~6~

Przerażony zaczął gorączkowo szukać na korytarzu jakiegoś lekarza, który mógłby mu wyjaśnić co sie właściwie dzieje z jego przyjacielem. Jak na złość nikt sie nie znalazł. Arion stawał się coraz bardziej niespokojny. Gdzie jest Victor?! Czyżby operacja sie nie udała i on... Nie, nie mógł dopuszcić do siebie takiego myślenia. Po prostu nie. Przemierzył raz jeszcze korytarz ale i tym razem bezskutecznie.

- To niemożliwe... Może Vlad będzie wiedział co z nim. - jednak szybko zmienił plany, bo z naprzeciwka szła grupka lekarzy a po środku było łóżko na którym z pewnością ktoś był. Arion od razu pomyślał, że to Victor ale teraz jak mógł sie z nim zobaczyć to jakoś tego wcale nie chciał. Może dlatego, że bał się co lekarze mu powiedzą. Mimo wszystko podszedł do nich i cały roztrzęsiony spytał.- Czy on...- ci jednak mu nie odpowiedzieli i poszli dalej. Czyli, że to prawda... Victor...

- Hej, Arion!- rozległ się czyjś głos za chłopakiem. Miał już łzy w oczach i prawde mówiąc chciał teraz zostać sam. Odwrócił się jednak a tam ujrzał Vlada na wózku. Chłopak wyglądał na szczęśliwego. Czy on na prawde nie wiedział co sie stało z jego bratem?- Tu jesteś. Wszędzie cie szukałem. Mam więści co z Victorem i...

- On nie... Nie żyje...- wymamrotał Arion i jak dziecko rozpłakał sie. Zaraz jednak przytulił Vlada i zastygł. Ciemnowłosy pogładził Sherwinda po włosach i powiedział spokojnym tonem.

- Victor żyje. Kto ci powiedział, że nie?- spytał i spojrzał w zapłakane oczy Ariona.

- No bo lekarze... Szli z jakimś łóżkiem... I mi nie odpowiedzieli... To myślałem, że on..

- Nic z tych rzeczy. Po operacji przenieśli go do mnie. Na chwile oczywiscie. Zaraz pewnie go przeniosą na jego sale. Jest nieprzytomny ale wszystko z nim w porzadku. Operacja sie powiodła. No już, nie płacz.- do chłopaka dotarła ta informacja z opóźnieniem. Ciągle w głowie myślał, że jego przyjaciel faktycznie nie żyje a tu takie coś... Uspokoił sie i odkleił od Vlada.

- To... Gdzie on jest...- wycedził dalej będąc w szoku.

- Chodź,  zaprowadzę cie.

Nie minęło pare minut a Arion stał właśnie na środku sali gdzie leżał Victor. Emocje przygwoździły go do ziemi i nie pozwalały się ruszyć. Widział tylko jak klatka chłopaka porusza sie rytmicznie raz w górę raz w dół. Od razu poczuł ulgę w sercu. Zebrał się w sobie i podszedł do Victora a zaraz za nim był Vlad. Usiadł na krawędzi łóżka i przyglądał się ciemnowłosemu. Kamień spadł mu z serca, że chłopak przeżył.

- Za niedługo powinien sie obudzić. Nie musisz sie bać. Lekarze powiedzieli, że wszystko będzie w porządku. Ja musze wracać do siebie ale ty z nim zostań. Informuj mnie jakby sie coś działo. Na razie.- mówiąc to opuścił sale. Arion został z Victorem i prawdę mówiąc zaraz padł ze zmęczenia. Nie spał prawie całą noc a przynajmniej często sie budził. Teraz, gdy wszystkie emocje opadły po prostu zasnął obok Victora. Miał tylko nadzieje, że jak sie obudzi, Victor będzienjuż przytomny.


******

Jakiś czas później Arion obudził się. Głowa bolała go na potęge i zupełnie niczego nie pamiętał co działo się przed tym jak poszedł spać. Dźwignął się na rękach i spojrzał na osobę leżącą obok. Victor w dalszym ciągu spał. Musiał być wykończony tymi wszystkimi wydarzeniami a do tego działają jeszcze leki. Nic więc dziwnego, że dalej spał. Arion odetchnął z ulgą. Teraz miał pewność, że chłopakowi nic już nie grozi. Postanowił wstać i nieco sie ogarnąć jednak zatrzymała go czyjaś ręka, która złapała go za koszulkę. Arion odwrócił się i prawie oszalał ze szczęścia. Victor otworzył jedno oko i delikatnie uśmiechnął się do przyjaciela.


- Cześć młody...- rzucił słabym głosem.- Co tam?


- Po pierwsze jesteś ode mnie starszy tylko o 3 miesiące a po drugie... Jezu, jak dobrze, że żyjesz tak się bałem...- już miał go przytulić ale w ostatnim momencie wyhamował się. No jakby to wyglądało. Nie za dobrze. Dlatego ledwo opanował emocje i uroczo się uśmiechnął. Victor jednak wiedział jakie były prawdziwe intencje kapitana i westchnął.


- Jak już bardzo chcesz i musisz to...- nie skończył. Arion ze łzami szczęścia objął Bladea i wtulił się w jego jeszcze słabe ciało. Cały był rozpalony a do tego taki przyjemny.- Ale ostrożnie. Nie tak mocno, bo mi szfy polecą - skarciłgo Victor i uścisk Ariona zelżał. Jednak nie chciał, żeby brązowowłosy poczuł się nie swojo i on go przytulił


- I jak się czujesz? Co lekarze powiedzieli?


- Że dzięki tobie żyję. Szybka reakcja i to, że byłeś przy mnie. Opowiadali mi jak bardzo sie bałeś i ile nerwów sobie poszarpałeś w obawie o moje życie. Ale byłeś dzielny. Dobrze, że poszedłeś do Vlada. On jeden potrafi każdego opanowąć. Cudowny człowiek. A teraz jak sie czujesz?


- Ze mną wszystko dobrze... Victor, a kiedy cie wypiszą.. - bał się zadawać takiego pytania. Co jeśli by odpowiedział, że ma zostać tu na zawsze? Już nigdy w życiu nie zagra z nim w piłkę. To chyba byłoby najgorsze. Uwielbiał z nim grać, mimo, że Victor na prawdę mocno i agresywnie gra to uwielbiał jego styl.


- Jak dobrze pójdzie to za dwa dni.- odparł Blade.- Wszystko sie ładnie goi. Przy okazji wyleczyli mnie z przeziębienia. Także wszystko wraca do normy.- szkoda tylko, że minął sie z prawdą...


- Na prawdę?!- Arion o mało co nie zwariował ze szczęścia.- To cudownie. Powiem o tym innym. Victor... Ja powienienem wrócić do domu i wyjaśnić wszystko Sylwii. Martwi sie o mnie i opuściłem szkołe... Przepraszam. Chciałbym zostać i pobyć z tobą ale...


- Arion, spokojnie. Wróć do domu i odpocznij. Nie wyglądasz dobrze. Po szkole możesz przecież mnie odwiedzić. Ja sie stąd nie ruszę.


- Skoro tak... To do jutra Victor.- i ponownie utulił przyjaciela.- Już nie moge sie doczekać by razem zagrać w piłkę!- mówiąc to opuścił salę.


*******


Victor siedział w swoim pokoju szpitalnym i przeglądał magazyny sportowe, gdy nagle w drzwiach zjawił się niespodziewany gość. Był nim jego doktor, z którym sie widział ostatnio. Dał mu złe rokowania tamtego dnia i kazał czekać. Teraz jednak, osobiście zjawił się przed pacjentem. Będąc w zwykłym stroju wszedł do sali i zajął miejsce na krześle niedaleko Victora. Ten mierzył go wzrokiem ale nic nie mówił. Był ciekaw. Czemu zawdzięcza mu taką wizytę. Przez dłuższy czas mierzyli się wzrokiem, aż zaczął lekarz.

- Powiedziałeś już im? Wiedzą z czym przychodzi ci walczyć?- jego głos był wyjątkowo spokojny. Chłopak pokręcił przecząco głową.

- Nie powiedziałem. Czekam na właściwy moment.- przyznał przez zęby.

- Im wcześniej tym lepiej. Nie wiem jak długo utrzymasz sie w dobrej kondycji. Na razie nie ma tragedii ale im dłużej nie wiemy co robić tym gorsze rokowania.

- To znaleźliście coś?

- Jeszcze nie. Przeprowadzamy testy i jak na razie brak efektów. Pamiętaj jednak, nie możesz sie przemęczać. To prowokuje te chorobę do dalszego posuwania sie. A tego nie chcemy. Dbaj o siebie bardziej. To co teraz miałeś nie wpłynęło na twoje zdrowie. Nawet poprawiło jego stan. Ale nie na tyle. Victor, musisz sie liczyć z konsekwencją swoich działań. Im więcej ruchu i wysiłku fizycznego tym gorzej. Przykro mi.

- Mi tak samo.- przyznał chłopak. W pamięci miał uśmiech Ariona i to jak mówi, że chce zagrać z nim w piłkę. Jakby teraz miał mu powiedzieć, że go koniec tego wszystkiego... Wolał nie myśleć.

- A teraz muszę już iść. Jeśli będę coś wiedział, odezwę się.- mówiąc to mężczyzna opuścił pokój zostawiając Victora samego i nieco zagubionego.

- I co teraz? Mam sie przyznać?  Przecież to zniszczy im marzenia... Nie moge na to pozwolić. Biore na siebie całą odpowiedzialność ale obiecałem, że z nimi zagram mecz i zagram. Chodćby i moje ciało miało się rozpaść na tysiące części. Robie to dla nich...

*****

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top