Rozdział 34
Minęły dwa dni, a dziewczyna, pomimo świadomości, że powinna, nadal nie przeprosiła Luki za zrobioną mu w aucie awanturę. Cicho westchnęła, spoglądnęła na leżące na komodzie wyniki z rezonansu, EEG i reszty badań, których odebranie zajęłoby jej wieki, gdyby właśnie nie gospodarz oraz opadła ciężko na poduszki. Przyłożyła dłonie do oczu, zasłaniając sobie widok na biały, chociaż nierówny sufit i próbowała różnymi myślami zagłuszyć poczucie winy. Przecież miała tyle innych problemów, czemu ciągle miała kłopot z tym, że zrobiła mu taką awanturę.
Odwróciła się na bok, zmieniając pozycje rąk tak, aby móc położyć na nich głowę oraz zgięła nogi w kolanach. Dobrze wiem skąd to poczucie winy... Pomyślała. Niepotrzebnie się na nim wyżyłam, wyładowując wszystkie złe emocje, po czym nawet go nie przeprosiłam, a On... On bezczelnie nadal mi pomaga! Kobieta ciężko westchnęła, wstając z łóżka. W końcu postanowiła go przeprosić albo chociaż mu podziękować. Może zaczną znów ze sobą rozmawiać. Niepewnie wyjrzała ze swojego pokoju, ale w salonie nie było żywej duszy. Usłyszała głosy w kuchni.
Marinette, czując jak jej niepewność rośnie, ruszyła w stronę pomieszczenia w którym prawdopodobnie był Luka wraz z jej córką. Drzwi były otwarte, więc zajrzała zza rogu, tak aby jej przypadkiem nie zauważyli, co na szczęście poskutkowało. Lena uczyła mężczyznę najprostszego przepisu, na babkę, a Marinette ścisnęło za serce, gdy przypomniała sobie jak Ona sama jeszcze nie tak dawno piekła z dziewczynką.
- Telas, uwasaj. tsa psiesiac moke.- Powiedziała Lena chłopakowi i, chociaż zazwyczaj nie miał on problemu ze zrozumieniem jej, to teraz ze względu na podjedzony cukier jej córka sepleniła bardziej niż zwykle. Mari uśmiechnęła się rozczulona i wyszła z ukrycia.
- Przesiać mąkę do masy.- Przetłumaczyła słowa rudowłosej, zwracając uwagę dwójki osób. - Daj, pomogę wam.- Dodała, a następnie szybko, chociaż nieświadomie, dokończyła ciasto i włożyła je do piekarnika.
- Spadłaś nam z nieba.- Powiedział Luka, zdejmując fartuch, po czym zabrał się za rozwiązywanie supła przy materiale Lenki. Wtedy przez myśl Marinette, i ku jej zgrozie, przeszło jej, że chłopak nadawałby się na ojca.
- Tak!- Krzyknęła rozradowana dziewczynka.- Jak aniol slodkos-slod...slo...- Nagle rudowłosej zaczęła drżeć bródka, a oczy zaszły łzami, gdy naszły ją nagłe trudności ze słowem.
- Hej, hej!- Nagle odezwał się ciemnowłosy, zdejmując z niej fartuszek.- Chodź, razem spróbujemy, dobrze?- Dziewczyna kiwnęła głową, po czym po kilku próbach nieudolnego sylabowania, w końcu udało im się powiedzieć słodkości. I to nawet bez seplenienia.
- Słodkości!- Krzyknęła w stronę mamy.- Słodkości! Słodkości! Rudowłosa pobiegła w stronę akwarium, aby pochwalić się Sassowi, czego się nauczyła. Luka chciał ruszyć w jej stronę, kiedy poczuł niepewny dotyk na nadgarstku. Był tak zaskoczony nagłym ruchem ciemnowłosej, że mimowolnie zatrzymał się w pół kroku, bo ostatni raz, gdy dziewczyna go dotknęła było kilka dni temu.
- Luka...- Chłopak wydał z siebie w odpowiedzi pomruk, że słucha.- Możemy pogadać? Wiesz... Na osobności?
- Jasne.- Powiedział, po czym ruszył w stronę kuchni, a ciemnowłosa puściła go tak szybko jakoby jego skóra co najmniej parzyła. Ciemnowłosa usiadła na jedynym krześle w niewielkim pomieszczeniu, a mężczyzna oparł się o blat niedaleko kuchenki, przez co czuł niedaleko siebie ciepło piekarnika.
- Ja chciałam.- Marinette zaczęła, po czym podrapała się po karku, czując nagle przytłaczające poczucie winy. - Przepraszam.- Westchnęła cicho.- Za tą całą sytuację w samochodzie. Nie powinnam robić ci problemu, że chcesz nam pomóc, pokazałam tylko, że jestem niewdzięczną zołzą, a ja serio jestem tak wdzięczna.- Marinette nie odważyła się podnieść wzroku, ale mniej więcej w połowie swojej przemowy zaczęła bawić się kosmykiem swoich włosów.
- Jest okej, przyjmuje przeprosiny.- Odpowiedział.- Domyślam się, że powinienem też ci powiedzieć, co planuję.- Dodał, uśmiechając się lekko, co ciemnowłosa uznała za urocze. Postanowiła wstać i podeszła do chłopaka.
- Dziękuję za to co robisz dla mnie i Leny. Że wymieniłeś swój motor na auto, że dałeś mi ten zestaw do szkicowania, że zajmujesz się Leną... - Marinette bardzo niepewnie złączyły ich dłonie, po czym splotła palce i spojrzała mu w oczy.- Na prawdę bardzo ci dziękuję. Dużo dla nas robisz.
- I zrobię więcej.- Stwierdził, odwzajemniając łagodnie uścisk, a wolną ręką odgarną z jej twarzy kosmyk włosów. - A właśnie! - Nagle krzyknął odsuwając się od niej, przyprawiając ją o mały zawał serca. - Mam dla ciebie. Znaczy się dla Leny... Neurologa! Neurolog Pediatra będzie pisała swoją pracę, ale mimo wszystko specjalizuję się w epilepsji, bo przez całe studia siedziała w tych tematach. To jedna z moich koleżanek, więc z czystym sumieniem mogę ci ją polecić.
- Luka.- Szepnęła cicho, gdy mężczyzna szukał czegoś w szufladach. - Nawet nie rób mi takich nadziei. Dobrze wiesz, że albo były w miastach oddalonych o kilkaset kilometrów albo szansa na wizytę była dopiero za kilka lat. Prywatną.
- Mari.- Powiedział ciepło, wyciągając jakiś skrawek papieru. - Trochę nie fair się zachowałem jedynie w tym, że umówiłem was na najbliższy termin bez konsultacji z wami. - Stwierdził dając jej to co przed chwila odnalazł, a dziewczyna uważnie wyczytała nabazgraną byle jak datę i miejsce wizyty.
- Jak wy mi to robicie? To za dwa dni, na ósmą.- Mruknęła z niedowierzaniem. Marinette spojrzała przez otwarte drzwi na Lenę, która w kółko powtarza wężowi Luki "Słodkości" z wielkim uśmiechem na twarz, a następnie poczuła jak taki uśmiech pojawia się na jej twarzy. Ciemnowłosa wtuliła się w chłopaka. - Ja nie rozumiem czemu to robisz. Tak krótko mnie znasz, ale tak bardzo ci dziękuję!
- Jest okej.- Powiedział, delikatnie głaszcząc ja o plecach, aż dziewczyna z przerażeniem odsunęła się od mężczyzny.
- Ja już pójdę. - Stwierdziła, ruszając w stronę swojej córki.- Niedługo czeka mnie rozprawa, jutro mam wizytę z Julie...
- Zawieść cie do niej? - Zapytał mężczyzna, a kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie.- Mruknęła, a po dłuższym namyśle dodała.- Przejażdżka autobusem będzie dobra.
Następnego dnia zostawiła Lenę z Luką, któremu, w porównaniu do Adriena, w kwestii opieki nad dzieckiem, ufała i pojechała do swojej Pani Psycholog. U progu przywitała ją mało sympatycznie recepcjonistka, ale natomiast, prawie że od razu z gabinetu wyszła Julie. Tym razem kobieta związała swoje włosy w wysokiego kucyka, a usta pomalowała czerwoną szminką. Uśmiechnęła się do Marinette delikatnie się kłaniając.
- Miło mi cię znów widzieć. - Powiedziała, zapraszając ja gestem do gabinetu.- Kawy, herbaty czy może czegoś innego do picia?- Zapytała.
- Chyba poproszę herbaty, a Julie przez otwarte dwie zawołała do swojej recepcjonistki o dwa napoje. Usiadła naprzeciwko ciemnowłosej, zakładając nogę na nogę i otworzyła swój notes.
- No dobrze, a więc... Jak tam twoje spacery?- Zapytała, wyciągając, ku zdziwieniu Marinette, długopis zza ucha.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top