Rozdział 44

 - Tak, dziękuję. - Odpowiedziała na koniec swojego wywiadu, gdy policjant zamknął teczkę. Wstała z krzesełka, biorąc pusty już kubek. - W takim razie będę się żegnać. - Stwierdziła. Mężczyzna uśmiechnął się ciepło, biorąc naczynie od kobiety w dłoń.

- Proszę się nie trudzić. - Powiedział. 

- Sierżancie Duparc. - Zaczepiła Marinette niepewnie mężczyznę, nim wyszli z gabinetu. - Ja chciałabym się tylko zapytać. Mój mąż, jest w areszcie... Jaka jest szansa, że wyjdzie?

- Znikoma.- Odpowiedział. - Pamiętam doskonale wyzwiska jakie rzucał w Pani stronę, ataki na policjantów. - Kobieta odetchnęła z ulgą na jego słowa, ubierając kurtkę. Jean sięgnął po szalik kobiety, ale ta ubiegła go, nie chcąc przedłużać kontaktu z mężczyzną. Pomimo wielkiej pomocy, jaką od niego dostała, czuła się, po dość krótkiej rozmowie, jakoby przebiegła maraton i marzyła tylko o tym by wyjść z klaustrofobicznego jej zdaniem pomieszczenia. 

- Więc... - Szepnęła, czując lekkie zażenowanie swoim zachowaniem.  - Jestem wdzięczna. Do widzenia. - Kiwnęła głową, po czym szybkim krokiem wymaszerowała z pokoju. 

- Proszę poczekać! - Krzyknął, zatrzymując kobietę. - Rozumiem Pani zmęczenie, ale bez mojej karty, nie wyjdziesz z tego bloku. - Uśmiechnął się ciepło. Marinette z mieszanymi uczuciami ruszyła w stronę wyjścia, ramię w ramię z Jeanem. 

U Luki wzięła długi prysznic, chcąc zmyć z siebie wszystkie wyzwiska Nathaniela, jak i pamięć o obraźliwych napisach w jej domu. Z czasem zaczęła się zastanawiać, kiedy skończyła w tym miejscu. Kiedy dokładnie marzenia Natha stały się ważniejsze niż jej oraz kiedy jego zdanie stało się  głośniejsze niż jej. Zacisnęła zęby, wyłączając wodę. Po ubraniu się, zasiadła do komputera. Po przejrzeniu paru ofert pracy, przetarła oczy i westchnęła.

- Co jest? - Podskoczyła na głos Luki z drugiego pokoju.

- Skąd się tu wziąłeś? - Zapytała. - Nie no, mieszkasz tu. - Jęknęła. - Przepraszam. Myślałam o powrocie do zawodu. Jednak za mało bym zarabiała.- Lekko zmarszczyła brwi, patrząc na mężczyznę.- Ale mam inny genialny pomysł.- Weszła na grupę na facebook'u, gdzie ludzie ogłaszali się swoimi dziełami oraz je sprzedawali.

- To na prawdę genialny pomysł. - Luka kucnął przy dziewczynie, aby spojrzeć co robi, po czym skrzyżowali spojrzenia. Marinette mimowolnie spojrzała na usta chłopaka, po czym poczuła jak wewnętrznie brakuje jej bliskości i ciepła. Chłopak łagodnie się uśmiechnął. - Mogę przynieść twój szkicownik, a po drodze do prze...- Nagle przerwał. Jego uwagę zwróciło spojrzenie Marinette i dotarło do niego, skąd nagła czerwień na policzkach. - Mari. - Szepnął miękko.

- Tak?- Odpowiedziała, podnosząc wzrok i spoglądając w jego oczy. Dotarło do dziewczyny, co robiła przez ostatnie kilka sekund oraz, że chłopak był tego świadomy. 

- Proszę cię na wszelkie świętości. - Szeptał.- Nie rób mi nadziei. Błagam cię, nie chcę cię zranić, po tym co przeszłaś.

- Nie rozumiem. - Marinette miała wrażenie, jakby wszystkie jej mięśnie nagle stały się z ołowiu, a  wzrok Luki przewiercał jej duszę do dna. 

- Oszołomiłaś mnie jak tylko pierwszy raz spojrzałem ci w oczy, kiedy siedziałaś za biurkiem. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. - Każde słowo Luki najpierw raniło, a następnie delikatnie łagodziło ból dziewczyny, wprawiając ją w paraliżujący strach. - Z każdym kolejnym dniem, który z tobą spędzam, upewniam się w swoim zauroczeniu. Pomoc tobie mi wystarczy, Nie patrz na mnie w ten sposób. 

- Luka, nie chcę cię obciążać. - Odpowiedziała ciemnowłosa. Chłopak złapał jej dłonie i przyłożył sobie do ust składając na nich delikatny pocałunek. 

- Pomoc tobie, serio mi wystarczy. Jednak nie mieszaj mi w głowie. Wiem, że coś łączy cię z Adrienem oraz, że potrzebujesz czasu po rozwodzie, który cię czeka. - Szepnął. 

- Nic mnie nie łączy z Adrienem. - Jęknęła nie pewnie Mari, a Luka uśmiechnął się tylko. Po chwili odgarnął jej kosmyk włosów. 

- Jeśli sąd ma ci uwierzyć, to musisz lepiej kłamać. - Odpowiedział. - Po odebraniu Leny, zajedziemy po materiały. - Powiedział, wstał i wyszedł z pokoju, a Mari została sama z mętlikiem w głowie. Myśli szalały jej w głowie jak dzikie konie, a w piersi czuła uścisk. Bolesny uścisk, poczucia winy.  

Jeszcze tego samego dnia do drzwi zapukała Kagami. Złapała Mari za dłonie, patrzac na nią z roziskrzonymi oczyma. 

- Biorę cię na kawę. Herbatę. Inkę. Cokolwiek!- Krzyknęła, niby szczęśliwa, jednak Mari miała wrażenie, że jej przyjaciółka coś udaje. Lenka rysowała dom na zajęcia do przedszkola, a Luka... Mari nawet nie wiedziała co chłopak robił. Resztę dnia go unikała. Ani nie pojechali po materiały, bo sama odebrała córkę. Ani obiadu razem nie zjedli, bo wymigała się brakiem apetytu. 

- W sumie, z przyjemnością. - Odpowiedziała. - Lenka, bądź grzeczna. Luka, przypilnujesz ja chwilę?- Zapytała niepewnie.

- Jasne. - Usłyszała, po czym szybko się ubrała i wyszła. Odetchnęła z ulgą wychodząc z mieszkania, zostawiając poczucie winy za drzwiami mieszkania. 

- Wyczuwam między wami napięcie. - Mruknęła Kagami, a Mari na jej słowa się roześmiała. 

- Jeszcze byś się zdziwiła. - Mruknęła pod nosem. - Nie ma co opowiadać. Serio, wyjaśnimy to sobie, potrzebuje czasu i tyle.- Dodała głośniej. Zatrzymały się w pierwszej lepszej kawiarni i zamówiły po kawie. Marinette domówiła mleko i cukier. - Co się stało?- Zapytała, gdy przyjaciółka momentalnie posmutniała. 

- Adrien się stał.- Westchnęła dziewczyna. - Z drugiej strony, nie mogę go winić, minęło dużo czasu. Myślał, że nie żyje. 

- Ale co jest? - Zapytała, nadal nie rozumiejąc.

- Mój narzeczony już mnie nie kocha. - Mari podniosła zaskoczona brwi. I tutaj była szczerze zdzwiona, bo mimo tego co między nią, a blondynem zaszło, była pewna, że chłopak nadal kocha i pamięta o Kagami.

- Po czym tak wnosisz?- Zapytała, niedowierzając w słowa przyjaciółki, ale momentalnie struchlała pod spojrzeniem przyjaciółki. Już wiedziała, że ONA jest świadoma tego co się zdarzyło.

- Bo kocha ciebie. - Stwierdziła, bez najmniejszego zawahania. - Powiem ci szczerze, nie winię ciebie. Nie winię go. To ja zniknęłam na długi okres czasu. Mogę winić tylko i wyłącznie siebie. 

- Kagami. - Szepnęła miękko Mari, łapiąc przyjaciółkę za dłoń.

- Oddałam mu pierścionek i wracam do domu rodziców. - Powiedziała, przytłaczając dziewczynę kolejną falą informacji. - Nie mam zamiaru go do niczego zmuszać. A to byłoby zwyczajnie okrutne. Możecie być razem.

- O matko, Kagami. - Mruknęła ciemnowłosa. - Ja nie chce być z Adrienem. Mówię całkowicie szczerze. Nie jestem gotowa, po tym co zrobił mi Nathaniel, nawet myśleć o związku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top