~11~

Arion wrócił do swojego domu całkowicie załamany. Całą drogę płakał jak małe dziecko. Co stało się z Victorem? To pytanie zadawał sobie prawie cały czas. Był bezsilny i załamany. Ciemnowłosy dał już mu do zrozumienia, że jego wysiłki idą na marne. W głębi duszy nie chciał się poddać. Jakaś jego część wierzyła w to, że Victor wróci do Raimon'a i wszystko będzie tak jak dawniej. Chciał w to wierzyć. Całym sobą, całym sercem. Bał się jednak, że są to tylko płonne nadzieje.

Wszedł do mieszkania i ukrywając twarz przed czujnym spojrzeniem Sylwii, udał się do swojego pokoju, gdzie najchętniej spędziłby resztę życia. Co było ono warte bez Victora? Nic kompletnie. Wiedział jednak, że nie może w nim siedzieć tyle ile by potrzebował. Przebrał się i ułożył na miękkim materacu. Usiłował zasnąć ale wszystko na marne. Wiercił się i kręcił ale zasnąć nie zasnął. Myślał ciągle o Victorze. Co mógłby zrobić by go z powrotem ściągnąć?  Czy w ogóle co kolwiek mógł zrobić. Zasnął dopiero około godziny 3 nad ranem. Jeszcze nie wiedział czym zaskoczy go nowy dzień.

****

Victor rozpakowywał się w swoim nowym pokoju. Musiał zgodnie z kontraktem przenieść się na wyspę, gdzie były trenowane ziarna i inni gracze. Tu tu rodziły się wspaniale legendy. Chłopak znał to miejsce i nic nie było mu tu obce. Chciał zaraz pójść pod prysznic, aby nieco ochłodzić nerwy. Jednak ktoś mu w tym przeszkodził. Rozległo się pukanie do drzwi. Poszedł otworzyć. Jeśli byłby to ktoś z kadry miałby przerąbane jakby tego nie zrobił. Jednak to nie był nikt z kadry tylko ktoś z jego drużyny. A dokładnie Cronos. Uśmiechnął się na powitanie.

- Mogę wejść? Ja na chwilę tylko.- rzucił ostrożnie brązowowłosy. Victor skinął głową i wpuścił chłopaka do pokoju. Nie było tu za dużo miejsca dlatego usiedli obaj na łóżku. Znali się już od dawna. Kiedyś Cronos złapał poważną kontuzję i wylądował na jakiś czas w szpitalu. Chłopaki pomagali sobie i jakoś stało się tak, że się zaprzyjaźnili. Cronos był spokojnym i miłym chłopakiem a do tego bardzo silnym. Victor złapał z nim kontakt i często się sobie zwierzali. Jednak nigdy nie poznał jego nazwiska.

- Coś się stało?- ciszę przerwał w końcu Victor. Cronos uśmiechnął się.

- Wszystko gra? Obserwuję cię odkąd się zjawiłeś i mogę od razu powiedzieć, że coś jest nie tak. Powiesz mi? Wiesz, że mnie nie okłamiesz, prawda?- chłopak miał rację. Cronos miał pewne zdolności dzięki którym wiedział czy ktoś kłamie czy nie.

- Tak, wiem o tym. Ale nie chce o tym teraz gadać.

- Właśnie musimy o tym pogadać. Victor jak ktoś jeszcze odkryje twoj sektret to możesz szybko stąd wylecieć. Nie na tym ci zależy, prawda?

- Skąd wiesz...

- Bez przyczyny nie odszedłbyś z Raimon'a. Ja wiem takie rzeczy. Znam cię Victor nie od dziś. Powiedz mi co leży ci na sercu. To ci pomoże.

- Dobra, bo inaczej mnie zamęczysz. Jestem chory. Nie wiadomo czy da się mnie z tego wyleczyć. Mam dziwne napady tej choroby i czasami nie jestem w stanie sam sobie poradzić.- wyznał w końcu.- Nie wiem ile będę żył. I czy da się mnie uratować. Odszedłem, bo nie byłem w stanie powiedzieć bratu i przyjaciołom co mi jest tak na prawdę. Jeśli okaże się to być nieuleczalne... Nie wiem co oni by zrobili. Co ja bym zrobił. Dlatego się musiałem odciąć. I teraz z wami będę czekał na werdykt. Kto wie jaki on może być.- zaraz po tym spuścił głowę. Czuł się nieswojo. Nikomu jeszcze o tym nie mówił.

- Tak myślałem. Musiał być na prawdę dobry powód byś to zrobił. Victor, na prawdę mi przykro. Ktoś musi wiedzieć o chorobie. Nie możesz się przeciążać jak tak. Jesteś kapitanem. Więc ty rozkazujesz. Uważaj na siebie.

- Tak, wiem o tym. Ale nie mów nikomu, okej?

- Jasna sprawa. Ale widzę, że jest coś jeszcze.

- Czy ty musisz mnie tak prześwietlać tymi zdolnościami? Weź przestań.

- Victor to dla twojego dobra.

*****

Rano Arion stawił się na treningu. Nie wyspany i jakiś taki nieobecny stał przed przyjaciółmi i o mało co nie zasnął. Noc była dla niego wyjątkowo ciężka. Myślał o Victorze i dalej nie wykombinował jak mógłby go na nowo ściągnąć do drużyny. Przyjaciele widzieli w jakim stanie jest ich kapitan. Nie wróżyło to nic dobrego. Jednogłośnie podjęli decyzję, że tymczasowo Ricardo zastąpi Ariona. Sherwind nie miał nic przeciwko. Nawet się z tego cieszył. Nie był w stanie poprowadzić rozgrzewki ani czegokolwiek wymyśleć samodzielnie. Usiadł na ławce i schował twarz w dłonie. Czuł się po prostu okropnie.

- No dobra, sprawa wygląda jak widzicie i nic z tym nie zrobimy.- zaczął Shindou zakładając na ramię czerwoną opaskę kapitana.- Na razie podawajcie do siebie. Ja porozmawiam z Arionoem. Trzeba go ogarnąć, bo to idzie w złym kierunku.- mówiąc to zajął miejsce obok przyjaciela. Mierzył go wzrokiem aż wreszcie odezwał się.- Arion, wiem że przeżywasz odejście Victora i to zrozumiałe ale... Musisz się pozbierać. Nie możesz się rozklejać mimo, że jest to trudne. Jesteś kapitanem i to twój obowiązek trzymać drużynę razem. Co by się nie działo. Mi tez go brakuje. W końcu spędził z nami bardzo dużą ilość czasu. Ale musisz się pogodzić z tym, że...

- Tak łatwo o nim zapomniałeś?!- głos Ariona z delikatnego i uroczego zmienił się na pełen nienawiści i bólu. Pozostali nawet wstrzymali grę i zaczęli nasłuchiwać o czym jest rozmowa. Ricardo odsunął się trochę od przyjaciela i spojrzał mi w oczy.

- Arion nie o to chodzi...

- Właśnie o to! Wiem jak długo nie mogłeś zaufać Victorowi. Wiem jak bardzo go nie lubiłeś za to co zrobił. Rozumiem to ale on się zmienił. Victor to nasz przyjaciel a ty go przekreślasz. Tak nie się nie robi. Ja wierzę, że on wróci. Może nie teraz, nie jutro ale wróci. On by tego nie zrobił.

- Ale sam słyszałeś chyba, że powiedział o odejściu. Jeszcze szkole zmienił.- zauważył Aitor.- Arion, my wszyscy go lubimy i to nic nie zmienia. Ale Ricardo ma rację.

- Dziwne, że to mówię ale zgadzam się z nim.- do niebieskowłosego podszedł Gabi. Skrzyżował ręce i dodał po chwili.- Musimy przystosować się do nowej sytuacji. A wygląda ona tak, że Victora już z nami nie ma.

- Ja też za nim tęsknię.- głos zabrał tym razem Lucian.- On najmocniej strzelał z nas wszystkich.

Zapadła cisza. Każdy lubił Victora. Kiedyś może i zrobił im wszystkim dużo krzywd oraz był zimny i niewzruszony na większość spraw ale dzięki Arionowi wrócił do swojej prawdziwej piłki, którą tak kochał. Trzeba przyznać, że na prawdę wiele zrobił dla Raimon'a. I pomyśleć, że wstąpił do szeregów tylko po to, by zniszczyć ten zespół a skończyło się na tym, że znalazł tu przyjaciół i drugi dom. A teraz wszystko zniknęło. Atmosfera stała się ciężka i ponura. Z takim nastawieniem nie ma nawet co zaczynać grać. Wszystko będzie wymuszone i sztuczne. Taka gra jest do niczego. Jednak znalazła się osoba, która mogła to wszystko zmienić. Już od kilku minut przyglądała się z daleka drużynie i za grosz nie rozumiała dlaczego nagle stoją na środku boiska jak pachołki i nie grają. To nie było w ich stylu. Zaciekawiony podszedł niezauważony do linii boiska i rzucił radosnym głosem.

- Pierwszy raz widzie, żeby na boisku stać a nie grać w piłkę.- grupa rozejrzała się po okolicy a ich wzrok zatrzymał się na rudym chłopaku stojącym nieopodal. Od razu go skojarzyli. Prawie na raz wykrzyknęli.

- Sol!- i radośnie podeszli do kolegi. Tylko Arion i Ricardo siedzieli w dalszym ciągu na ławce. Jakoś nie mogli się zebrać, aby powitać gościa. Rudzielec miał na sobie mundurek swojej szkoły i wyglądało to tak jakby składał znajomym wizytę. Tak na prawdę miał nieco inne zamiary.

- Co tutaj robisz?- spytał Gabi i wraz z resztą chłopaków okrążyli znajomego.

- Byłem w okolicy i postanowiłem was odwiedzić. Co jak co ale zwróciliście mi radość z prawdziwej gry w piłkę. Jestem wam wdzięczny.- mówiąc to rozejrzał się w poszukiwaniu Ariona. Chłopak wyglądał strasznie. Sol podszedł do niego i uklęknął.- Hej Arion. Wszystko gra? Wyglądasz co najmniej źle. Coś się stało?

- Victor odszedł.- odparł Ricardo i lekko uśmiechnął się do rudzielca.- Kryzys mamy jak widać...

- Victor? Ojej, jak to się stało? Przecież on był taki szczęśliwy w Raimon'ie. Każdy wam to chyba powie. To jest aż dziwne. Poważnie mówię.

- Też tego nie rozumiemy ale musimy się pogodzić. Jeden mniej. Nie wiem czy nas dopuszczą do jakiegoś meczu. Mamy tylko 10 zawodników.

- Prawda, nie macie rezerwowych.- zauważył Sol.- Kurcze nie dobrze. Ale wiecie, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.- wszyscy spojrzeli zaskoczeni na chłopaka. Mimo tego co mu powiedzieli on dalej był radosny. Wyciągnął z kieszeni marynarki jakąś karteczkę i rozwinął ją poczym pokazał zebranym.

- Co to jest?- zainteresował się Ricardo. Rudy tylko się uśmiechnął.

- Wniosek o przyjęcie mnie do Raimon'a.- odparł bezceremonialnie. Chwila ciszy iiii....

- ŻE JAK?!- całą drużyna wytrzeszczyła na niego oczy jakby właśnie się dowiedzieli, że jest kosmitą. Sol, ten co z nimi walczył... Chce teraz dołączyć do Ariona i reszty. Od tak po prostu. Ktoś mu powiedział, że jest problem? Victor odszedł? Cokolwiek? To było co najmniej dziwne.

- Dostałem informacje od znajomego, że potrzebujecie nowych członków. Nie myślałem, że ktoś odszedł z drużyny. Miałem wam pomóc. W ostatnim meczu podobno była masakra. Ja go nie widziałem. Mogę wam pomóc. Świeża krew zawsze poprawia nastrój. Domyślam się co czujecie ale trzeba iść na przód. Nie wiem czy to pomoże ale chcę wam pomóc.- pozostali spojrzeli po sobie. Dobrze wiedzieli, że chłopak ma rację. Może to nie taki zły pomysł by dołączył do drużyny. W sumie był bardzo silny. To dobrze by wpłynęło na morale drużyny. Nieco się ożywili i zaczęli chętnie rozmawiać z Sol'em. Tylko Arion nie był przekonany do tego wszystkiego. Jeśli Victor wróci... Jak to ma w ogóle wyglądać. Może pomyśleć, że go zamienili na kogoś innego. Jak on się wtedy poczuje? To będzie zdrada. Ale z drugiej strony... Victor znał Sol'a i na pewno nie pomyśli o nim czegoś złego. Wstał z ławki i podszedł do nowicjusza. Lekko się uśmiechnął i rzucił.

- W takim razie witamy w drużynie, Sol.

****

- Teraz to wszystko ma sens. Odszedłeś, żeby ich chronić. A raczej nie chcesz, żeby oni się o ciebie martwili. To już ma sens.- Cronos chodził po pokoju przyjaciela i układał sobie w głowie wszystko co właśnie usłyszał. Zrozumiał działania kolegi i bardzo mu współczuł. Ta choroba była pewnym problemem. Musiał jakoś chronić Victora. Postanowił na razie nic nikomu nie mówić. Nikomu oprócz bliskiej sobie osoby. Jednak przełożył to na później.- Victor, ja nie chcę cię martwić, ale będziesz musiał o tym powiedzieć szefowi. Inaczej możesz przesadzić i zrobić sobie krzywdę. Zwłaszcza, że nie wiadomo czy da się cie wyleczyć. Uważaj na siebie.

- Tak, ja wiem. Ale to nie jest łatwe.

- Wiem o tym, ale musisz dać radę. Chcesz jeszcze zobaczyć przyjaciół. A to jedyny sposób. Dbać o siebie.- w tym momencie Cronos zauważył jak diametralnie zmienia się mina ciemnowłosego. Chłopak na samą myśl o przyjaciołach posmutniał. A tak dokładnie na myśl o Arionie. Bał się, że może już go więcej nie zobaczyć. Jeśli ta choroba nie będzie uleczalna to on nie zamierza już wrócić. Przynajmniej będzie miał pewność, że nikt się nie dowie o jego śmierci. Miał nadzieję, że kiedyś mu to wybaczą.

- Victor, jest jeszcze coś? Nie tylko dlatego wyjechałeś, prawda?- Cronos wyczuł, że jest coś jeszcze. Choroba to jedno ale coś, co chłopak ukrywał to drugie. Brązowowłosy wiedział, że Victora coś jeszcze trapi. Chciał się dowiedzieć co to takiego.

- Tylko dlatego.- zapewniał Blade.- Czemu miałbym wyjechać?

- Może jest coś co cię gryzie i sam nie wiesz co z tym zrobić.

- Nie ma.- ściął szybko chłopak i spojrzał w czerwone oczy przyjaciela.- Cronos, daru już sobie. Nie jestem w nastroju. Muszę się rozpakować.- tam skinął głową i opuścił pokój kolegi. Teraz już znał dwa powody. Musiał teraz tylko przekazać to odpowiedniej osobie.

******

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top