30. Pułapka
Hitomi zakołysała się nerwowo na piętach, czekając, aż wychowawca odpowie na jej prośbę. Minął tydzień od otrzymania tymczasowej licencji bohatera, praktyki u zawodowych bohaterów, nauka — to wszystko się na siebie nałożyło, przez co nastolatka nie miała okazji porozmawiania z matką. W zeszłym tygodniu wysłała jej tylko wiadomość o zdaniu egzaminu. Później brak czasu na cokolwiek innego uniemożliwił jej dłuższą rozmowę z matką. W tę sobotę chciały spędzić rodzinnie czas, więc pani Tohsaka poprosiła córk—ę o zjawienie się na obiedzie. Obiecała ulubioną potrawę Hitomi. Dlatego teraz stała nad biurkiem Aizawy, czekając aż ten w końcu wyrazi na to zgodę.
Chwila zmieniła się w nieskończoność, a dziewczyna zaczynała żałować, że w ogóle rozważała tę opcję. Powinna zaszyć się w swoim pokoju albo na sali treningowej i doskonalić swoje umiejętności. Zdała egzamin i otrzymała tymczasową licencję, ale nie powinna przecież spocząć na laurach!
— Ostatnio nie jest... — zmielił ostatnie słowo zdania w ustach, powstrzymując się przed podzieleniem się ze swoją uczennicą własnymi obawami. Owszem, Liga na razie nie wyściubiała nosa ze swojej kryjówki, ale czy to znaczyło, że odpuścili? A w życiu. Aizawa nie chciał wypuszczać swoich uczniów poza teren szkoły, jak prosię wystawione na rzeź. Nie żeby w nich wątpił. — O której przewidujesz powrót?
— Planowałam zostać na noc, wrócić w niedzielę po śniadaniu — odpowiedziała szczerze. Uśmiechnęła się lekko na myśl, że dziś zasnęłaby w swoim dawnym pokoju.
— Niech będzie.
Te dwa słowa sprawiły, że serce Hitomi fiknęło koziołka. Podziękowała nauczycielowi i wybiegła z pokoju nauczycielskiego, omal nie wpadając w przejściu na Midnight. Kobieta ustąpiła dziewczynie, przepuszczając ją. Normalnie skomentowałaby ten wspaniały entuzjazm, chwaląc młodzieńczą radość. Coś w jej twarzy jednak zdradzało Aizawie, że bohaterka ma naprawdę paskudny humor. Odpuściła sobie typową zaczepkę, zajmując w ciszy swoje miejsce przy biurku. To podziałało na Shoutę jak lampa ostrzegawcza. To było zupełnie do niej niepodobne.
W dłoniach dostrzegł plik kartek i nieśmiało przyznał przed samym sobą, że zainteresowała go ich treść. Midnight podłapała jego wyczekujące spojrzenie. Odsunęła się na krześle od biurka, spoglądając na Aizawę, krzyżując ręce na pokaźnych piersiach.
— Coś cię gryzie. — To nie było pytanie, a celne stwierdzenie, na co Midnight westchnęła zmęczona. — Co się dzieje?
— Doszła moich uszu interesująca plotka. — W normalnych okolicznościach Aizawa zignorowałby ten fakt. Nie interesował się plotkarstwem, szczerze unikał tego, ale to, czego dowiedziała się kobieta odcisnęło na niej pewne piętno. —Wśród uczniów biorących udział w egzaminie na licencję tymczasową... była osoba niezgłoszona — wyjaśniła w końcu, zaskakując tym wychowawcę klasy 1-A.
— Niezgłoszona?
Midnight skinęła głową, po czym sięgnęła po plik wcześniej przyniesionych kartek. Ostrożnie podała je swojemu koledze z pracy, a ten przyjął je ochoczo. Przesunął spojrzeniem po zdjęciu tego ,,ucznia'', a potem po podstawowych informacjach. Nic, co wzbudzałoby niepokój.
— Wszystko się zgadza — skwitował krótko.
— Nie do końca... — jęknęła kobieta, znów rozsiadając się w swoim krześle. — Na pewno czytałeś ostatnio w gazecie o tak zwanych ,,Złodziejach Oczu''? — Jak się to do tego wszystko imało? — Przeczytaj jej imię. Jeszcze jeden raz.
— ,,Shin Yamada'' — przeczytał głośno. — To samo nazwisko, co Present Mic. — Nadal nie rozumiał. — Dość popularne nazwisko. — Wzruszył ramionami, czym tylko bardziej zirytował bohaterkę.
Ta zerwała się ze swojego miejsca, niemal drżą ze wściekłości. Wiedziała o czymś jeszcze i to sprawiało, że traciła nad sobą panowanie, co w jej przypadku naprawdę rzadko się zdarzało. Kobieta wyciągnęł z biurka nieco podniszczoną przez czas żółtą teczkę. W tych teczkach dawniej trzymano akta sprawy. Zapewne ta dotyczyła którejś z misji Midnight kilka lat temu. Kobieta podała ją Aizawie, a gdy zajrzał do środka, od razu wszystko zrozumiał.
— ,,Ciało Shin Yamady...'' — przeczytał fragment raportu. Porównał zdjęcie zgłoszeniowe ze zdjęciem jednej z ofiar dawnej serii morderstw. — Dar oparty na oczach... To ta sama osoba.
— Całkiem żywa jak na trupa, prawda? —prychnęła. — Aizawa. Coś się dzieje i obawiam się, że wkrótce może wydarzyć się jakaś tragedia. Zamierzam iść z tym do dyrektora. Zabrońmy uczniom opuszczać szkołę, przynajmniej tym, których dar opiera się na zmyśle wzroku. Hm... w twojej klasie jest chyba córka Nightwinga, Hitomi Tohsaka, potrafi ukraść dar przez oczy, czy tak?
Aizawa wstał gwałtownie z krzesła. Ile czasu temu wyszła? Zamierzała się spakować i opuścić bezpieczne mury szkoły. Czy zdążyła już wyjechać? Natychmiast sięgnął po telefon, by skontaktować się z matką Hitomi, nakazując jej, by ta natychmiast odesłała córkę z powrotem do U.A.. Sam również zdecydował się ruszyć za uczennicą. Do tej pory nie zwracał na to większej uwagi, ale doszły jego uszu nowinki z egzaminu, gdzie ponoć Tohsaka trafiła na godną przeciwniczkę, bo mocno ją zraniła, tak jak Todoroki podpadł dwóm uczniom z innych szkół. Czy jego uczniowie naprawdę za każdym razem musieli pakować się w aż takie tarapaty?
Zaskoczyło go to, że pani Tohsaka nie odebrała żadnego z trzech połączeń. W pierwszej kolejności mężczyzna zajrzał do akademika, aby upewnić się, że uczennica wyjechała już. W dormitorium przebywali niemal wszyscy. Nigdzie nie widział Bakugou, Minety, Sero, Yaoyorozu i Tsuyu. Pozostali spoglądali na wychowawcę z wyraźnym zaskoczeniem.
— Sensei? Stało się coś? — zapytała Mina, opierając się plecami o nogi Uraraki, która siedziała na kanapie.
— Czy Tohsaka jest tutaj? — zapytał, starając się zapanować nad spokojnym tonem głosu. Tylko tego brakowało, aby wzbudził wśród pozostałych panikę. Na razie nic się nie wydarzyło.
— Hitomi wyjechała na weekend do mamy — powiedziała Uraraka. — Wydaje mi się, że wyszła ponad godzinę temu.
Godzinę? Tyle zajęła mu rozmowa z Midnight? Pani Tohsaka nie odebrała kolejnego połączenia. Niektórzy dostrzegli niepokój wymalowany na twarzy nauczyciela, w tym również Todoroki.
— Czy ktoś z was ma możliwość skontaktowania się z Tohsaką? — Kilka osób podniosło rękę do góry. — Przekażcie jej, że ma natychmiast wrócić do szkoły.
Jako pierwsza zadzwoniła Mina, ale po chwili lekko uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy odsunęła telefon od ucha. Spróbowała raz jeszcze, z tym samym skutkiem. Podniosła zagubione spojrzenie na nauczyciela, oczekując, aż ten wyjaśni im, o co całe to zamieszanie.
— Abonament jest... poza zasięgiem — mruknęła cicho.
Aizawa zaklął pod nosem i wybiegł z dormitorium, alarmując tym samym uczniów. I tyle jeśli chodziło o spokój. Nikt nie ruszył za nauczycielem, nie potrafiąc odnaleźć się w tej nowej, nietypowej sytuacji. Zrozumieli tylko, że chodzi o Tohsakę, więc każdy, kto miał przy sobie telefon zaczął wypisywać do niej wiadomości tekstowe, na zmianę próbowali się do niej dodzwonić.
* * *
Telefon ponownie zabrzęczał w kieszeni jej spodni. Ciągle przychodziły jej powiadomienia, ktoś dzwonił. Czy stało się coś w szkole? Cokolwiek to było, musiało poczekać. Hitomi stała sparaliżowana w miejscu, gdzie jeszcze niedawno znajdował się ulubiony fotel jej matki. Teraz mebel znajdował się po drugiej stronie pomieszczenia. Nie tylko on nie był na swoim miejscu. Książki z regału, ramki ze zdjęciami, porcelanowe figurki po babce — wszystko to leżało niedbale rozrzucone po całym salonie. Szkło pękało pod ciężkimi butami niezapowiedzianych gości jej mamy.
— Dobra dziewczynka —przemówił Noriaki, rozbawiony z tryumfem strzelającym z oczu, gdy przykładał zwyczajny sztylet do gardła pani Tohsaki. —Co powiesz na małą zabawę?
Hitomi nie odpowiedziała. Przyjechała do domu zgodnie z umową z mamą, nie spodziewała się, że zastanie otwarte na oścież drzwi oraz zrujnowane wnętrze. W tym wszystkim tkwiła jej matka, jako zakładniczka ludzi, którzy obrali za cel właśnie ją. Nie jej matkę. Ona była tylko ofiarą.
Zwykłym środkiem dotarcie do Hitomi.
I zrobili to naprawdę celnie.
Bo poza marzeniami o bohaterstwie, Hitomi dbała tylko o matkę. Dlatego teraz musiała zacząć grę w sztuce Noriaki'ego oraz tego małego chłopca siedzącego jak u siebie na kanapie.
— Hi...to...mi — jęknęła żałośnie matka.
— Wyciągnij telefon z kieszeni. No już! — Dziewczyna posłuchała go niechętnie, nie mając innego wyjścia. — Rzuć go na ziemię. — Zrobiła to. — I zniszcz.
Na wyświetlaczu dostrzegła imię dzwoniącego i bardzo zapragnęła, aby ta osoba znalazła się tuż przy niej. Sama nie mogła nic zrobić, gdy jej matka miała przy gardle nóż, sztylet... po prostu coś ostrego, co mogło odebrać życie kobiecie.
Todoroki.
— A teraz wysłuchaj mojej propozycji... i radzę dobierać naprawdę ostrożnie słowa, słodziutka Hitomi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top