14
Hejka misie kolorowe!
Rozdział poprawiony przez fs_animri <3
Miłego dnia i weekendu ^^
*few days later*
Kilka dni później, Dante musiał w końcu pojawić się w pracy. Na całe szczęście, prawie wszystkie rany zdążyły się zagoić, nie licząc kilku większych siniaków w mało widocznych miejscach.
Czarnowłosy od razu po wejściu na komendę skierował się do szatni, gdzie zamierzał się przebrać w mundur. Czekała go jeszcze krótka rozmowa z Rightwill'em.
W przebieralni zastał Gregorego, który zakładał kamizelkę i pas. Brunet widząc go, uśmiechnął się lekko, zaprzestając swoich działań.
- Cześć Dantuś! Jak się czujesz? - zapytał brązowooki, z nutą zmartwienia w głosie.
Montanha wiedział, że dzisiaj zaczyna wprowadzać swój plan w życie. W końcu musiał dowiedzieć się prawdy.
- Hej, jest okej.. - mruknął niebieskooki, ściągając swoją bluzę.
- Zastanawiałeś się już może, czy nie zgłosić tego komuś? - spytał niepewnie Gregory, drapiąc się po głowie.
Nie chciał na niego naciskać, ale uważał, że może nakłaniając go, zmieni zdanie i powie mu prawdę. Złudne nadzieje.
- Daj spokój, powiedziałem ci, że nic mi nie jest. To była tylko jednorazowa sytuacja. Nie będę nikomu zawracał tym głowy. Tym bardziej, że sprawców i tak bym nie znalazł - skłamał czarnowłosy, kończąc ubierać na siebie mundur.
Młodszy chwycił jeszcze kaburę i ruszył do wyjścia, cicho żegnając się z Gregorym, na co brunet głośno westchnął, odpowiadając tym samym.
Capela lekko zestresowany zapukał do biura szefa. Chciał już to mieć za sobą. Po usłyszeniu "proszę", wszedł do pokoju i ustał na baczność przed biurkiem.
- Spocznij, siadaj Nunuś.. - mruknął szarowłosy. - Już wyzdrowiałeś?
- Tak, czuje się już lepiej i mogę wrócić do służby - kolejny raz tego dnia, niebieskooki skłamał.
- Co ci tak właściwie było? - spytał Sonny, marszcząc brwi i unosząc swój wzrok na niego.
- Em.. Sam w sumie nie jestem pewny. Chyba jakieś zapalenie oskrzeli czy coś - bąknął niepewnie Dante.
- To dobrze, że już jest lepiej. Tak swoją drogą, rozmawialiśmy z High Commandem o ostatnich wybrykach Pisiceli. Chciałem zapytać, co ty sądzisz na ten temat - rzekł poważnie Rightwill.
- Um.. to znaczy? Ja nie będę się wypowiadać. Nie było mnie na tych akcjach - mruknął niebieskooki, zaciskając mocniej pięści pod stołem.
- Jesteś członkiem High Commandu. Chcę usłyszeć twoją opinię. Na pewno słyszałeś o tym, bo wielokrotnie to ty słuchałeś skarg - wyjaśnił siwowłosy.
- Nie jestem pewny. Uważam, że.. - zaczął Dante, lecz zaprzestał mówić, zastanawiając się nad dalszymi słowami.
Jeśli powie coś złego, to może to wpłynąć na szefa i zdegraduje bądź zawiesi Juan'a i mu się oberwie. Natomiast, jeśli powie dobrze, to Pablo dalej będzie się nad nim znęcał.
Tak źle i tak niedobrze. Jednym słowem, ma przejebane cokolwiek by nie zrobił..
- Nunuś! - usłyszał jak Sonny uniósł głos.
Spojrzał na niego, potrząsając głową, by wybudzić się z zamyślenia.
- Hm?
- Milczałeś od dłuższego czasu. Nie reagowałeś jak coś do ciebie mówiłem. Wszystko w porządku? - spytał Rightwill, z widocznym zmartwieniem.
- Ja.. Um.. tak. Po prostu zamyśliłem się trochę nad odpowiedzią. Nie jestem pewny co do mojego zdania. Może powinien pan zapytać reszty funkcjonariuszy? Oni powinni okazać swoją opinię.. - mruknął Capela wzruszając ramionami.
- Świetny pomysł Nunuś! Na zebraniu zapytamy wszystkich co o tym sądzą. Tak będzie sprawiedliwiej. Już mam dosyć wysłuchiwania tych wszystkich skarg - powiedział siwowłosy, przewracając oczami.
- To ja już może pójdę? Muszę jechać na patrol - odparł czarnowłosy niepewnie.
- Nigdzie nie jedź, zaraz zebranie. Nie opłaca się jechać na 5 minut. Poza tym, będziesz ze mną stał przy mównicy, jako iż jesteś pomysłodawcą - rzekł Sonny, uśmiechając się lekko.
- Lepiej nie, może niech szef powie, że go pana pomysł. Ja tylko lekko go nakierowałem - powiedział spanikowany Dante.
Jeżeli szef powie reszcie, że to on to wymyślił, to również Juan się o tym dowie. A tłumaczenia, że szef go wypytywał, nic tu nie dadzą.
- Oj Nunuś, nie bądź taki skromny. Na pewno wszyscy będą szczęśliwi, że pomyślałeś o ich opinii - odparł siwowłosy.
- Ale...
- Żadnego ale. No już leć zapiąć zapinki na kołnierzu. Raz, dwa! Jak spotkasz Alexa, to powiedz, żeby do mnie wpadł - mruknął Rightwill, wracając do papierów.
Capela tylko kilka razy otworzył i zamknął buzię, chcąc coś powiedzieć, lecz zdał sobie sprawę, że to nie ma sensu. Westchnął więc głośno i wyszedł z biura, kierując się ponownie do szatni.
- A ty co taki smutny? Opierdol dostałeś? - zapytał Montanha, który wciąż znajdował się w przebieralni.
- Nie, nie ważne. Ile ty się przebierasz, nie było mnie z dwadzieścia minut, a ty wciąż tu siedzisz - burknął niebieskooki.
Brunet tylko przewrócił oczami i poklepał czarnowłosego po ramieniu.
- Szczęśliwi czasu nie liczą Dantuś. Lepiej się szykuj, bo zaraz zebranie - stwierdził brązowooki.
- Ta, wiem niestety..
Capela zaczął zapinać na swoim kołnierzu przypinki. Nie za bardzo uśmiechało mu się to spotkanie.
Wiedział, że jeśli tylko Sonny powie o jego pomyśle, to będzie miał przejebane.
A dopiero co zdążył się wykurować..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top