Rozdział 27

 Lena od piętnastu minut wpatrywała się w śpiącego na kanapie Lukę. Usiadła na stoliku kawowym i kiwała nóżkami na boki, rysując niewidzialne szlaczki dużymi palcami na podłodze. Z jej drobnych ust raz na jakiś czas wydobywało się ciche, rozmarzone westchnienie. W pewnym momencie chłopak przeciągnął się i położył na brzuchu. Otworzył jedno oko i nieprzytomnie spojrzał na Lenę, a po chwili podniósł się lekko, opierając na łokciach.

- Hej, Mała, coś się stało?- Zapytał przytomniejąc i siadając.

- Nie.- Odpowiedziała, przyglądając mu się.

- Czemu nie śpisz? Od kiedy tak siedzisz?- Zapytał, wstając i ponownie się rozciągając.

- Od około piętnastu minut.- Chłopak spojrzał na nią z uniesioną brwią. Spojrzał na zegarek.

- To co powiesz na zrobienie śniadania dla swojej mamusi?  - Zapytał dziewczynki.

- Pewnie - I już niedługo też twojej. Pomyślała, po czym w podskokach ruszyła do kuchni. Chłopak z lekkim ociąganiem wstał, po czym wolnym krokiem ruszył za dziewczynką, gdy usłyszał krzyk zza drzwi sypialni. Spojrzał w stronę pomieszczenia, w którym powinna spać Marinette, zatrzymując się w pół kroku.

- NIE! NIE!- Usłyszał stłumiony przez oddzielające ich drzwi głos dziewczyny. Potrafił wyczuć panikę oraz przerażenie. Lena odwróciła się, aby na niego spojrzeć.

- Idź przygotuj potrzebne rzeczy, a ja... Sprawdzę coś.- Powiedział, po czym podszedł do kawałka drewna oddzielającego go od jego gościa. Zapukał niepewnie i przyłożył ucho do dziurki od klucza, aby lepiej usłyszeć co dzieje się po drugiej stronie. Z trudem rozpoznał szloch dziewczyny.

- Ale ja musiałam! Mamo...- Szepnęła. Luka zmarszczył brwi, przypominając sobie, że rodzice dziewczyny nie żyją. Spróbował otworzyć drzwi, ale okazało się, że dziewczyna zamknęła się na klucz. Luka zacisnął zeby i postanowił je wyważyć. Naparł na nie ramieniem i za trzecim razem, zamek odpuścił. Ujrzał skuloną dziewczynę plączącą na łóżku. W roztrzęsionych dłoniach trzymała telefon, z którego wydobywał się czyiś głos na głośniku. Marinette drżała dolna warga, a z niebieskich oczu płynęły łzy. Pierwsza myśl jaka naszła chłopaka to, że Nathaniel, w końcu wpadł na pomysł, aby spróbować się z nią skontaktować. 

- Nie powinnaś go zostawiać! Tak nie robi dobra żona!- Usłyszał nagle ochrypły, damski głos, wydobywający się z urządzenia, a z ust Marinette wyleciał potok niezrozumiałych słów.- Zachowałaś się jak bezużyteczny śmieć!- Karcący, podniesiony ton musiał bardzo ranić ciemnowłosą, a w Luce, aż się zagotowało, gdy połączył wszystkie fakty. 

- Teściowa.- Mruknął pod nosem. Podszedł szybkim krokiem do dziewczyny i wyrwał telefon z dłoni dziewczyny, a ta uniosła wzrok, aby przyjrzeć się, kto do niej przyszedł. - Matka tego chuja?- Marinette w lekkim szoku jedynie kiwnęła głową, a mężczyzna przybliżył słuchawkę do ust. - Jedynym bezużytecznym śmieciem jest Pani synalek!- Warknął, po czym rozłączył się z kobietą nie dając jej szansy na odpowiedź. 

- Ja...- Chciała zacząć ciemnowłosa, ale Luka uciszył ją, łapiąc jej dłonie, uprzednio odkładając komórkę na stolik nocny. Ścisnął je mocno, zapominając o ich łapaniu się przez materiał ubrań.

- Nie. Marinette, po prostu nie. - Powiedział.- Wszystko co ta kobieta ci wmawiała to łgarstwa! Zwykłe kłamstwa! PAMIĘTAJ TO!

-Do- dobrze.- Zająknęła się, a chłopak obdarzył ją łagodnym uśmiechem, gdy ciemnowłosa odwzajemniła uścisk dłoni. 

- W takim razie wracam do robienia śniadania. - Powiedział, ruszając do wyjścia i puszczając kobietę.- Dzisiaj mamy wielki dzień.

- No tak...- Mruknęła pod nosem. - Psycholog.


Około południa Luka odwiózł ją pod umówione z Adrienem miejsce, a zabrał Lenę, ku niezadowoleniu Marinette, na lody. Marinette z poddenerwowania skubała swoje skórki, rozglądając się za blondynem. W końcu były model przyjechał i bez słowa ruszył w stronę wielkiego, szklanego wieżowca, opatrzonego szyldem " Profesjonalna Pomoc Psychologiczna". 

- Cześć.- Mruknęła w jego stronę, obejmując się dłońmi.

- Hej.- Odpowiedział jej zwięźle mężczyzna oraz przepuścił ją w wejściu do przestronnej, nowocześnie umeblowanej recepcji. Zza lady uśmiechnęła się do nich kobieta.

- Dzień dobry...- Na chwilę się zatrzymała, spoglądając prawdopodobnie w komputer, aby sprawdzić nazwisko w grafiku.- Pani Marinette? 

- Witam, tak.- Powiedziała niepewnie ciemnowłosa.

- Oczywiście. Pani Cherry już czeka.- Powiedziała kobieta, wskazując jeden z czterech gabinetów, opatrzony małym srebrnym numerkiem. Nagle drzwi się otworzyły, a zza nich wyjrzała młoda, wysoka dziewczyna o lekko falowanych włosach. 

- Witaj Adrien, przypomniałeś sobie o starej znajomej?- Zapytała kobieta, krzyżując dłonie na piersiach, patrząc jak blondyn oblewa się delikatnym rumieńcem.

- Julie, wiesz jak to bywa... - Kobieta wyszła do nich z gabinetu, wystukując rytm swoimi obcasami. Dopiero jak dziewczyna stanęła przed nimi, ciemnowłosa mogła przyjrzeć się dokładniej nowo-poznanej. Kobieta miała szarozielone oczy schowane za czarnymi oprawkami okularów i długie, ni to proste, ni to falowane, ale na pewno bardzo grube jasno-brązowe z rudymi refleksami włosy, sięgające do talii. Dopiero jak podeszła, Marinette zauważyła lekki makijaż Julie, a dziewczyna nie miała na sobie cieni. Jedyne co się na jej twarzy mocno wyróżniało to perfekcyjne wykrojone usta, pomalowane fioletowa szminką. Ciemnowłosej nie uszło uwadze, że szatynka była wzrostu Adriena.

- Marinette, już mi się przyjrzałaś?- Zapytała kobieta, wybudzając dziewczynę z letargu. Ciemnowłosa zaczerwieniła się lekko.

- Wybacz, możemy zacząć sesję?- Zapytała, a Julie obdarzyła ją łagodnym uśmiechem.

- Oczywiście.- Powiedziała i wskazała dłonią na odpowiedni pokój.- Zapraszam Panią na kozetkę.- Marinette poszła w stronę otwartego pomieszczenia, a kobieta spojrzała ostatni raz na Adriena.

- Nic się nie zmieniłaś... Jak się czujesz, no wiesz... Czy on?- Julie zmarkotniała.

- Wiesz jaka jest dla niego jesień...- Odpowiedziała.- Ale jest lepiej niż było. Trzeba go wspierać, a ty powinieneś nas częściej odwiedzać.- Dodała, po czym zamknęła drzwi gabinetu za sobą. Spojrzała na spiętą klientkę, siedzącą prosto na kozetce. Ponownie uśmiechnęła się. - Marinette, rozluźnij się, wody?

- Nie, dziękuję.- Odpowiedziała kobieta, takim tonem, że psycholog ciężko było stwierdzić czy ciemnowłosa odmawia wody czy też rozluźnienia. Chyba obu. Pomyślała, patrząc na spanikowane spojrzenie kobiety.

- Wiem, że wizyta u psychologa, nie jest zazwyczaj mile widzianą formą rozrywki...- Zaczęła Julie, siadając na fotelu.- I najpewniej wolałabyś robić coś innego, ale uwierz, że chcę ci pomóc. Jesteś gotowa?- Marinette sztywno kiwnęła głową, a Julie opadły ręce. Ta dziewczyna jest tak niegotowa jak tylko się da. Pomyślała. Dobrze, zaczniemy powoli. Dodała w myślach. - Jak poznałaś Adriena?- Zapytała, postanawiając zbudować najpierw jakiś rodzaj więzi między nimi, a kto wie? Może temat Nathaniela sam wypłynie.

- Adriena?- Zapytała ciemnowłosa zaskoczona.- Oh... No dobrze... No więc poznałam go w gimnazjum. Zakochałam się w nim, ale z czasem zrozumiałam, że On tego nie czuje... Ale nasze pierwsze spotkanie? Chyba doszedł do naszej klasy w połowie roku i usiadł w jednej ławce z moim przyjacielem, Nino. W ten sposób stworzyła się nasz paczka. Ja, On Alya i Nino. Z czasem doszła Kagami, która zabrała blondyna. Była bardzo zaborcza.- Uwadze Julie nie uszło, że ramiona ciemnowłosej lekko opadają i rozprostowuje nogi.- Kiedy zrozumiałam, że już nie mam szansy u Adriena, pojawił się Nathaniel.- Bingo. Pomyślała psycholog, otwierając notes.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top