Praca w toku.

Sami wraz z Outertale Sansem i Science Sansem porządkowała książki w bibliotece.

Jako dziewczyna dostała jako przydział uporządkowanie książek z działu fantastyki i science-fiction.

Ale i tak miała dużo pracy.

Załadowała książki na specjalny wózek i wytarła pustą półkę, ocierając przy tym pot z czoła.

Sami i tak miała szczęście, że pracowała w budynku.

Ponieważ na zewnątrz było chyba z milion stopni, a w środku tylko dwadzieścia pięć.

Ciekawiło ją to, jak radzą sobie ci pracujący na zewnątrz.

Odtrąciła myśli na bok i wróciła do pracy, chcąc jak najszybciej mieć już wolne.

------------------------------

Crystal machnęła pędzlem, rozpryskując farbę na ścianie.

Już prawie skończyła wraz z Inkiem i Swap Undyne odmalowywać budynek ośrodka, w którym znjdowały się ich kwatery.

-I jak?- spytał Ink.

-Jeszcze chwilę i już skończę. A ty?

-Ja skończyłem.

-No tak, przecież ty masz i wprawę, i wielki pędzel- rzuciła Crystal.

Ink spłonął tęczowym rumieńcem.

Crystal w pierwszej chwili nie wiedziała, o co mu chodzi, ale po chwili załapała.

-Niech żyją dwuznaczności- mruknęła pod nosem, wracając do malowania ściany i próbując ukryć rumoeniec, który wkradł się na jej twarz.

---------------------

Zwyczajna zanurzyła pędzel w farbie i nałożyła gęstą ciecz na płot.

Wraz z Rose, Swap Papyrusem i Fell Frisk malowała płot.

W pełnym słońcu, kiedy temperatura na zewnątrz wynosi jakiś pierdyliard stopni.

-Egh, czemu nie można korzystać z magii- marudził Swap Papyrus.

Co interesujące, musiał przestać się lenić, bo inaczej trzy wściekłe dziewczyny zamieniłyby go w pył szybciej, niż on zabija Charę w Genocide Run.

-Weź przestań marudzić. Wszystkim nam jest ciężko- burknęła Fell Frisk.

Zapadła cisza, przerywana tylko odgłosami moczenia pędzlów w farbie i rozprowadzania tejże substancji na płocie.

Nagle Rose odwróciła się.

-Ej, patrzcie, czy to nie opiekunka Lily?

Zwyczajna spojrzała w tamtym kierunku.

I faktycznie, z daleka nadchodziła blond włosa dziewczyna, z jakimś koszykiem w ręce.

-Pewnie chce sprawdzić, czy pracujemy- powiedziała Frisk i wróciła do pracy, a zaraz potem zrobili tak pozostali.

-Hej, jak tam wam idzie?- zapytała radosnym głosem opiekunka.

-Jakoś leci.

-Heh. Mam coś dla was.

To mówiąc, zdjęła chustkę z koszyka, odkrywając metalową skrzynkę z lodem.

A pośród lodowych kostek pochowane były butelki z napojami, oraz lody.

-PIĆ- krzyknęła Zwyczajna, po czym skoczyła w stronę upragnionej rzeczy.

Zaś chwilę później siorbała zimną lemoniadę przez rurkę.

------------------------

Kornat wytarł kolejną ławkę i zanurzył szmatkę wletniej wodzie.

Samo mycie tych ławek nie było jakimś wysiłkiem, ale w takim cholernym upale nawet jego kości się pociły.

-Jak ci idzie?- usłyszał głos Reaper Sansa z przeciwnych trybun.

-Z magią byłoby szybciej, ale już połowa za mną!- odkrzyknął i wrócił do pracy.

Nie trwało długo, kiedy usłyszał jakieś szybkie kroki w oddali.

Było tak gorąco, ż nawet ptali nie śpiewały, więc nawet delikatny dźwięk można było usłyszeć, nie wysilając się zbytnio.

-Hej! Kor!

Chłopak wzdrygnął się na dźwięk swojego przezwiska.

Tylko jedna osoba go tak nazywała.

W jego stronę biegł nie kto inny, a Blueberry, wraz z małym pakunkiem w rękach.

-Co jest, Blueberry?

-Mam picie!

Wspaniały Sans dobiegł do Kornata i zaczął ciężko oddychać, jednocześnie wręczając zdziwionemu chłopakowi mała paczkę.

-Bo...uff...opiekunka Lily...huff...pozwoliła mi...uff... przynieść ci picie...huff... Kiedy opiekunka Chara była zajęta szyciem swetrów z Freshem...- wydyszał zmęczony i zaniebieszczony z wysiłku Blueberry.

Kornat roześmiał się w myślach.

Miał wielką ochotę zobaczyć Fresha szyjącego swetry dla EndTale Chary.

To dopiero musiało być mocne.

---------------------

Roksana wykręciła szmatę.

W końcu, po jakichś dwóch godzinach mycia, nareszcie skończyła myć podłogę.

Już czuła zdarte i obolałe kolana.

Powoli wstała, chwyciła wiadro w rękę i skierowała się w stronę upragnionej stołówki, mając nadzieję na coś do zjedzenia i picia.

Może się jej poszczęści.

-------------------

Yuuko i Sonia cicho gadały sobie, siedząc przy stoliku i popijając sok niewiadomego pochodzenia, mającego zieloną barwę.

Nie był on może jakiś super smaczny, ale bardzo dobrze gasił pragnienie.

-Ej, patrzcie, co znalazłem- powiedział Horror Sans, wychodząc z kuchni.

W rękach trzymał dziwną butelkę, wykonaną z przezroczystego, grubego szkła.

W środku pobłyskiwała wieloma kolorami jakaś gęsta ciecz.

Jedynym jej oznacznikiem była nalepka w kształcie chmurki z jakimś napisem.

Yuuko pochwyciła ją i przeczytała napis.

-Spektrum? A co to takiego?

-Nie mam pojęcia- odpowiedziała Sonia.

-Ja też nie wiem. Ale jest sposób by się przekonać- Sans wyjął szklanki i otworzył butelkę.

Słodkawy zapach rozszedł się w powietrzu, a nad butelką uniosła się tęczowa mgiełka.

Horror nalał ją do szklanek.

Substancja lekko zabulgotała podczas wlewania.

-To co? Pijemy?






OMG.
Dziękuję za 100 Followów!
Jesteście niesamowici!
Zastanawiam się, czy nie zrobić z tej okazji jakiegoś Speciala.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top