.niemampomysłunatytuł2.

Mistery szła powoli korytarzem.

Kierowała stę w stronę pokoju EndTale Chary, co samo w sobie jest niebezpieczne.

-Cześć Mistery. Co robisz na korytarzu?

Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie na dźwięk głosu, niepewna, co ma zrobić.

Postanowiła zrobić według niej naądrzejszą rzecz i stanęła twarzą w twarz z Lily.

-Um... Bo ja idę do EndTale Chary w pewnej sprawie i...

-A mogę wiedzieć, jaka to sprawa?

Mistery zaczerwieniła się.

Była pewna, że teraz wygląda jak jeden wielki burak.

-Bo...bo chcę ją prosić o to, by zamieniła Flowey'go w Asriela...?

Lily zaśmiała się.

-Widzę, że miłość krąży wokół nas~powiedziała, chichocząc- jak chcesz, to weź to- powiedziała i podała dziewczynie dziwną fiolkę z czerwonym płynem.

-Co to jest?

-Podlej tym kwiatka, a zmieni się w kozę- odpowiedziała opiekunka, po czym dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.

---------------------

Demi padła zmęczona na łóżko.

Nigdy więcej nie da się złapać EndTale Charze na czymkolwiek, o nie,nigdy więcej.

Spojrzała leniwie na swoje dłonie.

Były całe pomarszczone od wody i waliły na kilometr cytrynowym płynem do mycia naczyń.

Luksusowy kremik, nie ma co.

-Ej, nic ci nie jest?

Demi powoli odwróciła się w stronę głosu, mając ochotę zabić pytającego, dopóki nie zobaczyła, kim jest.

-A, to ty, Lavender. Powiedzmy, że miałam PIENKNY maniciure w luksusowym spa "Na Zmywaku". Mają zarąbiste usługi i kremiki.

Szkielet zaśmiał się.

-Dobry żart. A tak, to mam do ciebie pytanie...

-Hmm...?- Demi w końcu zainteresowała się rozmową.

-Chcesz ze mną pójść na dyskotekę?

-------------------

Äkäpussi w końcu skończyła wyciągać drzazgi z dłoni.

Ostrożnie schowała igłę do kosmetyczki i umyła ręce.

Na zajęciach praktycznych montowali kojce i budy dla zwierząt w schronisku.

Musiała przyznać, że jej praca wyszła mistrzowsko, aczkolwiek (UWIELBIAM to słowo~ dop.aut.) drzazgi w skórze nie były jej marzeniem.

Westchnęła cicho i zastanowiła się, czy chce iść z kimkolwiek na dyskotekę.

------------------

Sami zawinęła swoje włosy w ręcznik.

Musiała je umyć, bo ktoś wylał jej na głowę wiadro pomyj, a ona z trudem powstrzymała przemianę w Marti.

A taka przemiana mogłagrozić doszczętnym zniszczeniem budynku i wściekłą Charą na karku.

A z EndTale Charą lepiej nie zadzierać.

Sami podejrzewała, że nawet w postaci Marti nie dałaby rady jej pokonać.

A czy ją w ogóle da się pokonać?

Ona jest częściowo martwa, a ludzi ni da się uśmiercić po raz drugi, co nie?

Mimo to, postanowiła zgłosić otrzymanie takiego prezentu opiekunce Lily, bo gdyby taka sytuacja się powtórzyła, mogłoby być źle.

Bardzo źle.

--------------------

Romanti uskoczyła przed oberwaniem kością w łeb.

-Masz zeza, czy oczodoły ci się wymieszały?- krzyknęła w stronę napastnika.

-AGH! ZAMKNIJ SIĘ!- wrzasnął Fell.

A jak doszło do tej sytuacji?

Mianowicie Romanti przyłapała Fella na robieniu chamskiego żartu Sami i ostrzegła go o możliwych konsekwencjach.

Zaś Sans uznał, że ona uważa go za słabego.

Więc teraz pokazywał, że dziewczyna jest w błędzie.

Pociski z Gaster Blasterów pomknęły obok niej.

Romanti wyjęła swój Miecz Śmierci i odtrąciła nim przyciski lecące w jej stronę.

Lśniąca klinga z łatwością i świstem przecinała powietrze.

Nagle powietrze przeszyło pstryknięcie i wszystko w pokoju znalazłos ię w wielokolorowej aurze.

-Ej, rozumiem hormony i tak dalej, ale to już lekka przesada, wiecie? Jak chcecie iść ca randkę, to wystarczy powiedzieć to sobie, a nie od razu zabijać. Zabija się wtedy, gdy ktoś odmówi- spokojny głos należał do Lily, której praw oko było teraz czarne i świeciła się w nim zmieniająca kolory tęczówka.

Opiekunka machnęła ręką, odstawiając walczących na ziemię i wypuszczając dziwne światełko z ręki.

Światełko przyczepiło się do podłogi i rozeszło po całym pokoju, przywracając go do użytku.

-I żeby więcej walk nie było, jasne? I tak z trudem udało mi się powstrzymać Charę przed przyjściem tutaj i zostawieniem Fresha na pastwę Katelyn. To baw ie się dobrze!- i po prostu wyszła z pokoju.

-Ja nie ogarniam- stwierdził Fell.

-Czego?

-Przecież ona jest człowiekiem!!! Nie ma prawa mieć jakiejkolwiek mocy, a tu takie bum!

-Kilka ludzi tutaj ma moce, ciołku.

-Ale nie aż takie. Ona... Ona po prostu jest w stanie kontrolować rzeczywistość! Ja to do cholery jasnej jest możliwe?!

-Nie mam pojęcia. Jak chcesz, to się jej spytaj, a mi daj spokój. Nawet nie mam siły na żarty.

--------------------

Kate uszyła już dwa swetry.

Jeden niebieski i jeden w czerwono czarne paski.

-Nieźl ci idzie, muszę przyznać- powiedziała  Chara, kończąc trzynasty chyba sweter tego dnia.

-Jak chcesz, to możesz sobie zabrać swoje dzieła.

-Mogę?- spytała Kate.

-Oczywiście. Bo Fresh musi.

Obydwie spojrzały na szkieleta próbującego schować się w kapturze bluzy.

-Serio szkieleśmieciu, nie masz talentu do tego, a ja nie jestem jeszcze aż tak ślepa i bez gustu, by założyć twoją produkcję na siebie- to mówiąc, wskazała na jaskrawokolorową szmatkę dzierżoną przez szkieleta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top