Zayn Malik #8

Czujesz, że się z kimś zderzasz. Twój tyłek prawie ląduje na twardą posadzkę, jednak łapią cię silne ramiona.
Zayn: Nic ci nie jest skarbie?
Popatrzyła mu w oczy. Przez minutę nie trafiłaś wydukać ani słowa.
Waliyha: Chyba teraz przegiąłeś brat. Albo trafiłeś na głuchoniemą.
T.I: Yyy... Nic mi nie jest.
Otrzepałaś z ubrania niewidzialny kurz.
Zayn: Jesteś pewna? Nie masz nic złamanego? Wstrząśnienie mózgu? Cokolwiek?
Waliyha: Przecież nawet nie upadła durniu! I pomyśleć, że ten dekiel to mój brat...
Niekontrolowanie parsknełaś śmiechem.
Zayn: Waliyha, sprawdź czy nie ma cię przy aucie.
Waliyha: Ale...
Zayn: Już!
Dziewczyna ściągnęła pięści ze złości i poszła do samochodu. Ty nadal nie mogłaś powstrzymać napadu śmiechu.
Zayn: A ty z czego się śmiejesz? Co?
Chłopak zaczął cię niespodziewanie łaskotać. Na środku środku parkingu.
T.I: Proszę, pprzestań! Nie... Nie mogę oddychać...
Puścił cię.
Zayn: To jak? Jesteśmy umówieni na tą kawę, no nie? Tylko musisz podać mi swój numer.

T.I: Co? Przecież my... Ehh, no dobra.

»»»»»»
Nah... miesiąc
Moje problemy powoli znikają więc mam czas i siłę, żeby publikować.
Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top