6. Stwórz mnie od nowa

Instagram: kirittawattpad

*Mareux - The Perfect Girl*

Wolnymi krokami zbliżał się koniec letnich wakacji, a razem z tym ciepła oraz gromkiego słońca. Uczniowie żwawo zmierzali w kierunku budynków szkoły a studenci jeszcze cieszyli się miesiącem wolności. Letni wiaterek poruszył świeżo wypraną firanką w salonie. Delikatnie musnęła kraniec nosa dziewczyny, która obserwowała krajobraz zza oknem. Ptaszki radośnie ćwierkały a motyle zdobiły szatę runa lasu. Przez całe swoje życie nigdy nie widziała ich aż tyle w jednym miejscu. To był kolejny twardy dowód aby kochać to skryte miejsce z dala od ciekawskich ludzi wielkiego miasta.

- Penelopo

Odwróciła się do niego powoli. Kilka kosmyków blond włosów uciekło z delikatnie splecionego koka. Fiołkowe tęczówki radośnie zabłysły na widok postaci mężczyzny. Zamrugała, jak mała dziewczynka, czekając na co dniowe pytanie.

- Jak się dzisiaj czujesz? - ruszyła ramionami. Rękami oplotła swoje chude ciało, rzucając wzrok na zewnątrz. Tylman zacisnął z nerwów dłonie. Wiedziała, że się stresował. Co nowy dzień to miała wrażenie, że czuła się zupełnie inaczej.

- Jak zawsze - odparła po chwili ciszy. Uniosła nieznacznie powieki. Promienie słońca odbijały się od kałuż będących na drodze po burzliwej burzy. - Chociaż nie. Dzisiaj jest wyjątkowo dobrze

- Nawet nie wiesz, jak tymi słowami mnie uszczęśliwiłaś

- Czy coś się stało? - odwróciła się tym razem gwałtowniej przez co długa czarna sukienka zafalowała. Szybki krokami pokonała dzielącą ich odległość. - Czy coś w pracy?

- Nie, wszystko jest dobrze najdroższa - podniósł jej dłoń aby złożyć na jej zewnętrznej stronie pocałunek. - Na zebraniu nie było nic nadzwyczajnego

- Ale wydajesz się spięty

- Wichura uszkodziła kilka drzew, droga jest ciężko przejezdna

Dziewczyna poobserwowała go chwile aby upewnić się w tych słowach. Jej fioletowe tęczówki na moment wydały się ciemniejsze niż przez te kilka dni. Pochyliła lekko głowę do przodu.

- Może dzisiaj zjemy obiad na tarasie?

- Rozpieszczasz mnie, Penelopo

Delikatnie uśmiechnęła się nie opuszczając wzroku. Pociągnęła mężczyznę w stronę kuchni. Po chwili zbierania jedzenia oraz nakrycia osiedli na przeciw siebie aby w ciszy rozpocząć konsumpcję późnego obiadu.

Gdzieś w połowie jej wzrok padł na tutejszą łąkę. Jeden z jasno czerwonych motyli usiadł na koronie chabru łąkowego, którego tutaj było całe mnóstwo. Po chwili jednak poleciał w zupełnie innym kierunku, znikając w ciemnościach lasu. Zmarszczyła czołu, próbując go odnaleźć.

- Wiesz, co oznacza motyl w świecie magii? - pokręciła głową przecząco a jego wąs uniósł się do góry. - Motyl stanowi symbol życia, śmierci i nieśmiertelności. Chociaż ludzie wolą bardziej wersje przyziemną, w której motyl jest symbolem przemiany, odrodzenia i również nieśmiertelności

- Tutaj jest ich tak dużo, że na pewno będziemy żyli długo

Zaśmiał się na jej słowa.

- Nie wiesz, jak bardzo tego pragnę. Mogę żyć wiecznie, jedynym warunkiem jest Twoja osoba. Penelopo, czy zostaniesz moją żoną? - tym razem to ona lekko się zaśmiała.

Jednak widząc czerwone małe pudełko momentalnie zamilkła. Oczy zrobiły się jak spodki a głowa dostała dzikich wariacji, uświadamiając sobie, że pytanie wcale nie było idealnym dodatkiem czy zwykłymi słowami rzuconymi na wiatr. Zamrugała szybko, unosząc wzrok na profesora.

- Oczywiście - wyszeptała ledwo słyszalnie, pozwalając łzom uciec na drewnianą podłogę. - Tak, Tylman! Tak, tak, tak!!!

Podleciała do niego żwawo, szybko obdarowując go stosem pocałunków. Szczęśliwa otworzyła wieczko i nawet nie przyglądając się cackowi nałożyła na swój palec.

- Spędziłam tyle czasu próbując się zmienić, nie zdając sobie sprawy, że wcale nie musiałam się zmieniać... - wyciągnęła dłoń do przodu, ilustrując pierścionek. Uśmiechnęła się delikatnie. - Jest piękny

- Na pewno podoba Ci się?

- Jest idealny - dłonie położyła na jego policzki. Cmoknęła go niezdarnie w usta. - Tak, jak cały ty

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top