4. Old Genesis

Instagram: kirittawattpad

To był rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty. W Radomiu, Ursusie oraz Płocku doszło do strajków oraz protestów przeciwko podwyżkom cen, które ogłosił pod koniec czerwca premier Piotr Jaroszewicz, poparty przez sejm. Wystąpienia skończyły się interwencją milicji a w późniejszym okresie represjami w stosunku do protestujących.

Po tych przykrych wydarzeniach Polacy zdobyli dwadzieścia sześć medali (w tym siedem złotych) na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu. Same Igrzyska okazały się nieudane przez bojkot imprezy przez ekipy narodowe państw afrykańskich. Protest był przeciwko niepodjęciu przez MKOl decyzji o wykluczeniu z igrzysk reprezentacji Nowej Zelandii. Reprezentacja w rugby złamała międzynarodową izolację rasistowskiej Republiki Południowej Afryki, organizując tournée po tym państwie.

Kilka dni po tych zwycięstwach, jak i ponownych sporach spada wiadomość o dziwnym ataku w Polskich górach, w którym nie żyło już kilka osób a jeszcze więcej wciąż było zaginionych. Sprawa na tyle zaczęła być głośna, że inne państwa z całych sił chciały wyciągnąć informacje od ZSRR, ale wyższe sfery milczały nieubłaganie. Nawet prezydent USA poprosił o osobiste spotkanie, lecz i to zostało odrzucone.

Za chmur przebijały się ranne promienie słońca. Szczyty gór były jasne od pokrywającego ich wieloletniego śniegu. One same wydawały się nieosiągalne dla człowieka. Niżej rozciągała się delikatna mgła, przykrywająca gęste gęstwiny lasów. Zieleń łącza się z jeszcze niżej położonymi łąkami oraz polanami. 

- Jesteśmy na miejscu - powiedział pan Ones, który jako ostatni usiadł zza kierownicą Żuka. Odwrócił tułów aby zajrzeć na tył. - Uważajcie na kałuże, widać, że była straszna ulewa a nie przyda nam się więcej kłopotów

Żona, która wiernie siedziała obok na miejscu pasażera, wysiadła z auta. Zaciągnęła płuca świeżym powietrzem. Pierwszy raz była tutaj wiele lat temu gdy jej babcia drugi raz wychodziła za mąż. Po dziś dzień wspomina piękne wesele, jak i uroczą relacje z drugim dziadkiem. Uśmiechnęła się przez łzy, wspominając jego radosny kulejący krok. Oh, tak ten mężczyzna miał więcej werwy do życia niż nie jeden młody chłopak. Szkoda, że nie miała okazji bardziej go poznać. Choroba szybko zniszczyła zdrowy organizm. Po nim zaraz odeszła babcia. Wraz ze śmiercią bliskiej nie miała okazji aby zwrócić tutaj ponownie.

Aż do teraz.

- Alex? - bratowa stanęła koło jej boku. Na swoją blond głowę zaciągnęła dzianą czapke. - Proszę, nie płacz, na pewno Penelopa się znajdzie

- Nadzieja umiera ostatnia - przetoczyła znane przysłowie, które lubił przetaczać jej dziadek. Nawet mentalnie usłyszała jego głos. - Moja nadzieja jeszcze nie umarła

- Nasza też nie. Bądź tego pewna

Czuła dobre intencje, ale nie umiała podziękować. Bratowa mogła pomyśleć cokolwiek. Nie czuła się winna.

- To jest ten... jej nauczyciel? - kobieta uniosła wzrok na bramkę, która grodziła przejazd przez drogę. Koło niej stał mężczyzna i żwawo zapraszał osoby zebrane bliżej siebie.

- Profesor - sprostowała, biorąc kobietę za boczek. - Praktycznie sam wszystko zorganizował. Cudowny człowiek

- Faktycznie cudowny

Żwawo podeszły do przodu, stając koło swoich mężów. Kobieta poprawiła kurtkę, czując nieprzyjemny chłód na ciele. O tej porze temperatura, na tej wysokości, dopiero zaczynała rosnąć. Osoby zebrane były przygotowane na taką zmianę pogody. Poubierani, jak najcieplej obserwowali mężczyznę przed sobą.

- Gdzie zaczynamy poszukiwania?

- Myślę, że najlepiej iść po trasie, po której podążali oni - z kieszeni płaszcza wyciągną kawałek poskładanej mapy. - Jest szansa, że spotkamy kogoś uciekającego. Trochę się rozdzielimy aby mieć większe pole do przeszukania. Jeżeli dobrze pójdzie za dwie godziny dojdziemy do schroniska, tam uzupełnimy wodę i trochę odpoczniemy przed dalszą podróżą. Czy ktoś się nie zgadza?

Wszyscy milcząc zaprzeczyli głowami.

Trasa nie wydawała się trudna, jedynie zachęcała pięknym krajobrazem parcia do przodu. Pogoda sprzyjała, a adrenalina nie pozwalała nikomu na ziewanie. Każdy zaangażował się do dokładnych przeszukiwań. Nikt nie bał się głośno krzyczeć ani wchodzić w mniej bezpieczne miejsca.

Według ustalonego czasu zdołali dojść do Schroniska PTTK Morskie Oko. Obecni właściciele - Wanda i Czesław Łapińscy szybko powitali grupę ludzi, zapraszając na darmowy ciepły posiłek.

Alexa wyszła na zewnątrz, uciekając od zgiełku ludzi. W dłoniach zacisnęła parującą herbatę. Dokładnie obejrzała sławne Morskie Oko. Przygryzła wargę, bo mózg miał nadzieję ujrzeć gdzieś cień córki. Niestety, nawet dobre oczy, nie wyczarowały tego pięknego obrazu. Podmuchała ciecz, ale nie wzięła zamierzonego łyczka. Podniosła wyżej głowę aby rozpoznać Profesora Tylmana, siedzącego nieopodal na ławce. W jednej dłoni trzymał kawałek kartki a w drugiej ołówek. Po biciu się z myślami pomału zeszła po schodach.

- Czy można? - mężczyzna podniósł jedynie na nią wzrok. Po chwili jego wąs lekko uniósł się w górę, chowając rzeczy do kieszeni.

- Zapraszam - uczyniła to, uspokająć się w duchu. - W środku rozdają ciepłe napoje, czy profesor nie zechciałby czegoś?

- Dziękuję za pamięć o Mnie, ale odmówię. Nie mam na to ochoty. Pragnę już wyruszyć dalej, w inną stronę trasy

- Też chciałabym, ale widzę po wielu jeszcze zmęczenie. Z-Zaraz p-pójdę ich zebrać - przetarła kilka łez z różowych policzków. Odłożyła herbatę na bok żeby jej nie puścić na ziemię. - Nie może być wszystko na pana głowie. I tak pan profesor tyle zrobił, nie wiem nawet czy to czas na podziękowania, c-chociaż słowa nie mogą opisać mojej w-wdzięczności. N-Na prawdę, P-Pan zleciał nam prostu z nieba! Moja c-córka na pewno to doceni...

- Wiem, ona jest wspaniałą kobietą - wyszeptał przez zaciśnięte gardło. - Pani Ones nawet sobie nie wyobraża, jak bardzo chce zobaczyć ją całą i zdrową...

Uśmiechnęła się na moment. Kilka kosmyków włosów spadło na policzki gdy wzrok spoczął na końcach butów. Jako matka nie chciała się poddać. Ten ogień nadziei cały czas się tlił. Dla jej córki musiało się udać przeżyć. Bóg nie byłby tak nie łaskawy dla jedynego dziecka. Aniołka o okrągłych uroczych oczach. Te przekonanie utrzymywało ją świadomą cały czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top