~9~
Pov. Victor
To chyba najtrudniejszy czas w moim życiu. Musiałem zdradzić przyjaciół i to w taki sposób. Wiem, że ich skrzywdziłrm ich i nigdy mi tego nie wybaczą ale... Musiałem. Bailong ma racje. Oni są na innym poziomie niż ja i teraz to widzę. Dlaczego byłem tak ślepy. Jednak... Nie żałuję decyzji. W ten sposób oni nigdy nie dowiedzą się o mojej chorobie i nie będe musiał się tłumaczyć. Szkoda mig tylko Ariona. Ricardo zawsze miał do mnie dystans. Może nie zawsze ale miał świadomość kim byłem i co robiłem. Teraz już nigdy sie do mnie nie odezwą. A nawet znienawidzą. Nie wiem jak będę z tym żył dla zrobie to dla ich dobra. Nie muszą się już o mnie martwić.
Zszedłem z boiska i opuściłem stadion. Przy drzwiach wejściowych stał już mój stary przyjaciel Beilong. Powitał mnie dość owacyjnie i zaproponował, że wpadnie do mnie. Jest starszy o rok czego praktycznie po nim nie widać. Od czasu do czadu zdarza mu sie pić ale to dobry chłopak. Sporą część mojego życia z nim spędziłem i wiem jaki jest. Opiekował się mną i trenował razem ze mną. Był jak starszy brat. Nie był może tak wspaniały jak Vlad ale zastępował go jak mógł kiedy to ja nie mogłem być z nim i dbać. Zawsze był przy mnie. A ja go tak potraktowałem... Jak śmiecia. Nie wiem dlaczego wrócił i czy przypadkiem nie chce sie na mnie odegrać ale... Tęskniłem za nim. Na prawdę.
- Dobrze zrobiłeś Blade.- zaczął i położył mi rękę na ramieniu.- Ten Raimon to dno. Nie pasujesz tam. Tak dawno cie nie widziałem.- mówiąc to poczochrał mnie po włosach. Uwielbiał to robić. Mnie osobiście to wkurza, ale niech mu będzie.
- Może.- nie czułem tego samego. Nie przyznam mu w tym racji. Raimon to dalej jest mój drugi dom. Wiem, że będę musiał to zmienić ale na razie chce wierzyć, że tak jest. Nie chce zostać sam.
- Nie może a na pewno. Idziesz do domu? Może pójdę z tobą co? Pogadamy sobie. Co ty na to?- nigdy nie umiałem mu odmówić więc cóż, zgodziłem się.
- Dobra, ale ostrzegam, nie było mnie długo w domu i jest...
- Spoko luz. Wiesz, że ja sie tym nie przejmuje. A teraz chodź Victor.
*****
Pov. 3 os
Victor przekręcił kluczyk w drzwiach i wpuścił do mieszkania Beilong'a. Ten był wręcz w szampańskim nastroju. Nikt nie miał pojęcia dlaczego. Rozsiadł się jak król na krześle w kuchni i czekał aż Victor go obsłuży. Chłopak nie miał nic przeciwko. Zrobił mu herbatę i wyciągnął ze spiżarni paczkę ciasteczek i położył przed przyjacielem. Ten od razu zabrał się za jedzenie. Victor tym czasem wziął sobie wodę i usiadł przed kolegą.
- Gdzie byłeś przez cały ten czas?- spytał po chwili milczenia.- Pewnie chciałeś się na mnie wyżyć za te lata, prawda. Za to, że cie tak potraktowałem i...
- Victor, opanuj sie. Wcale nie chce sie na tobie odgrywać. Faktycznie nie było najlepiej między nami ale hej, dalej uważam cię za przyjaciela.- odparł dość radośnie Bailong z uśmiechem.- Oglądałem wasze mecze. Wielu z nas, ziaren, uważa, że tylko sie marnowałeś w Raimonie. Masz taki potencjał. Dalej pamiętam nasze wspólne treningi. Zawsze mi imponowałeś. I teraz jestem tak samo silny jak ty a nawet bardziej. Przeszedłem ciężkie szkolenie i sie udało. Teraz mógłbym i ciebie nauczyć. Ale najpierw... Musisz zmienić drużynę. Do mojej cie nie dołączę, bo mam komplet a tobie brakuje sporo do mojego poziomu ale może... Co powiesz na Resistence Japan? To chyba najsilniejsza drużyna jaką znam i w jakiej byś sie dobrze czuł. Zazwyczaj ja ją trenuje i jestem kapitanem ale oddam ci tą pozycje. O ile sie inni zgodzą. Ale to musze coś załatwić. Co ty na to? To twoja szansa Victor. Możesz być silny, nie musisz sie hamować. Będziesz wśród swoich, ziaren. I bliżej świętego. Lepiej, być nie może.
Victor pokiwał głową. Ta nowa sytuacja powoli do niego trafiała. Musiał więc się z nią oswoić. Przyznał rację Bailongowi i przystał na propozycje. Jednak ciągle była w jego głowie myśl o chorobie. Jeśli się przyłączy będzie musiał dużo trenować. A tym samym zrobi sobie krzywde. Ale nie może pokazać przy nim swojej słabości. Bał się, że Beilong uzna go za słabego i zostawi jak wielu dawnych znajomych. Teraz kiedy odszedł z drużyny a nie długo i ze szkoły nie chce zostać sam. To jedyna osoba teraz, która z nim jest i nie chciał tego zniszczyć. Był gotów podpisać pakt z diabłem by został chociaż on z nim.
- Ciesze sie, że wróciłeś. Poważnie. Musze cie przedstawić kilku osobom. To na prawdę legendy i moi przyjaciele. Znam również ich sekrety. A wiem, kto musi cie zobaczyć. Teraz jak jesteś po naszej stronie, będziesz musiał ich poznać. Warto, serio.- rzucił białowłosy i wypił na raz całą herbatę.- Jutro po ciebie przyjde i wypiszemy cie z tej budy. A potem dodam cie do zespołu Resistence Japan. A teraz wybacz, musze sie zbierać.- wstał od stołu i z uśmiechem dodał.- Victor, jestem z ciebie dumny. Przejrzałeś na oczy.- i wyszedł.
Blade coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to co robi jest dobre. Posprzątał w kuchni i już miał iść do siebie, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopak przystanął i zastanawiał się kto to może być. Bailong nie, bo ma klucze do jego domu. Dawno temu mu je dał i jakoś tak zostało. Jest już dość późno więc... Poszedł jednak otworzyć drzwi by upewnić się, że to nie jest nic ważnego. Ledwo otworzył a na niego rzuciła się jakaś nieznana mu postać. Mocno sie do niego przytuliła i na dodatek szlochała. Chłopak zesztywniał. Nie przyszło mu do głowy kto to może być. Nie wiedział co ma zrobić ale zaraz...
- Victor nie rób tego!- ten głos ciemnowłosy już znał i ten zapach. Ból ścisnął go w klatce piersiowej a do oczu mimowolnie napłynęły łzy. Głos Ariona był doszczętnie załamang i pełen bólu i pretensji. Dopiero teraz poczuł wyrzuty sumienia. Skrzywdził przyjaciela i to w okrutny sposób, ale Arion nie może poznać prawdy. Nie teraz. Ostrożnie przytulił chłopaka i westchnął.
- Arion, po co przyszedłeś.- chłopak odkleił sie od Victora i spojrzał mu prosto w oczy.
- Victor prosze cie... Czemu to zrobiłeś... Jesteśmy przyjaciółmi. Nie odchodzisz z drużyny, prawda? To był głupi żart, tak...- mówiąc to znów wtulił się w przyjaciela.- Przecież byłeś z nami szczęśliwy. Co się takiego zmieniło. Powirdz mi.
- Arion, przykro mi ale to moja decyzja i nie możesz nic zrobić.
- Nie mów tak! Dobrze wiesz, że wszyscy cie lubią. Czemu to zrobiłeś... Czemu nas ranisz..
- Nikogo nie ranie. Dokonałem już wyboru i jest on słuszny. Jeszcze dzisiaj wypisuje sie ze szkoły. Przykro mi Arion ale to koniec naszej przygody. Musisz sie z tym pogodzić.
- Nie, nie poddam sie. Victor, dlaczego to robisz. Kto cie do tego...
- Arion odpiepsz sie ode mnie!- wrzasnął wkurzony na maska już Blade. Odepchnął od siebie chłopaka i odsunął się.- Nie chce cie już widzieć. Nigdy. Wynoś się stąd.
- Victor...
- Już! Wynoś się Arion. Mam cie dość. Jrsteś załosny. Nie wiesz przez co przechodze. Nigdy sie nie dowiesz jak to jest być mną. Nikt nie wie. A teraz wyjdź.- nagle rozległ się huk i biedny Sherwind wylądował nieprzytomny na podłodze. Najwyraźniej serce nie wytrzymało takich emocji i po prostu odmówiło na ułamek sekundy posłuszeństwa. Zaraz jednak wróciło ale chłopak był nieprzytomny. Victor westchnął i podszedł do Ariona. Sprawdził czy wszystko z nim okej i zebrał go z ziemi. Zaniósł go do pokoju i ułożył na swoim łóżku. Nie mógł go tak zostawić wieć postanowił, że z rana go się pozbędzie. Spojrzał na jego twarz. Wyglądał teraz tak niewinnie i uroczo. Coś dziwnego sie właśnie stało. Serce Victora zaczęło momentalnie bić szybciej gdy patrzył na Ariona. Zupełnie tego nie rozumiał. Dlaczego tak sie działo? Czyżby się w nim... Nie, na pewno nie. Arion to jego przyjaciel. A teraz nawet i wróg. Przecież przejdzie zaraz do innego składu i będą wrogami co oznacza, że już nigdy więcej nie mogą sie przyjaźnić. Z bólem serca westchnął. Położył dłoń na sercu kapitana i wyszeptał.
- Przepraszam Arion. Za wszystko. Nie wybaczysz mi tego ale wiedz, że robie to dla Ciebie. Kiedyś się dowiesz dlaczego. Ale nie teraz. Odpocznij.- mówiąc to ułożył się obok niego i zasnął.
******
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top