Rozdział 45

  Marinette trzymała swoją przyjaciółkę za dłoń, kiedy ta zbierała wszystkie emocje w sobie. Potem spojrzały sobie w oczy, a ciemnowłosa pożałowała, że dziewczyna nie ma do niej żalu.

- Nie rozumiem.- Powiedziała. - Jak możesz nadal chcieć się ze mną przyjaźnić. Twój narzeczony się we mnie zakochał.

- To nie jest miejsce na głębszą rozmowę. - Uznała jej towarzyszka, gdy kelnerka po raz czwarty podeszła zapytać się o potrzeby klientek. 

- Pewnie masz rację. - Westchnęła ciemnowłosa, po czym opłaciły swoje napoje i wyszły z lokalu. Po przejściu paru przecznic, pod blokiem Luki zauważyła znajome jej, czarne kosmyki. Zmarszczyła brwi, podchodząc bliżej, aż męska sylwetka stała się dla niej całkowicie widoczna. - Marc.

- Marc? - Zapytała Kagami, kiedy mężczyzna odwrócił się oraz zlustrował dziewczyny swoimi zielonymi tęczówkami. - O matko, to Marc Anciel. Ma ze sobą jego książkę, może... Nie ważne. 

- Mari!- Krzyknął, żwawo ruszając do dziewczyny. Złapał ją za robiona, po czym dokładnie obejrzał. Z lewej, z prawej strony. - Przyleciałem jak tylko usłyszałem co się stało. To okropne. Tak cię przepraszam. - Powiedział, przytulając ją do siebie. Dziewczynie stanęły łzy w oczach, ale nawet nie miała ochoty krzyczeć. Ten uścisk był znajomy i ciepły. Wręcz rodzinny, coś czego jej tak brakowało. - Mogłaś napisać, dałbym ci kod do mojego mieszkania, tam byś sobie pożyła z Leną.

- Nie pomyślałam, ty byłeś w Norwegii, pisałeś te książkę, nie chciałam ci zawracać głowy. - Mężczyzna westchnął, odsuwając dziewczynę od siebie.

- Pewnie nawet bym się nie dowiedział, gdyby mama Natha do mnie nie zadzwoniła. Pewnie myślała, że bym na korzyść jej syna zeznawał. - Odgarnął włosy z czoła Mari. - Muszę ci coś opowiedzieć. Coś, za co być może mnie znienawidzisz. Masz prawnika, sadzę, że też powinien to usłyszeć. 

W domu, Luka wstawił wodę na kawę, uprzednio zaznajamiając się z nowym gościem. Mari wykonała dwa telefony, a Kagami usiadła, spoglądając to na swoją torebkę, to na Marca. Chłopak uśmiechnął się do dziewczyny.

- Która ci podpisać?- Zapytał, siadając obok. 

- Ale... Ja... Nie...- Zawstydziła się ciemnowłosa, łapiąc w dłonie torebkę. Po chwili namysłu, wyjęła tom " Obrane mandarynki". Chłopak wziął książkę i zaczął standardowa formułkę. 

- Dla kogo?- Zapytał. Po usłyszeniu imienia, wpisał je i oddał własność. - Widzę, że już wprowadzasz się w świąteczny nastrój. 

- O ile morderstwa mogą być świąteczne. - Odezwał się Luka, kładąc napoje na stoliku. Chłopak się zaśmiał. - Książka mi się podobała, masz świetny styl. Aczkolwiek zakończenie moim zdaniem trochę naciągane. 

- Ryzykujesz Luka. - Odezwała się Chloe. - Nie omawia się książki autora przy nim, to są jego dzieci. To jakbyś powiedział Mari, że Lena to super śliczna dziewczyna i w ogóle, ale jednak ma coś nie tak z głową. - Po tym wszyscy wybuchli śmiechem, a Luka zaczął gorączkowo zapewniać, że Lenka to najcudowniejsze dziecko na świecie. 

- Po co Adrien w sumie? - Zapytała Kagami, a Mari lekko się zaśmiała skrępowana.

 - Chciałam, aby ktoś cię odwiózł. Miałyśmy dosyć ciężką rozmowę.- Dziewczyna wstała i zaczęła się ubierać.

- Nie trzeba, mam swoje auto. - Stwierdziła. - Z resztą mieszkam w hotelu. - Dodała oschle, aż ciemnowłosej zrobiło się głupio. 

- W takim razie, wybacz, że dzwoniłam. - Powiedziała do Adriena. - Trochę wyszłam przed szereg. 

- Nie ma problemu. - Uśmiechnął się. - To będę wracać.  - Dodał i wspólnie ze swoją byłą narzeczoną wyszedł. Kobieta westchnęła. 

- Co za głupia sytuacja. - Uznała Mari, w drodze do salonu, zajrzała do Leny, która bawiła się lalkami w pokoju. Dziewczynka uśmiechnęła się radośnie, machając rączką Elli, barbie w różowej sukience, do mamy. Kobieta odmachała jej i poszła do salonu. 

- A wracając do tematu. - Powiedziała Chloe, wyjmując pilnik z torebki. - O co dokładnie chodzi?

- Pieprzyłem się z Nathem. -Powiedział, czując jak ściska mu się żołądek. Chloe w szoku tak mocno przejechała sobie po wypielęgnowanym paznokciu, że go złamała, a Luka zachłysnął się pitą z puszki colą. - Za każdym razem jak to robiliśmy, to nienawidziłem siebie jeszcze bardziej. Brzydziłem się sobą, zrobiłem to swojej przy...- Nie udało mu się dokończyć. Marinette uderzyła mężczyznę w policzek otwartą dłonią, patrząc na niego mieszaniną złości i obrzydzenia.

- Traktowałam cię jak brata...- Szepnęła. - Załatwiłam ci pierwsze wydanie. A ty z moim mężem. - Usta jej drżały od łez, które powstrzymywała. Luka pobiegł zamknąć drzwi od pokoju Leny. - Byłeś mi rodziną. 

- Nie wiedziałem co się u ciebie działo, jak cię traktował. -Powiedział. - Ale dobrze się stało, masz kolejny argument po swojej stronie.

- Tu nie chodzi o rozwód. To nie chodzi o niego, a o mnie.- Warknęła. - Zdradziłeś mnie. Upokorzyłeś. 

- Przepraszam Mari. - Szepnął. -Naprawdę przepraszam. Gdybym wiedział, co On ci robił...

- To byś się z nim nie pieprzył?- Zapytała zaskoczona. - Co byś zrobił? Błagam cię. To tyle wyjaśnia, jego spokojne okresy po twoim wyjeździe. 

- Mari...- Jęknął błagalnie. 

-Ja... Ja teraz nie mogę na ciebie patrzeć. - Wstała.- Ile to trwało?

- Pięć lat około. - Szepnął. Mari spojrzała na niego ze zgrozą.

- Jezu. Powiedz mi jedno. - Szepnęła, kładąc mu dłonie na ramionach. - Czemu?

- Byłem cały czas w podróży, a wy byliście jedyną stałą w moim życiu. Troche wypiliśmy. On w pewnym momencie mnie pocałował i jakoś poszło. - Marinette westchnęła.

- Przynajmniej jedno mamy z głowy. Z tyloma dowodami rozwód na pewno dostanę. - Szepnęła i ominęła chłopaka, a następnie zamknęła się w pokoju z Leną. Dziewczynka spojrzała z uśmiechem na mamę.

- Pobawis się ze mną? - Zapytała, a Marinette uśmiechnęła się do córki i pogłaskała ja po włosach.

- Nie teraz. -Stwierdziła. - Muszę się położyć, boli mnie głowa. - Dodała, kładąc się na łóżku i zamykając oczy, chcąc odpocząć chociaż chwilkę. 

- Czy wujek Malc zlobił coś źle? - Zapytała Lena.

- Tak. - Powiedziała Marinette.

- Ale mówiłaś mi, że nawet jak jestem na kogos baldzo, baldzo zla, to nie mogę go uderzyć. - Powiedziała dziewczynka. - Że nie wolno tak lozwiązywać ploblemów.- Mari westchnęła i przeszło jej przez myśl, że mogła pójść do łazienki i położyć się w wannie.

- Zrobiłam to nagle, nie zastanawiałam się. Bardzo mnie zabolało to co wujek zrobił.- Odpowiedziała.

- A żałofał?- Zadała kolejne pytanie. Marinette świadoma do czego dąży jej córka, zaczęła się lekko irytować, sytuacją, sprawami. 

- Nawet jeżeli, są rzeczy, których nie można od razu wybaczyć. Wujek nie zabrał mi ulubionej lalki tylko coś gorszego. A ty córciu, jesteś co najmniej dwadzieścia lat za młoda, aby dawać mi lekcje. Na trochę za dużo sobie pozwalasz. - Powiedziała. Usłyszała jak Lena głośno przełyka ślinę.

- Dobrze, mamo.-Szepnęła. -Przepraszam.-Dodała i zaczęła gładzić sukienkę lalce, a Marinette mogła w spokoju poleżeć oraz spróbować odpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top