się swoim rytmem. Skoro prawda już wyszła na jaw, to nie od ciebie zależy, jak dalej to się potoczy. Musisz poczekać, aż dziewczynki się pogodzą, wytłumaczą całą sytuację, a wtedy, na spokojnie porozmawiać z Anią.

— Ja już nie chcę dłużej czekać.

🌼

U Ani leczenie złamanego serca wyglądało całkiem inaczej. Mianowicie, zamknęła się pod tarczą kołdry i wylewała gorzkie łzy. W nocy, wreszcie padła ze zmęczenia, ale rano wszystko dotarło do niej ze zdwojoną siłą, która nie pozwalała jej wyjść z łóżka i dotrzeć do szkoły. Nie mogła nawet dotrzeć do podłogi pod nią, jedynie leżała śród miękkiej pościeli. Poduszka przemoknięta była od płaczu, a gardło zdarło się jej już dawno. Maryla nie umiała jej uspokoić, na nic były jej przywoływania do porządku, a nawet próby ciepłych słów. Mateusz miał na to inny sposób, nie odzywał się, jedynie mocno przytulił dziewczynkę, dokładnie tak samo, jak trzy lata wcześniej, gdy ściskał ją za pierwszym razem. Jego uczucia, względem przybranej córki, nie zmieniały się. Ona była i będzie promykiem szczęścia w jego życiu, a jej łzy zawsze będą go bolały równie mocno co ją. Mateusz Cuthbert był przeciwieństwem Ani, a mimo tego, dogadywali się wręcz idealnie, szczególnie wtedy, gdy ona mówiła, a on słuchał. Wreszcie rudowłosa przerwała uścisk i postanowiła choć trochę wyjaśnić swoje zachowanie. Była im winna wyjaśnienia, skoro ich serca krajały się przez widok jej oczu pełnych łez.

— Czuje się tak bezgranicznie rozbita. Rozpadł się mój świat Mateuszu, nie zostały z niego nawet gruzy, zmiecione z powierzchni Ziemi, szturmem mojej rozpaczy — zaczęła, ale to i tak nic nie tłumaczyło. Państwo Cuthbert, nawet po jej słowach, nie mieli pojęcia, co gryzie ich podopieczną. — Stała się tragedia i to ja jestem jej winna — powiedziała, trzęsąc głową, a jej roztrzepane włosy opadły na twarz. — Zrobiłam coś strasznego i teraz Ruby mnie nienawidzi, Diana pewnie też, a po tym, co powiedziałam, Gilbert ma mnie za najgorszego człowieka na świecie. I ma rację! Jestem nim. Jestem egoistyczna, okropna i nie zasłużyłam na przyjaźń żadnego z nich. Och Mateuszu, dlaczego ja tak bardzo krzywdzę innych?

— Nie wiem, jak mam ci pomóc, ale wiem, że nie jesteś okropna — powiedział powoli, z charakterystycznymi dla siebie zająknięciami. — I wymyślisz coś, bo w końcu ty, to ty.

— Nie wiesz, co zrobiłam, gdybyś wiedział, nie mówiłbyś o mnie tak dobrze.

— Mówiłem, mówię i zawsze będę mówić, że jesteś najlepszą i najmilszą dziewczynką w Avonlea i jeżeli kogokolwiek skrzywdziłaś, naprawisz to.

Później Ania wyjawiła kilka sekretów z tej historii również Maryli, wspominając o wyznaniu Gilberta. Jednak, jak dużo, w sprawach miłości, mogło pomóc Ani rodzeństwo, które nigdy nie wzięło ślubu? Nie oddali się uczuciu, poświęcając pracy i rodzinie, i zapomnieli o swoich młodzieńczych miłostkach. Maryla nawet nie pamiętała, jak to jest mieć złamane serce, w końcu jej rozstanie ze starszym Blythem zostało przysłonięte przez wspomnienia jej rodzinnej tragedii, ale szczęśliwe chwile wciąż pozostawiały swój ślad w odmętach jej myśli. Jednak nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji, co Ania. Dwóch chłopców, kłótnie, utrata przyjaciółek i to wszystko w połączeniu z jej wielkim sercem? Była bezradna, nieważne, jak bardzo chciała jej pomóc. Usiadła wraz z dziewczynką na jej łóżku i otoczyła ramieniem, obrabiając ją, jak tarczą, przeciwko złym emocjom.

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała, naprawdę w to wierząc.

🌼

Jeszcze tylko jedna uczennica szkoły w Avonlea nie dała rady pójść tego dnia do szkoły i tak samo, jak u pozostałych, nie było to spowodowane chorobą. Ruby Gillis stała tam wtedy, w kole, zastanawiając się, o co chodzi, gdy dwóch chłopców otoczyło Anię Shirley-Cuthbert, kłócąc się o to, który odprowadzi ją do domu. Wielu obstawiało, czy ta dwójka się pobije i o co? O kogo? O Anię, o idealnie mądrą, z zawsze gotową na wszystko odpowiedzią i głową pełną planów Anię Shirley. Kim w porównaniu do niej była Ruby? Jej śliczną, głupiutką przyjaciółką? Urodą faktycznie onieśmielała wielu, szczególnie teraz, gdy skończyła już piętnaście lat i jej wdzięki zaczęły skupiać na sobie uwagę dorastających chłopców. Tylko nie tego jednego, na którym jej zależało. Mimo złotych loków, ciepłych, brązowych oczu i cudownego uśmiechu, Gilbert Blythe pozostawał poza jej zasięgiem. Marzyła, by być tak inteligentną, jak Ania, wtedy chłopak na pewno nie mógłby jej się oprzeć, tak jak nie mógł oderwać oczu właśnie od Shirley.

Gdy usłyszała te dwa słowa - kocham cię - siekrowane do innej, nie mogła już dłużej stać i patrzeć. Uciekła z płaczem, a zaraz za nią i przyjaciółki, które ochoczo służyły jej ramieniem, by mogła się na nim wypłacać. Jej cudowny Gilbert wyznał miłość innej, wyznał miłość jej przyjaciółce. Powinna się była tego domyślić, w końcu to właśnie dla niej Gilbert wrócił do Avonlea, dla niej, nie dla złota. Ruby nie mogła udawać, że nie zauważała tych ukradkowych spojrzeń, które tęsknie wysyłał w stronę Ani, gdy ta nie patrzyła. Miała oczy, ale na widok niektórych spraw, była ślepa i dopiero teraz docierał do niej sens ubiegłych wydarzeń.

— Ruby, jestem pewna, że wszystko się jakoś ułoży. Tak samo, jak pierwszego dnia w szkole Ani, wtedy też myślałaś, że świat się wali, a wszystko skończyło się dobrze — oznajmiła pewnym siebie tonem Tillie Boulter.

— To jest dla ciebie dobrze? To tragedia! — odrzekła Gillis, płacząc jeszcze mocniej.

Wtedy do akcji wkroczyła Diana. Nie chciała, by żadna z jej przyjaciółek cierpiała, a były nimi i Ania i Ruby. Diana również wiedziała, co Gilbert czuje do jej rudowłosej przyjaciółki i nawet chciała życzyć im szczęścia, choć nie mogła, dokładnie tak samo, jak w przypadku Ruby. Jeden chłopak a tyle problemów. Może jednak lepiej by było, gdyby wtedy pozostał na tym statku i nie wracał na Wyspę Księcia Edwarda? Wtedy wszystko byłoby prostsze. Teraz dwie z jej przyjaciółek okropnie cierpią, a Diana musiała zdecydować, za którą z nich pobiec i oczywiście wybrała Ruby, bo wiedziała, że Ania da sobie radę. Zawsze dawała sobie radę, chociaż tym razem nie obejdzie się bez małej pomocy ze strony jej bratniej duszy. Tyle lat w towarzystwie Ani Shirley-Cuthbert sprawiło, że Diana Barry przejęła nieco jej lisiego charakteru i powoli zaczęła wysnuwać plan, jakby tu stworzyć szczęśliwe zakończenie dla wszystkich tych opowieści. Jedyną opcją było zachęcenie Ruby, by i ona chciała związku Ani i Gilberta, a w takim przypadku, musiała przestać się łudzić, że go kocha. W końcu nie miała już dziesięciu lat.

— Ruby, nie kochasz Gilberta Blythe'a — stwierdziła czarnowłosa, oświadczając koleżance jej własne uczucie.

— Kocham Gilberta Blythe'a! — zaprzeczyła dziewczynka po chwili, gdy tylko dotarły do niej niedorzeczne słowa. Jak Diana w ogóle mogła próbować wyprzeć jej uczucie, które Ruby nosiła w sercu przez prawie sześć lat?

— To jaki jest jego ulubiony kolor? — powiedziała, pytająco unosząc brwi, gdy nachylała się nad płaczącą przyjaciółką.

— Nie wiem — mruknęła Ruby, a na jej twarzy coraz bardziej widoczne było przerażenie.

— Jak ma na imię jego najlepszy przyjaciel? — ciągnęła grę Diana, spotykając się z tą samą odpowiedzią. — Wiesz chociaż czym on się interesuje?

Nie wiedziała, nie wiedziała nic o Gilbercie, w którym tak bardzo kochała się od ponad pięciu lat. Kochała tylko okładkę, podczas gdy chłopak był niezwykle pasjonującą księgą, pełną szczegółowych opisów, w postaci zawiłego tekstu. Ania uwielbiała takie książki, ale Ruby kończyła po przeglądaniu obrazków. Tak samo było i w przypadku ludzi, a prawda wyszła na jaw, gdy Diana zapytała przyjaciółkę, co ta tak naprawdę ceni w Gilbercie, odpowiedziała, że wygląd. Ale powiedziała to tak smutno i z takim żalem, jakby tego żałowała, bo w sumie, żałowała. Chciałaby poznać Gilberta lepiej, ale na to nie było już okazji, pojawiła się w jego życiu dziewczynka, która bez mrugnięcia okiem podałaby wszystkie odpowiedzi na pytania Diany. Młoda Barry wiedziała, co robi. Odkąd poznała Anię, jej celem stało się dorównanie jej intelektem i gdy pierwszy plan Diany się powiódł, szeroki uśmiech przyozdobił jej twarz. Ania wypiękniała równie mocno, co Diana zmądrzała. Teraz naprawdę mogły nazywać się bratnimi duszami, a takie pomagają sobie w sercowych sytuacjach.

Może przez zwątpienie, może przez silny nacisk ze strony przyjaciółki i potwierdzenia pozostałych, ale Ruby naprawdę uwierzyła, że nie kocha i nigdy nie kochała Gilberta. Ponadto, zrobiła się na niego wściekła za to, jak ją potraktował, przez co teraz miała zamiar zgrywać obrażoną, niedostępną i ignorować go. Dla niej już nie istniał, nie zasługiwał na nią, Ruby powinna mieć kogoś, komu będzie na niej naprawdę zależeć! Przynajmniej tak mówiła Barry, a Ruby chłonęła każde jej słowo, jak wierzący treść biblii.

Diana zaczęła opowiadać pozostałym dziewczynom swój plan, w jaki sposób uda im się sprawić, że niczym w książce, Gilbert i Ania przeżyją swój cudowny, pierwszy pocałunek. Gra w butelkę oczywiście odpadała, a Charlie nie ułatwiał całej sytuacji swoim dzisiejszym zachowaniem, więc dziewczynki miały naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Mimo wszystko, dla przyjaciółki, jaką miały w Ani, gra była warta świeczki. Serce Diany szalało z radości. Serce Ruby okazało się nie być tak poturbowane, jak myślała, choć następnego dnia nie chciała pokazać się w szkole, bo zażenowanie nie pozwoliłoby jej spojrzeć w twarz Ani czy Gilbertowi. Serce panny Shirley-Cuthbert wciąż jednak krwawiło, nie odbiegając przy tym bólem, od okropnego złamania serca, jakiego doznał Blythe.

— A ty, znasz odpowiedzi na tamte pytania? — zapytała Ruby, gdy dziewczynki wracały już do domów.

— Nie. Choć podejrzewam, że w sprawie koloru, jego ulubiony mocno łączy się z pewnym marchewkowym odcieniem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top