Po drugiej stronie lustr... portalu? (1.1 maraton)
Kirshe rozejrzała się o pomieszczeniu, w którym się aktualnie znajdowała.
Była to duża, żeby nie powiedzieć ogromna sala.
Podłoga, jak i ściany były wykonane ze szlifowanego kryształu.
Po prawej stronie stał barek wraz z kimś za ladą.
A tym kimś był... Kucyk?!
Kirshe przetarła oczy, myśląc, że to halucynacja. Ale nie.
Za ladą stał prawdziwy kucyk, o granatowej, prawie czarnej sierści, różowo-niebiesko-czarną grzywę, zielone oczy, złoty diadem z niebieskim kryształem i złoty rynograf.
Istota spojrzała w jej stronę i uśmiechnęła się. Rozłożyła skrzydła i podleciała do sparaliżowanej dziewczyny.
Kucyk, nie dość, że miał duże, pierzaste skrzydła, to jeszcze był wyższy od Kirshe!
-Cześć, jestem Dark Smile, a ty?- zapytało to koniowate coś.
-K-kirshe...
--------------------
Zwyczajna stanęła przy barku.
Kiedy do ludzi, potworów i tych pośrednich dotarło, że w innym wymiarze są gadające kucyki o ludzkiej inteligencji, dyskoteka powoli zaczęła się rozkręcać.
Brązowowłosa westchnęła i przywołała do siebie Dark Smile.
-Co podać?- zapytała pegazica.
-Masz coś dobrego? Nie to, że widziwiam, tylko...
-Masz na coś ochotę, ale jeszcze nie wiesz, na co. Spoko, znam to. Dam ci mój specjał- mrugnęła porozumiewawczo i zaczęła grzebać pod ladą.
Po chwili wynurzyła się z naręczem butelek i zaczęła nalewać różnych substancji do kieliszka.
Zwyczajna zaniepokoiła się trochę, kiedy kucyk nalał jej do szklanki pewnej tęczowej substancji, ale to nie ona ma doświadczenie w robieniu drinków.
Klacz podała jej kieliszek pełen wielokolorowej substancji.
-Umm...- zaczęła niepewnie dziewczyna.
-Aaa... Miałaś już styczność ze Spektrum, co? Ale nie bój się, to nie jest tak obrzydliwe.
Dark Smile uśmiechnęła się zachęcająco.
Zwyczajna popatrzyła po raz kolejny na kieliszek.
-------------------
Sonia spokojnie plotkowała sobie z Crystal, kiedy poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu.
Dziewczyny obróciły się w stronę właściciela kościstej kończyny.
To był Dream Sans.
-Uh... Mogę na słówko?-zapytał, po czym zażółcił się.
-Tak, jasne- odpowiedziała Sonia.
Crystal, jakby instynktownie wyczuwając, o co chodzi, powoli wycofała się, zostawiając dwójkę samą.
-O co chodzi?- spytała Sonia.
-Bo...ugh... Chcesz ze mną potańczyć?- zapytał się szkielet, po czym zakrył twarz swoją pelerynką, próbując zakryć żółty rumieniec.
Dziewczyna uznała to za słodkie i delikatne ściągnęła mu materiał z twarzy.
-Czemu nie?
-Na serio?- spytał z niedowierzaniem, po czym zażółcił się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.
-Oczywiście, że tak!- odpowiedziała mu i przytuliła go, przez co szkielet prawie stracił przytomność.
--------------------
Hanako podeszła do barku wraz z Blueberrym.
Była wyjątkowo głodna i zamierzała to zmienić.
-To co zamawiamy?- spytał upadły anioł, biorąc kartę z przekąskami.
-Wspaniały Sans weźmie to, co ty!- odpowiedział jej radośnie szkielet.
-No dobrze, to...
Hanako przyjrzała się nazwom dań. Żadna nic jej nie mówiła.
Było do wyboru jakaś Czekoladowa Chmura, Fontanna Spektrum, lecz wiedziała, że to z miejsca odpada, koktajl kryształowy, z dodatkiem szafirów, szmaragdów i rubinów, z jednym metalem szlachetnym, jako dodatek, Frytki Sianowe, talerz owoców Słońca i Księżyca, oraz coś, co zwane było Alikornijską Harmonią.
I teraz pytanie.
Co ma wybrać?
------------------
Roksana stała pod ścianą i przeglądała sobie internety.
I tak miała czekać, więc co za różnica, czy będzie stała pod ścianą ja kołek, czy poprzegląda sobie memy?
Co ciekawe, było tutaj wifi. Tyle, że z hasłem.
Dziewczyna podeszła do Lily.
-Przepraszam...
-O co chodzi?- spytała opiekunka, odrywając się od stosu notatek, które uzupełniała.
-Wiesz, jakie jest hasło do wifi?
Lily zaśmiała się pod nosem.
-Tak, wiem. A co, chcesz dostarczyć sobie memów?
Zaskoczona Roksana nie wiedziała, co powiedzieć.
Skąd ona wie...?
Opiekunka chwyciła w dłoń kawałek kartki i szybko coś na nim napisała.
-Proszę bardzo. Tylko nie siedź za długo- Lily podała jej karteczkę i wróciła do przerwanego zajęcia, pozostawiając Roksanę sam na sam, ze swoimi myślami.
--------------------
Demi podpierała sobie ścianę.
Trzeba przyznać, że robiła to bardzo dokładnie, bo do tej pory ściana nie upadła.
-Hej, Demi...
-Co?- zapytała dziewczyna, spoglądając na pytającego.
Był nim Lavender Sans.
-Co robisz?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.
-Widzisz, Lav, podpieram ścianę, bo biedaczka zaraz zemdleje.
Patrzyła, jak Snas próbuje się nie roześmiać.
-Może ci pomogę? Wiesz, ona jest dość tęgiej budowy i możesz nie dać rady...
-Nie mów tak, bo jeszcze ją obrazisz. Przynajmniej nie jest koścista, tak jak ty.
Po tym zdaniu oboje zachichotali.
-No dobra, możesz mi pomóc podtrzymywać ścianę- powiedziała Demi.
Szkielet z ochotą wykonał polecenie i po chwili podpierał biedną ścianę razem z dziewczyną.
Tadaaa! Maraton uważam za oficjalnie rozpoczęty!
Pierwszy dzień maratonu!
Tak, już nie cierpię na syndrom Temmie'go.
Anyways, jeszcze dziś wrzucę jezcze jeden rozdział, więc...
*Determination
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top