5. Jestem Penelopa

Instagram: kirittawattpad

*Hensonn - Flare*

Sygnał przeganiał się za sygnałem. Tam karetka, tam milicja. Gdzieś wśród hałasu powoli przebijała się straż. W jego oczach zaczął istnieć jeszcze gorszy strach. W tęczówkach odbijały się światła a ludzie mieszali się ze sobą. Już nie potrafił odczytać rysów twarzy, które przez te kilka godzin wydawały się już wystarczająco znajome. Tak samo tony głosów znikały w tonacji hałasu. Ktoś poklepał go po ramieniu. Nie miał siły podnieś wzroku, ale wiedział do kogo opcjonalnie dłoń mogła należeć.

Na chwilę obraz wrócił a w uszach przestało nieprzyjemnie piszczeć. Kolejny dziwny atak, ofiary i zaginieni. Oczy powędrowały w prawy bok. Ludzie siedzieli w kocach, roniąc nowe łzy. Strach przejął jego ciało na moment. Kiedy w końcu się odważył odwrócić wzrok zacisnął pięści.

Sylwetka kobiety coraz pojawiała się w tłumie. Czas, idealnie w zwolnionym tempie, pokazywał jej zmieniającą się twarz. Nagle zestarzała się dziesięć lat do przodu. Cera starciła swój blask a usta posiniały lekko z zimna. Zaczęła krzyczeć potwornie, bijąc młodego milicjanta po mundurze. Szybko odciągnął ją mąż, który starał się zachować spokój.

Wspomnienia zaatakowały jego umysł. Te słodkie chwile, które już miały nigdy się nie powtórzyć. Miałam zostać tylko w pamięci.

Był dorosłym mężczyzną, a wył jak mała dziewczynka. Wiekszość nie zwróciła nawet na to uwagi, bo sami byli nie w lepszym stanie. Ból rozrywał jego psychikę. Przyjaciel, który dotarł tutaj z opóźnieniem, położył na jego ramiona swoją kurtkę.

Jedynie, co mu po niej pozostało, to zegarek. Tulił go do siebie z całych sił jakby to miało przywrócić ją na Ziemię. Stracił ją. Mimo tak ciężkiej pracy oraz wysiłku nie zdołał jej uratować. Wiedział, że nie mógł nic zrobić, ale jego umysł wciąż go męczył aby czuł ten żar niesprawiedliwości oraz winny.

- Tylman-

- Była taka młoda - wyszeptał łamiącym głosem. Dotknął delikatnie kwiatów na ziemi. - Dlaczego akurat ona?

Przyjaciel milcz. Te pytanie miało za dużo różnych odpowiedzi. Żadna nie wypełniłaby pustki a jedynie gorzej rozszarpała uczucia.

W tym wszystkim jednak zobaczył ostatni element układanki, tej tajemnicy, której nie miał się dowiedzieć. Jego źrenice rozszerzyły się jak pięciozłotówki.

Nie widział Tylmana koło tak młodej dziewczyny. Przytulających się czy całujących. Różnica wieku była dla niego nie do zrozumienia. Przecież w bardzo dobrym przypadku mógłby być jej ojcem!

Jednak po na myślę jego wzrok złagodniał i czoło przestało tak się marszczyć. Zrozumiał jego łzy, rozpacz i frustrację. W tym smutnym obrazku przestał widzieć poważnego profesora z wieloletnim stażem, lecz mężczyznę zakochanego w kobiecie, która opuściła go najsmutniejszą śmiercią.

Dlatego jego ból był odczuwalny tak mocno.

- Przyjacielu - wysunął dłoń do przodu. - Chodźmy na herbatę aby odpocząć myślom. Jeszcze przed nami długa droga

Ku jego zaskoczeniu wstał bez najmniejszego oporu. Sunął się powoli do przodu jakby zapominając o całym świecie.

Dni stały się takie same. Czas wypełniła praca, jedzenie i spanie. Stał się maszyną, którą miał coraz częstszą ochotę zostać. Wiersze uzupełniały się w bólu a inne słowa nie chciały wpłynąć na kartkę. Jego wieloletnia pasja gdzieś zanikła oraz razem z nią pozytywne emocje. Mimo starań rodziny czy kilku znajomych jego świat stał się szary. Tłumaczyli to sobie różnie. Trauma po takim zdarzeniu wydawała się najlepszą, jak i najgorszą opcją. Tajemnica miała tak łatwo umrzeć.

Zima przyszła równie niespodziewanie. Po tygodniu wichrów większość dróg została na dobre zasypana a nadziei na odkopanie nie było widać. Dla Tylmana była to wspaniała wiadomość. W spokoju mógł zaszyć się w wnętrzu drewnianego domku, gdzie dni wolne do pracy chciał spędzić daleko od wzroku ludzi.

Zmęczony spojrzał się na zegarek. Wskazówki wskazywały równo dwudziestą trzecią. Ciągnącym się krokiem dotarł do kuchni. Postawił czajnik na kuchenkę gazową aby zagrzać sobie wody do herbaty.

Śnieg rozjaśniał zamarznięty teren. Drzewa przystroił leciutki dla oka puch. Cały świat lśnił drobinakami gwiazdek z ziemi.

Zamrugał szybko kilka razy. Ciemny cień nie wyglądał na jakiejś tutejsze zwierzę. W tej okolicy raczej nie spotykał łosi czy sarenek. Dwoma palcami chwycił skronie nosa. To zmęczenie, powtarzał uparcie, zalewając czarną herbatę. Z powrotem wrócił do salonu gdzie leżały wszędzie porozrzucane kartki z podobnymi słowami.

Specyficzny chłód powiał po plecach. Wzdrygnął się natychmiast, szukając wzrokiem źródła nagłego zimna. Pospiesznie pognał do otwartego okna, jednak gdy miał już je zamknąć mózg obudził się przestraszony. Nerwowo rozglądnął się po pomieszczeniu. Kartki leżały na miejscu. Stara szafa też wyglądała nie naruszona. Podłoga dalej specyficznie skrzypiała a radio było wyłączone. Strach wciąż go nie opuszczał. Jedynie on był w domu, drzwi były zamknięte na klucz a okno jakimś cudem było otwarte na oścież.

- Ktoś tu jest? - zapytał po chwili namysłu. Zrobił krok do przodu. Deska delikatnie ugięła się pod ciężarem chudego ciała.

- Co chcesz osiągnąć? - postać stanęła za nim.

Jak żywy człowiek dotknął swoimi mistycznymi pazurami jego ramienia, zaciskając je coraz mocniej. Stworzenie pochyliło się delikatnie do przodu. Jego ciało było stałe, ale z niego leciał taki gęsty czarny dym, że ciężko było dostrzec coś bardziej charakterystycznego. Mężczyzna poczuł na swojej skórze lodowy oddech.

- Nie możesz znieść tej ciszy? Ja też nie lubię gdy nikt ze mną nie rozmawia

- Mój umysł jest rozdarty - ze strachem uniósł wzrok ku oknowi, gdzie widział ich odbicie. Monstrum natychmiastowo wyprostowało tułów, cofając się lekko w tył. - Nigdy tego nie zrozumiesz

- Tylko Ci się wydaje. WAM się wydaje - zaśmiał się sztucznie. Obrócił się a jego aura zawirowała. - Wcale tyle się nie różnimy od siebie. Nasze gatunki są takie zbliżone

- To miało was tu przywiać?! Podobieństwo?! - rzucił kubkiem, lecz szkło rozbiło się na kilka kawałów.

- Nasza planeta istnieje, lecz nas jest na tyle sporo, że potrzeba było migracji. Cóż, szczęście w nieszczęściu Ziemia była najbliżej - poleciał do biura, zaglądając do papierów. Jego twarz odwróciła się powtórnie w lewo. - Widzę dużo waszego skutku i żalu. Chyba tak się to u Was nazywa

- Tak, dużo smutku - mruknął. Obserwował każdy najmniejszy ruch. Ciało było spięte a dłonie pociły się jeszcze bardziej. - D-Dlaczego tu jesteś? Z-Zostaw mnie w spokoju

- Wczoraj spotkałem się ze strasznie smutną ludzką duszą. Błąkała się po tym świecie bez celu-

- Kłamiesz-!

- My widzimy o wiele więcej niż Wam się zdaje - podszedł bliżej do Tylmana. - Nawet nie wiem jak za Tobą tęskni

- Odejdź! - krzyknął głośno. Kilka łez popłyneło po policzkach. Miał wrażenie, że postać dobiera się do jego umysłu. Machnął rękami aby nie pozwolić podejść do siebie bliżej. - Penelopa nie żyje, rozumiesz?! Straciłem ją! Odejdź i daj mi już spokój!

- Głupi - syknął. - Chce Wam tylko pomóc? Powiedz, chcesz ją odzyskać?

- Co ludzie powiedzą?! Ja zwariowałem?! Zabij mnie albo odejdź, błagam! Już nie daje rady, odejdź!

- Po prostu poczuj to znów - monstrum zwaliło wszystkie rzeczy z półek na ścianie. Jego radość była nieskończona a energia rozchodziła się w powietrzu. - Przestań być drugi - dotknął milimetrowo jego policzka. - Przestań być drugi w grze, drugi w oddychaniu, drugi w pieprzonej rzeczywistości, w której żyjesz

Wazon upadł na ziemię, rozbijając się na mniejsze kawałki. Woda powoli płynęła w stronę stóp Profesora i potwora.

- Ja Ci ją oddam a ty za kilka lat, o tej samej porze, oddasz mi kogoś silniejszego na jej miejsce. Kogoś, kto będzie na tyle silny aby miał szanse mnie zatrzymać, rozumiesz staruszku? Kogoś, kto spowoduje we mnie strach... Wtedy odzyskasz ją na zawsze

Życie za Życie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top