5

Hejka misie kolorowe!

Rozdział poprawiony przez fs_animri <3

Miłego dnia :3

Po zjedzeniu posiłku, Dante musiał wrócić na patrol.
Przez długi okres czasu po prostu jeździł, obserwując swobodnie żyjące Los Santos.

Postanowił wrócić na komendę dopiero, gdy szef Rightwill wspomniał mu na radiu o papierach.

Czarnowłosy z głośnym westchnieniem wszedł do swojego biura, siadając przy biurku i segregując papiery.

Było już dosyć późno i większość funkcjonariuszy zbierała się już do domów.
Podchodzili oni do niebieskookiego i żegnali się z nim, życząc szybkiej pracy.

Dante wzdychał cicho, przerzucając kolejne kartki dokumentów.
Nie miał na to zbytnio siły.
Mimo iż nie skończył tego wczoraj, to wcale nie był bardziej wyspany.

Długo w nocy myślał nad swoją sytuacją. Próbował jakoś znaleźć rozwiązanie w swojej sprawie.

Jego kolejny natłok myśli, przerwał brunet wchodzący do pomieszczenia.

- Hej, nie przeszkadzam? - zapytał mężczyzna.

- Cześć, nie. Co tam potrzebujesz? - spytał Capela, unosząc na niego swój wzrok.

- Jezu co ci się stało? - brązowooki zadał pytanie, podchodząc bliżej młodszego. Zapewne miał na myśli wielkiego siniaka na jego policzku.

- Huh? To nic takiego.. Uderzyłem się o szafkę - Dante skłamał po raz kolejny.

- Napewno? Źle to wygląda.. byłeś z tym u lekarza czy coś? - mruknął Gregory, przyglądając się ranie.

- Jest okej. Czegoś potrzebujesz, czy przyszedłeś tak po prostu podocinać mi? - spytał czarnowłosy, wracając spojrzeniem do papierów.

- Oh, nie dąsaj się już.. Chciałem zaproponować swoją pomoc - rzekł Montanha.

Niebieskooki uniósł brew w zdziwieniu, niedowierzając w słowa starszego.

- Naprawdę? - spytał.

- Tak, słyszałem jak szef cię ochrzanił. Mogę z tobą zostać. Wiesz, zawsze razem raźniej, szybciej skończysz.. - odparł brązowooki, wzruszając ramionami.

- Dziękuję Grzesiu, ale dam radę. Miło z twojej strony. - Dante uśmiechnął się do niego wdzięcznie.

- Okej, w razie czego dzwoń. Powodzenia! - powiedział Montanha i z uśmiechem wyszedł z biura, machając mu jeszcze na pożegnanie.

Pozytywnie zaskoczony Capela wrócił do przerzucania i podpisywania papierów.

Nie miał już zbytnio na to ochoty, lecz nie miał też innego wyjścia. Nie chciał dostać po raz drugi opierdolu.

Na całej komendzie była cisza, zakłócana jedynie sunięciem długopisu po kartce i miarowym tykaniem zegara.

Dopiero po kilkunastu minutach, czarnowłosy mógł usłyszeć jakiś inny dźwięk.
Nie był z tego zbytnio zadowolony.

Miał nadzieję, że to któryś z funkcjonariuszy na nocnej zmianie przyjechał po coś i zaraz opuści budynek.

Niestety, jego prośby się nie spełniły. W jego biurze zawitał dobrze mu znany policjant.

Uniósł swoje przestraszone spojrzenie na czarnowłosego. Oddychał nierówno, oczekując jakiegokolwiek ruchu drugiego.

Starszy podszedł do biurka powolnym krokiem. Na jego twarzy widniał zadziorny uśmiech.

- Dawno się nie widzieliśmy. Stęskniłem się za tobą - odparł sarkastycznie niższy.

Capela przełknął głośno ślinę, spinając wszystkie swoje mięśnie. Wyprostował się, patrząc uważnie na rozmówce.

- Czego chcesz ode mnie Janek? - mruknął niepewnie czarnowłosy.

- Może grzeczniej? Ja staram się być dla ciebie taki miły, a ty co? - burknął Juan, siadając na drewnianej powierzchni mebla.

Starszy sięgnął po figurkę znajdującą się na biurku i zaczął ją oglądać zaciekawiony.

- Jeżeli przez bycie miłym, masz na myśli bicie i zastraszanie kogoś, to życzę ci powodzenia - prychnął młodszy, krzyżując ręce na klatce piersiowej. 

Czarnowłosy zacisnął mocniej rękę na ozdobie, niszcząc ją. Przeniósł swoje zdenerwowane spojrzenie na mężczyzne.

Pisiciela wypuścił z rąk rozwalony plastik i chwycił za mudnur wyższego, zaciskając na nim pięść.

- Zaraz możesz poraz kolejny tego doświadczyć! Widzę, że dalej zbyt dużo gadasz. Nie nauczyłeś się jeszcze, że lepiej milczeć? - warknął Pablo, patrząc w przestraszone oczy młodszego z satysfakcją.

Dante bacznie obserwował jego poczynania. Chciał być przygotowanym na każdą ewentualność.

Juan wstał, podnosząc wyższego za mundur z krzesła. Przyciągnął go bliżej siebie.

- Puść mnie.. proszę - młodszy wychrypiał cicho, próbując poluzować uścisk.

Mimo że Capela był wyższy, to wcale nie silniejszy. Jego postura była drobniejsza od drugiego policjanta.

- Za dużo osób zainteresowało się twoim siniakiem, nie sądzisz? Ale nie ciesz się za bardzo, nie zrobili tego ze względu na ciebie, a raczej z grzeczności. Kto by się martwił o taką kurwę jak ty.. - parsknął czarnowłosy.

Dante mimo iż starał się tego nie okazać, to zabolały go te słowa. Często miał problem z akceptacją samego siebie, a takie teksty w tym nie pomagały.

- Przestań.. - mruknął młodszy, odwracając wzrok od oprawcy.

- Mam nadzieję, że nikomu nie powiedziałeś - odparł Pisiciela.

- Nie.. - odpowiedział niebieskooki.

- Masz szczęście. A ja ci tylko przypomnę, co cię czeka, jeśli spróbujesz donieść na mnie jakąkolwiek skargę.

Dante nie zdążył nawet zarejestrować do końca jego słów, a już oberwał z pięści w brzuch. Skulił się, nie mogąc nabrać powietrza w płuca.

Gdy już prawie się uspokoił, jego ciało przeszył kolejny cios. Tym razem oprawca go puścił, a jego ciało odpadło bezwładnie na podłogę.

Capela leżąc, złapał się za brzuch. Z przymknietymi oczami próbował nabrać powietrza. Kaszlnął kilka razy.

Dopiero po kilkunastu sekundach delikatnie uchylił powieki, widząc przez rozmyte spojrzenie czarnowłosego stojącego nad nim.

- Mam nadzieję, że to cię nauczy pokory. Przynajmniej nie musisz się martwić o wymówkę, bo nikt tego nie zauważy - odparł Juan, szczerząc się złośliwie. - Do zobaczenia, Dantuś!

Starszy jeszcze raz się zamachnął nogą i kopnął go w brzuch po raz ostatni, po czym opuścił pomieszczenie, uprzednio spluwając na podłogę.

Dante tylko jęknął cicho, zwijając się w "kłębek".
Przymknął ponownie oczy, modląc się aby mężczyzna już nie wrócił..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top