~23~
- Co może być gorszego od tej choroby...- mruknął załamany już Victor. Bał się, że usłyszy to, czego tak się bał. Że zostało mu niewiele czasu. Jeśli tak by się stało... Sam nie wiedziałby co robić. Oszalałby najpewniej. Mimo bólu chciał dalej żyć. Nie dla siebie. Uważał już, że w tym momencie jego życie jest nic nie warte. Chciał żyć dla Ariona. Gdy był nieprzytomny miał sen, który uświadomił mu dlaczego właściwie jego serce bije szybciej na widok tego chłopaka. Dlaczego tak strasznie chce by był bezpieczny, zdrowy i szczęśliwy. Nie zdawał sobie nawet sprawy kiedy się w nim na zabój zakochał. Szkoda tylko, że nie umiał tego ani powiedzieć ani pokazać.
- Ta choroba nie wzięła się z niczego.- odparł lekarz.- Zbadałem cie na każdy możliwy sposób i zasadniczo nie miałeś prawa zachorować. Fizycznie jesteś zdrowy. Na razie. Ale jak to pójdzie dalej, może być źle.
- Zaraz... O czym pan mówi? Przecież to nieuleczalną choroba podobno. Jak to zdrowy?- Victor nic już nie rozumiał.- Czyli co się dzieje?
- Hmm, można powiedzieć, że to jest choroba spowodowana tym, że posiadasz w sobie pewną moc. Nie do końca wiem czym ona jest ale wiem jedno. Jest na tyle silna, że twoje ciało nie może jej już trzymać pod kontrolą. Póki byłeś tym ziarnem czy jak to się tam nazywa, panowałeś nad nią. Lecz gdy zmieniłeś stronę, moc wymyka się spod kontroli. Najwyraźniej jest to jakaś negatywna energia i stąd te problemy. Moc jest tak silna, że po prostu zaczyna atakować twoje narządy i stąd wszyscy myśleli, że to choroba. Bo tak właśnie to coś chce by wyglądało. Staram się dociec co to jest i jak tego pasożyta z ciebie wyciągnąć ale obawiam się, że to wszystko i tak postępuje. Nie wiem czy na czas uda mi się coś wymyślić.
- A jak nie to co? To faktycznie mnie to coś zabije?
- Prawdopodobnie tak. Przez nadmiar atakuje wszystko inne by jakoś wyrównać swój poziom ale nawet to nie daje rady i to wszystko cie osłabia.
- Ile mi zostało w takim razie?
- Nie wiem. Nie jestem pewien. Może kilka miesięcy.
- Aż tak mało?
- Nie wiem Victor. Tego ci nie powiem. Ale powtarzam, nie przemęczaj się. Inaczej przyśpieszysz proces. Zostaniesz na kilka dni w szpitalu. Postaram się coś zdziałać.- mówiąc to uśmiechnął się lekko i opuścił sale. Na korytarzu wpadł na trójkę nie spokojnych chłopaków. Zezwolił im na wejście do Victora a ci prawie wyłamując drzwi z zawiasów wpadli do pokoju. Zastali Blade'a siedzącego na łóżku z dłońmi schowanymi w ręce. Nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś przyszedł. Arion natychmiast rzucił się na niego i mocno przytulił. Ciemnowłosy wyrwany z zamysłu spojrzał na brązowowłosego i mimo, że bardzo chciał być teraz sam, przytulił go. Ricardo i Gabi stanęli obok i wymienili się spojrzeniami. Im też było szkoda Victora. Zwłaszcza, że ciągle go lubili i tak na prawdę dalej uważali go za przyjaciela.
- Victor, wszystko w porządku? Co powiedział lekarz?- dopytywał Arion cały trzęsąc się z przejęcia. Mocniej wtulił się w niego a po policzku spłynęła mu pojedyńcza łza. Tak strasznie się o niego bał.- Mówiłem ci, żebyś został w domu ale nie, ty zawsze musisz być mądrzejszy i narażać się na jakieś złe sytuacje... Czemu mi to robisz...
- Przepraszam...- wyszeptał mu do ucha Victor i jednym ruchem położył Ariona obok siebie. Wiedział, że Arion się dla niego poświęcał i często zarywał nocki, by nad nim czuwać. Zaraz po tym przeniósł wzrok na dwóch pozostałych.- Wybaczcie za tę akcję. Nie było to zamierzone w żaden sposób.
- No co ty. Nie przejmuj się.- rzucił Ricardo lekko się uśmiechając.
- Ale wszystko już dobrze?- dodał Gabi.
- Czy ja wiem. Na razie tak, zobaczymy co dalej. Arion, to boli...- mówiąc to spojrzał na przyjaciela, który coraz mocniej go przytulał. Wiedział, że się martwi ale no bez przesady.- Spokojnie, nic mi nie jest.
- Powinieneś odpocząć. Trochę za dużo jak na jeden dzień, prawda?- zakończył muzyk i poczochrał Ariona po włosach.- No chodź. Victor musi odpocząć.
- Jeśli można to ja zostaje.- odpowiedział kapitan podnosząc głowę.- Zajmę się nim. Dzisiaj ty mnie zastąpisz Ricardo. Dobrze?- muzyk skinął głową i razem z Gabi opuścili pomieszczenie. Nie mieli pojęcia co jest między Victorem a Arionem. A przynajmniej na razie. I lepiej by tak zostało.
Zostali sam na sam w sali. Trochę było niezręcznie. Victor analizując wszystko co się działo między nim a Arionem dochodził do wniosku, że chce mu jeszcze powiedzieć zanim czas mu się skończy, że go kocha. Ale z drugiej strony bał się tego bardzo. Kto wie do czego będzie zdolny Arion. Niby wiedział, że go kocha ale bał się, że to ten rodzaj miłości na zabój tak jak w jego przypadku. Dlatego tak się wstrzymywał. Sam nie wiedział co powinien zrobić. Odwrócił się przodem do ukochanego i delikatnie otarł mu łzy z policzków.
- No już, spokojnie. Nic się nie dzieje.- wyszeptał mu do ucha i zaczął gładzić jego czuprynę. Nawet nie wiedział kiedy stał się taki czuły w stosunku do Ariona. Zawsze starał się go trzymać na jakiś dystans ale teraz... nie potrafił. Chciał a nawet i potrzebował bliskości. Bliskości tego biednego chłopaka, który dzień i noc trzęsie się nad jego losem.
- Victor, powiedz mi, że to nic poważnego...- poprosił brązowowłosy podnosząc głowę. Ich oczy spotkały się a serca zaczęły bić jednym rytmem.- Powiedz mi, że wszystko będzie dobrze...- chciał mu to zagwarantować. Chciał powiedzieć jak bardzo go kocha i ile dla niego znaczy. Właśnie teraz. Patrząc mu w oczy. Ale powstrzymał się. Nie powie mu prawdy. Nie teraz.
- Wszystko będzie dobrze Arion. Nie musisz się bać. Dzisiaj mam zostać na noc w szpitalu ale jutro normalnie wychodzę. Nie ma się czym zadręczać.- wyznał i pocałował go w czoło.
- W takim razie zostanę z tobą. Nie możesz być sam. I bez dyskusji.- mówiąc to usiadł na łóżku i uśmiechnął się.- Nie musisz się bać.
- Ja się wcale nie boję. Nie dramatyzuj. Tylko gdzie ty będziesz spać?
- Z tobą.- odparł i przykrył się kołdrą i ponownie wtulił w Victora. Ten westchnął i go objął.
- Wiesz, że nie musisz tego...- nie dane mu było skończyć, gdyż to co powiedział przed chwilą Arion zadziwiło go jeszcze bardziej. Nie spodziewał się teraz tego.
- Victor... kocham cię...- patrzył mu centralnie w oczka. Blade aż zaniemówił. Te dwa słowa zapadły mu w pamięć na dobre. A do tego ten słodki głos Ariona. Sama słodycz. Westchnął i dał ponieść się emocjom. Nachylił się nad nim i namiętnie go pocałował. Po chwili odsunął się i wyszeptał.
- Dobrze o tym wiem Arion... Dobrze o tym wiem...
******
Tymczasem w drugim pokoju na wyniki badań czekał już Sol. Siedział na łóżku i modlił się aby wszystko było dobrze. Miał dobrze przeczucia. Od dawna nic się nie działo z jego sercem i prawie zapomniał już, że jest chory. Mimo takiego traktowania przez ojca, chciał dalej żyć. Chciał zrobić wszystko, by go zadowolić, pokazać, że jest taki sam jak Draco ale nie jako on. Chciał pokazać własną wartość. Axel musi go w końcu docenić. Tyle lat się stara, pracuje na jego uznanie a jedyne co dostaje w zamian to pstryczek w nos i odpowiedź, że nigdy nie będzie taki jak Draco. Silny, perfekcyjny i niezrównany w tym co robił. W porównaniu z nim Sol był słaby, kruchy a do tego chorował na serce co znacznie utrudniało mu stać się ulubieńcem ojca. Ale nie dbał o to. Dalej gonił za ideałem jaki jego ojciec uznawał i wierzył, że pewnego dnia Axel mu powie, że jest z niego dumny. Nie ważne co by takiego zrobił.
Na salę wszedł lekarz. W ręku trzymał kartę badań i bacznie ją analizował. W oczach chłopca widoczna była nadzieja. Tak bardzo chciał być zdrowy. Chciał być jak inni i grać w piłkę. Robić to co kochał. Jednak los szykował mu inne plany. Mężczyzna po przestudiowaniu wyników spojrzał na chłopca i westchnął.
- Przykro mi Sol. To nie wygląda dobrze.- przyznał po dłuższym czasie milczenia. Dzieciak posmutniał.- Robimy co możemy ale.... to po prostu nie wygląda dobrze. Nie wiem czy kolejna operacja coś zmieni. Wystarczająco już męczyliśmy serce by znów je niepokoić.
- Czyli co zamierzacie zrobić? I co się stanie?- dopytywał Sol. Lekarz wzruszył bezradnie ramionami.
- Wiesz Sol, operacja nie dużo zmieni. A praktycznie rzecz biorąc to chyba nic nie zmieni. Serce jest za słabe i prawdopodobnie nie przeżył byś tego.
- To znaczy, że....
- Niestety.
- Ile?
- Może kilka miesięcy. Góra 3.
Po na prawdę ciężkiej rozmowie z chłopcem, lekarz wyszedł z sali i zaraz wpadł na ojca Sol. Nikt nie ma pojęcia skąd się tak nagle pojawił. Był w towarzystwie chłopaka o długich blond włosach. Obaj patrzyli na lekarza jakby na coś czekali. Ten zamknął drzwi za sobą i schował za plecy wyniki badań. Znał dobrze Axela. Od lat prowadził jego syna i każda zła wiadomość kończyła się wielką zadymą w szpitalu. Bał się, że i tym razem tak będzie. Jednak teraz to zupełnie inna sprawa.
- Co z nim?- spytał stanowczo Blaze krzyżując ręce na piersi.
- Witam panie Blaze.- zaczął lekarz.- Nie często pana widuje w tych stronach. Ostatnim razem dawno temu.
- Dość uprzejmości. Co z nim?- mężczyzna westchnął i poprawił na nosie okulary.
- Ehh.. nie jest dobrze.
- Wyrażaj się jasno!
- Zostało mu może 3 miesiące. Jego serce powoli się nie wyrabia z tym wszystkim. Jest coraz słabsze a kolejna operacja może mu zagrozić śmiercią. Nie podejmuje się takiego leczenia.
- C...co? On...- momentalnie zacisnął pięści. Wieść, że jego syn, jedyny syn umiera rozbiła go już totalnie. Chciał krzyczeć, zniszczyć wszystko co się da byle Sol przeżył. Nie ważne jakim kosztem. Jeśli i jego straci i to z własnej winy, do końca życia sobie nie daruje. A to może być krótkie. Byron, który stał za nim, podszedł do niego i położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Chciał tym mu pokazać, żeby się opanował. Nie pracowali już razem ale mimo wszystko Byron uznawał go za przyjaciela. Axel podobnie. Nic ich nigdy nie rozdzieli.
- Przykro mi ale takie są realia. Nic nie można zrobić. Lubię tego dzieciaka. Jest taki pogodny i ma wole walki ale w tym momencie to nie wystarczy by zwalczyć nieuleczalne. Robiłem co mogłem. Ale to wszystko co możemy zrobić.
- I nic więcej?- tym razem głos zabrał Byron. Czuł jak bardzo Axel się spiął i nie jest w stanie nic powiedzieć. Chciał mu chociaż trochę pomóc. Tylko tyle mógł zrobić w tej sytuacji. Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
- Nic więcej. Przykro mi, na prawdę.
Zostawił Axela i Byrona samych. Wiedział, że muszą to przetrawić po swojemu. Sam też był smutny. Robił wszystko by wydłużyć życie temu dzieciakowi ale musiał przyznać, że już od dawna widział jak młody ginął w oczach. Coś go rozbijało od środka i to nie była wbrew pozorom choroba. To coś innego ale nie był w stanie powiedzieć co. Tylko Sol potrafił to powiedzieć ale nie chciał się przyznać sam przed sobą. Też myślał, że to to go wykańcza ale chciał dalej próbować otworzyć serce ojca. Po jakimś czasie Axel przełknął wstrząsającą informację dnia i zdecydował się wejść do syna. Nie miał pojęcia co on chce tym osiągnąć ale chciał go zobaczyć. Tak jak zawsze unikał z nim kontaktu i robił wszystko, by się z nim nie zobaczyć, tak teraz chciał tego. Westchnął i złapał za klamkę sali.
- Jesteś pewien?- spytał Byron opierając się obok o ścianę.- Pewnie jest załamany tym co usłyszał. Tak jak ty. Wiesz... powinieneś być teraz dla niego delikatny. Wystarczająco dzieciak cierpi. Nie dokładaj mu więcej.
- Nie zamierzam.- rzucił oschle Axel i otworzył drzwi. Od razu na łóżku dostrzegł syna, który patrzył w jakiś punkt przed siebie i wydawał się być kompletnie nieobecny. Drgnął gdy drwi otworzyły się. Wiedział, że wszedł ojciec. Po prostu to czuł. Jednak nie robił sobie za dużych nadziei. Pewnie będzie szczęśliwy, że pozbędzie się ciężaru w jego postaci. Całe życie przecież mu powtarzał, że jest słaby i nic nie wart. Więc co to będzie za różnica kiedy odejdzie? Praktycznie żadna. Pogodził się już z tym, że Axel go traktuje jak śmiecia. I nawet to, że teraz do niego przyszedł nic nie będzie znaczyć.
- Jesteś zadowolony tato?- odezwał się niespodziewanie chłopak przenosząc wzrok na blondyna. Ten spiął się jeszcze bardziej i teraz ich wzrok się spotkał. Ciemne oczy Axela i błękitne oczy Sol. Już nawet nie pamiętał jak jego syn wygląda z bliska.- Ciągle mi powtarzasz, że jestem słaby, nic nie warty i nigdy nie będę taki jak Draco.- rozmowę słyszał Byron, który został przed salą, jednak drzwi do niej były otwarte i dzięki temu wszystko słyszał. Trochę lepiej rozumiał teraz Sol. Nie miał pojęcia dlaczego Axel ma wonty do syna. Ale teraz wszystko stało się jasne.- Masz rację.- kontynuował rudzielec.- Nigdy taki nie będę. I nigdy mnie nie uznasz jako twojego syna. Zawsze będzie tylko Draco i Draco. Ja nie istnieje. Już się z tym pogodziłem i wiesz co...
- Sol ja....- chciał dodać coś ale chłopak był szybszy.
- Jeśli faktycznie ta choroba mnie zabije to nawet nie zrobi to na tobie wrażenia. To tak jakby mnie ne było. Nie będziesz się musiał mną przejmować. Teraz będziesz się mógł zająć tym co kochasz czyli rujnowaniem świata i...
- Sol zamknij się!- tego już było za dużo. Axel stracił cierpliwość i jak zwykle podniósł głos na chłopaka. Jednak tym razem zrobił to nie dlatego, że się zdenerwował a chciał coś powiedzieć, by Sol zrozumiał jego sytuacje. Szybkim krokiem podszedł do łóżka syna i już by się mogło wdawać, że go strzeli na co rudzielec był przygotowany ale ten... najzwyczajniej w świecie mocno go do siebie przytulił.- Przestań mówić takie rzeczy...- wyszeptał mu do ucha.- To nie jest prawda. Nie wszystko. Sol ja... wiem, że cię raniłem i byłem beznadziejnym ojcem...
- Do cna beznadziejnym...
- Ale to wszystko robiłem bo.... Sol ja...ja...
- Zawsze jesteś ty tato. Tylko ty i nikt inny. Przywykłem już do tego. Nigdy nie było kogoś więcej iii.
- Sol kocham Cię....- wyznał w końcu mężczyzna a do oczu chłopca od razu napłynęły łzy a serce przyśpieszyło. Nie rozumiał tych słów. Zawsze zastanawiał się co one tak na prawdę znaczą. Nie wiedział już czy oznaczają one coś dobrego czy są po prostu puste jak teraz jego myśli. Czuł, że powoli traci siły. Obraz zaczął mu się rozmazywać ale chciał usłyszeć to ponownie. I więcej. Nigdy Axel mu tego powiedział. Nigdy. Nawet jak był malutki nie usłyszał od niego tych słów. Mama się nie liczy. Wiedział, że jest dla niej wszystkim. Ale on chciał akceptacji ojca a teraz gdy mu to powiedział... sam nie wiedział co powinien czuć.
- C...co? Ty mnie...
- Tak... Zawsze. Ale nie umiałem ci tego powiedzieć. Tak wiele wydarzyło się w moim życiu... Tak wiele złego, że zapomniałem, że mam syna, którego powinienem chronić i wychować. A nawet tego nie potrafiłem. Wszystko to co robię tak na prawdę mam na uwadze ciebie. Przez te wszystkie lata poszukuje czegoś co mogłoby cie uratować. Wyleczyć twoje serce, które ja sam tak bardzo zraniłem. Nie powinienem nazywać sie twoim ojcem a wrogiem. Bo tak się zachowywałem.
- Tato ja nie...
- Nigdy mi tego nie wybaczysz. Wiem o tym. Wiem też co powiedział lekarz. Sol, będę przy tobie Nie martw się. Zrobię wszystko by cie wyleczyć. Nie umrzesz. Nie teraz. Obiecuje.- mówiąc to mocniej przytulił syna. Ten jednak opadł już totalnie z sił i w ramionach taty po prostu stracił przytomność. To było za dużo jak dla niego. Za dużo dla takiego dziecka.- Sol? Hej Sol?! O nie, nie mów mi, że ty... Byron, wołaj lekarza ale już!
Wszystko co teraz się działo było szybkie. Sol, aparatura i Axel, który stał za drzwiami i patrzył jak lekarze podłączają jakieś sprzęty do chłopca. Nie miał już w sobie żadnych emocji jak wielka zimna skała. Byron patrzył na to wszystko z boku i wszystko już wiedział. Gdyby nie to, że lubił Axela i chciał pomóc mu najlepiej jak umiał to by go zabił za to co zrobił Sol. Podszedł do niego i również spojrzał na to co dzieje się w sali. Westchnął.
- Jesteś potworem Axel.- rzucił beznamiętnie.- Cholernym dupkiem. Jak mogłeś krzywdzić tego dzieciaka.
- Byron, zamknij się.- poprosił w miarę grzecznie Blaze ale Love nie dał się tak łatwo spławić.
- Nie Axel, teraz to mnie wysłuchasz. Chcę ci pomóc. Lubie Sol. To mądry i silny chłopak. Zawsze taki był ale ty go nie doceniałeś.
- Silny?- na te słowa mężczyzna spojrzał na kumpla zaskoczony.
- Tak. Sol to silny dzieciak wbrew wszystkiemu. Nie miałem pojęcia, że choruje. A mimo tego, był jednym z lepszych moich uczniów. Póki nie wywaliłeś go do Raimon'a, on stawał się na prawdę potężny. Ma swojego avatara i potrafi z niego wycisnąć 100% jego mocy. Jest niesamowity. Tak wiele w krótkim czasie. A ty? Nawet nie raczyłeś przyjść na jego trening. Na mecze z resztą też dupska nie ruszyłeś. Wszyscy zazdrościli mu talentu. Nie wiem kim był ten cały Draco i nie bardzo mnie to obchodzi. Ale skoro mówisz, że był taki silny to chyba nie widziałeś Sol w akcji. To prawdziwy champion. Na prawdę.
- Mówisz o Sol?- Axel wydawał się być bardziej zaskoczony niż kiedykolwiek. Patrzył to na Byrona to na syna i zastanawiał się co tak na prawdę mu uciekło.
- Tak. Cały czas o nim. Zastanawiałem się dlaczego tak ostro trenuje, zostaje do późna na boisku i tak goni za swoim ideałem. Zastanawiałem się kto nim jest. Nikt z obecnych nie był nie do zatrzymania. A więc Sol miał kogoś innego. Dzisiaj zrozumiałem kogo.
- Kogo?
- Debilu, ciebie no. To oczywiste. On tak goni za tobą. Chce, byś go zauważył. A ty rozpamiętujesz przeszłość. Ale co było to już było i nie naprawisz dawnych błędów. Teraz jest teraz. A teraz właśnie masz syna, który mimo choroby starał się jak mógł. Gonił za tobą, byś go widział, docenił i pochwalił. Nie powiedziałeś mu nigdy, że go kochasz? Nic dziwnego, że teraz dzieciak cię nienawidzi. Nie odpowiedział ci tym samym. To dla niego za dużo. Wszystko co robił. Nie powinien był tego robić. Ale chęć by ojciec go docenił była większa niż cokolwiek innego. Ten dzieciak się tym dobił a ty mu w tym pomogłeś. Brawo Axel. Wzorowy ojciec z ciebie. Schowaj wreszcie tę dumę do kieszeni i zajmij się synem jak należy. Inaczej skończysz jak kaczka na strzelnicy i osobiście tego dopilnuję.
Blaze wiedział, że jego przyjaciel ma rację. Sol potrzebuje teraz wsparcia. Zwłaszcza w tym momencie. Chłopak ledwo się trzyma przy życiu. Trzeba mu pomóc, dlatego też Axel postanowił choć ten jeden raz zaopiekować się Sol jak należy. Gdy dostał zezwolenie od lekarza, by móc wejść do chłopaka, natychmiast usiadł koło niego i wziął go za rękę. Nie umiał mu dać takiej miłości na jaką zasługiwał ale chciał być obok. Patrzył tylko przerażony czy chłopak oddycha. Bał się czy każdy następny oddech nie będzie tym ostatnim. Byron postanowił zostać i czuwać przy tej dwójce. Mimo wszystko chciał by się im to jakoś wszystko ułożyło a Sol przeżył. O nic więcej nie prosił. Po tym jak go Axel wylał, zajął się bardziej rodziną. Starał się pomagać jak mógł Cronosowi a swojej żonie poświęcał więcej czasu niż kiedykolwiek. Wszyscy byli szczęśliwi. Życzył Axelowi, by miał tak samo. Może coś się zmieni.
W pewnym momencie Sol odzyskał przytomność i spojrzał na tate. Ten zaraz położył dłoń na jego czoło by sprawdzić czy nie ma gorączki. Chłopak delikatnie się uśmiechnął i chciał coś powiedzieć ale Axel mu nie dał.
- Odpoczywaj. To jedyne lekarstwo dla ciebie. Spokojnie. Zostanę przy tobie.- mówiąc to czule poczochrał chłopca po włosach. Ten jednak nie dał za wygraną.
- Tato ja...ja Ciebie też kocham...- wyszeptał niemalże Sol i uśmiechnął się ponownie mocniej ściskając rękę taty.- Nie masz pojęcia jak bardzo... Chciałem byś mnie dostrzegł...i powiedział, że jesteś ze nie dumny...
- Sol, jestem dumny. Ale spokojnie. Nie męcz się.- do oczu mężczyzny zaczęły napływać łzy. Widząc malca w takim stanie nie mógł sobie darować, że znów jest to jego wina, że tak się stało. To on wpędził Sol niemalże do grobu. Gdyby tylko umiał się ogarnąć po śmierci Draco... Życie tego chłopca usłane by było kwiatami.- Odpoczywaj.
- Zostaniesz ze mną?- spytał resztkami sił Sol i również po jego policzkach spłynęła łza.
- Tak, zostanę. Zawsze będę przy tobie.- i zaraz Sol ponownie stracił przytomność a Axel rozpłakał się jak dziecko. Nie zdawał sobie sprawy co zrobił temu dziecku. Byron wszedł do pokoju i rzucił.
- To dziecko na prawdę Cie kocha.
- Wiem....
- A ty go? Czy powiedziałeś to tylko po to, żeby go uspokoić?
- Nie, dlatego, bo na prawdę go kocham Byron. Co ja narobiłem... własne dziecko skazałem na męczarnie.
- To teraz nadrób to co przegapiłeś. Nim będzie za późno.
- Myślisz, że on tego chce?
- Nie myślę tylko to wiem. Sol cie potrzebuje jak ty jego. Więc zrób jakiś pożytek z siebie i napraw błędy. Może Sol Ci wybaczy.
********
Arion faktycznie został na noc w szpitalu z Victorem. Brat chłopaka o wszystkim wiedział i nie miał nic przeciwko. Lekarze też o dziwo. Arion nie wadził nikomu a pilnował cy wszystko jest w porządku z Victorem. Leżeli obaj na łóżku przy zgaszonym świetle i wtuleni w siebie rozmawiali. O wszystkim i o niczym. Omijali temat siebie i tego co czują. Chyba jeszcze nie byli gotowi. To Arion nie miał problemu z wyrażeniem co czuje do ciemnowłosego ale nie chciał go tak tym katować. Wspominali wspólne mecze, to jak się poznali i wszystko po kolei. Jednak narastająca romantyczna atmosfera między nimi udzielała się na potęgę. Nagle emocje sięgnęły zenitu i po prostu Victor nagle podniósł się, przekręcił się tak, że Arion leżał pod nim i mocno go pocałował. Tak jak zawsze chciał. Długo i z czułością. Sherwind nie opierał mu się ani trochę. Po policzkach spływały mu łzy szczęścia a zaraz objął ukochanego i pogłębił pocałunek. Był tak łapczywy, że prawie udusił tym Victora. Jednak nawet to nie przerwało ich pocałunku. Wreszcie odsunęli się od siebie i spojrzeli w oczy. Jak nic wiedzieli, że to nie jest przyjaźń tylko uczucie, które chce ich związać na zawsze razem. Na dobre i na złe. Jednak tylko Arion jest w stanie to wyartykułować. Przyciągnął do siebie ciemnowłosego tak, że ten przytulił się do jego klatki piersiowej i tak zastygli.
- Victor... ja nie wiem czy czujesz to samo... Może się ze mną bawisz...- zaczął kapitan głaszcząc Blade'a po włosach.- Ale ja wiem co do ciebie czuje i to nie jest już jakaś iluzja jak mówiłeś. To są szczere uczucia. Kocham Cie...
- Wiem Arion. Doskonale o tym wiem. Ja niestety.... Nie jestem pewny... Nie wiem czy to co czuje to miłość czy nie. Nie mam pojęcia. Równie dobrze to może być złudzenie. PRzez to w parku wszystko nam się pomieszało i robimy coś czego nie powinniśmy.
- Tak myślisz?- Arion natychmiast posmutniał. Może i Victor miał racje? I on miewał takie myśli ale nie chciał w nie wierzyć. Wierzył, że to prawdziwe i czyste uczucie. Serce nie sługa. Nie da się wybrać w kim się człowiek zakocha. Tak jak powiedział to Victorowi jego brat. Jak się zakochasz tak się zakochasz. Dlaczego w tej a nie innej osobie? Kto to może wiedzieć. To nie jest coś co można tresować i będzie działać jak my chcemy. Arion o tym dobrze wie i to, że zakochał się w Victorze, chłopaku, nie jest dla niego takie znowu dziwne. Chciał tego bardzo mimo, ze sam na początku w to nie wierzył. Ale teraz był pewny. Chce go i chce tego uczucia. Konkretnie od niego. Za to Victor kompletnie sobie z tym nie radził. Jeszcze ta choroba, moc, i przysięga wierności. Wlazł w bagno po same uszy. Miał jednak nadzieje, że z tego wyjdzie. Nie wiedział tylko jak to się potoczy jeśli chodzi o Ariona. Dobrze wie, że to miłość. Wie, że chce z nim być ale... Wszystko odbierało mu chęci do tego.
- Tak, tak myślę Arion. Mogę się mylić.- odparł w końcu.
- Ja i tak nie zmienię zdania. i Tak będę cie kochał nawet jak powiesz mi nie.- mówiąc to znów złączył ich usta w pocałunku.- Prawdziwa miłość przetrwa wszystko.
- Wszystko?
- Tak, wszystko. Moja taka jest. Więc będę czekać Victor. Nawet i całe życie.
Słowa chłopaka rozbroiły już do końca Victora. Podniósł się i zaczął namiętnie całować Ariona w usta a potem i po całej twarzy. Podczas tego ściągnął mu koszulkę i rzucił w niepamięć na podłogę. Jego ciepło sprawiało, że chciał. Chciał go kochać, powiedzieć mu co czuje i co tak na prawdę dzieje się za jego plecami. Obiecał sobie, że mu to powie. Ale jeszcze nie teraz. Tym razem ograniczył się jedynie do stwierdzenia, które przewróciło Arionowi w głowie jeszcze bardziej a serce wręcz wyło z miłości.
- Arion, jesteś mój i tylko mój. Nikt inny, rozumiesz? Nikomu cie nie oddam, będę cie chronił za wszelką cenę. Zapamiętaj to gdy kiedykolwiek się zawahasz.- znów go pocałował.
Ograniczyli się tylko do całowania. Bali się, że ktoś ich może nakryć i będzie źle. Jednak Victor między pocałunkami powiedział mu, że chce tego samego i zrobią to po wyjściu ze szpitala. Arion po prostu psychicznie nie wyrobił i rozpłakał się jak dziecko. Był po prostu szczęśliwy jak nigdy. Mocno tulił do siebie wybranka i kilkakrotnie powiedział mu, że go kocha póki obaj nie usnęli w swoich ramionach.
*********
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top