Rozdział 48


    Marinette usiadła przy przyjaciółce i położyła dłoń na jej udzie. Mulatka machinalnie przekręciła głowę tak, aby skrzyżować ich spojrzenia, ale chociaż jej gesty wskazywały jakby świadoma była jej obecności, to jej oczy mówiły co innego. Jej oczy były puste, jakby ciało było pustą skorupą. 

- Alya? - Mulatka drgnęła na jej głos, krzywiąc się nieznacznie. 

- Marinette? - Odpowiedziała jej. - Marinette, co tu robisz?

- Odwiedziłam cię. - Odpowiedziała jej bardzo spokojnie, nie chcąc spłoszyć swojej przyjaciółki. - Martwimy się o ciebie. 

- Nie potrzebnie. - W jej głosie było coś, co przyprawiało dziewczynę o ciarki. - W końcu to wszystko twoja wina. - Marinette zabiło szybciej serce.

- Co? - Zapytała zdziwiona. 

- Tyle z Nino staraliśmy się o dzieci. - Teraz wiedziała co słyszy w głosie dziewczyny. To była wściekłość. - Musiało to wszystko wyjść, akurat, gdy nam się udało? - Strąciła jej rękę. - Nie mogłaś mi powiedzieć wcześniej, kiedy nic bym nie ryzykowała?

- Ale Alya... - Szepnęła Mari zbolałym głosem.

 - Gdyby nie ten twój rozwód... Gdyby był kilka miesięcy wcześniej. - Maszyny zaczęły wskazywać na przyspieszone tętno. - Nic by się nie stało! Nie straciłabym Amy lub Kaia. - Warknęła. 

- Alya, proszę. - Marinette chciała złapać dłonie Alyi, ale ta cofnęła je jak oparzona.

- Zabiłaś moje dzieci! - Krzyknęła. - One nie żyją, bo bo bałaś się wcześniej zostawić tego chorego pijaka! WYNOŚ SIĘ! NIENAWIDZĘ CIĘ! - Zaczęła się wydzierać na cały oddział, a Mari cofnęła się pod ścianę. Do sali wpadło kilku pielęgniarzy. Szybko unieruchomili mulatkę i zaaplikowali jej leki uspakające, ale Mari już nie było. Wyszła z sali. Cała się trzęsła.

Kiedy spojrzała w bok, zobaczyła Nino, który uniósł na nią nierozumiejący wzrok. Ponownie zaczęła się cofać, czując jakby przełyk skurczył się do niezwykle małych rozmiarów, a płuca odmawiały posłuszeństwa. Czuła jak po mokrych od łez policzkach, zaczyna rozchodzić się gorąc na myśl o tym co może siedzieć w głowie Nino. 

- Prze... Przepraszam. - Załkała. Znów poczuła się jak te kilka miesięcy temu. Bezbronna i winna. - Nie... Nie... Nie po...po... powinnn...am. - Jąkała się przez uczucie w płucach. Złapała się w tym miejscu, mając wrażenie jakby zaraz miała się udusić. 

- Czekaj. - Nino, nie rozumiał nic z tego co się stało. - Ale czego? - Zapytał, wstając, opierając się o ścianę. Miał nogi jak z waty, dopiero odczuwając nieprzespana noc. - Ja... Ja nie rozumiem.  - Dodał na koniec, patrząc jak Kagami podbiega do dziewczyny i bierze ją w ramiona. Marinette prawie od razu wiotczeje w jej rękach. 

- Oddychaj. - Powiedziała do niej, siadając wraz z nią na ławce obok. - Oddychaj powoli. - Wspólnie zaczęły wykonywać wdechy i ku uldze Marinette powoli wracało jej poczucie życia. Zaczęła wycierać sobie wierzchem dłoni policzki. 

- Przepraszam Nino. - Powiedziała. - Wybacz, że sytuacja z rozwodem doprowadziła do poronienia. - Chłopak rozszerzył w szoku oczy. Szybko ruszył w jej stronę.

- Marinette! - Zakrzyknął, siadając obok niej. - W życiu. W życiu nie przepraszaj za swoja byłą teściową. To ona spowodowała całą tę sytuację. - Objął ją mocno. Ciemnowłosa odwzajemniła uścisk, biorąc głęboki wdech. 

- Alya mnie nienawidzi. - Zaszlochała, a jej przyjaciel zaczął ją kołysać w upajającym geście. 

- Wiem. - Odpowiedział. - Cały oddział wie. - Westchnął. - Musimy dać jej czas. Ona straciła dziecko, dajmy jej czas.

- A ty?- Zapytała. Chłopak uśmiechnął się smutno.

- Boli mnie serce. - Poczuł łzy pod powiekami. - Bardzo boli. Ale teraz ona potrzebuje mnie bardziej. 


Wróciła do domu wraz z Kagami. Nie chciała zostać sama po całej tej sytuacji, a przyjaciółka zaoferowała jej towarzystwo. Zaczęła bez wyraźnego celu chodzić po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć swojego miejsca, podczas gdy Kagami robiła w kuchni mieszankę ziół na uspokojenie. Lena miała zostać u opiekunki jeszcze cztery godziny, więc miały chwilę, aby odreagować.

- Dobrze. - Westchnęła Marinette, wchodząc do pomieszczenia, kiedy Kagami zalewała napary. - Musze się czymś zająć. - Zaczęła wyjmować jajka i mleko z lodówki. Japonka usiadła przy stoliku i patrzyła jak dziewczyna robi ciasto na babeczki. 

- Nie potrzebujesz przepisu? - Zapytał, przekrzywiając głowę. Marinette uśmiechnęła się.

- Na niektóre owszem, ale większość mam w głowie. - Odpowiedziała. - Lena tak się rozsmakowała, że jej piekłam i zanosiła do przedszkola. - Japonka podeszła do misy, patrząc jak kobieta dodaje roztopioną czekoladę do masy. 

- Czy mogę? - Zapytała, lekko się rumieniąc i wskazując palcem na miskę po czekoladzie. Marinette kiwnęła głową, uśmiechając się rozczulona. Na chwile udało jej się zapomnieć o całej przykrej sytuacji ze szpitala, kiedy nakładała masę do papilotek i kątem oka patrzyła na zwykle poważną przyjaciółkę, wyjadającą słodycz z miski palcem. 

- Tylko pamiętaj, że będą jeszcze babeczki. - Stwierdziła rozbawiona, wkładajac surowe ciasto do nagrzanego piekarnika.

- Udekorujemy je? - Zapytała Kagami z błyskiem w oku, a gospodyni uśmiechnęła się. Właśnie taką dziewczynę zapamiętała sprzed choroby. Zaczęła wyciągać składniki na krem waniliowy do dekoracji. 

- Uwielbiałam jak Adrien przynosił twoje wypieki z pracy. - Powiedziała. - Wszystkie mu wyjadałam. I wiesz czemu tak często robiłam przyjęcia? Abyś właśnie coś na nie piekła. 

- Przestałam z czasem. - Pomyślała na głos. - Znaczy, nadal piekłam, ale dużo rzadziej. Ciężko zabrać się za pieczenie, kiedy w trakcie mógł wpaść Nath, pobić mnie, a ciasto mogło się spalić. - Kagami skrzywiła się na te słowa.

- Dobrze, że gnije już w więzieniu. - Powiedział. Te słowa przypomniały Marinette o całej sytuacji z Alyą. Poczuła łzy pod powiekami, miksując składniki na jednolitą masę. Nie miała ochoty, aby przypadkiem dekoracja okazała się słona. Szybko otarła oczy o przedramiona, co nie uszło uwadze Kagami. 

- Przepraszam. - Westchnęła. - Nie powinnam zaczynać tematu. 

- Nie. - Przerwała. - Po prostu. Nadal słyszę w głowie Alyę. To boli. - Wyłączyła mikser, przykrywając masę kawałkiem foli spożywczej. Nagle poczuła drobne, wychudzone ręce przyjaciółki, obejmujące ją. 

- Ona potrzebuje czasu. - Powiedziała. - Musi to wszystko przetrawić. - Marinette zaczęła gładzić wierzch dłoni japonki. 

- Jesteś strasznie chuda. - Stwierdziła. - Nie możesz przytyć? - Zapytała zmartwiona. Usłyszała przy uchu zawstydzony śmiech.

- Skutek uboczny tego eksperymentalnego leczenia. - Odpowiedziała, puszczając ją. Podwijając bluzkę. Mari spojrzała na wystające lekko żebra kobiety. - Bardzo szybki metabolizm. 

- To wygląda okropnie. - Szepnęła gospodyni. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top