16

Hejka misie kolorowe!

Rozdział poprawiony przez fs_animri <3

Miłego dnia kochani ^^

Trójka mężczyzn zeszła na podziemny garaż Mission Row. Stali przy pojeździe należącym do Gregory’ego.

- Więc, wiesz co się z nią stało, Montanha? - zapytał Janek, jakby z nutką podejrzliwości. Dante obawiał się, że rozgryzł, iż cała ta sytuacja była zmyślona.

Brunet podrapał się po głowie i zaczął twardo myśleć nad usterką, jaką może podać, by Juan nie domyślił się, że został okłamany.

- Ostatnio jak jadę z większą prędkością, to coś dziwnie stuka po prawej stronie - wyjaśnił Gregory, mówiąc właściwie prawdę.

Najprawdopodobniej znał przyczynę, a “usterka” była spowodowana jakimś kamieniem w kołpaku, lecz zbytnio nie miał czasu by go wyciągnąć. W sumie, na dobre wyszło.

Pisiciela podszedł do boku samochodu i zaczął się mu przyglądać. W tym czasie Dante stał z opuszczoną głową i rękoma w kieszeniach.

Po kilku minutowej ciszy, Pablo wyprostował się i uśmiechnął, zadowolony z siebie. Pokazał obojgu kamień średniej wielkości, po czym odrzucił go gdzieś pod ścianę.

- No i raczej po problemie.. - mruknął Juan. - To skoro szybciej skończyliśmy, to może jednak Dante pomożesz mi z dokumentami? Chcę spędzić z tobą trochę czasu, zanim opuszczę to miejsce na tydzień.

Czarnowłosy gwałtownie podniósł swój przestraszony wzrok i przeniósł go na Pisicielę. Uchylił usta, by po chwili przełknąć głośno ślinę z nerwów. Nie wiedział co ma zrobić, by nie doszło do tego spotkania.

- No cóż, Janek, może kiedy indziej. Niestety, porywam ci Dante. Jest moim patrol partnerem, a właśnie trwa rabunek banku, więc lecę po kamizelki i lecimy.. - wtrącił się brunet, widząc przerażoną postawę młodszego.

Gregory częściowo skłamał. Nie ustalali wcześniej że będą razem jeździć. Natomiast rzeczywiście, na tablecie, który trzymał w rękach, wyświetliło się zgłoszenie o napadzie.

- Cóż za niefart, co nie Capela? - spytał zgryźliwie Pisiciela, skanując wzrokiem czarnowłosego.

- Na chwilę was zostawię, lecę po kamizelkę i lecimy? - bardziej spytał niż stwierdził Montanha, patrząc na Dante.

- Um.. Ja chyba też potrzebuje kamizelki. - mruknął niebieskooki, próbując wymigać się od przebywania sam na sam w towarzystwie jego oprawcy.

- To Grzesiek ci weźmie, a my chwilę pogadamy i się pożegnamy. Też muszę zaraz lecieć - odparł Pablo.

Brunet zmarszczył brwi na dziwne zachowanie Dante. Stał on dosyć w niepewnej siebie pozycji, a do tego wzrok miał utkwiony w podłodze, a od niego bił strach i niepokój.

Montanha ruszył w głąb komendy, mówiąc młodszemu, że weźmie mu kamizelkę. Gdy dotarł do wyjścia z parkingu, schował się za ścianą, by móc spojrzeć przez okienko, co się tak właściwie dzieje.

Ta cała sytuacja była dla niego strasznie niezrozumiała. Nie wiedział do końca o co chodziło Pisiceli, ani co jest z Capelą. Dlatego też postanowił obserwować Dante, zresztą, tak jak obiecał Erwinowi.

Widział jak Juan się rozgląda, by zobaczyć czy nikogo w okolicy nie ma. Oraz jak Capela trzyma zaciśnięte pięści, oraz nie podnosi nawet głowy do góry.

Po chwili Pisiciela podszedł szybkim krokiem do niebieskookiego i chwycił go za ramię. Widział na twarzy Dante grymas, spowodowany bólem.

Brązowooki nie był przekonany czy dobrze interpretuje sytuacje. Czyżby właśnie rozwiązał zagadkę, jaką zadał mu pastor? Czy może to dziwny zbieg okoliczności?

Pablo nerwowo gestykulował i mówił coś do młodszego. Nawet trochę nim szarpał, a na jego twarzy widniała złość.

Mniejsza postura tylko się kuliła i w ciszy słuchała wywodów drugiego.

Gregory był lekko skołowany. Nie rozumiał dlaczego wcześniej tego nie zauważył. Z jednej strony, nadal nie mógł zbytnio uwierzyć że to Pisicela jest oprawcą Dante, lecz z drugiej czuł, że było to do przewidzenia. Po jego ostatnich wybrykach można się było wszystkiego spodziewać.

Brunet szybkim krokiem skoczył do pokoju obok, gdzie wziął z szafki dwie kamizelki. Wrócił szybciej, niż się tego spodziewał.

Chyba przez to, że obawiał się o czarnowłosego. Nie miał na niego swojego czujnego oka, więc rzeczywiście mogło mu się coś stać.

Ustał na jeszcze chwilę przy oknie, ale widząc że Juan coraz mocniej zacieśnia uścisk na ramieniu młodszego, postanowił wkroczyć do akcji.

Pociągnął za klamkę i ruszył do nich spokojnym krokiem. Gdy tylko wszedł do garażu, Pablo odsunął się od Capeli, uśmiechając się sztucznie.

- No to co? Do zobaczenia.. - mruknął Pisiciela i objął czarnowłosego.

Dante nawet nie oddał uścisku, wciąż patrząc pusto w podłogę. Widać było jak wstrzymuje oddech, przełykając ślinę.

Rozluźnił się dopiero, gdy starszy się odsunął na odpowiednią odległość.

- To my już lecimy, pa.. - mruknął Gregory i złapał zawieszonego niebieskookiego za rękę, ciągnąc go do swojego pojazdu.

Oboje wsiedli do samochodu, wyjeżdżając powoli z parkingu. Zauważyli również sztuczny uśmiech Juan'a, machającego im na do widzenia.

Gdy odjechali kawałek, Gregory spojrzał na młodszego niepewnie.
Widział jego depresyjny humor, oraz zamyślenie.

Zauważył również, że Dante trzyma się za ramię i je rozmasowuje, zapewne z powodu bólu, który był skutkiem mocnego uścisku Pablo.

Głośno westchnął, wiedząc, że będzie musiał porozmawiać dzisiaj z Erwinem i mu opowiedzieć o swoich spostrzeżeniach. A był to dopiero pierwszy dzień w pracy Dante od jego przerwy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top