Rozdział 1
Wszystko zaczynało się... tak jak zawsze się zaczynało. Leniwe promienie słoneczne wpadały przez odsłonięte okno do sypialni Ariona i Victora, budząc przy tym brązowowłosego. Otworzył on jedno oko i spojrzał na budzik stojący na szafce nocnej. Godzina 5:30. Rekord jeszcze nie pobity, ale było już bardzo blisko do tego. Przeciągnął się błogo i odwrócił do swojego ukochanego. Victor spał jak zabity. Dobra, złe porównanie. Bardziej jak niemowlę. No... powiedzmy, że tak. Absolutnie nic go nie było w stanie obudzić. Mogło się i walić i palić ale książę Victor będzie dalej spał. Tylko pozazdrościć.
- Hej, wstawaj.- mruknął do granatowowłosego Arion dają mu całusa na dobry początek dnia. Rzecz jasna, że w usta. Chłopak obudził się dopiero po paru chwilach i spojrzał na budzik. Jęknął tylko widząc ustawienie wskazówek.
- Matko Arion. Idziesz spać z kurami a do tego wstajesz jak słowik. Co z tobą człowieku nie tak?- Arion tylko się zaśmiał.
- Jeśli siebie nazywasz kurą to w porządku.- od razu Victor zauważył błąd w swojej wypowiedzi.- A co do porannego wstawania. A komu dnia nie szkoda? Po co spać jak ma się tyle wydarzyć?
Właściwie słowo "tyle" jest nie dobre. Victor odkąd zamieszkał z Arionem prowadzi jednostajne życie i nic się nie zmieniało w nim. Ciągle tylko praca, boisko i dom. Od czasu do czasu jakiś wypad z przyjaciółmi ze szkolnych lat. I to tyle w gruncie rzeczy. No szanujmy się ale każdy w końcu kota od tego dostanie. Arion natomiast widział to wszystko zupełnie inaczej. Dla niego nowy dzień to były emocje, wyzwania i masa radości. Faktem jest, że jego praca była nieco bardziej przyjemniejsza niż Victora. Wywoływanie Kenshina nie jest aż tak bardzo niebezpieczne. Poza tym, ma bardzo dużą grupę do prowadzenia. Do granatowowłosego trafia tyko garstka utalentowanych chłopaków i dziewczyn. Problem zaczynał się tak na prawdę przy dziewczynach... Żadna z nich nie wiedziała, że ich szacowny trener spotyka się z Arionem i właściwie to są niemal jak małżeństwo. Chociaż i tak jakby jakaś się na tym poznała to by to nie wiele zmieniło podejrzewam. Zainteresowanie Victorem było dość duże. Sam chłopak to widział, ale starał się unikać spotkań sam na sam czy zamkniętych rozmów. Na jakiś czas starczyło mu niespodzianek.
Co jednak tyczyło się Ariona... Chłopak niewiele się zmienił. Dalej był uroczy i słodki i chciał jak najlepiej dla swojego ukochanego, jednak był pewien problem. Nie widział, że to ogranicza Victora i sprowadza go do tego, że stał się jak pies przywiązany do budy. Nic tylko wieczorami przesiadywał na kanapie oglądając tv lub pił jeszcze jakiś trunek. Zależnie od tego jaki był dzień.. Ostatnimi czasy zaczynał coraz bardziej pić. Arionowi to umykało dlatego ten związek powoli stawał w miejscu. Mimo tego, obaj byli w nim szczęśliwi. A przynajmniej na razie.
Niewiele myśląc, Victor udał się do łazienki nieco się ogarnąć. Miał za sobą na prawdę ciężki dzień i nie bardzo chciało mu się cokolwiek wczoraj robić oprócz spania. Zamknął drzwi, podszedł do umywalki i obmył twarz chłodną wodą. Zaraz po tym spojrzał lustro przed sobą. Nie wyglądał za dobrze. Skóra bledsza niż przedtem a do tego zmęczenie w oczach. Coś okropnego.
- Jeszcze trochę a będę mógł grać jakiegoś ducha w filmie.- rzucił sam do siebie na pocieszenie ale nie za dużo to dało.- Co to się ze mną porobiło. Czy tak właśnie ma wyglądać moje dorosłe życie?- dokończył mycie się i udał się na śniadanie. Arion już wszystko zdążył przygotować a sam był jeszcze w pidżamie.
- Smacznego!- powiedział radosnym głosem i zajął miejsce obok ukochanego.- To co lubisz. Naleśniki z bitą śmietaną i owocami. Nie miałem borówek to dałem maliny. Tak samo dobre. Spróbuj.- podsunął talerz granatowowwłosemu i uśmiechnął się słodko. Victor westchnął i ukroił kawałek potrawy. Musiał przyznać, że to było całkiem niezłe.- Mówiłem, że zasmakuje? Znam cię przecież na wylot.- Blade spojrzał na niego spode łba i zaczął mimowolnie analizować te słowa.
- Tak... na wylot.....
*******
POV. Victor'a..
Patrząc na Ariona nie czuję już tego co kiedyś. Nie wiem nawet jak to opisać. Myślałem, że to jest właśnie to coś, co zdarza się raz w życiu ale chyba się myliłem. Albo i nie... Po prostu patrząc na niego nie czuję już nic. Jasne, jest dla mnie mega ważny i chce dla niego dobrze... jest jednak coś jeszcze o czym on nie wie. Mówi, że mnie zna... Ale się myli, nie wie co robiłem zanim go poznałem... zanim w ogóle zostałem ziarnem. Moje dawne życie było niesamowite, pełne grozy i niebezpieczeństw. Wtedy na prawdę czułem, że żyję. Byłem wolny, niezobowiązany do niczego a do tego miałem to czego nie mam teraz. Miałem przygody. Może nie wszystkie były potrzebne ale wtedy na prawdę byłem szczęśliwy. Kręciło mnie takie życie, bo nie byłem sam. Miałem przy sobie faceta dla którego zrobiłbym wszystko. Niesamowity, zadziorny, przystojny a do tego dobrze wiedział czego mi trzeba było. Zawsze. Czy to zaczynając od zwykłej rzeczy, kończąc na sprawach erotycznych. Źle zrobiłem potraktowawszy go jak potwora i chciałem go nawet zabić. A on... cóż, nie raz mi skórę uratował i bronił mnie za wszelką cenę. Tego dnia obaj przesadziliśmy... Staliśmy się wrogami. A teraz... teraz to nawet nie wiem co robi. Może już dawno wyjechał i ślad po nim zaginął? Moje życie z nim mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Ale... czemu mam takie myśli? Ne po to narażałem Ariona, siebie i innych, żeby teraz mieć jakieś wątpliwości co do tego. A może ja źle wybrałem? Dalej kochałem jego a nie Ariona a to wszystko to była iluzja emocji? Kto to może wiedzieć....
******
Słonce grzało niemiłosierne a piasek obsuwał się pod nogami skutecznie utrudniając dwóm podróżnikom przedostanie się do najbliższego pustynnego miasteczka. Ich położenie nie było dobre zważając na brak zapasów sody dla nich i wielbłąda. Musieli uzupełnić zapasy i nieco odpocząć przed dalszą wędrówką. Chłopak o czarnych włosach wspiął się na górę pachu i rozejrzał po okolicy.
- Sir, niedaleko znajduje się to miasteczko o którym wspominałem. Powinniśmy odpocząć.- oznajmił zjeżdżając z górki.- Nie damy rady dalej iść bez wody.- chłopak siedzący na wielbłądzie skinął głową na znak, że się zgadza. Sam zdawał sobie sprawę z ich położenia. Pojechali więc do rzeczonego miasteczka i zatrzymali się w najbliżej karczmie. Zamówili coś do jedzenia i zajęli miejsca przy stole pod oknem. Teraz dopiero zdjęli nakrycia głowy i odłożyli je na ziemię. Głos zabrał starszy mężczyzna o białych włosach związanych w kitkę.
- Jak daleko mamy jeszcze do celu?
- Cóż, idąc tym tempem to jakieś 2 dni myślę.
- To dobry wynik. Jak znajdziemy to czego szukam, to obrócę sprawy w nieco inny kierunek.
- Masz na myśli twojego dawnego znajomego?
- Tak, właśnie tak. Chcę naprawić błędy przeszłości. Nie ma co tego dalej kontynuować a coś mi mówi, że on też tego chce...
********
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top