Rozdział 49
Ostatni miesiąc minął Marinette nadzwyczaj ciężko. Jak tylko jeden butik zainteresował się jej ubraniami, odezwali się kolejni właściciele sklepów. Ciemnowłosa niedowierzała własnym oczom, gdy w trakcie zakupów spożywczych zobaczyła na nieznajomej bluzkę lub sukienkę swojego projektu. W życiu nie sadziła, że dojdzie do takiej sytuacji tylko od ogłoszenia na forum, i może nie była znana jak Gucci czy Agreste, jednak jej ubrania zarabiały na czynsz i obiady.
Chociaż spotkania z potencjalnymi klientami ( "klientami, słyszysz jak to brzmi Kagami?" ) zajmowały aktualnie większość jej czasu, z chęcią spotykała się z Adrienem, Luką czy też swoją aktualnie jedyną przyjaciółką, Kagami. Kontakt z Chloe urwał się jak tylko sprawa sądowa dobiegła końca, ze względu na zbyt duży uraz Mari do dziewczyny. I nawet jeśli wina faktycznie była po stronie Lili, to nadal blondynka w szkole była okropną osobą i zostawiło to pewien niesmak.
Właśnie siedzieli wszyscy w kawiarni, czekając, aż ciemnowłosa skończy rozmawiać z krawcową, którą niedawno zatrudniła do pomocy przy szyciu. Adrien leniwie popijał swoje capuccino, grając w strzelankę na telefonie. Lena piła truskawkowego szejka, siedząc na kolanach swojej mamy i spoglądała katem oka na Lukę. Brunet całkowicie tego świadomy coraz gorzej czuł się z młodocianym zauroczeniem córeczki swojej przyjaciółki, a szczególnie z tym co chciała jej powiedzieć.
- Dobrze. Jestem cała wasza. - Powiedziała Mari, która już na pierwszy rzut oka odżyła, od kiedy aresztowano Nathaniela.
- Przynajmniej póki nie zadzwoni telefon. - Mruknęła z przekąsem Kagami, grzebiąca łyżeczką w swoim pucharku z lodami.
- Rozwija mi się marka. - Westchnęła ciemnowłosa. - Nic z tym nie zrobię.
- Wiem, ale... - Westchnęła jej przyjaciółka dziwnym tonem. Po chwili wyprostowała się. - Nie ważne. - Machnęła na to ręką. W telefonie zabrzęczało powiadomienie SMSa na które dziewczyna od razu zareagowała.
" Spotkamy się?"
- To Alya... - Mari od sytuacji w szpitalu nie miała z nią kontaktu. Nino informował ją na bieżąco co dzieje się z dziewczyną, jednak Ona sama nie chciała jej widzieć na oczy. Upiła łyk zimnawej już kawy, zgadzając się na spotkanie.
- Wyjeżdżam. - Odezwał się Luka, zwracając uwagę całej czwórki. Wpatrywał się uparcie w białą kawę, którą pił identyczna jak Marinette. Ciemnowłosa zamrugała oczyma, ponieważ z nikim jeszcze w tak krótkim czasie nie poczuła tak bliskiej więzi. Jak z bratem. - Pewien zespół jest zainteresowany moją muzyką i piosenkami.
- Gdzie? - Zapytał Adrien, również niezbyt zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Do San Francisco. - Odpowiedziało. Dopiero po chwili Mari poczuła jak małe ciałko na jej kolanach drży, a Luka patrzy właśnie na nią. W końcu to z nią najwięcej się bawił i traktował prawie jak własną córkę.
- Och córciu. - Szepnęła Mari, kiedy ta wstrzymując płacz siorbała ze słomki pusty już kubek. Wiedziała, że rudowłosa przywiązała się do Luki, ale jej reakcja przerosła wszelkie oczekiwania. W końcu łzy poleciały jej po policzkach.
- Nie. - Powiedziała. - Nie mozes. - Nawet nie starała się nie seplenić. Chłopak wstał i podszedł do niej, łapiąc jej drobne rączki.
- Wiem, że to ciężkie.- Westchnął. - Za tobą będę tęsknił najbardziej. Jesteś dla mnie jak młodsza siostrzyczka albo nawet córeczka. - Pogładził jej włosy, a Adrien spojrzał na niego urażony. Przecież byli przyjaciółmi, to za nim powinien tęsknić najbardziej.
- Ale.. Ale... - Zaczęła się jąkać dziewczynka, po czym rzuciła się na chłopaka z płaczem, przytulając się do niego mocno. - Ale ja cię kocham. Nie idź. - Skupiła się, aby wszystko powiedzieć dobrze. - Będę gzecna. Nie będę seplenic i zawsze będę wkładać skalpetki do prania.
- Lenuś. - Szepnął. - Ale tu nie o to chodzi.
- Chociaż mogłaby odkładać skarpetki do prania. - Wtrąciła się Marinette, ocierając sobie łzy z policzków.
- Zdarzyła mi się niesamowita okazja. Być może będę sławny. - Powiedział. - Będę grać na koncertach, ale żeby to zrobić muszę wyjechać. To była trudna decyzja, ale uwierz, że będę cię odwiedzać jak tylko będę mógł.
- Tak? - Zapytała. Pokiwał głową w odpowiedzi.
- I dużo dzwonił. I na telefon i Skype. - Stwierdził. - W końcu jestem twoim ulubionym wujkiem. - Adrien prychnął z tyłu, kiedy Lena pokiwała głową.
Po południu Marinette zostawiła Lenę z Adrienem ( tak z Adrienem, chłopak się serio doszkolił), a sama ruszyła na spotkanie z Alyą. Czuła pewien strach, bo mimo wszystko ich ostatnie widzenie było niezbyt przyjemne, jednak tutaj liczyła na spokojniejszą rozmowę. Zapukała do drzwi, a u progu przywitał ją nadzwyczaj zdziwiony Nino.
- Akurat wychodzę. - Powiedział, marszcząc brwi. - Bądź czujna. - Mari kiwnęła głowa i poszła do pokoju dziewczyny. Alya akurat składała małe ubranka niemowlęce i układała je w szafie.
- Mamy zamiar adoptować dziecko. - Powiedziała gospodyni. - Lekarz powiedział, że po tym jak poroniłam, szkody są zbyt duże. - Dziewczyna nadal stała przy drzwiach, słuchając Alyi.
- Ja, nie wiem co powiedzieć. - Szepnęła, co sprawiło, że mulatka odwróciła się. Widziała ogień w jej oczach.
- Wiem, że powiedziałam ci dużo okropnych rzeczy, ale wiesz co? - Marinette przełknęła ślinę, czując jakby nogi wrosły jej w ziemię. - Nie żałuję. Uważam, że miałam rację. Gdybyś mi powiedziała o tym co się stało albo gdybyś miała więcej odwagi. Znaczy... Nie nienawidzę cię, ale nie mogę na ciebie patrzeć. W oczach mulatki zalśniły łzy.
- Dokładnie widziałaś co on robisz. - Próbowała się wtrącić Mari, a Alya pokiwała głową.
- Tak. - Westchnęła. - I nadal nie rozumiem. Wspierałam cię, chociaż wiedziałam czym to grozi.- Opadła na łóżko, łapiąc się za brzuch. - Tego żałuje. Chciałam cię prosić, abyś zniknęła z mojego życia. Nie chcę cię znać.
- Alya. - Jęknęła błagalnie Marinette. - Znamy się od...
- Zamknij się i zniknij. - Mulatka mocno zamknęła oczy i zasłoniła uszy. - Nie pisz, nie przychodź. Nino też zostaw w spokoju. Nie chcę cię znać. Twoje tchórzostwo zniszczyło mi życie. Ty teraz żyjesz sobie świetnie, a ja? Ja codziennie zastanawiam się po kim miałoby oczy.
- Alya... - Ostatni raz spróbowała. - Proszę, pomyśl racjonalnie.
- Posłuchaj. Stań na moim miejscu. - Otworzyła oczy i odwróciła się, aby na nią spojrzeć. - Poczuj to co ja. Wyobraź sobie, ze przez zdarzenia w moim życiu Lena umiera. - Marinette szybciej zabiło serce na samą taką myśli. - Że nigdy jej nie zobaczysz, nigdy nie dotkniesz, nie usłyszysz jej śmiechu ani płaczu. A to tylko dlatego, że za późno odważyłam się sprzeciwić pijanemu mężowi.
-Ja... Ja...- Marinette poczuła mdłości na samą myśl o tak bolesnej stracie. Nie mogła zaprzeczyć Alyi, nie była w stanie powiedzieć, że nadal by się z nią przyjaźniła. Zrozumiała swoją przyjaciółkę. Zrozumiała, że każde spojrzenie na nią przypomina jej nienarodzone dziecko, ten ból.
- Wyobraź to sobie. - Szepnęła Alya. - I wyjdź.
A Marinette wyszła. Nie mogła się z nią kłócić. W końcu ja zrozumiała. A w tej chwili pragnęła tylko i wyłącznie zobaczyć swoją córeczkę. Przytulic ją i usłyszeć jej śmiech. Zrobić to czego Alya nigdy nie będzie mogła zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top