~18~

Wszystko byłoby piękne i kolorowe, gdyby Victor zauważył wcześniej co mają na celu posunięcia Beilonga. Jednak w tym momencie było już za późno. Trzeba przyznać, że nie miał pojęcia w jakiego potwora zmienił się jego dawny przyjaciel. Bardzo dobrze ukrywał się pod maską obojętności i pseudo dobroci. W rzeczywistości był zupełnie inny. Zepsuty do cna a do tego nie liczył się z nikim. Byron nie był mu w stanie niczym zagrozić. Ba, nawet się okazało, że jest od niego silniejszy i to o wiele. Beilong po prostu kochał być na szczycie, być najlepszym. W pewnym sensie jest on dziełem Axela. To on dał mu siłę i możliwość, żeby stał się najlepszy. I faktycznie, Beilong z tego skorzystał w 100%. Trzeba wziąć też pod uwagę, że miał koszmarne dzieciństwo. Trójka rodzeństwa a on, jako że najmłodszy, był niezauważalny przez rodziców. Uważany był za słabe ogniwo. Gdy tylko przyszedł wiek buntowniczy, uciekł z domu i przez długi czas błąkał się bez celu. Wtedy to został zidentyfikowany przez Axela i wyszkolony na wspaniałego wojownika. Siła uderzyła mu do głowy i jak tylko został kapitanem zespołu, zaczął się wyzywać na jego członkach. Istne piekło im fundował. Dlatego go tak nienawidzili. Victor był dla nich stokroć lepszy. Szanował każdego z osobna i pomagał im jak tylko umiał. Mimo, że tak jak oni był nasionem. Ale odszedł od tego już dawno. To co teraz robił brał na poważnie ale zbytnio się nie przejmował. Robił po prostu swoje.

Jednak odkąd został chłopakiem Beilonga, jego życie stało się wręcz okropne. Ten człowiek nie miał za grosz dobroci. To nie był już ten sam dzieciak, który był przy Victorze i robili razem masę rzeczy. Teraz stał się jakimś chorym potworem, który miał wobec niego złe zamiary. Z początku były to zwykłe zachcianki ale od pewnego czasu, zaczął posuwać się coraz dalej aż pewnego dnia a raczej wieczoru... Stało się.

Victor siedział właśnie w swoim pokoju a w rękach trzymał najcenniejszą rzecz jaką posiadał. Był to wisiorek od Ariona. Ciągle go nosił a nocami zdejmował go i siedząc na parapecie z błyskotką w dłoni, patrzył na gwiazdy. Tak chciał by wszystko wróciło do normalnego stanu rzeczy. Chciał znów być przy nim. Może już oszalał, że myślał o nim w ten sposób ale na prawdę tego chciał. Gdyby nie ta cholerna choroba i przysięga Beilongowi. Westchnął i już miał schować wisiorek do szuflady, gdy w tym momencie do pokoju jak do stodoły wszedł owy postrach wśród zawodników. Białowłosy rozejrzał się po pomieszczeniu a jego wzrok padł na trzymany przez Victora przedmiot. Podszedł do niego i przyjrzał się mu uważnie.

- Co to jest?- spytał chłodnym tonem spoglądając na twarz chłopaka. Ciemnowłosy westchnął. Nie chciał mu powiedzieć prawdy. Wiedział, że to może wyrządzić szkody.

- Takie tam. Znalazłem.- odparł niedbale i chciał schować łańcuszek do szuflady ale Beilong wyrwał go mu z rąk.

- Kłamca.- warknął na co Victor się zdziwił.- To jest prezent? Od tego... Sherwind' a. Mam racje? Odpowiadaj.

- T...tak... Ale to nic ważnego.

- Czyżby? Czyli nie jest ci potrzebne.- mówiąc to podszedł do okna i uchylił je.

- Co chcesz zrobić?- Victor coś czuł jak to się może skończyć. Beilong tylko uśmiechnął się kpiąco.

- Wywalę tem badziew za okno. Nie jest ci już potrzebny gdy masz mnie.- już miał upuścić wisiorek prosto do morza, gdy Blade poderwał się z łóżka i złapał chłopaka tak, że z łatwością mógł odebrać swoją własność. I tak zrobił.- Victor! Co ty wyrabiasz? Chyba wyraziłem się jasno, nie jest ci już potrzebny!

- Jest! To mój skarb! To jedyna rzecz, która trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Zostaw to. Proszę.- mówiąc to szybko schował go do szuflady i zasłonił ją własnym ciałem.- Odpuść... Te jedną rzecz...- Beilong zacisnął pięści i miał ochotę przemeblować facjatę Victorowi ale przyszedł mu do głowy nieco zabawniejszy pomysł. O tak, to było to. Istny szatan w ludzkiej skórze. Uśmiechnął się pod nosem i usiadł na łóżku.

- Dobrze, zgoda. Nie wywalę ci go tak jak planowałem. Zrobię coś innego. Powiedz... Kim dla Ciebie jest ten cały Sherwind?- ten głos, ten cholernie zimny i przerażający głos. I ta obojętność w oczach. To nie może być to... Victor patrzył na chłopaka z przerażeniem. Jeśli myśli o tym to źle to się skończy. Oj źle.

- Nikim...- niemalże wyszeptał te słowa. Jasnowłosy uniusł brew zaciekawiony.

- Doprawdy? Czyli nic cię z nim nie łączy? W takim razie mogę śmiało do niego pójść i...

- Zostaw go w spokoju! To jeszcze dzieciak! Nie możesz mu tego zrobić!

- O, a więc nie jest ci obojętny.- Victor złapał się na tym, że w obronie Ariona potrafił podnieść głos i zebrać w sobie wszystkie siły witalne, by nie dopuścić do jego krzywdy. Cholera...- Skoro tak go bronisz to coś na rzeczy jest. Co byś dał by go chronić?

- Wszystko.- odparł bez namysłu Blade.

- Nawet swoje życie? Ciało?

- Nawet to... Ale obiecaj mi, że nic mu nie zrobisz... Zrobię co zechcesz... Ale jego nie wolno ci się tknąć... Zabije cię inaczej..

- Tak, tak. Zrobisz co tam chcesz ale najpierw ja muszę skończyć z tobą.- to były najbardziej agresywne słowa jakie Victor kiedykolwiek usłyszał. Zaraz leżał przygwożdżony do łóżka przez Beilonga. Ten zaś pochylał się nad nim i pustym wzrokiem wpatrywał się w swoją ofiarę.- Zobaczysz Victor, ten Sherwind nie da ci tego co ja potrafię. Już niedługo nie będziesz już go potrzebował.- zaraz złączył ich usta w brutalnym pocałunku. Ciemnowłosemu po chwili zaczęło brakować powietrza ale nie dał rady się oswobodzić. Wreszcie napastnik odpuścił i usiadł na brzuchu chłopaka, by po chwili zerwać z niego koszulkę. Victor był wyjątkowo szczupły, mimo wytrzymałości i siły uderzenia. Jak taka wielką moc może drzemać w takim chuderlaku? Sprzedał mu kilka krwawych szram od paznokci, poczym zabrał się za dolną część garderoby.

- Co ty chcesz mi zrobić...- Victor przeczuwał najgorsze. Bał się tego cholernie. Może i chciał to zrobić ale na pewno nie w taki sposób. Już od samego drapania zwijał się z bólu a co dopiero jak Beilong zeche...

- Zamknij się!- warknął napastnik i zdarł mu resztę ubrań tak, że Victor leżał pod nim już kompletnie nagi.- Myślałeś, że nie zauważe, że masz kogoś na oku? Że pozwolę ci tu tak siedzieć i wegetować? Mylisz się. Jesteś moją zabawką kochany. I radzę ci sie przyzwyczaić, bo będzie tego znacznie więcej.- zaraz po tym zdjął spodnie oraz bokserki i nakierował się centralnie w Victora. Chłopak już nie miał wątpliwości. Czeka go okropna kara a do tego nie miał jak się bronić. Brutalnie został przekręcony na brzuch i czekał już tylko na to co nieuchronne. W duszy jednak powtarzał sobie, że to wszystko znosi dla Ariona i jego bezpieczeństwa. Był gotów się poświęcić. To jedyna droga, by chłopak mógł żyć normalnie, bez wspomnień, które by go niszczyły psychicznie i zniechęcały do otaczającego go świata. Robił to tylko dla niego. Zacisnął zęby i zaraz poczuł tak niewyobrażalny ból jakiego w życiu nie doznał. Darł się w niebo głosy, by Beilong przestał ale na marne. Im bardziej go błagał, tym mocniej ten w niego wchodził. Żeby kara była dotkliwsza i bardziej brutalna, jasnowłosy wbił paznokcie w skórę chłopaka i jeździł mu nimi po całych plecach zostawiając krwawe ślady.

Nie wiadomo ile to dokładnie trwało. Na tyle długo, że powoli zaczęła się odzywać choroba Victora, która go dodatkowo osłabiała. Chłopak ledwo trzymał się przy zmysłach. Już chyba tylko ostatkiem sił. Beilong nie dał mu wytchnienia ani na minutę. Zmieniał pozycje jak mu wygodnie było kompletnie nie przejmując się Blade'em. Był cały pod jego kontrolą. W końcu zaczęło mu się kręcić w głowie a obraz zamazywał się tak bardzo, że po chwili nic nie widział. Słyszał tylko swoje bicie serca. Głośniejsze i wyraźniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Wszystkie siły go opuściły a on, skazany na pastwę losu w postaci Beilonga, powoli tracił przytomność. Gdy tylko potwór w nim doszedł i rozlał się, Victor już ledwo żywy padł na materac nieruchomo. Zamknął oczy i zaraz nie czuł już nic. Z jego ran na plecach i brzuchu powoli sączyła się krew. Białowłosy spojrzał na swoje dzieło dumny i pochyliwszy się nad uchem "kochanka" rzucił.

- A do dopiero początek mój drogi....

I faktycznie tak było. Victor jeszcze kilka rady został w ten sposób wykorzystany przez Beilonga. Nie umiał mu się sprzeciwić. Głównie dlatego, że nie miał już dość sił. Treningi, latanie za zachciankami... Psychicznie też nie dawał rady. Nie miał pojęcia jak można pozwolić tak komuś cierpieć. Ale on tego chciał. Chciał tego dla Ariona. Inaczej to jemu te wszystkie potworne rzeczy stały by się. A tego by sobie nie darował. Dzielnie znosił każde takie spotkanie z chłopakiem i mimo wszystko trzymał się jak mógł. Co noc płakał nad sobą i swoim losem ściskając w dłoniach wisiorek Ariona. Tak bardzo chciał być przy nim. Co noc starał się jakoś opatrzyć sobie dany wyrządzone przez zabawy Beilonga ale za wiele to nie dawało.  Bał się, żeby nie wdało się jakieś zakażenie. Inaczej jego koniec byłby bliski a chciał jeszcze powiedzieć Arionowi co na prawdę do niego czuł. A podczas tego wszystkiego zrozumiał. On go kochał. Cholernie kochał i znosił to dla niego. By móc go ujrzeć szczęśliwego i uroczego jakim go zapamiętał w noc, gdy byli w parku a ten wyznał mu miłość. Wtedy nie był pewien co powinien odpowiedzieć. Teraz już wiedział. Z całą pewnością powiedziałby

- Ja ciebie też kocham... Arion...

*******
Proszę mnie nie zabijać za ten rozdział. Nie ganiać z pochodniami, patelniami i innymi narzędziami, które mogą wyrządzić krzywdę. To był taki punkt kulminacyjny w historii. Przynajmniej w przypadku Ariona i Victora. Teraz będzie już tylko lepiej. Ale nie obiecuję w 100%.

IEKeshi mówiłam, że masakra.
patqqaa szykujcie dla mnie miejsce w piekle XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top