Adwersarze wspólnych losów
"Nie rozgrzewaj pieca dla wroga twego tak bardzo, byś sam siebie nie osmalił przy tym"
~ William Shakespeare
Tego dnia, Ani również nie widziało się pójście do szkoły, ale Maryla nie miała zamiaru cackać się z nią, tak, jak przy poprzednim razie. Kazała jej się ubrać, zmusiła w nią śniadanie, a następnie odprowadziła do szkoły, patrząc, czy dziewczynka przekracza jej próg. Chłopcy, nie chłopcy, Ania była za mądra, by pozwalać sobie na opuszczanie szkoły. Musi się uczyć, zamiast zawracać sobie głowę młodzieńczymi zauroczeniami. Gdy dorośnie, zrozumie, że Maryla robiła to, co dla niej najlepsze i podziękuje jej za to, że zmusiła ją do chodzenia do szkoły. Ruby również zebrała się w sobie na tyle, by pogadać z przyjaciółką i powiedzieć o jej nowych przemyśleniach w sprawie chłopców. Natomiast Gilbert zdecydował, że to koniec czekania, dokładnie tak jak powiedział Sebastianowi, skoro Ania nie chce z nim być, to nie, a to nawet lepiej, bo teraz będzie mógł w pełni skupić się na uczeniu się, by zostać lekarzem. Nie było już mowy o złamanych sercach w tej klasie, był nowy dzień, dzień umysłu i nowych planów. Koniec czekania.
Świat zatrzymał się na chwilę, gdy Ania i Ruby skrzyżowały ze sobą spojrzenia, a potem niemożliwe przyspieszył, gdy pobiegły w swoją stronę. Dziewczynki zaczęły się wzajemnie przepraszać, wypowiadając serię zdań pełnych emocji, w tym samym czasie, przez co w ogóle nie mogły usłyszeć własnych słów. Ludzie stojący obok, starający się zrozumieć jakieś słowa, mogli wydobyć z potoku zdań, jedynie wielokrotne przepraszam, Gilbert i zamiana planów. Nie płakały, choć łzy im obu cisnęły się do oczu, ale nie mogły wypłynąć, na środku klasy, wśród tłumu gapiów. Nie zrozumiały ze swoich słów wiele, ale czuły płynąca z nich skruchę, więc gdy obie skończyły swoje monologi, równocześnie rzuciły się sobie w ramiona. Do wspólnego uścisku dołączyła się również Diana, przez co serce Ani zaczęło na nowo bić, choć stało zamrożone przez dwa dni. Teraz wszystko było idealnie, dwa serca zaleczyły się, pozostało już tylko jedno, które Ania również postanowiła choć trochę uzdrowić. Chłopak stał i przyglądał się trójce szczęśliwie zjednoczonych przyjaciółek, przez co wydawało mu się, słowa Mary mogą się spełnić, znacznie szybciej niż podejrzewał. Z tym że było już za późno. Gilbert już zdążył się poddać, zrezygnował z walki o Anię, więc to, czy jest szansa na ich wspólne, szczęśliwe zakończenie, nie był a dłużej istotna.
Shirley-Cuthbert wyłapała jego ciekawskie spojrzenie. Nie było takie, jak wcześniej, ze śladem uśmiechu, kryjącym się gdzieś z tylu tęczówek, nie było też smutne, zranione, jak po śmierci ojca, czy przyjemnie ciepłe, jakim obdarzał ją wcześniej. Nie widziała w jego oczach też smutku, złości czy nienawiści, jedynie pustkę, tłamsząca całą radość osoby, która w nie patrzyła. Oczy Gilberta zwykle świeciły jak niebo pełne gwiazd, dzisiaj były jak noc, w której czasie nie zagościł ani księżyc, ani gwiazdy. Tak też się czuł, zagubiony, jak w ciemnościach, nie mogąc odnaleźć drogi. Nie zachowywał się jak on. Nigdy, w całej swojej karierze szkolnej, nie siedział w ławce sam, do dzisiejszego dnia, gdy zniesmaczony widokiem Charliego uciekł na koniec sali. Ania przez to też nie miał a ochoty pozwolić, by przyglądała jej się cała klasa, w końcu i tak była już na języku wszystkich, więc również usiadła w ostatniej ławce, z tą różnicą, że po stronie dziewczynek, ciągnąć za sobą Bogu ducha winną Ruby. Tam przynajmniej nie słyszała plotek i pomimo rozpoczęcia lekcji, będzie miała jak podać Gilbertowi karteczkę, bo na rozmowę twarzą w twarz potrzebowała pozwolenia.
Nie było to takie proste, jak powinno, bo przez prawie całą lekcję nie uniósł głowy znad książek, a mimo tego Ania była pewna, że powodem nie było jego wczytanie się w lekturę. Przypomniał jej się ich pierwszy wspólny dzień w szkole, gdy to ona nie chciała spojrzeć w jego stronę. Chwyciła więc za kredę, łamiąc ją na drobne kawałeczki. Musiała korzystać z odwagi, skoro jeszcze potrafiła się do niej zmusić, a rozmowa twarzą w twarz wymagała potwierdzenia. Niech chłopak tylko odpisze jej "tak" czy "nie", bo inaczej już nigdy nie będzie miała tyle siły, by na niego spojrzeć. Pierwszy kawałeczek kredy nawet nie doleciał, więc nie mogła powiedzieć, czy chłopak zwyczajnie ją ignorował, czy jednak naprawdę nic nie zauważył, ale drugi uderzył go w policzek. Chłopak nawet nie drgnął, nie miał zamiaru z nią rozmawiać, czy zaszczycić spojrzeniem, przez co trzeciego rzutu już nie było. Przekaz był jasny, dla Gilberta Blythe'a nie istniała już żadna Ania Shirley-Cuthbert.
— Na dzisiejszej lekcji wrócimy na chwilę do Avalonu — stwierdziła Panna Stacy. — Czy ktoś z was wie, jak nazywał się najlepszy przyjaciel Artura?
— Lancelot — odpowiedziała Ania w mgnieniu oka.
— A obiekt ich wspólnych westchnień? — pytała dalej nauczycielka.
— Ginewra — odpowiedział Gilbert, wyprzedzając Anię.
Przez chwilę oboje poczuli się jak kiedyś, gdy ich największym powodem do kłótni było nazwanie Ani marchewą. Wtedy oboje byli o ponad dwa lata młodsi, o dwa lata niewinniejsi, nie martwiąc się o głęboko skrywane uczucia. Rozbicie tabliczki na głowie, teraz dla obu wydawało się zabawnym, starym wybrykiem, spowodowanym ich głupotą. Chociaż, czy teraz też nie byli głupcami? Patrząc na siebie równocześnie z miłością i nienawiścią? Po odpowiedzi Gilberta ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę, tylko po to, by zaraz ponownie wrócić na stronice podręczników. Ania skrzywdziła go i świetnie zdawała sobie z tego sprawę, ale wciąż czuła ten sam ból, jak po jego wyznaniu miłości, na oczach wszystkich, gdy nie przejmując się konsekwencjami, on sam złamał serce Ruby. Jeżeli ona była złym człowiekiem, to on też, więc kto wie, może faktycznie byli siebie warci? A może z ich związku powstałaby jedynie tragedia?
— Świetnie, widzę, że mimo wszystko, moi najlepsi uczniowie wciąż są w formie. Aniu, czy mogłabyś powiedzieć, co sądzisz o postępowaniu Lancelota?
— To, co zrobił królowi Arturowi, było okrutne. Miłość, jego cały świat, uciekł z jego rąk, tak mocno go przy tym raniąc. Jego najlepszy przyjaciel, osoba, której ufał, bratnia dusza, zdradziła go z jego żoną. To najgorszy zawód, gdy miłość ucieka od ciebie, by ktoś ci bliski mógł być szczęśliwy. Lancelot powinien był ukryć uczucia, stłumić je w imię prawdziwej przyjaźni.
— Może źle na to patrzysz? — stwierdził Gilbert, po raz pierwszy w ciągu całej lekcji, spoglądając w stronę Ani. — Może to nie o Artura chodzi w całej tej historii? Był zakochany, dobrze. Zdradzono go, to źle, okej. Ale czy nie było warto, skoro przy tym złączyły się te dwie bratnie dusze, o których tak często mówisz?
— Są rzeczy, których się nie robi Gilbercie. Zasady, prawa... serca, których nie można złamać, by samemu być szczęśliwym. Nieważne, jak bardzo by to bolało.
Ten argument przeważył, a gdy Ania tylko skończyła mówić, w sali zapanowała grobowa cisza. Wszyscy wiedzieli, do czego nawiązuje ta dwójka, wszyscy widzieli, dwa dni wcześniej, co się stało, a wczorajszego dnia nie było innego tematu niż Ania, Gilbert i Ruby. Lancelot, Ginewra i król Artur. Ta trójka była dokładnie taka jak oni, włożona w sam środek okropnej plątaniny uczuć, w jaką dzieciaki same się wpakowały, zakochując się, nie w tym, w kim powinni. Reszta lekcji przebiegała w spokojniejszym tempie, a panna Stacy postanowiła wybierać uczniów, od których chce znać odpowiedź, pod pretekstem, że chce, by inni też mieli okazję się wykazać ze znajomości starego materiału, który mieli okazję przerabiać z jej poprzednikiem. Tak naprawdę i ona, tak samo, jak reszta Avonlea, doskonale wiedziała, co zaszło między dwójką jej najlepszych uczniów, i wolałaby, żeby załatwili wszystko między sobą niż za pomocą metafor, tak zwinnie ukrytych w odpowiedziach na jej elementarne pytania. Cała klasa niemalże zdążyła zapomnieć o małym zamieszaniu i powoli przechodzić do nowego tematu, gdy i Ruby musiała dodać coś od siebie:
— Jestem królem Arturem?!
🌼
Ania nabrała nieco odwagi, po tym, gdy Gilbert postanowił przestać udawać, że dziewczynka nie istnieje i odezwał się do niej. Shirley-Cuthbert podeszła do niego na przerwie i bojąc się wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, wyciągnęła rękę z karteczką w jego stronę. Siedział na tym samym kamieniu, co ona, gdy drugiego dnia szkoły nikt nie chciał z nią rozmawiać. Choć z początku udawał, że dziewczynki tam nie ma, po chwili zlitował się i sięgnął po długo wiszącą w powietrzu karteczkę. Nie było tam długich i wytrawnych przeprosin. Nie było nawet wielkich słów, których się po niej spodziewał, nie miała jak ich dodać. Na karteczce były tylko spokojne, starannie wypisane dwa słowa, mówiące "Możemy porozmawiać?". Bała się zapytać na głos, a karteczkę chciała przekazać w czasie lekcji, by móc bez patrzenia mu w twarz poznać odpowiedź, ale szybko zaniechała prób, przerażona brakiem reakcji. Teraz też była przerażona, jeżeli Gilbert powie, że nie ma zamiaru z zamienić z nią słowa, serce Ani na chwilę stanie. Chciała tylko móc przeprosić.
— Mów — powiedział, patrząc na nią smutno.
— Chciałam tylko powiedzieć, że przepraszam — odezwała się, powoli i że starannością dobierając każde słowo. Dziewczynka ze stresu wbijała sobie paznokcie w dłonie, robiła to nieświadomie, a siła emocji sprawiała, że nie czuła przy tym bólu. — Wiem, jak okropne słowa ode mnie usłyszałeś i tylko Bóg jeden wie, jak tego teraz żałuję. Byłam po prostu zła, smutna, czułam się jak ty teraz i rozumiem twoją złość na mnie, ja... ja nie zasłużyłam, byś kiedykolwiek mi wybaczył. Gdyby jednak istniała jakaś szansa, by odbudować naszą przyjaźń, to wiedz, że zrobię dla ciebie wszystko. Powiedz mi tylko co.
Grobowa cisza spotkała ją na końcu wypowiedzi, Gilbert nie miał zamiaru skomentować jej słów. Nie patrzył na nią, jedynie analizował całą tę sytuację, wszystko, co się wydarzyło, co ona czuje, co on czuł i nic, absolutnie nic do siebie nie pasowało. Cała sytuacja była bez sensu. Bez sensu było to, że chciał się na nią wściekać, ale mógł patrzeć jej w wielkie, błękitne oczy i czuć cokolwiek innego poza smutkiem. Były tak paradoksalnie jasne i uspokajające, jak morze, widziane z klifu z jej ulubionego miejsca, ale równocześnie pełne ciemnej pustki, niezwracającej mu jego miłości. Bez sensu były też jej przeprosiny, które niczego nie zmienią. Prośba o cofnięcie czasu była dla niego niewykonalna. Zapomnieć o jego wyznaniu, o słowach prawdy, które wreszcie wydostały się na wolność i powróć do starych czasów, gdy dręczony uczuciem, patrzył na nią jedynie kątem oka? Niemożliwe. Nie zasłużył na to, chciał miłości, jaką Mary obdarowała Sebastiana, bezgranicznej i czystej, a nie zmąconej ciągłymi wątpliwościami. Ania nie mogła mu jej dać, dlatego lepiej dla niego, żeby jak najszybciej o niej zapomniał.
— Nie gniewam się na ciebie — powiedział, a dziewczynce spadł kamień z piersi, tylko po to, by zaraz upadł na nie głaz ze zdwojoną siłą. — Ale nie mogę zgodzić się na naszą przyjaźń. Nie chcę tego, co ty. Chcę móc bez wstydu chwycić cię za rękę. Móc mówić, że cię kocham, nie martwiąc się, że sytuacja sprzed dwóch dni kiedykolwiek się powtórzy. Nie mogę. Nawet jeżeli teraz powiesz mi to, co tak bardzo chciałbym usłyszeć, wiem, że nie będzie w tym uczucia nawet w połowie tak silnego, jakim ja cię darzę. Przykro mi Aniu. Nie musisz mnie już więcej przepraszać, bo jest ci wybaczone. Każde twoje słowo. Ale proszę, nie wymagaj ode mnie powrotu do przyjaźni, bo to jedyna rzecz, której nie mogę dla ciebie zrobić — powiedział, a po zakończonym zdaniu w ich oczach były łzy, ukryte gdzieś w cieniu rzęs.
— Mogę cię tylko poprosić o ostatnią rzecz? — zapytała, na co chłopak siknął głową. — Gdy pojawi się smok i będę potrzebowała rycerza, będziesz obok, prawda?
— Pojawię się tam na białym koniu, najszybciej, jak potrafię.
🌼
Ostatnia lekcja już miała się zacząć, gdy przy drzwiach Anię zaczepił Charlie. Mimo tego, że to on był głównym sprawcą całego zamieszania, postanowił nie przejmować się zranionymi uczuciami i dalej starać się o względy dziewczynki. Zapytał ją więc, czy nie chciałaby usiąść z nim, skoro Gilbert bez słowa postanowił się przesiąść, na co Ania spojrzała pytająco w stronę Ruby. Gillis kiwnęła głową, zgadzając się na przesiadkę przyjaciółki, po czym sama wstała i bezceremonialnie machnęła włosami, przechodząc obok Gilberta, pokazując, jak ten już dla niej nic nie znaczy. Co więcej, jest obrażona za jego nieodwzajemnione uczucia. Usiadła obok Diany, co wypędziło Alfreda gdzieś dalej w głąb sali. Blythe nawet tego nie skomentował, choć złość lekko się w nim zebrała, na widok Ani i Charliego, ale nie miał już czego zazdrościć, sam zrezygnował z tej walki. Patrząc na tę dwójkę, siedzącą razem, zaczął trochę żałować, że oddał ją tak szybko. Ania była już przegraną sprawą.
Jednak nie to było najgorsze w całej tej sytuacji. Charlie z każdym dniem czuł się coraz pewniej w swoich posunięciach wobec Ani, a niedługo potem odważył się poprosić ją o zostanie jego dziewczyną. Ania jednak nie chciała z nim być, miał wyłupiaste oczy i gdy w nie patrzyła, widziała ślimaki, powoli pełzające po jego oczodołach. Jednak to pytanie usłyszało kilka osób, w tym Gilbert, stojący gdzieś w cieniu. Właśnie jego obecność posunęła dziewczynkę do słów, które wypowiedziała nieco zbyt głośno i wyraźnie, żeby dotarły do uszu jej byłego przyjaciela. Nie chcąc być z Charliem, postanowiła się zgodzić, by zostać jego dziewczyną. W końcu, jak wiążące mogło to być? Gdy jej się znudzi, może go zostawić. Poza tym myślała jasno, pamiętając o swoich rudych włosach i zapominając o coraz silniej witającej ją urodzie. Uznała, że skoro ktoś już się w niej zakochał i nie jest to Gilbert Blythe, to nie może tak po prostu uniknąć uczucia. Cole wyjechał, więc ich umowa stała się niepewna, a Ania wcale nie chciała być sama do końca życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top