Rozdział 6
Za namową Victora, Beilong zgodził się z nim pójść na piwo, aby mogli w spokoju pogadać. Białowłosy był całkowicie wyluzowany w przeciwieństwie do Blade'a. Po prostu nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ważna będzie ich pogawędka.
Podjechali samochodem do jednego z baru, który polecił Withingale. Zaparkowali i weszli do środka. Było tu prawie pusto. Wszyscy jeszcze siedzieli sobie w pracy. Tylko nieliczni balowali dnie i noce, póki im pieniędzy wystarczało.
Zajęli miejsce przy oknie, a gdy tylko kelnerka podeszła do nich, złożyli swoje zamówienie.
- Trochę czasu minęło od naszego spotkania.- rzucił nagle Beilong wyciągając się.- Od tej całej powalonej akcji minęło parę lat. Kiedy to było?
- Wystarczająco dawno, że nikt nie ma sobie już tego za złe.- odparł Victor uśmiechając się.
- To fakt... Więc, skoro przyjechałeś to znaczy, że czegoś potrzebujesz. W czym mogę Ci pomóc?- ciemnowłosy spuścił wzrok. Trochę mu było głupio mówić o jego problemach sercowych i jakiś głupich podejrzeniach. Ale właśnie po to tu przyjechał.
- Wiesz... Mam pewien problem dziwnej natury i za nic nie mogę sobie z nim poradzić.- przyznał zgodnie z prawdą.- Wiesz chyba, że ja dalej...
- Jesteś z Arionem? Tak, wiem. Może i mieszkam daleko, ale jakieś tam ploteczki co jakiś czas napływają.-zaśmiał się.- No ale mów dalej. I co?
- No i jest nam w sumie razem dobrze... Znaczy jemu. Mi też ale... Od jakiegoś czasu mam takie wrażenie, że...- zawiesił się. Nie potrafił tego powiedzieć, mimo że dobrze wiedział, że jest to po prostu prawda.
- Że co? Victor weź tak nie obwijaj w bawełnę. Możesz mi powiedzieć.- Beilong uśmiechnął się do niego. W tym momencie wróciły wszystkie wspomnienia jakie ze sobą mieli. Mimo zgrzytu jaki mieli, dalej pozostawali ze sobą blisko. Można powiedzieć, że była to taka forma słabości. Nie życzyli sobie źle. Mimo, że już nie byli ze sobą.
- Ja... Nie jestem pewien czy to jest to...- przyznał w końcu i zamknął oczy. Serce waliło mu jak oszalałe. Powiedział to, to czego od dawna się bał. Ze tak właśnie się to wszystko skończy. Odwrócił głowę i jakiś czas nie odezwał się ani słowem.
W tym czasie kelnerka przyniosła im ich zamówienie. Rozstawiła szklanki a obok postawiła butelki z piwem. Zaraz odeszła by im nie przeszkadzać. Dopiero teraz można było zacząć jakiekolwiek rozmowy. Jednak wcale nie było to takie łatwe. Beilong też nie wiedział co powinien odpowiedzieć. Głównie dlatego, że kiedyś byli razem. Takie pocieszanie było dla niego w pewnym sensie trudne. Zebrał się jednak w sobie i powiedział.
- Victor... Ja nie jestem dobry w tych sprawach. Ale dziękuję za zaufanie.- westchnął i kontynuował.- Ale myślisz, że co jest tego przyczyną?
- Właśnie chcę się tego dowiedzieć.- odparł Blade i nalał sobie piwa do szklanki.- Chce się dowiedzieć, czy to co wybrałem jest słuszne.
- A jak chcesz to sprawdzić?- dopytywał Beilong i oparł się o stół.- Test na to zrobisz czy co?
- Nie... Właściwie to chciałbym cię prosić o pomoc.- wyznał i spojrzał na niego. Mina białowłosego wyrażała teraz więcej niż tysiąc słów. Kompletnie zgłupiał. Dlaczego jego? A on jakiś spec od takich spraw jest? Albo jest coś jeszcze o czym Victor mu nie mówi.
- Okej, ale jak mogę Ci w tym pomóc?- spytał patrząc na niego zaciekawiony.
- Beilong... Ja na jakiś czas zrezygnowałem z mieszkania z Arionem. Nie będę się z nim kontaktować ani nic. Chcę wszystko dosadnie przemyśleć i...
- Chcesz u mnie zamieszkać?- spytał bez zastanowienia. To był po prostu odruch. Byli przecież... przyjaciółmi... tak?
- Nie to miałem na myśli, ale...
- Ale ja tak. Możesz się u mnie zatrzymać. W końcu jechanie taki szmat nie ma sensu. Spokojnie sobie wszystko przemyślisz. Nie ma sprawy. Też byś zrobił dla mnie coś takiego.
- Jasne, że tak. Dziękuję Beilong. To nie będzie jakoś strasznie długo... Mam nadzieję...
- Tam się przejmujesz. Zostaniesz tyle ile chcesz. I tak mieszkam sam. Przyda mi się jakieś towarzystwo. Możesz tymczasowo nam pomagać. Czasami ja i Cronos nie wyrabiamy z dziećmi i wiesz. A też nie wyjdziesz z formy.
Tak jak postanowili tak się stało. Victor wprowadził się na jakiś czas do Beilonga. Chłopak był zupełnie inny niż kiedyś. Jakby zmienił się o 180 stopni. I w dodatku na lepsze. Mieszkanie także sobie całkiem fajnie urządził. Mimo tego, że nikogo nie miał, był po prostu szczęśliwy. Victor właśnie tego mu zazdrościł. Takiego spokoju. Mógł robić co chce. Był wolny po prostu. Chociaż... Przy Arionie Blade też czuł się dość swobodnie. Tak samo robił na co miał ochotę. Jednak ostatnio to się zmieniło. Pytanie, dlaczego?
*******
Załamany Arion nie wiedział gdzie ma się podziać. Czuł się rozdarty wewnętrznie. Jak Victor mógł zrobić coś takiego? Dlaczego najpierw nie po rozmawiał z nim o tym? A może... Nie chciał? Bo to coś czego nie może powiedzieć... Miał kogoś na boku? Tylko to przyszło chłopakowi do głowy. W sumie to by się mogło zgadzać... Ale przecież... Kogo? Byli ze sobą cały czas, na pewno by coś zobaczył. Skoro nie to, więc co?
Załamany wyszedł z domu. Błąkał się ulicami i nigdzie nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. W końcu zaczepił się o szkołę. Jedyną osobą, która może mu pomóc jest właśnie Shindou. On i Kirino zawsze siedzą w szkole do późna. Więc jest szansa, że jeszcze będą.
Wszedł do pokoju dla nauczycieli WFu i rozejrzał się tu trochę. Faktycznie, jego znajomi jeszcze ślęczeli nad jakąś nową formacją. Na widok Ariona ucieszyli się.
- Co jest? Zazwyczaj ty i Victor wychodzicie pierwsi.- zaśmiał się Shindou jednak zaraz cofnął te słowa widząc jak Sherwindowi znaczynają lecieć łzy.- Ej, co jest?
- Victor on... Odszedł...
- Umarł?!- przeraził się Kirino otwierając oczy ze zdumienia.
- Nie... Po prostu napisał mi list, że chce sobie wszystko poukładać no i wyjechał. Nie wiem gdzie, kiedy wróci ani co chce przemyśleć... Wszystko było między nami dobrze...- zaczął płakać. Shindou podszedł do niego i przytulił. Wszyscy widzieli, że Arion mimo swojego wieku dalej jest jeszcze dzieckiem w pewnym sensie. Kirino mimo wielu uprzedzeń co do tej pary westchnął. Wiedział, że teraz nie pora na wygłaszanie praw moralnych. Podszedł bliżej i pogłaskał Ariona po włosach.
- Możemy czegoś nie wiedzieć a dzieje się pod naszym nosem. Może tylko pozornie było dobrze?- rzucił zastanawiając się co tak na prawdę mogłoby pójść nie tak.- Nie martw się. Jestem pewien, że wróci. W końcu... Kocha cię, nie?- to ostanie ciężko mu przyszło ale jednak dał radę. Chciał pomóc. Nawet jak miał wątpliwości.
- Może Victor... Mnie już nie chce?...
*******
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top