11
Hejka misie kolorowe!
Rozdział jak zwykle poprawiony przez fs_animri GIGACHAD
Miłego dnia i weekendu <3
Gregory przez całą drogę do mieszkania czarnowłosego zastanawiał się nad rozmową ze złotookim. Obawiał się tego co tam zastanie, i że jego słowa się potwierdzą.
Po drodze porozmawiał również z szefem, by dowiedzieć się o urlopie Dante. Już sam fakt, że rzeczywiście go wziął, wskazywał na prawdomówność Erwina.
Gdy brunet zaparkował pod mieszkaniem niebieskookiego, z głośnym westchnieniem wysiadł z pojazdu i go zamknął.
Wolnym, lecz stanowczym krokiem, ruszył do odpowiednich drzwi, by w nie zapukać. Słyszał za drewnianą powierzchnia szmery, a po chwili ustąpienie zamka.
Dante uchylił drzwi, spoglądając niepewnie na swojego nieproszonego gościa. Gdy zorientował się kto przed nim stoi, jego źrenice się powiększyły, a oddech przyspieszył.
Jego ręka samoistnie chciała zatrzasnąć brązowookiemu drzwi przed nosem, lecz Gregory w odpowiedniej chwili przytrzymał je nogą.
Montanha syknął cicho na ból tym spowodowany, lecz starając się nie zwracać na to uwagi, wtargnął do środka, wpychając do niego Capelę.
Zamknął za sobą drzwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, unosząc brwi ku górze. Spojrzał w jego niepewne i wystraszone tęczówki.
- "Jestem chory", tak? - mruknął sarkastycznie Gregory.
- To-o nie ta-ak.. - wyjąkał niebieskooki, będąc zmieszanym i nieco przestraszonym.
Brunet westchnął i zdjął z siebie bluzę oraz buty. Pociągnął czarnowłosego za rękę do salonu, lecz po chwili ją puścił, słysząc jęk bólu, który wydobył się z ust młodszego.
- Przepraszam, nie chciałem. Musimy chyba porozmawiać, usiądźmy - odparł brązowooki.
Dante niepewnie usiadł na meblu obok swojego przyjaciela. Przynajmniej tak uważał. Teraz, już niczego i nikogo nie był pewien. Spuścił wzrok i nerwowo bawił się palcami, próbując wymyślić dobrą wymówkę.
- Ja.. wszystko ci wyjaśnię, ale nie mów nic Sonny'emu, proszę - rzekł błagalnie Capela.
- Zastanowię się nad tym, a na razie słucham. Jak to się stało, że masz siniaka na siniaku, dosłownie wszędzie? Hmm? - spytał Gregory.
- Pobili mnie - powiedział szybko czarnowłosy. O wiele za szybko, w mniemaniu Montanhy.
- "Pobili"? Liczba mnoga tak? - zapytał starszy, na co Dante przytaknął. - W takim razie opowiedz mi kto?
- Nie wiem, byli zamaskowani - skłamał niebieskooki, spuszczając spojrzenie na szklany stolik.
- Okej, a dlaczego to zrobili? - dopytywał brunet.
Grzesiu coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że siwy mówił prawdę. Rozpoznawał gdy ktoś kłamie. A Capela bardzo nieumiejętnie to robił.
- Nie wiem. Chyba bez powodu? Szedłem po prostu ulicą i.. w uliczce mnie zaczepili. Pytali czy mam jakiś problem, a gdy zobaczyli, że mam odznakę, to po prostu zaczęli mnie bić - czarnowłosy opowiedział wymyśloną na poczekaniu historię.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Czemu tego nikomu nie powiedziałeś? Przecież powinieneś to zgłosić, a Sonny'emu tym bardziej - stwierdził Montanha.
- Nie! Nie rozumiesz. Wszyscy będą się śmiać ze mnie, że jestem policjantem na tak wysokim stanowisku, a nie umiem się obronić.. - mruknął nieśmiało Capela.
- Dante.. Nikt nie śmiałby się z ciebie. Każdy czasem wpada w kłopoty, czasem większe, czasem mniejsze. Nie masz powodu do wstydu, tym bardziej, jeśli było ich więcej - odparł brunet.
Specjalnie powiedział ostatnie zdanie, by zobaczyć reakcje młodszego. Na policzki czarnowłosego wpłynął rumieniec, a on sam stał się jeszcze bardziej przygnębiony.
- Tak, pewnie masz rację. Ale czy mógłbyś o tym nikomu nie mówić i tak? Proszę.. - spytał Dante z błagalnym spojrzeniem.
Gregory głośno westchnął, ale kiwnął głową w zgodzie. Przysunął się do przyjaciela i objął go pewnie, lecz delikatnie, by nie zrobić mu żadnej krzywdy.
Młodszy oddał uścisk, będąc trochę zdziwionym bliskością bruneta. Nigdy nie okazywał mu tak przyjacielskiego gestu wsparcia.
- Dante, wiesz, że jesteś moim przyjacielem. Zawsze możesz na mnie liczyć - powiedział brązowooki, odsuwając się trochę od mężczyzny, by spojrzeć na niego.
Capela wzruszył się na jego słowa, a oczy mu się zaszkliły. Przełknął głośno ślinę i mocno objął bruneta.
- Dziękuję.. - mruknął niewyraźnie do niego.
Po kilku minutach odkleili się od siebie. Grzesiu postanowił zostać jeszcze trochę u niego w mieszkaniu, by dotrzymać mu towarzystwa i wspólnie obejrzeć film.
Brązowooki myślał większość czasu nad wszystkim. Teraz był zdeterminowany by znaleźć osobę, która odpowiada za krzywdy jego przyjaciela.
Widząc go w tak złym stanie psychicznym i fizycznym, zrozumiał już, że Erwin mówił prawdę. Już teraz nie miał żadnych wątpliwości. Postanowił mu pomóc.
Mimo że czarnowłosy tego nie powiedział, to spędzenie z nim czasu naprawdę go pocieszyło. Sprawiło, że zaczął wierzyć, iż może być lepiej. Poza Montanhą, tylko jeszcze jedna osoba potrafiła to sprawić..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top