Rozdział 2

Poranki zawsze były dla Victora takie same. Niczym się nie różniły. Arion go budził za wcześnie, śniadanie, ogarnąć się nieco i lecieć do pracy. Rutyna, prawda? Kto by chciał tak nudnego życia. Po pracy wcale lepiej nie było. Jakaś przegryzka, odpalenie filmu na dvd i spanie. Matko, co za nuda i żenada w jednym. A tak właśnie funkcjonował Victor. Już od paru lat jest z Arionem w związku, ale nic się nie posuwa to ani w jedną ani w drugą stronę. Faktycznie brązowowłosy daje z siebie wszystko i stara się jak może, aby niczego nie brakowało swojemu ukochanemu, jednak... Nie był w stanie wszystkiego zaspokoić.

Blade coraz poważniej zaczął podchodzić do kwestii życia. Do niedawna faktycznie było mu wszystko jedno. Czym tu się można przejmować. A jednak można. Ptak zamknięty w klatce w końcu będzie się chciał wydostać na wolność. W tym wypadku marzenia chłopaka zaczęły dawać o sobie znać. Może nie do końca marzenia a jego dawne życie. Coraz bardziej za nim tęsknił. A jeszcze bardziej za pewną osobą, która odcisnęła na nim swoje piętno. Nie chciał jednak, aby Arion zaczął coś podejrzewać i starał się zachowywać tak jak zawsze. Powiedzmy, że nie do końca mu to wychodziło. 

- Victor, ty to już zdążyłeś utopić się w tym brodziku?- krzyknął na ciemnowłosego Arion wychylając się z kuchni. W tym momencie drzwi łazienki otworzyły się i w ręczniku na biodrach wyszedł rzekomy napastnik. Burknął coś do siebie jakby chciał przekląć otaczający go świat i zwrócił się do Ariona.

- Sorry w wannie byłem. A długo, bo nie chciało mi się wstać.- rzucił i ruszył w kierunku sypialni.

- Chwila, my nie mamy wanny.- zauważył bystrze Sherwind krzyżując ręce na piersi. 

- Tak? To dziwne. 

- Siedziałeś na podłodze?

-..... Może....

- Debil. Ale mój. Idź już się przebrać. Nie trzeba mi tu robić parady nagości.- zaśmiał się Arion i wrócił do przyrządzania śniadania. Victor nic już nie powiedział tylko poszedł się ubrać. Było mu teraz wstyd, że powiedział taką niedorzeczność na głos. Jasne, że nie mieli wanny. Wannę posiadała zupełnie inna osoba. Ale dlaczego tak nagle z tym wyjechał? Przecież miał się kontrolować. Skutek tego jednak, nie jest do końca zadowalający. Usiadł na łóżku i schował głowę w ręce. 

- Co ja do cholery wyprawiam.... On nie może wiedzieć.... Nikt nie może...- porzucił już rozmyślenia na ten temat i ubrał się jak należy. Zaraz po tym udał się na śniadanie. 

******

W drodze do pracy tylko Arion miał coś do powiedzenia. Ten człowiek gada jak najęty i to niemalże zawsze. Teraz mu się zebrało na jakąś imprezę o której Victor pierwsze co słyszał. Nie był w temacie już od ponad 4 tygodni, bo tyle jego dziwny stan się utrzymuje. 

- Że co? O czym ty teraz mówisz?- obruszył się patrząc podejrzliwie na brązowowłosego.

- No jak to  o czym? Mówiłem ci już o tym tyle razy. Chcę zrobić imprezę dla znajomych. Tak dawno się nie widzieliśmy z niektórymi, że to już zbrodnia jest.

- Dokładnie teraz musisz to urządzać?

- A z czym masz problem? Nie pasuje ci to czy co?

- Nie... znaczy tak... A z resztą, rób co chcesz.- machnął już na to wszystko ręką.- I tak zrobisz po swojemu. Zawsze tak jest.

- Co? Zaraz, o czym ty teraz mówisz. Od jakiegoś czasu zachowujesz się nie swojo. Mam zacząć się martwić?

- Pfff, czym niby? Tym, że nie chce imprezy?

- Nie koniecznie o tym teraz mówię. Ogólnie. Nie jesteś już taki jak kiedyś.

- To znaczy?- oho, czyli jednak coś zaczął podejrzewać. A to bardzo nie dobra rzecz. 

- Po prostu. Ciągle się o coś kłócimy, nie spędzamy ze sobą tyle czasu co kiedyś... Nie wiem, może to moja wina. Nie dbam o ciebie czy co? Chcę wiedzieć jeśli jest coś, co sprawia, że jesteś jaki jesteś teraz. Na prawdę nic się nie dzieje?- Victor chwile patrzył na Ariona i pokiwał tylko głową. 

- Tak, wszystko jest okej.- uśmiechnął się posępnie czyli jak zawsze i przyśpieszył kroku.- Do zobaczenia po zajęciach. 

********

Rozdział wyjątkowo krótki ja wiem. Zaczęłam go już dawno pisać i nie miałam weny. Następny będzie już długi.. Obiecuję :) 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top