Rozdział 5

 Spojrzał na nią całkowicie zdezorientowany i pomógł jej wstać. Marinette miała nadal nogi jak z waty, więc złapał ją mocno za przedramiona, aby przypadkiem nie upadła.

- Marinette, chyba oszalałaś.- Powiedział, ale od razu pożałował, gdy zobaczył łzy w jej oczach. Zacisnął zęby, zastanawiając się w jaki sposób można by zamordować jej męża. Po chwili przycisnął ją do swojego ciała, jednocześnie obniżając ton głosu przypomniał jej, że jest Adrienem, i że nie ma się czego bać. Szybko wcisnął parter i zaczęli zjeżdżać. Teraz pojedziemy do twojego męża. Pomyślał. Marinette stała sparaliżowana w ramionach blondyna nie wiedząc za bardzo co zrobić ze swoim ciałem. Z jednej strony chciała zacząć płakać, ale nie mogła, bo musiała być silna. Dla swojej córeczki.

Po zjechaniu na parter, chłopak wziął ją na ręce niczym księżniczkę, a Marinette zbladła. Zaczęła kiwać głową na boki i machać nogami, nie mając siły, aby wydać z siebie chociażby namiastkę głosu. Adrien spojrzał w jej lazurowe oczy i ją postawił, ale objął ją w pasie, bojąc się, że w każdej chwili dziewczyna może upaść.

- Mari, to Ja. Zaufaj mi, proszę.

Spojrzała w jego zielone oczy i w końcu zaufała.


Wsiedli dzisiaj do czarnego BMW. Rzucił jej torebkę na tylne siedzenia, a jej pomógł usiąść z przodu i zapiął pas bezpieczeństwa. Delikatnie złapał jej rękę i spojrzał w oczy. Podniósł ją do ust i ucałował wnętrze jej dłoni. Łzy rozmyły jej makijaż i wtedy zobaczył siniaka prześwitującego przez ostatnie warstwy korektora. Wziął jej twarz w dłonie najdelikatniej jak umiał i podniósł, aby mieć lepszy widok na oko dziewczyny.  Fioletowo-żółte limo bardzo odznaczało się na jej drobnej buzi. Pluł sobie w brodę, czemu wcześniej nie zauważył, ze coś złego dzieje się u niej w domu. Powinien zareagować już dawno. Dziewczyna unikała jego wzroku jak tylko mogła, a on marzył tylko o tym, aby zamordować tego gnoja.

- Nie bój się. Ochronię cię.- Powiedział i zamknął drzwi auta. Usiadł za kierownicą i odpalił auto. Cała drogę przejechali bez zamienienia nawet jednego słowa, a towarzyszyła im muzyka Madonny. Marinette splotła ręce na kolanach i uparcie wpatrywała się w swoje palce, nie chcąc rozkojarzyć chłopaka. Natomiast Adrien ściskał kierownicę ze wściekłości tak mocno, że knykcie całkiem mu pobielały, a wzrok mu płonął. W głowie beształ siebie, że nie zauważył tego wcześniej.  Cała droga była w zupełnie innej atmosferze niż wczoraj. 

Po dotarciu, Marinette drżącymi dłońmi odpięła pas i wyszła z auta, uprzednio zabierając torebkę z tylnego siedzenia. Adrien też wyszedł, a kobieta w panice spojrzała na zapalające się światło w dużym pokoju. 

- Ja z nim porozmawiam! Poczekaa...- Nagle usłyszała jak drzwi wejściowe uderzają o ścianę w wyniku gwałtownego ich otwarcia. Po jej ciele przeszły ciarki. Dobrze wiedziała, kto stał na ganku. Była pewna, że był tak pijany, że musiał opierać się o drewnianą barierkę. Wzięła głęboki wdech i spojrzała głęboko w oczy swojemu przyjacielowi.- Adrien, proszę. Daj samej mi to załatwić.- Powiedziała, a potem odwróciła się, nie wiedząc co w planach miał blondyn. A on nie miał zamiaru zostawić jej nawet na chwilę. Podeszła najpierw pewnie w stronę Nataniela, a potem coraz bardziej zwalniała, aż w końcu stanęła tuż przed nim.

- Czy wczoaj za mało pokazae ci jebana kuwo jaki ze mne face?- Od nadmiaru alkoholu plątał mu się język. Opierając się o drewnianą barierkę, wpatrywał się w Marinette z pogardą. Nie zauważył, że Adrien ruszył w jego stronę. - Będzie ci to tzeba znou poazac.- Bez zawahania złapał ją za włosy i wrzucił przez otwarte drzwi do domu nie zważając na jej protesty i powtarzane w kółko przeprosiny i tłumaczenia. Że ona chce porozmawiać i wyjaśnić. Już ruszył w jej stronę rozpinając pasek, gdy Adrien złapał go za ramię, odwrócił w swoją stronę i przywalił z kolana w brzuch. Następnie wolną rękę ścisnął w pięść i przywalił mu w nos. Poczuł jak coś zagruchotało i na twarzy Nataniela pojawiła się krew. Adrien puścił jego ramię, złączył obie dłonie i przywalił w głowę tak, że upadł na podłogę.

- Kurwa.- Tylko tyle był w stanie wykrztusić z siebie blondyn, patrząc na nieprzytomnego rudzielca. Natychmiast przypomniał sobie o swojej przyjaciółce i spojrzał na korytarz jej mieszkania i ku jego zdziwieniu nie było jej tam. Wbiegł do środka, krzycząc jak wariat jej imię, aż usłyszał cichy szloch z pierwszego pokoju po prawej. Po wejściu odkrył, że był to pokój dziecięcy, pewnie jej córeczki, Leny. Marinette siedziała przy otwartej szafie, wtulając się w czerwoną sukienkę w czarne kropki i niekontrolowanie płacząc. Chłopak zdecydował dać jej chwile, a w tej chwili przebiegł się po ich domu, szukając jakieś torby, plecaka czy też siatki. Po chwili znalazł dwie wielkie materiałowe worki zakupowe w kwiatki. W pierwszą zaczął pakować ubrania Marinette i w chociaż normalnej sytuacji byłoby mu głupio brać bieliznę dziewczyny, w tej sytuacji chciał ją zabrać jak najszybciej z tego chorego domu.

Z drugą poszedł do pokoju dziecka i pozabierał ubranka dziewczynki i kilka zabawek. Następnie z łazienki wziął tylko szczoteczki do zębów, szczotkę do włosów i wszystkie leki jakie miały. Na wszelki wypadek, bo nie wiedział na co mogły chorować. Po tym wszystkim, nie rozstając się z rzeczami podszedł do Marinette i kucnął przy niej. Wolał jej nie dotykać, póki na nią nie spojrzy, teraz, gdy miał pewność, że dziewczyna została wczoraj zgwałcona. Nataniel powinien się cieszyć, że go nie zabił. Wziął głęboki wdech, widząc, że dziewczyna już nie płacze, tylko kiwa się z boku na bok i powtarza imię córki.

- Marinette?- Spytał, ale nawet nie zareagowała w najmniejszy sposób. Jakby wpadła w trans. Nie miał zamiaru jej tu zostawiać, nawet na sekundę.- Marinette, proszę spójrz na mnie. Jestem tu. Zabiorę cię stąd.- Powiedział łagodnym tonem, a ona jakby na chwile się wybudziła i spojrzała na niego mało przytomnie.

- Ja... Gdzie Nataniel. Musze go przeprosić.- Powiedziała ze łzami w oczach, a on dopiero wtedy odważył się złapać ją za ramię.

- Nie, nic nie musisz. Marinette, teraz powinnaś od niego uciec. On robi rzeczy, których nie może.- Powiedział, a z jej niebieskich oczu popłynęły kolejne łzy.

- Ale to moja wina. - Odpowiedziała, a Adriena na chwile sparaliżowało. Co ten człowiek jej wmówił? Po chwili znów ogarnęła go czysta wściekłość. Złapał dwie siatki w jedną rękę, a drugą złapał delikatną dłoń Marinette.

- Nic z tego co on zrobił nie jest twoją winą. Obiecuje, że cię ochronię. Proszę, chodź ze mną.- Marinette przez chwile stała w miejscu, aż w końcu ruszyła z miejsca prosto do auta Adriena. Ponownie pomógł jej wsiąść i zapiąć pasy bezpieczeństwa. Po dłuższym czasie zrezygnował z buziaka w czoło, a jedynie pogłaskał jej dłoń i poszedł za kierownicę.

- Gdzie jest Lena?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top