Epilog

Instagram: kirittawattpad

*NUEKI, TOLCHONOV - SO TIRED (PHONK)*

Kobieta, grubo po czterdziestce, westchnąła jeszcze głośniej chcąc zasygnalizować swoją obecność w pokoju. Profesor Henryk uniósł wzrok znad torby, którą ładował pod wpływem nagłego impulsu. Wysłał w jej kierunku ponowne przepraszające spojrzenie, ale ona tego całkowicie nie zaakceptowała.

- Uważam, że przesadzasz - powtórzyła zdanie kolejny raz tego dnia. - Na pewno to coś ważnego. Może coś w rodzinie?

- Tylman mało interesuje się rodziną - mruknął też ponownie. - Coś musiało stać się innego, że z dnia na dzień zwolnił się z pracy. Przecież wie w jakich czasach musimy żyć! TO do niego nie podobne. Zajadę na chwilę i wrócę, obiecuje!

Żona burknęła pod nosem, znikając za ścianą. Profesor uniósł oczy ku górze, szukając wsparcia i zbiegł na dół po schodach.

Dwa razy w życiu był w domu przyjaciela, więc początkowo zgubił się w gęstym lesie. Jednak los zlitował się nad nim i po dziesięciu minutach jazdy z daleka ujrzał ukryty domek.

Uradowany, widząc stary samochód profesora, wysiadł ze swojego szczęśliwy. Otrzepał brązowy znoszony płaszcz oraz ruszył do drzwi. Kilka razy zapukał, czekając na reakcję.

Był dla niego totalny szok.

Dziewczyna stała wyprostowana koło drzwi. Jej długie ciemne szare włosy nie przypominały dawnych złotych loków. Tak samo oczy, które nagle stały się jasno fioletowe. Przechyliła delikatnie głowę w bok, mrugając szybko. Wydawała się sama być w szoku, że w ogóle kogoś widzi przy drzwiach.

- Co tutaj robisz, profesorze Henry?

Milczał otumaniony. Nawet uszczypnął się w ramie aby mieć pewność, że nie śni. Wydawało się to głupie, ale nie miał innego pomysłu. To był jak sen, z którego - zdaje się - nie dawno się obudził. Podszedł kilka kroków w stronę domku.

- Panienko... Penelopo... - zakaszlał głośno. - T-T-Ty żyjesz?

Pytanie wydawało się zbędne, lecz musiał. Jego mózg potrzebował utwierdzić się w tym widoku. Dziewczyna delikatnie uśmiechnął się ustami. Z tej perspektywy wydawał się niewinna. Taką w prawdzie ją zapamiętał z zajęć. Nigdy nie sprawiała problemów i nie wyglądała na dziką. Była postacią spokojną o równie łagodnych jeszcze dziecinnych rysach twarzy. Teraz przez włosy oraz oczy szybko wydoroślała wizualnie.

- Pan włamał się na posesję?

- Ależ nie... To znaczy... - znowu kaszlnął głośno, szukając odpowiednich słów. - Czy jest obecny Profesor Tylman?

- Zaraz go zawołałam, proszę poczekać - włosy delikatnie uniosły się pod wpływem ruchu, opadając na plecy. Jeszcze na kilka sekund spojrzała się na niego przez ramię aby zniknąć w ciemności. Mężczyzna wzdrygnął się znacznie. Dziwne uczucie zaatakowało jego podświadomość. Coś go obserwowało i wcale nie było czuć w tym zadowolenia.

Po sekundach Tylman wpadł na ganek. Poprawił swoją białą koszulę. Jeszcze nie do końca obudzony ze snu, otarł oczy ze zdziwienia.

- Tylman, do cholery-

- Wejdź, nie chcę aby ktoś zobaczył Penelopę - pogonił go gestem dłoni. Mężczyzna skorzystał z zaproszenia i wszedł do środka.

- Tylman, masz świadomość, że tutaj nie ma innych domów?

Profesor jednak nic nie odpowiedział. Szybkim krokiem otworzył drzwi prowadzące w dół. Spojrzał się na swoją piękność.

- Penelopo, zrobiłabyś dla nas kawy, proszę

- Oczywiście - cmoknęła go niezdarnie w policzek. Przechodząc koło drugiego mężczyzny zmiotła go wzrokiem.

Schody prowadziły do ładnie przygotowanej piwniczki. Oprócz starego stołu oraz kilku palących się świec stały masywne komputery. Henryk nie miał pojęcia skąd Tylman mógł ich tyle kupić, ale na razie nie chciał się wdawać w szczegóły.

- Wszystko, kurwa, powiedź wszystko! Ja już nic z tego nie rozumiem! Ile to trwa?!

- Zaczęło się przed świętami - usiadł na drewnianym krześle. Oparł się plecami a nogi rozprostował. - W nocy, gdy zacząłem próbować znowu pisać. Przybył do mnie znikąd-

- Kto?

- No wiesz... Stwór, jeden z nich, którzy do nas przybyli

- Tylman do cholery! - przerwał mu natychmiast. - Słyszysz, co ty bredzisz?! Wypuściłeś, mam rozumiem, to coś do domu?! Zgupiałeś do reszty?!

- Sam wszedł do środka a potem nawiązała się między nami komunikacja-

- I?

- Powiedział, że odda mi Penelope a za kilka lat mam mu dać kogoś innego na jej miejsce

- Słucham?! - Henryk na moment zapowietrzył płuca. Powoli wypuścił powietrze. - I ty się zgodziłeś na taką głupotę?! Czy aż tak ją kochasz? Skąd wiesz, że można temu czemuś ufać?!

- Nie chciałem pozwolić jej odejść - uniósł wzrok na monitor. Kolejne dane pojawiały się w spisie a on szybko je analizował. - Ta myśl o jej utracie była taka silna, że chyba przestałem myśleć racjonalnie... I... Po kilku dniach stanęła w drzwiach. Jakby nigdy nic się nie stało... W tych samych ubraniach gdy ostatni raz ją widziałem, rozumiesz? Ona do mnie wróciła, tak po prostu

- Tylman, jedynie o co mogę cię prosić to pozwól jej odejść. Teraz, każ jej zniknąć, zapamiętaj ją taką ze szkoły czy za nią, ale nie idź na ten układ!

Przyjaciel potrząsnął nim. Miał nadzieję, że jego słowa mocno nie zranią mężczyzny, ale widział jaką potężną siłę w sobie mają. Chciał to zrobić, jak najbardziej łagodnie. Sam był zakochanym mężem oraz ojcem dwójki dorastających córek. Ciężko mu było wyobrazić ten ból, jaki musiał przeżywać teraz profesor, lecz to było totalne szaleństwo oraz niebezpieczeństwo.

- Nie mogę

- Daj jej odejść. To nie Penelopa! - zacisnął palce na jasnej koszuli. Obrócił w swoją stronę całe krzesło. - Zrozum! To coś już dawno przestało być nawet człowiekiem! Nie widzisz tego?!

- Wiem. Dlatego nie mogę - czarno włosy uniósł brew do góry, puszczając z uścisku ramiona Tylmana, bo poczuł się całkowicie wybity z rytmu. Jednak on wciąż milczał. W jego grubych szkłach odbijały się kolejne słowa oraz liczby. Jedynie starszy z nich znał dokładny ich sens. - Bo to nie Penelopa

Profesor Tylman ostatnie słowa wyszeptał cicho przez samym wybuchem. Wybuch był na tyle silny, że odrzucił drugiego profesora aż do najdalszej ściany. Boleśnie w nią uderzył, zsuwając się bezwładnie na podłogę. Alkohol, będący w otwartej butelce, rozlał się na ziemię. Po chwili świeczki, które również wylądowały na ziemi, roznieciły mały ogień. Drewnianą konstrukcję coraz bardziej pochłaniało ogromne płomienie.

Profesor Henryk starał się otworzyć oczy, ale ból w ciele uniemożliwiał mu to. Modlił się w duchu aby to nie był kręgosłup.

- Profesorze Tylmanie? - jego gardło ogarnęła chrypa. Chciał jeszcze wydusić pytanie, ale cierpienie pozwoliło na mdły syk. Nozdrza atakował zapach palonego drewna. Wysunął trzęsącą się dłoń do przodu, chcąc spróbować poczołgać się w stronę drzwi na korytarz.

Po chwili leżenia zrozumiał, że kroki to nie ratunek a pewna śmierć. Jej ciemnie odbicie nad sobą. Wyglądała, jak sam diabeł, który miał swobodę nad pastwieniem się nad śmiertelnikiem. Jej wzrok niczym nie przypominał spotkania kilka minut temu. Ona wszystko dobrze rozumiała. Nie, to coś dobrze rozumiało, bo samej Penelopy już dawno nie było.

Podniósła wysoko pustą butelkę. Pierwszy cios zadał prosto w plecy. Kiedy to nie było dla niego żadną satysfakcją rozbił ją o ziemię. Szkło łatwo raniło skórę a krew uciekała poza żyły. Nie przestawała niszczyć ciała mimo już braku sprzeciwu. Robiła to dalej. Mściła się z czystą premedytacją. Słuchała tego nowego oraz specyficznego dźwięku wbijania ostrza w mięso. Czuła ten śmieszny opór tkanek i kości. Butelka rozkruszała się na kręgosłupie, ale to nie było to co chciała poczuć.

Uniósła skaleczoną dłoń z resztkami przezroczystego szkła. Zacisnąła ją z całych sił. Dzięki temu ciałowi mogła poczuć wszystko.

Ale to było mało.

Nie mogła dużo osiągnąć w tym stanie. Potrzebowała czegoś więcej. Odwróciła się do komputera, który zaczął się topić pod wpływem temperatury. Razem z nim topniały wszystkie dowody jej istnienia. Zanim ktokolwiek zauważy pożar, nic takiego nie zostanie. To będzie zwykły wypadek. Jak każdy inny.

,,Ignite - Domeny"
17.10.2023

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top