2. Powiew ciepłego wiatru
Instagram: kirittawattpad
Profesor Tylman szedł dumnym krokiem przez środek korytarza. Czując palące spojrzenia złowrogo nastawionych studentów, podniósł głowę jeszcze wyżej. W żadnym wypadku nie bał się dorosłych nastolatków! Sam przecież zaraz będzie pracował tutaj dwadzieścia lat, więc z nim nie mogą się równać. Nic go już nie zaskoczy w tej pracy. Chociaż musiał przyznać, że z roku na rok nowe roczniki były coraz bardziej wredne.
Uniwersytet był ogromny. W końcu, praktycznie, jak co roku, przybywała tutaj cała ludność z krańców Polski i innych państw blisko granicznych. Dokładnie pięć lat temu budynek przeszedł generalny remont, więc nie tylko zachęcał dobrymi środkami dydaktycznymi czy nowymi technologiami, ale też wizualnie. Korytarz w neutralnych barwach beżu prowadził go do sal wykładowczych lub jednostek uczelni.
- Oh, Panie Tylamnie! Jak miło Pana już widzieć! - sprzątaczka oparła się o miotłę. Jako kobiecinka dorabiająca do emerytury nie szczędziła sobie poleniuchowania w pracy, ale dziś na koniec roku sprężała się w sprzątaniu.
- Mi też miło, Pani Dobrawo
- Chyba Pan wyjeżdża gdzieś, co? - miotłą szturchnęła go po brzuchu. Zaskoczony zasłonił brzuch torbą. - Mocno Pan schudł! Prawie brzucha nie ma! Jak Pan tylko zaczął tutaj pracę to pamiętam, co Pani z sekretariatu-
- Dobra dieta i ćwiczenia - ominął drewniany kij. Poprawił okulary na nosie. - Teraz przepraszam. Idę pozałatwiać jeszcze kilka spraw przed końcem roku. Oczywiście dziękuję za komplement i życzę owocnego odpoczynku
- Jaki tam odpoczynek! Z wnuczkami będę spędzać czas! Nawet chwili spokoju-!
Mężczyzna zadowolony zamknął za sobą drzwi. Uwielbiał historie opowiadane przez panią Dobrawę, bo zawsze były szczere do bólu, ale zazwyczaj kończyły się podobnie. Obejrzał uważnie całe pomieszczenie. Jak zawsze.
Przywitał się z resztą wykładowców. Usiadł na swojej miejsce z lewej strony pomieszczenia, gdzie zaraz powiewała firanka. Z jednej strony Pan Henryk od języków obcych z o wiele większym stażem i doświadczeniem kiwnął głową na przywitanie. Z prawej Pani Aleksandra od nauk ścisłych - młodziutka blondynka odłożyła nową książkę, widząc siadającego znajomego.
- Zazwyczaj jesteś przed samym rozpoczęciem - zaczął mężczyzna. Poprawił bordową muchę. To chyba była jego taka mała tradycji. - Co dzisiaj się stało?
- Udało mi się wcześniej przygotować
- Też jestem bardzo zaciekawiona Twoją zmianą - nauczycielka odłożyła książkę na stół. Tylman domyślił się iż nowy nabytek był prezentem od któregoś studenta. - Kiedy ją przedstawisz?
Mężczyzna zadławił się własną śliną, wywołując małe poruszenie w sali. Kiedy kilka łez spłynęło po lekko różowych policzkach. Spojrzał się na sąsiadkę z biurka a potem na sąsiada. Z jej wąskich ust nie schodził radosny uśmiech.
- Ją? - szepnął cicho, chcąc się upewnić czy dobrze usłyszał.
- Nie widzisz tego? Na prawdę?
- Nie rozumiem-
- Wszyscy już plotkują o twojej dziewczynie. Widać po Tobie pozytywne zmiany - Tylman zrobił wielkie oczy. Obejrzał całe pomieszczenie. Nikt nie spoglądał w ich stronę, lecz dziwne uczucie nie chciało go odstąpić. - Nie rób z nas durni! Powiedz, kto jest!
Duchowo odetchnął z ulgą, więc jednak nikt ich nie nakrył. Niestety wszyscy już się domyślili, że ma kogoś. Czyżby aż tak widać, że jest zakochany?
- Aleksandro - kobieta podsunęła się bliżej zaciekawiona. - Czy... Jakie zmiany masz na myśli?
- No wiesz, mój przyjacielu - odwrócił się do drugiego profesora. Ten też przesunął się bliżej. - Schudłeś, odmłodniałeś fizycznie i psychicznie kilka dobrych lat. Na prawdę wszystko Ci wychodzi na plus. To musi być złota kobieta
- Psychicznie?
- Jesteś zupełnie inny. Bardziej rozmowy, częściej się uśmiechasz
- Więc, kto to, profesorze Tylamnie? Proszę się pochwalić!
- Nikt - uciął szybko. Chodź czuł lekkie rumieńce na myśl o swojej złoto włosej. Nie, nie mógł nic nikomu powiedzieć. Musiał chronić jej oraz swoje imię.
- Jak nikt, jak się uśmiechnąłeś!
- Cicho - syknął na niego. Kilku profesorów spojrzało się w ich stronę. - Nie ma i koniec. Uważam, że temat jest zamknięty
Ruszył żwawo na korytarz. Musiał uciec od wymownych spojrzeń oraz nieskończonych pytań. Bał się o każde wypowiedziane słowo.
Przez okno zobaczył, jak studenci zbierali się na placu zza szkołą. Pogoda idealna dopisywała, więc nie było sensu męczyć ludzi w auli. Wśród młodych dorosłych zobaczył swoją radosną piękność. Stała koło swoich koleżanek z roku oraz zażarcie o czymś rozmawiały. Kochał ją i musiał ją chronić od plotek. To był jego obowiązek zrobić wszystko aby była szczęśliwa.
Jego Penelopa.
- Przyjacielu - odwrócił się do Pana Henryka. - Przecież moje tajemnice są Twoje a Twoje moje. Możesz mi powiedzieć, jeżeli coś Ciebie trapi
Mężczyzna podszedł do niego, czekając na odpowiedź. Starszy oparł ciężar ciała o ściane.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Jeszcze nie - zaznaczył szybko. Mimo, iż bardzo szanował kolegę z pracy, musiał uważać na ten konkretny sekret. Nikt nie mógł się dowiedzieć.
- Powiedz tylko, masz kogoś prawda? Nie będę naciskać
- Nie - przyznał po chwili.
~~~
Profesor przyglądał się kolejnym studentom. Z lekką łezką w oku myślał, że kolejne pokolenie idzie dalej w świat. Jakby na moment widział siebie, młodszego kilkanaście lat z tym błyskiem w oku. Stres zrzerał go mocno, lecz dziękował Bogu za pomoc w ukończeniu szkoły.
Teraz lekko rolę się odwróciły.
Dyrektor placówki przemową zakończył oficjalnie kolejny rok. Przemowa była krótka, związła, lecz subtelna oraz dopracowana w punkt.
Studenci przychodzili z podziękowaniami. Dumny, bo dostawał ich coraz więcej zcisnął dłoń kolejnej osoby. Niektórzy mówili proste dziękuję a jeszcze inni recytowali nawet pięć minut. Dla profesora liczył się jednak ten prosty gest. Ta więź, która była dalej zaciskana z pokolenia na pokolenie. Był dumny, jak nigdy wcześniej.
- Profesorze Tylmanie... - uśmiechnął się widząc w końcu swoją piękność z wielkim bukietem kwiatów. Musiała delikatnie wychylić głową w bok aby wzrokowo widzieć profesora. - Chciałam w najprostszych słowach podziękować. Bez Pana nigdy nie odnalazłabym swojej ścieżki i nie osiągnęła takich zaliczeń
- Oj Penelopo - starał się z całych sił nie rozkleić się przy innych. Nie dość, że była piękna w eleganckim stroju to jeszcze ten łagodny głos. Była taka idealna. - Dla mnie, jako wykładowcy, największa nagroda to wasze sukcesy i duma jaka wynosicie z roku na rok. Wyniki to tylko Twoja zasługa
Widząc ten uśmiech stwierdzał się w przekonaniu miłości. Na kilka sekund spojrzał się w niebo, szukając psychicznie kontaktu z Bogiem. Bardzo dawno tego nie robił, więc musiał się skupić aby przypomnieć prostą modlitwę.
Panie, miej moją Penelope w opiece gdyby mnie zabrakło
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top