Ekipa Wpierdol
Merida
Siedzieliśmy tak rozmawiając i jedząc trochę podejrzane grzybki oraz jagody, czy cokolwiek to było.
Po ostatnim ataku nie byliśmy pewni czy wychodzenie na zewnątrz jest bezpieczne, gdy szliśmy po jedzenie Toph poinformowała nas że w najbliższej okolicy niczego niema. Dzień wydawał mi się strasznie długi, jeszcze słyszałam krzyk chłopca który rozbrzmiewał dziś rano w lesie. Postanowiłam że dziś wieczorem na niebie sprawdzę kim był.Rozejrzałam się po twarzach, wszyscy byli raczej spokojni i weseli.
-Nie dziwie się dlaczego nasłali na nas zmiechy-zaczął Czkawka-zostaliśmy jedyni na tej arenie i nie będziemy walczyć między sobą, a pod ziemia możemy przesiedzieć całe tygodnie.
-Niewiarygodne jak ty to wydedukowałeś Sherlocku?!-zaczepił go Robin, wtedy brunet spiorunował go spojrzeniem. ,,Gdyby wzrok mógł zabijać''
-E tam nas nic nie pokona my jesteśmy taka...-zaczęłam, ale nie wiedziałam jak dokończyć.
-EKIPA WPIERDOL-dodała za mnie z śmiechem Toph, do tej pory siedząca cicho.
-Właśnie!-krzyknęłam klaszcząc w ręce.
-Wiecie zawsze możemy pozbyć się najsłabszego ogniwa-dodał Jack który do tej pory najlepiej dogadywał się z Robinem.
-Z...ak-udawanym kaszlem wychrypiał Robin.
Chłopak słysząc to pokazał obojgu środkowy palec i wrócił do swojej objado-kolacji. Zaśmiałam się słysząc to wszystko.
-Dobra mam dość dłużej nie wytrzymam wychodzę-powiedział sfrustrowany Zak.
-Ej nie obrażaj się myśmy tak tylko żartowali-przeprosił Robin.
-Nie obrażam się-westchną Zak, wstając- muszę szczać dłużej nie wytrzymam.
Toph dotknęła ściany rozsunęła ,,właz'' na górze i powiedziała:
-Nie niema, pośpiesz się
Chłopak wyszedł a my wróciliśmy do rozmowy.
Zaka nie było już dobre kilka minut kiedy Toph ostrzegła:
-Coś się zbliża!
W tym momencie tuż nad naszymi głowami usłyszeliśmy przerażający wrzask, przerażał bardziej bo to krzyczał Zak. Chciałam od razu biec przyjacielowi na pomoc, nakazałam Toph aby otworzyła wyjście i pozwoliła mi pomóc chłopakowi. Wzięliśmy nasze bronie, ja wzięłam łuk który zdobyłam na początku igrzysk.
Wybiegliśmy z dziury, ale gdy się rozejrzałam zmiechów już nie było ostatni znikał na krawędzi mojego wzroku, na ziemi pozostała kupa mięsa i krwi która jeszcze parę minut temu była Zakiem, sojusznikiem, przyjacielem...
Płakałam, obok mnie stał Czkawka położyłam głowę na jego ramieniu a on mnie objął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top